Reklama

Geopolityka

NATO: Ćwierćwiekowe reminiscencje rocznicowe naszego uczestnictwa w Sojuszu

Autor. HQ Multinational Corps Northeast (@hqmncne)/Twitter

Minęło 25 lat, odkąd Polska wraz z Czechami i Węgrami przystąpiła do NATO. Zarówno elity polityczne, jak i zwykli obywatele mogą postrzegać Organizację Traktatu Północnoatlantyckiego jako protektora. Dlaczego Polska i inne kraje byłej komunistycznej strefy wpływów przystąpiły do Sojuszu? Jakie są realia organizacji? Pisze o tym gen. broni w st. spocz. Andrzej Fałkowski

Cele NATO zmieniały się na przestrzeni dziejów i zawsze były dostosowywane do okoliczności występujących w trakcie istnienia organizacji. Pierwotne cele, jakie stawiano sobie przy jej tworzeniu, ewoluowały lub zniknęły, a dzisiejsze są nieco odmienne. Pytanie brzmi, czy ogólna sytuacja w zakresie bezpieczeństwa zmieniła organizację lub czy to Sojusz wywarł znaczący wpływ na otoczenie bezpieczeństwa.

Ogólnie rzecz biorąc, w rozwoju NATO można wyróżnić kilka ważnych okresów. O ile przez pierwsze 40 lat istnienia organizacji dominował modus operandi zimnej wojny i „prosty” dwubiegunowy świat, o tyle kolejnych 20 – kiedy Polska przystąpiła do NATO – oznaczało poszerzenie zadań i zaangażowania operacyjnego poza obszarem traktatowym (operacje nieobjęte art. 5), stopniowe porzucanie sił statycznych, redukcję struktur i wydatków na obronność w państwach członkowskich itp. W tamtym czasie powtarzano popularne powiedzenie albo działamy poza obszarem, albo tracimy rację funkcjonowania (out of area or out of business). NATO znajdowało się u szczytu kryzysu tożsamości. Ponadto wszechogarniająca była preferencja wspierania sił ekspedycyjnych zamiast budowania nowej infrastruktury obronnej NATO. Pamiętam, jak nasz Szef SGWP gen. Franciszek Gągor, który zginął pod Smoleńskiem powiedział, że do startu samolotu potrzebny jest beton („we need concrete to take off”), podczas jednej z sesji Komitetu Wojskowego NATO w Brukseli, w odpowiedzi na toczącą się dyskusję na temat ograniczania inwestycji w infrastrukturę NATO i dalsze rozwijanie sił ekspedycyjnych.

Reklama

Wreszcie ostatni okres funkcjonowania NATO, rozciągnięty na przestrzeni ostatnich 15 lat, oznacza powrót do korzeni NATO, a tym samym misji obrony zbiorowej w szybko zmieniającej się sytuacji geostrategicznej. Można powiedzieć, że samo istnienie NATO prawdopodobnie zapobiegło pogorszeniu się sytuacji bezpieczeństwa na obszarze traktatowym. Jednocześnie należy podkreślić, że sytuacja bezpieczeństwa w strefie wpływów NATO kształtowana była i jest przez stale ewoluujące, w różnym tempie, zdolności obronne państw Sojuszu.

Po co nam członkostwo?

Najważniejszym argumentem za przystąpieniem do sojuszu była ochrona własnego państwa przed zagrożeniem zewnętrznym. Idea ta zjednoczyła większość społeczeństw i środowisk politycznych (nawet przeciwstawnych sobie) krajów akcesyjnych i ostatecznie zwyciężyła. Niemniej jednak proces sam w sobie był skomplikowany. Początkowo NATO nie było szeroko otwarte na dalszą ekspansję. Część państw członkowskich po prostu nie chciała przyjąć nowych krajów do kręgu NATO, ale kandydaci pokazali, że warto się do nich przyznać, a i Sojusz zyska na rozszerzeniu.

Czytaj też

Najpoważniejszym zagrożeniem dla NATO i demokratycznego świata była i pozostaje Rosja. Jednak zagrożenie jest odmienne w przypadku krajów oddalonych od Rosji. Z drugiej strony dla Polski, ale także krajów bezpośrednio z nią sąsiadujących - to być, albo nie być. Strach przed rosyjskim „niedźwiedziem” nie skończył się w 1989 r. W 1999 r. od czasu ostatniego rozszerzenia minęło 17 lat (w 1982 r. - Hiszpania), a państwa członkowskie zdawały się zupełnie o tym zapominać.

Reklama

Dodatkową komplikację stanowił fakt, że tym razem dotyczyło to państw byłego bloku komunistycznego, które przed jego rozpadem w 1991 r. były silnie powiązane, a niektóre nawet były częścią Związku Sowieckiego (lub Rosji jako następcy prawnego). Kiedy kraje naszego regionu przyłączały się partiami (odpowiednio w latach 1999, 2004, 2009, 2017, 2020, 2023, 2024), chciały po prostu uciec od geostrategicznej próżni, w której nie należały już do wschodniej strefy wpływów i nie były częścią świata demokratycznego. Od 1999 roku liczba krajów NATO uległa podwojeniu.

Nikt nie lubi żyć w zawieszeniu i na „ziemi niczyjej”. Pozostawanie w kajdanach przeszłości, ze wszystkimi traumatycznymi doświadczeniami, nie było dłużej uzasadnione. Oczywiście znacznie lepszym wyborem było znalezienie się w towarzystwie silniejszych graczy.

Norweskie Leopardy 2A4NO.
Norweskie Leopardy 2A4NO.
Autor. NATO eFP Battle Group Lithuania/X

Patrząc z perspektywy ostatnich 25 lat, warto było przystąpić do NATO. Rosjanie nie podjęli próby ataku (nie licząc toczącej się wojny cybernetycznej, informacyjnej, propagandowej, handlowej itp.) na żadne państwo NATO. Dobrze, że do konfrontacji kinetycznej nie doszło i paradoksalnie, o to chodzi, żeby takiego testu sprawności NATO nie było.

Jest to wynik dwóch ważnych atutów, jakie prezentuje Sojusz – odstraszania i wiarygodnej obrony. Wyobraźmy sobie jednak, że nie istnieje tak określone i konkretne zagrożenie jak Rosja. W latach 90. i dziś większość z nas nadal wolałaby prawdopodobnie integrację z zachodnią społecznością. Wiele lat życia w komunizmie zaszczepiły w nas niesamowitą potrzebę bycia częścią rodziny krajów zachodu i upewnienia się, że należymy do tej samej strefy.

Reklama

Czy to jedyne koła zamachowe, które napędza także innych potencjalnych członków NATO?

Nawet gdyby nie groziło nam żadne niebezpieczeństwo i tak wstąpilibyśmy do Sojuszu. Dobrym przykładem są kraje położone na zachodzie i południu Europy, nieotoczone żadnymi wrogami, którzy chcieliby rzucić wyzwanie Zachodowi, a jednak kraje te chciały członkostwa. Powód przystąpienia do NATO był głębszy. To szczególny skutek upadku komunizmu w Europie, gdzie kulturowo każdy chce należeć do Zachodu, a nie do Wschodu.

Czytaj też

Poza tym NATO stanowi dobrą siłę napędową do modernizacji i rozwoju w taki sposób, aby nie popadać w samozadowolenie.

Wyboista droga do członkostwa w klubie

Można stwierdzić, że otwarcie się na całą grupę krajów postkomunistycznych po 1999 r. było wynikiem bardzo długiego i złożonego procesu, który utorował drogę. Szpica, w postaci Czech, Węgier i Polski, bardzo powoli próbowało otworzyć drzwi do NATO. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że nie byliśmy chciani. Później, w jakiś sposób, stało się to trochę łatwiejsze. Nie oznacza to, że wszystko razem było łatwe i że akcesja była automatyczna. Jednak dzięki naszemu uporowi i wysiłkom na wielu poziomach, a drzwi pozostały otwarte dla kolejnych członków. Stopniowo nakreślano lepsze i bardziej jednoznaczne procedury i oczekiwania na takie okazję, które na nasze potrzeby były tworzone ad hoc.

Czytaj też

Wcześniej wyobrażenia o grupie państw naszego regionu w NATO, było po prostu niepokojącą wizją. Uważano nas początkowo za niewiarygodnych i na tyle godnych zaufania, na ile mogą być postkomuniści. Obawiano się, że mogliśmy być potencjalnym obciążeniem dla Sojuszu. Przeciwnicy naszej akcesji mieli podejrzenie, że nie ułatwimy obrony NATO, a wręcz przeciwnie, poważnie ją utrudnimy. Nie zwiększalibyśmy od razu potencjału bojowego Sojuszu, lecz terytorialnie spowodowalibyśmy jego rozszerzenie, a w konsekwencji osłabienie. W pewnym sensie pogarszaliśmy sytuację bezpieczeństwa z czasów zimnej wojny.

W pewnym momencie jednak, w 1991 roku, sojusznicy powołali Północnoatlantycką Radę Współpracy (NACC), aby nawiązać dialog i współpracę NATO z byłymi krajami Układu Warszawskiego. Sam byłem uczestnikiem, konferencji NACC począwszy od 1992 roku. Zaproponowano nowe relacje oparte na współpracy ze wszystkimi krajami Europy Środkowo-Wschodniej po zakończeniu zimnej wojny. Istnienie NACC dało impuls do utworzenia quasi-członkostwa w formie Partnerstwa dla Pokoju (PdP) jako praktycznego programu, który przekształciłby stosunki pomiędzy NATO a państwami uczestniczącymi. Był to także sprawdzian dla nowicjuszy i przygotowanie ich do praktycznej współpracy z NATO. Stanowiło to swego rodzaju przedszkole NATO i miało pokazać, jak sobie radzimy. Ten proces ‘sezonowania” trwał blisko dekadę i wtedy dopiero możliwe było dopuszczenie nas do dorosłego, natowskiego życia. Cierpliwie i z pokorą, choć niechętnie, uczestniczyliśmy w tym postępowaniu i pokazaliśmy, że jesteśmy godni wejścia do ekstraklasy. Był to okres zmian w polskim wojsku i w całym kraju, bo nie tylko wojsko wstępowało do Sojuszu. Niedorzecznie, członkiem PdP była także Rosja, obok takich krajów, jak Ukraina i Gruzja napadnięte przez nią.

Czytaj też

Co ostatecznie zmieniło opinię całej społeczności NATO i dało impuls do otwarcia drzwi? Przełom w sposobie myślenia Zachodu o rozszerzeniu NATO najprawdopodobniej nastąpił dzięki kalkulacjom geostrategicznym, które odegrały kluczową rolę. Zawsze lepiej jest przesunąć granice strefy bezpieczeństwa o ok. 700-900 km w kierunku wschodnim. Ale to nie był jedyny powód. Prawdopodobnie nie bez znaczenia była także perspektywa potencjalnych zysków gospodarczych w tej części Europy. Po rozwianiu wątpliwości części krajów, osiągnięto konsens w sprawie rozszerzenia.

Czy można na kogoś liczyć?

NATO analizuje potencjalne zagrożenia i wyzwania, stanowiące bezpośrednie niebezpieczeństwo dla krajów. Obecnie państwa NATO szczególnie boją się np. ataków terrorystycznych, gdyż z różnych powodów mogą stać się ich celami. Np. kraje śródziemnomorskie, nie boją się za bardzo zagrożenia płynącego ze Wschodu, gdyż nie są na nie bezpośrednio narażone. Analogicznie Polska, nie jest niepokojona problemami na Morzu Śródziemnym, bo nie należy do tego regionu. Niechciani imigranci, Państwo Islamskie czy kryzys na Bliskim Wschodzie nie są dla niektórych krajów priorytetowymi zagrożeniami, ale i to dynamicznie się zmienia.

Dlatego też niektóre wspólne działania mające na celu rozwiązanie tych problemów należy postrzegać jako przejaw sojuszniczej solidarności i wzajemności. Członkowie udzielają wsparcia w sensie ogólnym (360 stopni), zapewniają porady i wsparcie fizyczne, ale nie starają się szczególnie aktywnie rozwiązywać tych konkretnych problemów.

NATO Centre of Excellence (COE) - Cold Weather Operations prowadzi szkolenia dla żołnierzy w zakresie walki i przetrwania w warunkach arktycznych
NATO Centre of Excellence (COE) - Cold Weather Operations prowadzi szkolenia dla żołnierzy w zakresie walki i przetrwania w warunkach arktycznych
Autor. NATO, nato.int

NATO stopniowo zwiększa zdolności obronne swoich państw członkowskich. Wszyscy członkowie są przekonani, że nie będą zdolni obronić się przed ewentualną agresją Rosji indywidualnie (może z wyjątkiem USA). Tylko pomoc i wsparcie z zewnątrz mogłyby uratować zaatakowane państwa w sytuacji przedłużającego się konfliktu. Czy możemy liczyć na wszystkich członków Sojuszu, kiedy nadszedłby taki czas?

Teoria i praktyka niekoniecznie idą w parze. Teoretycznie i oficjalnie możemy liczyć na pomoc wszystkich państw członkowskich (art.5) i ich potęgi militarnej (i gospodarczej) jako jednej zjednoczonej organizacji. Niektóre potężne kraje europejskie, nawet sąsiadujące, pomogłyby nam indywidualnie w przypadku rosyjskiej agresji, ale nawet gdyby tak było, ich indywidualna pomoc mogłaby być niewystarczająca. Wojna Rosji z Ukrainą obnaża istotne braki. Dlatego w praktyce, nasze nadzieje i kalkulacje opieramy głównie na pomocy amerykańskiej. I i II wojna światowa są najlepszymi przykładami takiej pomocy transatlantyckiej. Rzeczywiście wyraźnie można odczuć, że nadzieje niektórych rządów pokładane są w Stanach Zjednoczonych. Jest to widoczne w codziennej polityce tych krajów, która obejmuje różne obszary zainteresowań wykraczające poza sektor bezpieczeństwa.

Czytaj też

Mity czy prawdy?

Jak na ironię, o organizacji krążą liczne mity, które wynikają z niewystarczającej wiedzy. Większość z nich należy odrzucić.

Autor. us.gov

NATO, co może wydawać się zaskakujące, a nawet szokujące, nie ma szefa. Na czele NATO stoją 32 państwa członkowskie, specyficzny rodzaj zarządu, który podejmuje wszystkie decyzje przez aklamację. Nie oznacza to, że Sekretarz Generalny nie ma żadnej roli do odegrania. Jest pełnomocnikiem do działania w imieniu organizacji oraz do realizacji wszystkich wspólnie podjętych decyzji, ale to nie on samodzielnie je podejmuje. Choć nie ma prawa głosu kontrybuującego do konsensu, może swoimi działaniami inspirować, motywować, popychać, a nawet przechylać szalę. Szkoda, że nasz kraj nie miał jeszcze Sekretarza Generalnego. Warto przypomnieć, że Hiszpania miała swojego SG już po 13 latach członkostwa, Brytyjczycy i Holendrzy mieli już ich po trzech.

NATO to także organizacja, która nie dysponuje dużymi środkami finansowymi. Jej budżety pochodzą ze składek opłacanych w ratach przez państwa członkowskie. Prawdziwą siłą Sojuszu jest suma budżetów obronnych wszystkich państw członkowskich.

Czytaj też

W naszym sposobie myślenia o NATO istnieje kolejny błąd metodologiczny, zwłaszcza wśród społeczeństw, które musiały ciężko pracować, aby „zasłużyć” na członkostwo. Często można usłyszeć: „NATO kazało nam zrobić to i tamto”. Nic bardziej mylnego. NATO to my i jeśli się nie zgodzimy, pozostali członkowie nie będą w stanie zmusić nas do zrobienia tego, czego nie możemy lub nie jesteśmy w stanie zrobić.

Konsens – siła czy słabość?

Nie tylko „młyny papieskie” mielą powoli, ale także NATO podejmuje decyzje, mówiąc eufemistycznie, bardzo świadomie. Oznacza to nie tylko, że proces jest powolny. Kiedy jest czas na przemyślenie pozornie błahych spraw, to trwa to nawet latami. Sprzyja temu kaskadowy system podejmowania decyzji i duża liczba komitetów, bo NATO to „komitetologia” na wielu poziomach. Ale najważniejsza jest zasada jednomyślnej zgody na każdą decyzję wszystkich członków Sojuszu. Każdy kraj ma równie mocny głos, co pokazuje wysoki poziom suwerenności, jaki organizacja ta pozostawia swoim członkom. Zasada jednomyślności jest skrupulatnie przestrzegana. Oczywiście, jak wszędzie, istnieje silna presja na „opornych”, ale ostatecznie każdy członek zachowuje prawo do suwerennego głosowania.

Konsens jest zatem z jednej strony słabością Sojuszu, czym Putin nie musi się martwić, bo no podejmuje decyzje jednoosobowo, a w NATO zajmuje to dużo czasu. Z drugiej strony konsens jest siłą NATO. Kiedy już wszyscy przyjmą jakąkolwiek decyzję, każdy indywidualnie będzie jej bronił, niezależnie od tego, jak burzliwe i gorące były negocjacje i ile wysiłków dyplomatycznych trzeba było podjąć. To symptomatyczne, ale jeśli nie da się osiągnąć konsensu negocjując przy stole, trzeba działać nieoficjalnie, za kulisami na mniej lub bardziej oficjalnych spotkaniach.

Sekretarz generalny Jens Stoltenberg na ćwiczeniach pk. Griffin Storm 2023 (Litwa)
Sekretarz generalny Jens Stoltenberg na ćwiczeniach pk. Griffin Storm 2023 (Litwa)
Autor. NATO, Nato.int

Z drugiej strony, kiedy jednak zachodzi pilna potrzeba, decyzje podejmowane są szybko.

Czy NATO zmienia się wystarczająco szybko?

Prawdopodobnie tak nie jest, ale to cecha wszystkich organizacji o zasięgu globalnym. Organizacji zarzuca się, że jest zbyt duża, biurokratyczna, powolna itp.

Czytaj też

Dla postronnego obserwatora NATO jest konserwatywne i zbyt stabilne, choć wbrew pozorom podlega ciągłej transformacji, mając nawet dowództwo strategiczne (ACT – Allied Command Transformation). ACT jest odpowiedzialne za transformację jako organ monitorujący wymagania i proponujący zmiany. NATO kontynuuje transformację nie tylko dlatego, że sytuacja w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego zmienia się dynamicznie i istnieje pilna potrzeba szybkiej adaptacji. Zmienia się także w dostosowaniu np. do zewnętrznego otoczenia gospodarczego, postępu technologicznego, adaptacji nowych członków, co wnosi nowe, regionalne spojrzenie, czasem pod zupełnie innym kątem. Zawsze jest miejsce na ulepszenia i modernizację. Sojusz wskazuje swoim członkom trendy technologiczne, uczy o zagrożeniach cybernetycznych, czy wojnach hybrydowych.

Reasumując

Uczestnictwo w Sojuszu Północnoatlantyckim oznacza prestiż i nadążanie za technologią oraz trendami i doktrynami militarnymi, dając członkom prawo wyboru. NATO jest jak elitarna uczelnia obronna i kolebka myślenia strategicznego, którą ukończył każdy szczęśliwiec, który miał okazję tam pracować i służyć. To także wielka akademia dyplomatyczna na najwyższym poziomie. Dyplomacja wielostronna bardzo różni się od dyplomacji dwustronnej. Tu studiowanie jest w języku angielskim i nie można tego zrobić na skróty. Materiał należy przyswajać szybko i ze zrozumieniem, często kilkadziesiąt stron dziennie, a egzaminy następują bardzo szybko, przy negocjacyjnych stołach. Ciekawostką jest to, że i program „studiów” nieustannie się zmienia, w zależności od zagrożeń i otoczenia geostrategicznego.

Dodatkowo NATO to także rodzaj nauki o cierpliwości ze względu na specyfikę procesu decyzyjnego podejmowanego przez aklamację. To także często lekcja pokory, szczególnie dla niecierpliwych. W Sojuszu liczy się także empatia, tolerancja, wrażliwość i chęć niesienia pomocy innym, a więc wartości, które paradoksalnie niesie ze sobą władza, a nawet siła, jaką reprezentują siły zbrojne NATO.

W Sojuszu mamy do czynienia nie tylko z godzeniem zewnętrznych interesów bezpieczeństwa zgodnie ze standardami demokratycznymi, ale także z rozbieżnymi interesami państw członkowskich, które nie zawsze pozostają w przyjaznych stosunkach.

NATO jest także najwyższą szkołą demokratycznej i cywilnej kontroli nad wojskiem. Tu ucierają się poglądy tych, którzy wymachują przysłowiową szabelką i tych, którzy proponują bardziej zrównoważone, dyplomatyczne podejście, przy czym czasem strona wojskowa okazuje się bardziej pacyfistyczna niż strona polityczna sojuszu. NATO odzwierciedla polaryzację urzeczywistnioną w realizmie wojskowym, przeciwstawionym nadmiernemu optymizmowi dyplomatów i ich skłonności do wykorzystania sił zbrojnych lub odwrotnie, polityczną kontrolą nad entuzjazmem harcowników wojskowych.

polska ćwiczenie NATO
Siły NATO podczas ćwiczenia w Polsce.
Autor. NATO North Atlantic Treaty Organization/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0

NATO to tygiel, w którym subtelna dyplomacja – ucieleśniana obecnością kilku tysięcy dyplomatów, a nawet mężów stanu (w tym czasami głów państw i rządów) – spotyka się z brutalną siłą wynikającą z jej wojskowego charakteru. NATO jest amalgamatem, połączeniem blasku salonów dyplomatycznych, błota i potu oraz niestety krwi i cierpienia tych, którzy zginęli lub zostali ranni w imię wartości demokratycznych.

Tu smutek wywołany śmiercią, do której doszło w operacjach NATO, miesza się z radością wynikającą z tego, że udało się zapobiec ludzkim cierpieniom w różnych miejscach świata. NATO jako organizacja stosuje standardy, ale szanuje także różnorodność wynikającą z odziedziczonych systemów wewnętrznych państw oraz rozwiązań związanych ze zmiennością zamożności i rozwojem poszczególnych członków.

Czy Sojusz był skuteczny przez te 75 lat? Jeśli ocenić to zero-jedynkowo, tj. czy była wojna, czy nie – z pewnością system zadziałał. Uniknięto apokalipsy III wojny światowej, użycia broni masowego rażenia i ataku kinetycznego ze strony potężnych przeciwników na obszarze traktatowym. Można mieć tylko nadzieję, że tak pozostanie na zawsze, ale lepiej mogłoby być w otoczeniu NATO.

Może to prowadzić do jednego bardziej uniwersalnego wniosku: że Pakt Północnoatlantycki powinien nie tylko pozostać ekskluzywnym klubem polityczno-wojskowym, ale musi w dalszym ciągu dostosowywać się do stale zmieniającego się otoczenia międzynarodowego.

gen. broni w st. spocz. Andrzej Fałkowski

(w Głównej Kwaterze NATO w Brukseli: w latach 1998-2003 radca w Stałym Przedstawicielstwie RP przy NATO, 2008-2011 Dyrektor Logistyki i Zasobów NATO w Międzynarodowym Sztabie Wojskowych NATO (IMS), 2014 – 2018 Polski Przedstawiciel Wojskowy przy Komitetach Wojskowych NATO i Unii Europejskiej)

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (1)

  1. bezreklam

    Zginol kolejnt zolnierz na ciwiczniach NATo - holender - a niektrzy w proagdzie dalej mowia ze jesli bedzie wojna to zadnych strat nie bedzie

    1. Hayven145

      Żadnych strat nie będzie? A to ci dopiero... Co Ci Rosjanie nie wymyślą...

Reklama