Reklama

Geopolityka

Mjanma: Mnisi zaatakowali protestujących. Nie żyje pierwsza ofiara zamieszek w stolicy

Fot. Dennis Sylvester Hurd/Flickr (domena publiczna)
Fot. Dennis Sylvester Hurd/Flickr (domena publiczna)

Grupa buddyjskich mnichów zaatakowała w czwartek uczestników protestu przeciwko przejęciu władzy w Mjanmie przez wojsko - podały miejscowe media. Według świadków mnisi z metalowymi prętami wybijali szyby w samochodach blokujących ruch i pobili jedną osobę. Równolegle pojawiła się informacja o śmierci pierwszej uczestniczki protestów, postrzelonej przez birmańską policję 9 lutego. Ponadto państwa grupy Quad domagają się przywrócenia demokracji.

Postrzelona przez policję w Naypyitaw przed dziesięcioma dniami uczestniczka protestów, jakie wybuchły w Mjanmie po przejęciu władzy przez armię, zmarła w piątek w stołecznym szpitalu. O śmierci pierwszej ofiary zamieszek, 20-letniej Mya Thwate Thwate Khaing, poinformował jej brat.

Birmańczycy demonstrują, mimo że policja kilkakrotnie rozganiała protesty przy użyciu gumowych kul, a nawet ostrej amunicji. W Rangunie, największym mieście Birmy, kierowcy jeżdżą bardzo powoli albo zatrzymują samochody na ulicach i mostach, by uniemożliwić policji i wojsku przemieszczanie oddziałów i rozbijanie demonstracji.

W czwartek około południa czasu miejscowego grupa osób, w tym buddyjskich mnichów, zaatakowała samochody blokujące w ramach protestu drogę w miejscowości Bahan na przedmieściach Rangunu – podał dziennik „Myanmar Times”.

„Wyszli z klasztoru i zaatakowali samochody kijami i prętami. Szyby powybijane, jedna osoba odniosła obrażenia” – powiedział gazecie świadek zdarzenia przedstawiony jako Ko Aung Thu Tun.

Po ataku napastnicy wycofali się do klasztoru Shwegyin, w którym według jednego ze świadków mieszkają m.in. lojalni wobec armii mnisi należący do ultranacjonalistycznej organizacji buddyjskiej Ma Ba Tha – przekazał portal magazynu „Frontier Myanmar”.

Reklama
Reklama

Wielu innych mnichów przyłącza jednak się do trwających demonstracji przeciwko puczowi. Komentatorzy podkreślają, że w Mjanmie, głęboko buddyjskim kraju, cieszą się oni dużym poważaniem i w przeszłości zagrzewali do protestów przeciwko wojskowej dyktaturze.

Równocześnie pojawiają się nasilone reakcje państw zachodnich. Szef japońskiego MSZ Toshimitsu Motegi poinformował w czwartek, że Tokio wraz ze swymi partnerami z tzw. grupy Quad, USA, Indiami i Australią, domagają się przywrócenia demokracji w Mjanmie. O trudnej sytuacji w tym kraju rozmawiał z sekretarzem stanu USA Antonym Blinkenem, szefem indyjskiej dyplomacji Subrahmanyem Jaishankar i szefową resortu spraw zagranicznych Australii Marisą Payne.

Również w czwartek brytyjski resort spraw zagranicznych poinformował, że Zjednoczone Królestwo nakłada sankcje na trzech birmańskich generałów za "poważne pogwałcenie praw człowieka" w związku z zamachem stanu w tym kraju.

Restrykcje dotyczą ministra obrony Myi Tun Oo, szefa MSW Soe Htuta i jego zastępcy Thana Hlainga, a mianowicie zakazano im wjazdu do Wielkiej Brytanii, ich aktywa w tym kraju zamrożono. "Wraz z naszymi zagranicznymi sojusznikami uznajemy armię Mjanmy za odpowiedzialną za pogwałcenie praw człowieka i zabiegamy o sprawiedliwość dla narodu birmańskiego" - powiedział brytyjski minister spraw zagranicznych Dominic Raab.

Szef kanadyjskiej dyplomacji Marc Garneau oznajmił w komunikacie, że Ottawa nałoży sankcje na dziewięciu birmańskich wojskowych. "Pracujemy wspólnie z naszymi międzynarodowymi partnerami, którzy wzywają do powrotu demokratycznie wybranego rządu (w Mjanmie - przyp. red.) i powtarzamy za nimi apele do birmańskich sił zbrojnych, by uwolniły osoby niesprawiedliwie uwięzione po zamachu wojskowym" - napisał Garneau. AFP podaje, że wśród osób objętych kanadyjskimi restrykcjami są generałowie objęci sankcjami przez Wielką Brytanię.

MSZ Norwegii poinformował, że ze względu na wojskowy pucz w Mjanmie Oslo zawiesi współpracę z tamtejszymi władzami i zamrozi przeznaczone wcześniej środki pomocowe dla sektora publicznego warte 6,5 mln euro. Resort podkreślił jednak w komunikacie, że nie uszczupli tych nakładów na pomoc dla Birmańczyków, które są dystrybuowane przez agencje ONZ oraz organizacje pozarządowe.

Również prezes Banku Światowego David Malpass oświadczył w czwartek, że jego organizacja przyjmie "skrajnie ostrożne" podejście do wszelkiej współpracy z władzami Mjanmy, a w kwestii angażowania się w jakiekolwiek projekty związane z tym krajem będzie postępował zgodnie z rekomendacjami krajów, które są udziałowcami Banku.

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama