Sobota i niedziela należały do niespokojny dni w Mjanmie. Birmańska armia w sobotę przeprowadziła pierwsze od lat naloty na pozycje kontrolujących tę część kraju rebeliantów z Unii Narodowej Karenów (KNU). Zaś w niedzielę około 3 tys. Karenów uciekło z południowo-wschodnich regionów Mjanmy do Tajlandii – informują lokalne media. Ponadto kolejni cywile zostali zabici w wyniku starć ze służbami porządkowymi.
„Mieszkańcy wsi ukrywają się w dżungli, ponad 3 tys. z nich przekroczyło granicę z Tajlandią w poszukiwaniu schronienia” – informuje Kareńska Organizacja Kobiet. Jak pisze agencja Reutera, te doniesienia potwierdzają również inne źródła.
Karenowie są mniejszością etniczną w Mjanmie zamieszkującą stan o tej samej nazwie. KNU kontroluje część z tych terenów. Organizacja przez wiele lat walczyła z birmańską armią. W 2015 roku podpisano zawieszenie broni, ale od czasu obalenia przez juntę demokratycznego rządu 1 lutego br. napięcie znów wzrosło – przypomina Reuters.
W sobotę siły zbrojne Mjanmy przeprowadziły pierwszy od wielu lat nalot na pozycje KNU. Samoloty zaatakowały pięć celów. Według organizacji pozarządowych nalot zmusił do ucieczki mieszkańców zaatakowanych wiosek, zginęło co najmniej trzech cywilów i dwóch żołnierzy KNU.
Kareńscy rebelianci informowali wcześniej w sobotę, że zajęli posterunek birmańskiej armii, a w potyczce zginęło 10 żołnierzy sił rządowych, w tym wysoki rangą oficer.
„W tym rejonie nie było nalotów powietrznych od 20 lat (...) przeprowadzono je nocą, co świadczy o wzrastającym potencjale militarnym birmańskiej armii” – zaznaczył David Eubank zajmujący się pomocą humanitarną w Mjanmie. Dodał, że rozwój birmańskich sił zbrojnych jest możliwy dzięki współpracy z Rosją, Chinami i innymi państwami.
KNU sprzeciwia się zamachowi stanu w Mjanmie i przejęciu władzy przez wojsko. Organizacja ogłosiła, że wspiera społeczeństwo stawiające opór juncie i na swoim terenie chroni setki osób, które uciekły z centralnej Mjanmy z powodu panującej w kraju przemocy – zaznacza Reuters.
Niedzielne protesty, skierowane przeciwko władzy wojskowej, odbyły się w dwóch największych miastach kraju – Rangunie i Mandalaj – a także w innych miejscach. Część demonstracji ponownie spotkała się z interwencją policji – informuje agencja AP, nie podając więcej szczegółów. Nie ma informacji o poszkodowanych.
Według birmańskiego portalu Myanmar Now w sobotę co najmniej 114 osób zginęło wskutek rozprawienia się sił bezpieczeństwa z manifestantami sprzeciwiającymi się obaleniu przez juntę legalnie wybranego rządu na czele z wieloletnią dysydentką i noblistką Aung San Suu Kyi. Wśród ofiar śmiertelnych było kilkoro dzieci poniżej 16. roku życia.
Pojawiają się informacje, że grupy etniczne w Mjammie mogą wystąpić zbrojnie przeciwko siłom zbrojnym wspierającym juntę. Jeśli tak się stanie, może to oznaczać wybuch wojny domowej w tym kraju i dalsze, znaczne zaostrzenie walk.
PAP/Defence24.pl
Czytaj też: Mjanma: Odroczono rozprawę byłej przywódczyni
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie