Reklama

Geopolityka

Lepiej już było. Rok 2023 był zły, a 2024 będzie gorszy

Żołnierze Cahalu w Strefie Gazy.
Żołnierze Cahalu w Strefie Gazy.
Autor. Siły Obronne Izraela / X

Rok 2023 nie przyniósł pozytywnego rozstrzygnięcia w wojnie w Ukrainie, za to rozpoczęła się nowa na Bliskim Wschodzie. Nadzieje na stabilizację w tym regionie okazały się płonne, a liczba problemów powoduje, że kolejne konflikty są bardzo prawdopodobne. Zatem niewiele jest przesłanek pozwalających patrzeć na nadchodzący rok z optymizmem.

Reklama

Zła passa trwa już od kilku lat. Gdy w 2020 r. pandemia COVID-19 zawładnęła światem, kolejny rok był wyczekiwany z nadzieją, że gorzej być nie może. Jednak wydarzyło się inaczej, choć 2021 r. był do pewnego stopnia „ciszą przed burzą”. Napaść na Ukrainę w lutym 2022 r. odmieniła świat bardziej niż pandemia. „Spokój” 2021 r. był względny, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę białorusko-rosyjski atak hybrydowy na Polskę z użyciem strumienia migracyjnego czy też przejęcie władzy w Afganistanie przez Talibów. Ponadto, wiele problemów i konfliktów było (i pozostaje) ignorowanych ze względu na ograniczoną i mocno eurocentryczną percepcję, a także myślenie życzeniowe. Tymczasem świat jest zbyt połączony, by można było traktować różne konflikty jako wyizolowane.

Reklama

Przedmiotem kluczowego starcia w skali globalnej jest to, czy przyszły ład światowy nadal ma bazować na hegemonii USA, czy też stanie się wielobiegunowy, co byłoby w interesie Chin i Rosji (a zatem jest sprzeczne z polską racją stanu). W tym kontekście warto przypomnieć, że z punktu widzenia USA istnieją obecnie trzy środki ciężkości: Tajwan w regionie Pacyfiku, Izrael na Bliskim Wschodzie oraz Ukraina w Europie. W opublikowanej w 2022 r. National Security Strategy w części IV, dotyczącej przeglądu strategii w odniesieniu do poszczególnych regionów świata, na pierwszym miejscu jest Indo-Pacyfik, następnie Europa, Zachodnia Półkula, dopiero na czwartym miejscu Bliski Wschód, a za nim Afryka. Zdolności zarządzania problemami przez USA są ograniczone. Dlatego Amerykanie od dawna chcą ograniczyć zaangażowanie na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Skutek jest jednak marny, gdyż kolejne konflikty na Bliskim Wschodzie uniemożliwiały wycofanie się USA, a wojna Izraela z Hamasem ostatecznie przesądziła tę kwestię.

Niemieccy żołnierze w pojeździe rozpoznawczym Fennek w Mali.
Niemieccy żołnierze w pojeździe rozpoznawczym Fennek w Mali.
Autor. Bundeswehr / Facebook

Natomiast w Afryce trwa hybrydowa ofensywa rosyjska i chińska, a jeden z kluczowych europejskich graczy na tym terenie, tj. Francja, poniósł poważne straty, podczas gdy Rosja znajduje się w natarciu. Tymczasem Czarny Kontynent jest jednym z trzech (obok Rosji i Bliskiego Wschodu) głównych źródeł aktualnych i potencjalnych problemów dla Europy, co jest związane z migracją, w tym użytą w charakterze broni demograficznej oraz zagrożeniem terrorystycznym.

Reklama

Region Indo-Pacyfiku można uznać za beczkę prochu. Póki co nie wybucha, ale jak to nastąpi, to skala zniszczeń będzie gigantyczna. W 2023 r. nie doszło tam do żadnych przełomowych wydarzeń, a listopadowe spotkanie Xi Jinpinga z Joe Bidenem spowodowało obniżenie napięć. Jednakże nie powinno to zbytnio uspokajać, ponieważ Chiny nie ukrywają ambicji przejęcia kontroli nad Tajwanem. Zatem póki istnieje problem, to towarzyszy mu potencjał eskalacji. Dotyczy to zresztą również innych punktów zapalnych w tym regionie tj. w szczególności zagrożeń ze strony Korei Płn. i sporów na morzach Południowochińskim oraz Wschodniochińskim. Jednak póki co nic nie zapowiada, by w 2024 r. miało w tym regionie dojść do eskalacji, chyba że Chiny „poczują krew”, tj. USA wykażą słabość na innym odcinku globalnego starcia. Ponadto, w Azji mogą eskalować konflikty lokalne takie jak wojna w Mjanmie.

Żołnierze Republiki Chińskiej na ćwiczeniach.
Żołnierze Republiki Chińskiej na ćwiczeniach.
Autor. The Republic of China Army (ROCA) / Facebook

Z punktu widzenia USA ogromne znaczenie ma również stabilność w Ameryce Płd., którą Waszyngton uznaje za swoja strefę wpływów od czasów prezydenta Jamesa Monroe. Tymczasem w grudniu Wenezuela przeprowadziła referendum w sprawie aneksji należącego do sąsiedniej Gujany regionu Esequibo, co wywołało obawy przed wybuchem konfliktu, w który wciągnięte mogą być również Brazylia, Francja, USA i Wielka Brytania. Niestabilna jest również sytuacja wewnętrzna w kilku krajach południowoamerykańskich, m.in. w Peru (gdzie wybrany w lipcu 2021 r. lewicowy prezydent Pedro Castillo został w grudniu 2022 r. odsunięty od władzy pod zarzutem przygotowywania zamachu stanu) czy Argentynie (bo planowane reformy nowo wybranego prezydenta Javiera Milei budzą obawy, że doprowadzą do masowych protestów).

Najważniejszym problemem dla USA w kontekście Ameryki Płd. jest presja migracyjna, która będzie jednym z głównych tematów starcia w amerykańskich wyborach prezydenckich w 2024 r. Sama kampania wyborcza zapowiada się na najbardziej konfrontacyjną w historii USA, co z całą pewnością będzie wykorzystywane przez przeciwników Ameryki. To może doprowadzić do poważnych problemów wewnętrznych w kraju, od którego zależy bezpieczeństwo połowy globu. Zresztą niektóre państwa będą starać się wpłynąć na wynik wyborów. Dotyczy to nie tylko Rosji, która liczy, że Trump wycofa wsparcie dla Ukrainy (przy czym już samo obniżenie tej pomocy w 2024 r. może wywołać negatywne skutki dla Kijowa). Ale wygrana Trumpa jest też w interesie autorytarnych lub despotycznych przywódców bliskowschodnich takich jak prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan, następca tronu Arabii Saudyjskiej Muhammad ibn Salman, władca Zjednoczonych Emiratów Arabskich Muhammad ibn Zajid czy premier Izraela Benjamin Netanjahu.

Recep Tayyip Erdoğan i Viktor Orbán.
Recep Tayyip Erdoğan i Viktor Orbán.
Autor. Orbán Viktor / @PM_ViktorOrban / X

Bliski Wschód przypomniał o sobie w 2023 r. i nie da o sobie zapomnieć w 2024 r. Co więcej, liczba nierozwiązanych problemów oraz potencjał dla nowych konfliktów jest tam tak duży, że prawdopodobieństwo, iż nie dojdzie do dalszej destabilizacji w 2024 r., jest bardzo niewielkie. Nie ma też wątpliwości, że będzie to miało rosnący wpływ na Europę, w tym na Polskę, choćby z powodu uczynienia broni z migracji przez Rosję. Militarna operacja Izraela przeciwko Hamasowi w Gazie zapewne potrwa jeszcze kilka miesięcy. Nieustannie towarzyszyć jej będzie zagrożenie regionalizacji konfliktu. Jednak przede wszystkim wciąż nie wiadomo, co ma stać się z Gazą po zakończeniu tej operacji. Próba wciągnięcia sił europejskich (w tym polskich) do „operacji pokojowej”, która miałaby polegać na zwalczaniu prób odrodzenia się Hamasu, jest groźnym absurdem. Natomiast wobec braku woli państw arabskich i Fatahu wejścia do Strefy Gazy, Izrael będzie miał tylko dwie opcje: okupować Gazę lub wygnać z niej jej mieszkańców. Ta druga opcja oznacza wypychanie Palestyńczyków do Europy, co będzie miało gigantyczny, negatywny wpływ na bezpieczeństwo Europy. Destabilizacja sytuacji wewnętrznej i wzrost antysemickich ekscesów otworzą drogę do władzy skrajnej prawicy.

Jeżeli chodzi o regionalizację konfliktu, to warto przypomnieć słowa ministra obrony Izraela Joawa Galanta, że Izrael walczy na 7 frontach: w Gazie, na Zachodnim Brzegu, w Libanie, Syrii, Jemenie, Iraku i Iranie. W tym kontekście warto pamiętać, że w Syrii i Jemenie wciąż trwają wojny domowe. To, że doszło do przejściowej deeskalacji tych trwających odpowiednio od 2011 r. i 2015 r. konfliktów, nie oznacza, że są one zakończone. Wręcz przeciwnie – w 2023 r. nie doszło do żadnego postępu, jeśli chodzi o znalezienie politycznych rozwiązań. Co więcej, sytuację komplikuje również obecność wojskowa Turcji w północnej Syrii i jej ataki na tamtejszych Kurdów. Natomiast Liban jest państwem pogrążonym w tak głębokim kryzysie politycznym i ekonomicznym, że wojna z Izraelem doprowadzi go do całkowitego upadku, zaś Libańczycy, a także 2 mln żyjących w Libanie Syryjczyków, będą mogli uciekać wyłącznie przez morze do Europy (na Cypr). Zresztą sami liderzy Izraela zapowiadają, że w przypadku wybuchu wojny z Hezbollahem „cofną Liban do epoki kamienia łupanego”. Wojna Izraela z Hezbollahem (na pełną skalę) oznaczać będzie również udział w niej Syrii, a to może również doprowadzić do odnowienia wojny domowej w tym kraju.

Autor. Witold Repetowicz

Wzrasta też prawdopodobieństwo konfliktu z jemeńskimi Hutimi w związku z zagrożeniem, które stwarzają dla żeglugi płynącej przez cieśninę Bab al-Mandab i na Morzu Czerwonym. Jednak wątpliwe jest, czy morska operacja „Strażnik Dobrobytu” zdoła zablokować zdolności Hutich do dokonywania ataków. Operacja lądowa przeciwko nim jest raczej wykluczona. Państwa arabskie takie jak Arabia Saudyjska czy Zjednoczone Emiraty Arabskie nie garną się do udziału w jakiejkolwiek operacji przeciwko Hutim, czy też jakiemukolwiek innemu członkowi proirańskiej „Osi Oporu”. Nic dziwnego, skoro prowadzona przez kilka lat brutalna interwencja saudyjsko-emiracka jedynie wzmocniła Hutich. W takich warunkach wątpliwe, by USA zdecydowały się w najbliższym czasie na większą operację w Jemenie.

Również w Iraku sytuacja jest wciąż niestabilna mimo wysiłków tamtejszego premiera Muhammada Szia as-Sudaniego, który stara się utrzymać równowagę między Iranem a USA i Zachodem. Ze swoimi hybrydowymi strukturami państwowymi Irak zaskakująco sprawnie funkcjonuje w rzeczywistości chaosu. Jednak przypomina to okręt płynący na wzburzonym morzu pełnym raf, a to oznacza, że równie dobrze może dopłynąć do portu, jak i w każdej chwili rozbić się. Rok 2023 był przy tym dość spokojny w Iraku, a najważniejszym wydarzeniem były tam wybory do rad prowincji, które odbyły się w grudniu. Ale ten spokój jest pozorny. Po 7 października część szyickich ugrupowań zbrojnych związanych z zapleczem politycznym rządu włączyło się do działań „Osi Oporu” jako „Islamski Opór w Iraku”. Ich głównym zadaniem jest jednak nie tyle atakowanie Izraela (choć sporadycznie dokonują prób uderzeń na izraelski Ejlat), co celowanie w bazy USA w Iraku. Można spodziewać się, że eskalacja tych ataków będzie zmuszać USA do coraz bardziej zdecydowanej odpowiedzi (zwłaszcza, że Republikanie będą krytykować Bidena za brak reakcji). To będzie komplikowało relacje USA-Irak i poprowadzi do destabilizacji. Natomiast jeśli dojdzie do regionalizacji wojny, to Irak najprawdopodobniej również zostanie do niej włączony, a to z kolei może doprowadzić do próby odrodzenia się Państwa Islamskiego.

Graffiti Państwa Islamskiego w domu w irackim Sindżarze.
Graffiti Państwa Islamskiego w domu w irackim Sindżarze.
Autor. Levi Clancy / Wikimedia Commons

Zresztą czynników, które mogą wpłynąć destabilizująco na sytuację w Iraku w 2024 r. (wspomnianych raf), jest więcej. Muktada as-Sadr szuka sposobu na powrót do gry, z której został wypchnięty po tym, jak w 2022 r. próbował przejąć władzę siłą. Jedyną drogą do tego jest wyprowadzenie ludzi na ulicę i wywołanie krwawych zamieszek. W Iraku tykają zresztą jeszcze inne bomby zegarowe. Jedną z nich jest problem z wodą i spór z Turcją oraz (w mniejszym stopniu) Iranem o wody Eufratu i Tygrysu. Choć jest mało prawdopodobne, by w 2024 r. doszło do „wojny wodnej”, to znów należy pamiętać, że nierozwiązane problemy są jak odbezpieczony granat w ręku, więc w każdej chwili mogą wybuchnąć. Takim problemem są też nadwyżki demograficzne w Iraku. Tylko w 2023 r. przybyło 1,5 mln Irakijczyków, a bezrobocie w przedziale wiekowym 15-24 wynosi ponad 35 procent. Jeśli Irak nie zdoła zagospodarować coraz liczniejszej młodzieży wchodzącej na rynek pracy, to pozostanie albo wypchnięcie jej poza granice w postaci strumienia migracyjnego (oczywiście do Europy), militaryzacja i użycie w jakiejś wojnie (w Iraku zmilitaryzowanych jest już prawie pół miliona osób, które służą w różnych formacjach zbrojnych), albo ta młodzież wyjdzie na ulice i zacznie zamieszki.

Problemem, od którego Bliski Wschód nie ucieknie, jest też kwestia kurdyjska. Tu również pozornie niewiele się działo w 2023 r., ale tak naprawdę następował proces kumulowania się problemów. Niestabilność w irackim Regionie Kurdystanu jest obecnie znacznie większa niż na terenach federalnych. Wpływa na to konflikt między dwoma głównymi rodzinami politycznymi, tj. Barzanimi i Talabanimi, które de facto kontrolują dwie części kurdyjskiego wojska – peszmergi. Tymczasem w lutym 2024 mają odbyć się wybory parlamentarne. Jeśli którejkolwiek z tych partii powinie się noga, to będzie chciała się utrzymać siłą. W takiej sytuacji można się spodziewać ingerencji sił federalnych, a w szczególności zbrojnych ugrupowań szyickich, darzących niechęcią Barzanich. Dodatkowym czynnikiem jest współpraca Kurdów z USA, zwłaszcza rządzącej w Irbilu, kierowanej przez rodzinę Barzanich Partii Demokratycznej Kurdystanu (PDK), a także oskarżenia ze strony szyickich milicji oraz Iranu o związki z Izraelem oraz chronienie zbrojnej opozycji Kurdów irańskich. Do tego dochodzi rosnące niezadowolenie społeczne oraz naloty Turcji na pozycje Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). W tej ostatniej kwestii doszło do groźnej eskalacji w końcu grudnia 2023 r. Po tym, jak w starciach z PKK w Iraku zabitych zostało co najmniej 12 żołnierzy tureckich, Ankara ogłosiła operację lądową przeciwko PKK w Iraku. Co prawda takie operacje miały miejsce wielokrotnie, ale obecnie sytuacja w całym regionie jest tak napięta, że każdy drobiazg może okazać się zapałką rzuconą do baryłki z ropą.

Tureckie myśliwce F-16C Fighting Falcon na ćwiczeniach NATO.
Tureckie myśliwce F-16C Fighting Falcon na ćwiczeniach NATO.
Autor. NATO

Turcja zintensyfikowała również naloty na Autonomiczną Administrację Syrii Północno-Wschodniej (AANES). Nieuregulowany status syryjskich Kurdów i politycznego podmiotu przez nich stworzonego to kolejny problem, który w każdej chwili może wybuchnąć, zwłaszcza, ze Kurdowie syryjscy liczą na wsparcie ze strony Izraela w związku z poparciem Turcji dla Hamasu. Jest to mało prawdopodobne, lecz nie może być wykluczone. Turcja natomiast szuka sposobu, by obejść amerykański sprzeciw dla jej planów inwazji na AANES (przebywa tam 900 amerykańskich specjalsów). Eskalacja w 2024 r. jest tu więc bardzo prawdopodobna, a to oznaczać będzie zagrożenie dla Europy, w tym dla Polski, gdyż to Kurdowie w 2021 r. stanowili największą grupę wśród migrantów przerzucanych na polsko-białoruską granicę. Ponadto, na terenach AANES jest inna bomba zegarowa – obóz w Al-Hol, w którym zgromadzone są tysiące terrorystów i zwolenników ISIS, często mających obywatelstwo jednego z państw europejskich. Atak Turcji na AANES oznaczać będzie utratę kontroli nad tym obozem i ucieczkę terrorystów, z których część będzie chciała przedostać się do Europy. A to zwiększy prawdopodobieństwo zamachów terrorystycznych na naszym kontynencie.

W samej Turcji najważniejszym wydarzeniem 2023 r. były oczywiście wybory prezydenckie, które ponownie wygrał Recep Tayyip Erdoğan, co ma istotne konsekwencje zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Jeśli chodzi o ten pierwszy aspekt, to jednym z efektów jest to, że o ile 1 stycznia 2023 r. dolar kosztował 18,7 lir, to obecnie jest to 29,5 lir. Turecka gospodarka się wali, a Turcy uciekają z kraju. W 2023 r. aż 55 tys. obywateli tureckich złożyło w Niemczech wniosek o azyl, była to druga co do liczebności grupa narodowa po Syryjczykach. W 2024 r. sytuacja może się wyłącznie pogorszyć. Uznanie przez PKK, że strategia pokojowej walki politycznej wiezionego od 2015 r. Selahattina Demirtasa nie przyniosła rezultatów, grozi wzrostem zagrożenia terrorystycznego w Turcji.

Autor. Jan Maximilian Gerlach / Wikimedia Commons, CC BY 2.0

Poważną zmienną, która może wpłynąć na dynamikę wydarzeń na Bliskim Wschodzie, jest potencjalna śmierć ważnych postaci. Chodzi tu m.in. o duchowego lidera Iraku Alego Sistaniego (93 lata) oraz schorowanego króla Arabii Saudyjskiej Salmana (88 lat), a także rahbara Iranu Alego Chameneia (84 lata). Zwłaszcza śmierć tego ostatniego (prognozowana jako rychła już od kilkunastu lat) może być istotną zmianą warunków gry zarówno dla Iranu, jak i dla regionu. W kontekście Iranu warto wspomnieć, że w 2023 r. stłumione zostały ostatecznie protesty, które wybuchły po zabiciu Mahsy Amini. Część komentatorów łudziła się, że doprowadzą one do upadku reżimu, ale nic takiego się nie stało. Nie doszło również do reaktywacji porozumienia w sprawie irańskiego programu nuklearnego, a negocjacje w tej sprawie praktycznie umarły. Trudno wyobrazić sobie ich wznowienie w warunkach toczącej się wojny w Izraelu oraz rozkręcającej się kampanii wyborczej w USA. Wybory odbędą się również w Iranie (parlamentarne i do Zgromadzenia Ekspertów), ale prawdopodobnie frekwencja w nich będzie bardzo niska, a wynik jedynie utrwali dominację obozu sprzeciwiającego się jakimkolwiek zmianom.

Beczką prochu jest również Afryka. W 2023 r. najgłośniejszym wydarzeniem był przewrót w Nigrze, do którego doszło w lipcu. Zapowiedź interwencji ze strony ECOWAS i Francji skończyła się całkowitą kompromitacją. Ostatecznie to Francja musiała się wycofać z kolejnego państwa w Sahelu. Dynamika wydarzeń w Sahelu w 2023 r. była bardzo zła, gdyż do wzrostu wpływów wagnerowców doszedł wzrost aktywności dzihadystycznych terrorystów, którzy są dla Europy równie groźni jak Rosjanie. Nic nie wskazuje na to, by perspektywy na 2024 r. były tam lepsze.

Czytaj też

Innym ważnym wydarzeniem w Afryce był wybuch w kwietniu 2023 r. niezwykle krwawej wojny domowej w Sudanie, w której zginęło już ok. 10 tys. osób i która wygenerowała ponad 7 mln uchodźców. Konflikt w Sudanie szybko został przyćmiony przez inne wydarzenia, ale warto zaznaczyć, że ma on znaczenie dla wojny w Ukrainie ze względu na grabione stamtąd przez Rosjan złoto i udział wagnerowców. Dlatego również Ukraińcy się tam pojawili i kraj ten stał się pierwszą areną starć ukraińsko-rosyjskich poza głównym teatrem działań wojennych. Z innych wydarzeń w Afryce warto wspomnieć wybory, które odbyły się w Nigerii (luty) oraz Demokratycznej Republice Konga (grudzień). W tym pierwszym wypadku ich uczciwość była podważana, a ponadto wyeliminowano z tandemu prezydent-wiceprezydent chrześcijanina. Choć nie doszło do masowych protestów, to potencjał destabilizacyjny w tym liczącym już niemal 230 mln obywateli kraju jest spory, zaś prawdopodobieństwo, że dojdzie do tego w 2024 r., jest duże. Z perspektywy Europy istotne jest również to, że w 2023 r. przybyło 51 mln Afrykanów, a to nie wróży dobrze, jeśli chodzi o presję migracyjną na Europę w 2024 r.

Rok 2023 na świecie można podsumować, że nie był aż taki zły, bo 2024 może być gorszy. I prawdopodobnie będzie. Problemów i potencjalnych konfliktów jest zbyt wiele, by żaden z nich nie wybuchł, a nic nie wskazuje na to, by te, które aktualnie się toczą, miały się zakończyć. Lepiej już było, teraz będzie już tylko ciekawie.

Reklama

Komentarze (7)

  1. SKW

    Najważniejsze jest żęby Polska wyszła z pod buta USA i zachowała neutralność.

    1. Facetoface

      skw-To po ustaleniach w Kadynach?

    2. PszemcioPL

      @SKW - Tak jak Ukraina? Nie, dziękuję. A wyjść z pod buta USA warto ale na zasadzie budowy silnej armii by nie musieć się prosić o cokolwiek jankesów. "Neutralna Polska" = ziemia niczyja, bezbronna, bez armii i siły, gdzie ruZZ służby robią co chcą. Jeśli ogłosimy neutralność to zaraz ru wymuszą groźbami na nas rozbrojenie bo "przecież po co nam armia, skoro otaczają nas sami >przyjaciele<?" albo ru wprost oskarżą nas o wrogie zamiary i zagrożą atakiem "prewencyjnym". I zrobią to bo PL jako neutralna będzie OSAMOTNIONA bardziej niż UA.

  2. rwd

    Polska powinna trzymać się z daleka od wszelkiego rodzaju wojen i kryzysów. Wojna na Ukrainie jest problemem dla Kijowa nie dla nas. Powinniśmy ograniczyć się do pomocy humanitarnej ale zrezygnować z jawnej pomocy militarnej. Centra logistyczne USA i NATO w naszym kraju należy ograniczyć do minimum a po ostentacyjnej i wrogiej nam retoryce Zelenskiego trzeba je stopniowo wygaszać. Po naszej pomocy dla Kijowa wiele sobie obiecaliśmy ale wygląda na to, że Kijów definitywnie związał się z Niemcami a Berlin wspiera Ukrainę nawet naszym kosztem. Sprawa transportu zbóż i blokady transportowej przejść granicznych jest tego wymownym przykładem. Musimy więc przyjąć całkowicie neutralną politykę wobec wojny na Ukrainie, to nie nasza wojna i nie ma powodu byśmy angażowali się w pomoc dla wyznawców Szuchewycza.

  3. rosyjskaRuletkaTrwa

    Jest jeden kraj który ma najwięcej obszaru na świecie a chce od sąsiadów jeszcze więcej. Wprowadza operacją mir gdziekolwiek dojdzie.. Kraj operacji miru i biedy ... który to pytam?

  4. M.M

    III wojna światowa nadchodzi. Niekoniecznie musi ona przybrać postać apokaliptycznej wymiany atomowych ciosów, ale i tak zginą miliony.

    1. Był czas_3 dekady

      Historia ludzkości to podboje, wojny, intrygi, najazdy więc nic w tym dziwnego, że nadchodzi III wojna światowa. Ludzi jest za dużo na ziemi, politycy nudzą się gdy się nie toczy wojen, przemysł zbrojeniowy nie rozwija się i brak jest wpływów do kieszeni lobbystów, korporacji a zatem...

  5. Sorien

    Najważniejszym zagadnieniem są Chiny i ich gotowość do siłowej zmiany układu sił . Ważnym pytaniem jest A - czy mają siłę do zniszczenia i odgonienia sil floty USA od Azji oraz co rowie ważne zabezpieczenie szlaków dostaw węglowodorów z bliskiego Wschodu. Po prostu czy mają już siłę wygrywać ba indo-pacyfiku . Trudno powiedzieć co oni mają w tych arsenalach i jaka taktykę przyjmą. Ale musimy wiedzieć że bez panowania na zachodnim pacyfiku oraz oceanie Indyjskim wojna dla Chin była by może nie samobójstwem ale bardzo ryzykowna gra w rosyjska ruletkę

  6. Endres

    Turcja może robić CO CHCE, na terenie Iraku, z kurdami, przykładowo...byle by to nie ZAGRAŻAŁO interesom USA i tych krajów, które "wyzwoliły" Irak od ich własnej ropy. Jeżeli te interesy zostaną naruszone, wtedy dopiero cokolwiek się stanie, czyli USA zacznie dociekać, dlaczego interes się nie kręci, i przywołają do porządku winnych. Tak w sumie to oni teraz mają na głowie obronę Izraela, ich głównego sojusznika w regionie. Zabawnie wygląda też sytuacja Paryża, który patrzy i nadziwić się nie może, że te kraje afrykańskie, które od LAT kontrolowali i traktowali jak kolonie do wyzysku....zaczynają się im zrywać ze smyczy. Ba, jak tam wysłać armię, i przywrócić "porządek" skoro coraz więcej mają do gadania migrancji z Afryki, w samej Francji?

  7. Tani2

    2023 to początek wojny Pòłnoc Południe. Czyli 57 krajòw tzw bogatych z resztą czyli z ok 150 państwami reszty. O co. Pierwsi walczą o zachowanie hegemonii a drudzy o wyjście spod hegemonii tzw zachodu. Tu trzeba zacytować płk Lusieńkę Arestowicza ukraińca ktòry powiedział że Rosja przeszła od słòw do czynòw. Czyli zajechała do nas na podwòrko czołgami. Żarty się skończyły . Kto będzie walczył za nas? Chyba nikt dlatego będzie tylko gorzej.

Reklama