Geopolityka
Kto, jak i dlaczego głosował w wyborach w USA? [ANALIZA]
Liczenie głosów w USA jeszcze trwa, ale można powoli wyciągać wnioski ze spływających danych, które pokazują dosyć ciekawe tendencje w społeczeństwie amerykańskim. Kto, jak i dlaczego głosował na Trumpa lub Harris?
Co mówią liczby z poprzednich wyborów?
By porównać to, w jaki sposób nastąpiła wielka mobilizacja nie tylko po stronie zwolenników Partii Republikańskiej i Donalda Trumpa, ale również pośród zwolenników Partii Demokratycznej, to należałby najpierw spojrzeć na suche liczby.
Cofnijmy się do roku 2016 i starcia Donald Trump-Hillary Clinton. Na kandydata Republikanów głos oddało w tym pojedynku 62 984 828 obywateli, co stanowiło 46,1% poparcia oraz dało wynik na poziomie 304 głosów elektorskich. Z kolei na Clinton zagłosowało 65 853 514 milionów Amerykanów, czyli 48,2%wszystkich głosów, co przełożyło się na 227 głosów elektorskich. Frekwencja wyniosła wtedy 60,1%. Uznajmy te wyniki za bazowe wyjście do porównania wyników z kolejnych pojedynków.
Teraz przeskoczmy o cztery lata do przodu i do starcia Donalda Trumpa z Joe Bidenem. Tutaj sprawa prezentowała się następująco. Na urzędującego wtedy prezydenta swój głos oddało 74 223 975. To stanowiło 46,8% poparcia, co przełożyło się na 232 głosy elektorskie. Z kolei na kandydata Demokratów przypadło aż 81 283 501 głosów, czyli 51,3% poparcia, a co za tym idzie, dało to 306 głosów elektorskich. Frekwencja była wtedy rekordowa i wyniosła 66,6%.
Widzimy zatem, że Republikanie, choć powiększyli swój elektorat aż o 11 239 147 głosujących, to i tak ponieśli klęskę. Okazało się, że mobilizacja zwolenników Partii Demokratycznej okazała się tu kluczowa - wzrost głosujących na ich kandydata to aż 15 429 987 głosów.
Czytaj też
Co zaważyło na wynikach?
To jest kwestia bardzo często subiektywna, ponieważ każdy elektorat wskazuje swoje priorytety. W 2016 roku wielu wskazywało na pewną formę buntu wobec establishmentu, gdzie Trump, choć sam wywodził się z elit, był zarazem kimś, kto wyłamał się z utartych schematów. Co jest też bardzo charakterystyczne, jego przekaz docierał przede wszystkim do klasy średniej i niższej, czym niejako przejął tę część głosujących, która z definicji powinna raczej być obiektem zainteresowania lewicy. Demokraci natomiast większe poparcie zdobyli w ośrodkach miejskich, co też było bardzo wymowne.
Wybory 2020 roku były już zdecydowanie inne - rozruchy wewnętrzne czy też pandemia COVID-19 odcisnęły swoje piętno na wyniku wyborczym. Sprawiło to, że nastąpiła jeszcze większa polaryzacja społeczna, w którym to przypadku sprawniejsza mobilizacja była po stronie Demokratów. Sam Joe Biden był również politykiem z ogromnym doświadczeniem i stażem oraz reprezentował stanowisko bliższe centrum, co pomogło poszerzyć grono potencjalnych głosujących i to wszystko skumulowane przyniosło wymierne efekty.
Tu można przywołać cytat z „Czasów ostatecznych” Petera Turchina, który trafnie przywołuje słowa Tuckera Carlsona tłumaczącego, dlaczego Trump zdołał wygrać w 2016 roku. Słowa te równie dobrze można przypasować także do wyborów z 2024 roku:
W wyborze Trumpa nie chodziło o Trumpa. Był to środkowy palec skierowany w twarz amerykańskiej klasy rządzącej. Był to gest pogardy, krzyk wściekłości, końcowy efekt samolubnych i niemądrych decyzji podejmowanych przez dziesięciolecia przez egocentrycznych i błazeńskich przywódców. W szczęśliwych społeczeństwach nie wybiera się na prezydenta Donalda Trumpa. W zdesperowanych tak
Tucker Carslon, fragment książki "Czasy Ostateczne" Petera Turchina
I choć sam Carlson raczej nie uchodzi za wiarygodne źródło, to ta wypowiedź znajduje odzwierciedlenie w wynikach i głosujących, gdzie Trumpowi udało się zdobyć znaczące poparcie pośród właśnie klasy średniej i tych najmniej zarabiających.
Czytaj też
Trump vs Biden/Harris - garść statystyk
Przy braniu wszelkich statystyk i liczb z tych wyborów należy wziąć pod uwagę to, że nie zliczono jeszcze 100% głosów na czas pisania tego tekstu, ale z obecnych danych można już wysnuć kilka wniosków.
Pierwsze, na co warto zwrócić uwagę, to bardzo duże niedoszacowanie Donalda Trumpa. I określenie „bardzo duże” nie jest tu użyte na wyrost. Praktycznie przez całą kampanię, z drobnym wyjątkiem po fatalnym występie Joe Bidena w czerwcowej debacie, to kandydat Demokratów przodował w zdecydowanej większości sondaży. Nawet w stanach, które od lat stanowiły „twierdze” Republikanów pojawiały się prognozy mówiące o tym, że i tam Kamala Harris wychodzi na prowadzenie.
Druga kwestia to zagadnienia, które elektoraty uważały za kluczowe. Tutaj przydatne okazują się dane zebrane przez NBC News. Dla Demokratów najważniejszymi kwestiami były demokracja (56%), aborcja (21%) oraz ekonomia (13%). Z kolei dla Republikanów najważniejszymi sprawami były ekonomia (51%), imigracja (20%) oraz demokracja (12%).
Ciekawe wydają się również dane dotyczące tego, jak udało się zmobilizować wcześniej niegłosujących. Spośród 10% przebadanych osób, które nie brały udziału w wyborach w 2020 roku, a wzięły w nich udział w 2024, 49% oddało głos na Trumpa, a 45% na Harris.
Na Republikanina oddało również więcej głosów osób o poglądach konserwatywnych, zarabiających między 30 000 a 100 000 dolarów. Z kolei na kandydatkę Demokratów więc głosów oddano w grupach o poglądach liberalnych, gdzie zarobki były poniżej 30 000 dolarów oraz powyżej 200 000.
Co również interesujące, wyniki Donalda Trumpa były bardzo wysokie pośród Latynosów, gdzie w zależności od grupy wiekowej poparcie dla Republikanina wynosiło od 41% do 49%. Był to historycznie wysoki wynik przedstawiciela Republikanów. Z kolei poparcie dla Kamali Harris było największe pośród Afroamerykanów, od 82% do 93% w zależności od wieku. Jest to o tyle ciekawe, że Harris uzyskała w całej „niebiałej” populacji USA gorszy wynik, niż Joe Biden, ale było to też potwierdzeniem wyników prawyborów w Partii Demokratycznej w 2019 roku.
W sumie na Donalda Trumpa zagłosowało 55% mężczyzn i 45% kobiet, a Kamalę Harris poparło 42% mężczyzn i 53% kobiet.
Czytaj też
Największe zwycięstwo Republikanów od lat
Według stanu na 7.11.2024 na Donalda Trumpa głos oddało 72 602 177 osób, co przełożyło się na prawie 51% w skali kraju oraz 312 głosów elektorskich (doliczając już Arizonę oraz Nevadę). Z kolei na Kamalę Harris zagłosowało 67 893 572 głosów (47,5% w skali kraju), co przełożyło się na 226 głosów elektorskich. Oznacza, to, że Trump wygrał nie tylko pod względem elektorów (czyli tak jak w 2016 roku), ale również w skali całych Stanów Zjednoczonych i to o aż 5 milionów głosów. Dla porównania Joe Biden wygrał z Republikaninem o nieco ponad 7 milionów. Harris otrzymała również znacznie mniejsze poparcie od Bidena z 2020 roku i różnica ta jest spora - aż 13 389 929 głosów.
Mandat Trumpa jest w tym wypadku dużo mocniejszy niż 8 lat temu (a nawet od poprzednich prezydentów w XXI wieku przy wyłączeniu Bidena, jeśli brać pod uwagę liczbę głosujących, nie elektorów), a w połączeniu ze zwycięstwem w Senacie i być może w Izbie Reprezentantów daje naprawdę szerokie możliwości do wprowadzania własnych postulatów politycznych.