Geopolityka
Kraje bałtyckie rozumieją zagrożenie ze strony Rosji

Zagrożenia hybrydowe, sabotaże, wojna informacyjna i groźba inwazji Estonii, Łotwy i Litwy. Kraje bałtyckie są świadome swojej trudnej sytuacji geograficznej, militarnej i politycznej. Nikt w Tallinnie nie oczekuje, że stolica stanie się centrum świata, a wszystkie kraje NATO wyślą wojska. Jest tylko i aż przekonanie, że na sojuszników można liczyć, a czynione jest wszystko co można, aby wzmacniać odporność. Jeśli wojna przyjdzie, to Bałtowie będą walczyć.
Państwa bałtyckie konsekwentnie budują swoją obronność, mając pełną świadomość zagrożenia ze strony Rosji. Estonia inwestuje w system bunkrów i fortyfikacji, Łotwa zwiększa liczebność wojska, a Litwa wprowadza obowiązkową służbę wojskową. Ponadto wszystkie trzy zainwestowały mocno w zbrojenia. Wspólnie naciskają na NATO, by zwiększyło swoją obecność w regionie, bo wiedzą, że w przypadku ataku nie mogą liczyć na cud – liczy się tylko posiadane uzbrojenie, żołnierze i gotowość do walki.
W tym kontekście kluczowa jest współpraca międzynarodowa, którą kraje bałtyckie aktywnie wzmacniają oraz wskazują na wyzwania. Przykładem jest Konferencja o Rosji w Tartu (Conference on Russia; 6-7 marca), organizowana przez Baltic Defence College. To tam eksperci i wojskowi z całego świata analizują zagrożenia płynące z Kremla i wypracowują politykę obronną; wspólnie z ministrami obrony i szefami sztabów. Bałtowie nie tylko ostrzegają Zachód, ale jasno wskazują, że wsparcie Ukrainy to sprawa kluczowa.
Przede wszystkim z perspektywy Tallinna nie ma mowy o zmęczeniu wojną ani biernym oczekiwaniu na decyzje Waszyngtonu, bo każda porażka Ukrainy lub zbyt duża rosyjska ofensywa stanowi bezpośrednie zagrożenie dla samej Estonii.
Była estońska premier, Kaja Kallas, mimo spadku popularności w kraju ma dziś kluczową rolę w Europie. Jej stanowcza polityka wobec Rosji sprawia, że głos wschodniej flanki NATO jest w Brukseli słyszany. Choć są to przede wszystkim słowa, to ktoś za Bałtami musi lobbować. Podobnie, jak za potrzebami całej Europy Środkowo-Wschodniej.
Polska powinna iść w tym samym kierunku. Sojusz z państwami bałtyckimi i nordyckimi to naturalny rozwój współpracy międzynarodowej, a zwłaszcza w wymiarze bezpieczeństwa. Wszystkie te kraje mają negatywne doświadczenia z Federacją Rosyjską, a wobec agresywnej polityki Moskwy nie ma miejsca na złudzenia. Jedyną słuszną drogą są wspólne ćwiczenia wojskowe, zakupy uzbrojenia i wzajemne wsparcie. Bałtowie liczną na Nas, a my liczymy na Bałtów.
radziomb
skoro te kraje rozumieja zagrozenie to czemu nie wydaja 6% pkb na armie? acha liczą ze Polska i USA pomoze
DanielZakupowy
radziomb Pewnie z tego samego powodu dlaczego my nie wydajemy 5% na armię :)
PrzemF
Dobrze, że się zbroją. Każdy dodatkowy tydzień walk da szansę na pomoc.
WisniaPL
Co z tego, że rozumieją? My nie mamy zdolności obronić Polskę to im nie pomożemy. W Europie nie ma też wiele sił lądowych. Bez USA oni są już straceni.