Reklama

Geopolityka

Klęska Erdogana – sukces Kurdów tureckich

Recep Tayyip Erdogan fot. Flickr/United Nations Alliance of Civilizations (UNAOC) Rio Forum
Recep Tayyip Erdogan fot. Flickr/United Nations Alliance of Civilizations (UNAOC) Rio Forum

Paradoks dotyczący wyników wyborów parlamentarnych w Turcji jest taki, iż rzeczywista kolejność od zwycięzcy do przegranego jest odwrotna od kolejności zajętych w tych wyborach miejsc – pisze Witold Repetowicz w swojej analizie dla Defence24.pl.

W wyborach parlamentarnych w Turcji rządząca, islamistyczna AKP dostała 40,8 % głosów i 258 mandatów, czyli o 9 % i 53 mandaty mniej niż 4 lata temu. To również o 11 % mniej niż Erdogan zdobył w wyborach prezydenckich w zeszłym roku, co jednak ważniejsze – o 18 mandatów za mało by móc samodzielnie rządzić. Drugie miejsce zajęła kemalistowska CHP, która zdobyła 24,9 % głosów i 132 mandaty (o 1 % mniej niż 4 lata temu, ale o 7 mandatów więcej). Na trzecim miejscu znalazła się nacjonalistyczna MHP z 16, 3 % i 80 mandatów (o 3,5 % i 28 mandatów więcej), a na czwartym prokurdyjska i lewicująca HDP – 13,1 % i 80 mandatów (o 7,5 % i 45 mandatów więcej.). Frekwencja wyniosła ponad 83 %.

 

Wynik wyborów w Turcji nie jest zaskakujący. Choć AKP, rządząca od 12 lat partia prezydenta Erdogana, zajęła pierwsze miejsce i raczej utrzyma się u władzy, to jest równocześnie największym przegranym tych wyborów. Sam Erdogan, niezwykle aktywny w czasie kampanii wyborczej nie pojawił się publicznie w noc wyborczą, zostawiając niewdzięczną rolę robienia dobrej miny do złej gry, pozbawionemu charyzmy premierowi Ahmetowi Davatoglu.

 

Erdogan ma powody do wściekłości, a ponieważ wielokrotnie pokazywał, iż nie jest w stanie ukrywać swych emocji publicznie to jego nieobecność nie dziwi. Prezydent Turcji postawił w tych wyborach wszystko na jedną kartę – zdobycie co najmniej 330 głosów, by przeprowadzić referendum dot. zmiany konstytucji i wprowadzenia ustroju prezydenckiego z przyznaniem mu tak szerokich kompetencji, iż cała opozycja (CHP, MHP i HDP), którą różni bardzo dużo, była zgodna, iż oznaczać to będzie dyktaturę. Choć turecki prezydent, zgodnie z konstytucją, powinien być ponadpartyjny, to Erdogan wprost stwierdził, że go to nie obchodzi i że będzie prowadził kampanię wyborczą AKP i nie przebierał w epitetach pod adresem liderów opozycyjnych partii. Lista jego wrogów z każdym dniem się zresztą wydłużała i turecki przywódca coraz mocniej atakował te media w Turcji, które mu nie schlebiały – przede wszystkim grupę medialną Dogan i dzienniki Cumhuriyet oraz Huriyet. Na listę wrogów trafiły też zagraniczne media: New York Times, BBC czy CNN, które Erdogan publicznie zwyzywał od prymitywów.

 

Wrogiem numer jeden Erdogana jest jednak Fethullah Gullen, który dziś ma powody do satysfakcji. Od czasu  afery korupcyjnej, w którą uwikłany był Erdogan i jego ministrowie, ludzie Gullena w polityce, prokuraturze, policji, sądownictwie czy mediach stali się celem systematycznych ataków i czystek. Erdogan postawił sobie za cel całkowite zniszczenie całego „państwa równoległego” jak ochrzcił „dżemaat” czyli instytucje związane z Gullenem. Ruch Gullena nie został jednak całkowicie zniszczony, a dziś ocenia się, że w Turcji jest z nim powiązane 10 mln ludzi. Podobno (nic co ma związek z „państwem równoległym” nie jest oficjalne) Gullen swoimi kanałami wewnętrznymi nakazał części z nich głosować na MHP i HDP, by odebrać AKP większość w parlamencie. Nie miało to nic wspólnego z poparciem tych dwóch partii (zwłaszcza HDP bo Gullen jest jeszcze większym zwolennikiem islamizacji Turcji i przy tym był przeciwnikiem procesu pokojowego z PKK), lecz chodziło wyłącznie o zniszczenie Erdogana i jego wpływów w AKP. Dziś wydaje się to całkowicie realne.

 

Paradoks dotyczący wyników wyborów parlamentarnych w Turcji jest taki, iż rzeczywista kolejność od zwycięzcy do przegranego jest odwrotna od kolejności zajętych w tych wyborach miejsc. Po AKP największym przegranym wyborów jest główna partia opozycyjna – CHP, która nie zdołała pozyskać elektoratu zawiedzionego Erdoganem i wykorzystać skandali takich jak katastrofa w kopalni Soma, ograniczanie wolności prasy, a także coraz wyraźniejszych oznak pękania bańki mydlanej ekonomicznego cudu rządów AKP. Celem CHP jest powrót do władzy, a w tej chwili wydaje się to mało prawdopodobne, choć nie całkiem wykluczone. Warto dodać, że oznaczałoby to znaczne poprawienie relacji Turcji z Europą, USA i NATO, odejście od islamizacji Turcji i wycofanie się z udziału w wojnie szyicko-sunnickiej na Bliskim Wschodzie (czyli w szczególności zaprzestanie wspierania rebeliantów – w tym islamistów – w Syrii).

 

Trzecie miejsce zajęła nacjonalistyczna MHP, która może mówić o umiarkowanym sukcesie, Zdobyła o ponad 3 % więcej głosów niż w poprzednich wyborach. W dodatku jest najbardziej prawdopodobnym koalicyjnym partnerem AKP. Ale partia ta wcale nie rwie się do rządzenia Turcją razem z partią Erdogana. Problem w tym, iż głównym punktem programu nacjonalistów jest odrzucenie dialogu z PKK (Partia Pracujących Kurdystanu - przyp. red.). Erdogan, by odebrać MHP część wyborców w końcówce wyborów uderzał w podobne tony, choć sam ten proces rozpoczął. Jeżeli jednak w wyniku koalicji z MHP ta nacjonalistyczna retoryka zmieni się w praktykę i Erdogan będzie chciał by rząd poszedł w kierunku konfrontacji z Kurdami i PKK to MHP może skończyć jako „przystawka”. Ale taki kurs jest też groźny dla AKP. Brutalne prowokacje „głębokiego państwa” przeciw HDP w kampanii, ponad 100 ataków terrorystycznych na biura tej partii i wreszcie dwie bomby na mityngu HDP w Diyarbakir na zakończenie kampanii nie odniosły skutku. Charyzmatyczny lider HDP, Selahattin Demirtas wzywał za każdym razem do spokoju i jego apele odniosły skutek. Tymczasem na AKP wciąż zagłosowało kilka milionów Kurdów i taki kurs może KP kosztować utratę kolejnych kilku procent głosów na rzecz HDP. Ponadto może to przyśpieszyć rozłam w AKP, który już teraz jest prawdopodobny. Gullen wciąż bowiem ma wpływy w tej partii, a jeden ze związanych z nim polityków, wicepremier Bulent Arinc już w końcówce kampanii krytykował publicznie wystąpienia Erdogana, w tym w sprawie procesu pokojowego z PKK.

 

Największym wygranym jest oczywiście HDP, która więcej niż podwoiła swój wynik. Bazą wyborczą tej partii są oczywiście tureccy Kurdowie i odniosła ona przytłaczające zwycięstwo w prawie całym tureckim Kurdystanie. Zdobyła też 12,5 % głosów w Stambule, gdzie mieszka kilka milionów Kurdów. W poprzednich wyborach zdobyła tu 3 mandaty, teraz 11. Ale wyniki w rdzennie tureckich okręgach pokazują, że rzadko partia ta uzyskiwała mniej niż 5 % co oznacza, że Kurdowie stanowią tylko jakieś 75 % jej elektoratu. Reszta to inne mniejszości narodowe i religijne, w tym znaczna część alewitów, dotąd popierający CHP, a także turecka lewica.

 

Jeszcze niedawno spekulowano, że po wyborach HDP może zawrzeć układ z AKP. Za cenę autonomii dla Kurdystanu, zamiany Ocalanowi więzienia na areszt domowy (lider kurdyjski – przyp. red.) oraz otwarcia granicy z Rożawą (terenami kontrolowanymi przez Kurdów syryjskich – przyp. red.), HDP miałaby poprzeć system prezydencki. Dziś jest to jednak wykluczone, a Demirtas jasno stwierdził, że sukces HDP oznacza przywrócenie demokracji i koniec próby wprowadzenia dyktatury przez Erdogana. To oznacza też, że ewentualna koalicja rządowa HDP-AKP jest wykluczona. Plany HDP są bardziej długofalowe i zupełnie sprzeczne z wizją Erdogana. Polegają bowiem na deislamizacji, wprowadzeniu całkowitej wolności religijnej, decentralizacji i przekształceniu Turcji w wieloetniczną i wieloreligijną federację kantonów.

 

Lider MHP w swym pierwszym komentarzu do wyborów wykluczył koalicję MHP z AKP (czego jednak nie należy traktować jako ostatecznej deklaracji) oraz zasugerował, iż są trzy opcje: koalicja AKP-HDP, koalicja AKP-CHP-HDP (obie opcje nieprawdopodobne) lub nowe wybory. Ale są jeszcze inne opcje. MHP lub HDP za jakąś cenę mogą poprzeć mniejszościowy rząd AKP, nie biorąc w związku z tym za niego odpowiedzialności i nie „umaczając” się we współpracę z „dyktatorem” (a więc nie łamiąc deklaracji przedwyborczych). Jest też inna możliwość. AKP może nie tylko utracić władzę, ale również rozpaść się a nowy rząd może powstać pod przywództwem CHP (w koalicji z częścią AKP i MHP lub HDP) lub gulenistów w AKP. Jest to póki co wariant mglisty ale nie wykluczony.

Witold Repetowicz

 

 

Reklama
Reklama

Komentarze (2)

  1. kez87

    No i bardzo dobrze,że ten Islamista nie będzie już rządził niepodzielnie Turcją.Erdogan: go to Guantanamo !

  2. hp7

    Podajecie że poparcie wzrosło o np. 7.5% czy 7.5 punkta procentowego ???