Reklama

Geopolityka

Indie-USA, czyli partnerstwo oparte na wspólnych interesach

Autor. MEAphotogallery / Flickr

W ostatnim czasie na łamach magazynu „Foreign Affairs” opublikowany został artykuł napisany przez Daniela Markeya z amerykańskiej agencji rządowej Institute of Peace na temat relacji Stanów Zjednoczonych oraz Indii. Autor zaznacza, że muszą one opierać się na wzajemnych interesach, a nie na ułudzie wspólnych wartości. Te dwa kraje mają obecnie jasno określonego wroga - Chiny i pomimo bliskich związków Delhi z Moskwą, Waszyngton musi traktować Indie pragmatycznie, jako sprzymierzeńca z rozsądku.

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Reklama

W swoim artykule Markey zauważa, że podejście kolejnych administracji USA do Indii opiera się w dużej mierze na idealizmie związanym z tradycyjnym postrzeganiem ich jako "największej demokracji świata". Jednocześnie jednak, Indie rządzone przez premiera Narendrę Modiego są coraz bardziej autorytarne, a konflikty z mniejszościami religijnymi, w tym represje wobec muzułmanów popierane przez wielu prominentnych polityków, powodują, że kraj ten niekoniecznie jest wzorem poszanowania praw człowieka i innych wartości, jakie dla USA stanowią wyznaczniki demokracji.

"Największa demokracja świata doświadcza wzrostu przemocy wymierzonej w mniejszość muzułmańską (...). Ogranicza swobodę prasy i ucisza opozycję. Administracja (prezydenta USA Joe) Bidena, obsadza się w roli głośnego obrońcy ideałów demokratycznych, stąpając tym samym po niepewnym gruncie za każdym razem, gdy określa partnerstwo USA z Indiami jako oparte na wspólnych wartościach" - uważa Markey.

Reklama

Czytaj też

Indie znajdują się jednocześnie "pomiędzy ważnymi szlakami morskimi" i dzielą z Chinami "długą granicę lądową", co powoduje, że trudno byłoby je ignorować z powodów politycznych i gospodarczych - twierdzi amerykański badacz. Zaznacza, że kolejnym problemem dla USA są "niejednoznaczne" relacje Indii z Rosją. Delhi nie potępiło rosyjskiej inwazji na Ukrainę i odmawia nałożenia na Moskwę sankcji gospodarczych. Historycznie w czasie zimnej wojny Delhi również odmówiło przymierza z Waszyngtonem, stawiając na cieplejsze stosunki z Moskwą. Równocześnie, w ocenie Markeya, Indie mogą być "bardziej niż kiedykolwiek" otwarte na możliwość zakupu broni z Zachodu, zamiast z Rosji, ze względu na niepewną jakość rosyjskiego sprzętu.

W dodatku, nawet jeśli wspólnota wartości między oboma krajami jest coraz słabsza, wspólne interesy stały się jedynie silniejsze - twierdzi autor. Jego zdaniem, Indie i USA mają jasno określonego, wspólnego wroga w postaci Chin i dobrze zdają sobie sprawę z tego, że mogą sobie nawzajem pomóc w wygraniu rywalizacji z Pekinem.

Czytaj też

Markey wylicza, że podczas głosowań w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w latach 2014-2019 postawa Indii pokrywała się z głosem USA tylko w 20 proc. przypadków. W dodatku Delhi utrzymywało kontakty i sprzedawało broń juncie wojskowej, która obaliła demokratyczny rząd w Birmie w 2021 r. i odgrywa aktywną rolę w międzynarodowych grupach krytycznych wobec USA i Zachodu, takich jak BRICS, do którego należy także Brazylia, Rosja, Chiny i RPA. "I dalej stoi u boku Moskwy" - pisze amerykański badacz. - "Krótko przed inwazją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. Indie postanowiły zakupić rosyjskie systemy obrony powietrznej S-400, pomimo groźby sankcji ze strony USA. Od początku inwazji, Indie wstrzymały się od głosu przy każdym ważnym głosowaniu w ONZ".

W ocenie Markeya, zwrot Indii w stronę autokracji sprawia, że Delhi przestaje być godnym zaufania sojusznikiem. Jednocześnie Indie są najludniejszym krajem świata, szczycą się piąta największą gospodarką, drugą największą armią i mają duży arsenał broni nuklearnej, więc współpraca z nimi pozostaje kluczowa.

Czytaj też

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze (1)

  1. wojghan

    Indie NIE SĄ w żadnym stopniu partnerem USA. Indie są jednym z założycieli BRIKS a BRIKS jest ogromnym zagrożeniem dla pozycji dolara na świecie a co za tym idzie dla istnienia USA, które żyją z eksportu swojego długu do innych państw. Kiedyś, kiedy jakieś państwo zaczynało myśleć o zbudowaniu takiego zagrożenia (Libia, Irak) to mogło być pewne szybkiej operacji niesienia "demokracji", biedy i rozpaczy. Tym razem połączona potęga Chin, Rosji i Indii nie pozwoli na wprowadzenie zachodniej demokracji przy pomocy amerykańskich żołnierzy. Jeśli ktoś jest ciekawy jak wygląda w praktyce życie w największej "demokracji" świata to polecam filmy na tubce z Los Angeles, Filadelfii, Detroit, Chicago. Warto.

    1. papa lebel

      joł, ale dlaczego mityczny briks jakoś nie jest celem imigrantów....? ktoś mi wytłumaczy ten paradoks?:)

Reklama