- Analiza
- Wiadomości
Europa do lamusa? Polskę czeka głęboki proamerykański zwrot
Kryzys ukraiński, którego kluczowym jak do tej pory etapem stała się aneksja Krymu, skłania do ponownego przeanalizowania polskich strategii geopolitycznych mających niwelować zagrożenie ze strony Rosji. Rzeczywistość boleśnie obnażyła bowiem kolejne mutacje ideii Międzymorza i „Paktu Ribbentrop- Beck” i pokazała, że w jakimś stopniu liczyć można jedynie na Amerykanów.
Pierwszym co rzuca się w oczy w kontekście ostatnich wydarzeń rozgrywających się za naszą wschodnią granicą to swoiste osamotnienie Polski w regionie. Nasz kraj w najpoważniejszej sytuacji kryzysowej od czasu rozpadu ZSRS nie mógł liczyć na spójność Grupy Wyszehradzkiej. De facto struktura ta okazała się całkowicie nieefektywna. Wsparcia politycznego udzieliła Warszawie właściwie jedynie Praga. Czeski minister obrony, Martin Stropnicky stwierdził na przykład, że:
„Rosja zniknęła z grona przewidywalnych demokratycznych państw i nie wyobraża sobie, by rosyjskie firmy mogły uczestniczyć w rozbudowie elektrowni atomowej w Temelinie”.
Ironia losu polega na tym, że w tym samym czasie Moskwa uruchomiła Węgrom kredyt na rozbudowę siłowni jądrowej w Paks a Wiktor Orban niemal ostentacyjnie wspierał awanturę Putina na Krymie dystansując się od przygotowywanych w Brukseli sankcji. Także Bratysława powstrzymywała się od wyraźnej krytyki Kremla dopinając na ostatni guzik nową umowę gazową z Moskwą.
Nieco lepiej z perspektywy polskiej wyglądało wsparcie naszej polityki ze strony państw bałtyckich, co jednak nie dziwi biorąc pod uwagę, że były częścią ZSRS z wszystkimi tego konsekwencjami, wstępowały do NATO niemal w ostatnim „rzucie” (a przecież i państwa, o które rozszerzono Pakt w 1997 r. są traktowane jak członkowie drugiej kategorii), wreszcie to one znajdują się dość wysoko na liście terytorialnych zachcianek Putina ze względu na olbrzymie ilości zamieszkujących je Rosjan. Niemniej i w przypadku Balticum moim zdaniem wsparcia polskiej polityce zagranicznej na miarę wydarzeń krymskich udzieliła jedynie Litwa. Tak też oceniła zaangażowanie Wilna sama Moskwa oskarżając je (podobnie jak Warszawę) o szkolenie „bojowników z Majdanu” i obciążając embargiem na eksport wieprzowiny.
W ogólnym zestawieniu pod wpływem działań Rosji na Ukrainie prysł czar Międzymorza. Nie lepiej wspomniana trudna rzeczywistość potraktowała także nową mutację idei „Paktu Ribbentrop- Beck”.
W ogólnym rozrachunku niespójne początkowo działania niemieckiej dyplomacji wobec Rosji należy uznać za pojednawcze pod adresem Kremla. Ich kulminacją stały się słowa szefa MSZ RFN, Franka Waltera Stainmaiera, który stwierdził, że rozmieszczenie brygad NATO w Polsce byłoby niezgodne z porozumieniami jakie Pakt zawarł z Rosją (co jest interpretacją delikatnie mówiąc naciąganą i ukutą na potrzeby jak najszybszego resetu z Kremlem. Przypomnę jedynie, że to Moskwa złamała Traktat o Konwencjonalnych Siłach Zbrojnych w Europie). Gwoli sprawiedliwości trzeba wspomnieć o tym, że Berlin wstrzymał przekazanie stronie rosyjskiej nowoczesnego centrum szkoleniowego dla wojsk FR (w sensie deklaratywnym, bo koncern Rheinmetall nie miał w planach w najbliższym czasie żadnych dostaw w ramach tego kontraktu. W przyszłości natomiast stosowna decyzja zostanie podjęta „w oparciu o aktualną sytuację”), a także poparł „sankcje” UE wobec rosyjskich oficjeli. Są to jednak kosmetyczne środki mające najprawdopodobniej uspokoić Polskę (z którą obroty handlowe w przypadku Berlina przekroczyły swoją wielkością wymianę z Rosją). Z perspektywy strategicznej Niemcy występują jednak jako siła, która mimo agresywnych i rewizjonistycznych poczynań Rosji jest zainteresowana utrzymaniem NATO dwóch prędkości. Ten punkt widzenia powoduje, że mimo 15 letniego stażu Polski w Pakcie, RFN de facto blokuje rozmieszczenie na naszym terytorium znaczących sił i agend Sojuszu. W dodatku niemieckie władze nie popierają wysłania swoich sił na wschodnie rubieże NATO (nie ma w tej sprawie oficjalnego stanowiska mimo przecieków gazety Der Spiegel). Zapowiadają jedynie ustami Ursuli von der Leyen „wzmożone ćwiczenia defensywne” z sojusznikami w Europie Wschodniej.
Wpływ kontaktów gospodarczych z Rosją to zresztą niejedyny czynnik, który podważa zasadność idei „Paktu Ribbentrop- Beck” a więc oparcia bezpieczeństwa naszego państwa na ścisłym sojuszu z Berlinem. Mam tu na myśli bowiem także nadal tkwiące w niemieckim społeczeństwie zachowania pacyfistyczne, dużą niechęć do sięgania po twarde środki polityczne, w tym wojsko. W kontekście polityki aneksji zastosowanej przez Putina na Krymie to czynnik, który powinien dać Warszawie do myślenia.
Realia Kryzysu Krymskiego pokazują, że nawet w obliczu „azjatyckiego pivotu” Ameryki, najlepiej w kontekście Polski sprawdza się ścisły sojusz z wielkim mocarstwem zza oceanu. Nie mam tu na myśli o wiele boleśniejszych od unijnych sankcji nałożonych na Rosję przez USA, ale elementy hard power, po które sięgnął Waszyngton. Niemal natychmiast wysłał on przecież grupę lotniskowcową na czele z USS George H. W. Bush w okolice cieśnin tureckich, a także niszczyciel USS Truxtun na Morze Czarne. Amerykanie relokowali także myśliwce do Polski, zapowiedzieli pomoc militarną dla naszego państwa oraz wzmocnili siły delegowane do ochrony przestrzeni powietrznej państw bałtyckich (w ramach misji Baltic Air Policing). Ostatnie doniesienia mówią również o rozmieszczeniu dodatkowych 600 żołnierzy amerykańskich w rumuńskiej bazie im. Mihaila Kogalniceanu. Byłoby skrajnie naiwnym twierdzenie, że to środki wystarczające. Niemniej spoglądając na całe spektrum aktywności gospodarczo- polityczno- militarnej wymierzonej w Rosję przez Zachód po aneksji Krymu to właśnie „miękki Obama” okazał się najbardziej wartościowy w kontekście polskich interesów. Międzymorze i nowa mutacja „Paktu Ribbentrop- Beck” będą musiały natomiast kontynuować swój żywot na kartach geopolitycznych traktatów teoretycznych. Rzeczywistość jednoznacznie wskazała bowiem na Amerykanów. Tym samym Polskę po latach rządów Platformy Obywatelskiej ukierunkowanych na UE (głównie Niemcy) czeka głęboki proamerykański zwrot.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]