Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Dżihadyści na rogatkach stolicy. "Rosja zastąpiła Francję"

Eksperci ds. bezpieczeństwa międzynarodowego często powtarzają, że bezpieczeństwo nie przypomina obrazu, lecz film, bowiem nie jest stanem statycznym, lecz dynamicznym procesem. Doskonałą ilustracją tego stwierdzenia jest sytuacja w Mali, a więc jednym z najbiedniejszych i najsłabiej rozwiniętych państw świata, położonym w samym sercu równie niestabilnego regionu, jakim jest afrykański Sahel. Pod stołeczne Bamako podeszły siły dżihadystyczne, które paraliżują dostawy paliwa do miasta.

Autor. pixabay.com

Nieco ponad dekadę temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Wówczas dżihadyści byli w odwrocie, głównie dzięki interwencji Francji, która w 2013 roku rozpoczęła w Mali operację zbrojną pod kryptonimem „Serval”. Bezpośrednim impulsem do działań były wydarzenia z 2012 roku, będące pośrednim skutkiem wojny w sąsiedniej Libii. Wówczas w Mali wybuchło powstanie Tuaregów, czyli berberyjskiego, koczowniczego ludu zamieszkującego obszar Sahelu (głównie Algierię, Libię, Mali, Niger i Burkina Faso).

Reklama

Tuaregowie sięgali po broń już wcześniej, jednak dopiero w 2012 roku ich wystąpienie stało się realnym zagrożeniem. Malijskie siły bezpieczeństwa utraciły kontrolę nad wieloma miastami regionu Azawad - obszaru w północnym Mali, który Tuaregowie ogłosili niezależnym państwem. Na ich liście znalazły się między innymi ważne ośrodki: Timbuktu, Gao i Kidal. Choć Tuaregowie ogłosili niepodległość, już po kilku tygodniach zostali pokonani przez dżihadystów, którzy wykorzystali chaos, by wzmocnić swoje wpływy w całym regionie Sahelu.

Na prośbę ówczesnego prezydenta Mali Dioncoundy Traoré, Francuzi wylądowali w kraju i szybko wyparli dżihadystów z północy. Mali odzyskało względne bezpieczeństwo. Po zakończeniu działań bojowych stabilizację powierzono ONZ w ramach misji MINUSMA. W lipcu 2014 roku operacja „Serval” dobiegła końca, a 4,5 tysiąca francuskich żołnierzy rozpoczęło nową misję. Celem operacji „Barkhane” stała się walka z dżihadystami w całym regionie Sahelu. Francja skupiła się na współpracy z państwami regionu: Burkina Faso, Czadem, Mali, Mauretanią i Nigrem. Szczególne znaczenie miał tzw. obszar trzech granic – styk Mali, Nigru i Burkina Faso, znany jako Liptako-Gourma.

Zobacz też

Oprócz działań bojowych prowadzono szkolenia lokalnych sił zbrojnych. Do operacji „Barkhane” dołączyli również żołnierze z innych państw europejskich, m.in. z Estonii i Wielkiej Brytanii. Niemcy utrzymywały ok. 1,1 tys. żołnierzy w ramach misji ONZ oraz 450 wojskowych w unijnej operacji EUTM Mali. Udział w misjach w Mali rozważano również w Polsce.

Misja antyterrorystyczna zakończyła się w 2022 roku. Choć odnotowano pewne sukcesy taktyczne, między innymi eliminację dowódców polowych, przemoc w regionie nasilała się, a wpływy dżihadystów rozszerzały się na kolejne kraje. Moment przełomowy nastąpił w maju 2021 roku, gdy malijska armia pod dowództwem wiceprezydenta Assimiego Goïty dokonała przewrotu stanu. Obalono prezydenta Baha Ndawa, co oznaczało trzeci zamach stanu w ciągu dekady (po puczach z 2012 i 2020 roku).

Nowe władze wprowadziły autorytarny system rządów i przyjęły otwarcie antyfrancuską narrację, która spotkała się z poparciem części społeczeństwa. Francuzów wydalono, a w ich miejsce zaproszono Rosjan. Pozycja Francji w tej części Afryki załamała się, lecz Mali nie zyskało na tej zmianie. Poza współpracą w ramach powstałego w 2024 roku Sojuszu Państw Sahelu (Burkina Faso, Mali, Niger), kraj pozostaje silnie izolowany na kontynencie. Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) zawiesiła członkostwo Mali już w 2021 roku, a w 2025 roku państwa Sojuszu Sahelu ostatecznie opuściły tę organizację.

Reklama

Skuteczni dżihadyści

Efektem zastąpienia Francuzów przez Rosjan jest to, że o ile jeszcze kilka lat temu walki z dżihadystami toczyły się na północy kraju, dziś islamiści podeszli już pod 4,2-milionowe Bamako. Stolica, niegdyś jeden z nielicznych względnie bezpiecznych obszarów w Mali, obawia się szturmu i upadku.

Największe zagrożenie stanowi JNIM (Dżama’at Nasr al-Islam wa-al-Muslimin), a więc powstała w 2017 roku Grupa Zwycięstwa Islamu i Muzułmanów, utworzona w wyniku połączenia kilku organizacji, w tym Al-Kaidy w Islamskim Maghrebie. Na jej czele stoi Iyad Ag Ghali („Abu Fadl), urodzony w Kidal Tuareg, wspierany przez Sedane’a Ag Hitę – Malijczyka, byłego oficera armii malijskiej, uczestnika powstania Tuaregów i byłego członka Al Kaidy w Islamskim Maghrebie. JNIM jest obecnie najpotężniejszym ugrupowaniem terrorystycznym w regionie Sahelu i w państwach nadbrzeżnych Afryki Zachodniej. Działa w sposób hierarchiczny, lecz zdecentralizowany. Jej struktury operują nie tylko w Mali, lecz także w Burkina Faso i Nigrze.

W szeregach JNIM znajdują się przedstawiciele różnych grup etnicznych Sahelu, a organizacja aktywnie rekrutuje także wśród osób zmarginalizowanych i bezrobotnej młodzieży. Kontroluje rozległe obszary regionu, wobec czego żadne z państw Sahelu nie jest w stanie skutecznie się jej przeciwstawić. Sytuacja ta przypomina rozwój Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku. Od 2017 roku JNIM odpowiada za około 64% wszystkich ataków terrorystycznych w regionie.

Dżihadyści nie ograniczają się do ataków na ludność cywilną, w tym masowych mordów podczas rajdów czy porwań cudzoziemców, lecz regularnie szturmują także malijskie oddziały wojskowe, rozbijając kolumny i zajmując odległe posterunki. Do jednego z najnowszych incydentów doszło 6 listopada, gdy w miejscowości Kobri (region Kita) członkowie JNIM porwali pięciu obywateli Indii pracujących przy projekcie energetycznym. Organizacja coraz częściej prowadzi wojnę ekonomiczną, wymierzoną w zagranicznych partnerów Mali. W ostatnich miesiącach celem ataków padali Chińczycy, Hindusi, Pakistańczycy i obywatele Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

Dżihadyści przejmują również zapasy uzbrojenia, a także systematycznie nękają zagraniczne inwestycje i zakłady przemysłowe. Ataki różnych grup muzułmańskich (nie tylko JNIM) nie ominęły również prowadzonej w latach 2013-2023 misji pokojowej MINUSMA (United Nations Multidimensional Integrated Stabilization Mission in Mali), która okazała się najkrwawszą operacją w historii ONZ. W jej trakcie zginęło aż 175 żołnierzy misji.

Zobacz też

W regionie działa przy tym nie tylko JNIM, lecz także inne ugrupowania zbrojne. Przykładem jest Państwo Islamskie na Wielkiej Saharze (ISGS). Zostało ono założone w 2015 roku przez marokańskiego dżihadystę i byłego członka Al-Kaidy Adnana Abou Walida al-Sahraouiego. W 2022 roku grupa ogłosiła autonomię, stając się pełnoprawną prowincją Państwa Islamskiego. Od 2020 roku pozostaje w bezpośrednim konflikcie z JNIM oraz kilkoma innymi frakcjami powiązanymi z Al-Kaidą. Mimo śmierci swojego założyciela rok później, Państwo Islamskie w Sahelu wciąż pozostaje bardzo aktywne, zwłaszcza na obszarze pogranicza Mali, Nigru i Burkina Faso.

Przyczyny rosnących wpływów JNIM i innych ugrupowań dżihadystycznych trafnie wyjaśnia Tessa Devereaux na łamach portalu „The Conversation”. Jak zauważa badaczka: „Rząd Mali od dziesięcioleci zmaga się z problemem sprawowania realnej kontroli nad północnymi i centralnymi regionami kraju. Lata zaniedbań, korupcji i brutalności władz doprowadziły do utraty zaufania obywateli do instytucji państwowych, a nadużycia praw człowieka popełniane przez wojsko jeszcze pogłębiły te napięcia”.

Devereaux podkreśla również, że: „JNIM zapewniło bezpieczeństwo i wymiar sprawiedliwości tam, gdzie państwo zawiodło. Jako połączenie kilku wcześniej istniejących ugrupowań zbrojnych, organizacja ma głębokie lokalne zakorzenienie w całym regionie Sahelu. W jej szeregach znajdują się przedstawiciele społeczności Tuaregów, Arabów, Fulani, Songhajów i Bambara. Dzięki temu JNIM potrafi skutecznie ingerować w lokalne konflikty, zwalczać bandytyzm czy rozwiązywać spory o dostęp do zasobów naturalnych. W niektórych częściach Mali grupa sprawuje nieprzerwaną kontrolę już od jedenastu lat, co dowodzi, że dla wielu cywilów stanowi atrakcyjną alternatywę wobec niewydolnego państwa”.

W rezultacie JNIM zdołało zbudować lokalną legitymizację, oferując społecznościom to, czego przez dekady nie zapewniały instytucje państwowe, a więc poczucie bezpieczeństwa, sprawiedliwość i względną stabilność. To właśnie ta zdolność do wypełniania próżni instytucjonalnej sprawia, że organizacja utrzymuje silne wpływy w północnym i środkowym Mali oraz w innych częściach Sahelu.

Reklama

Stolica w zagrożeniu

W ostatnich miesiącach JNIM znacząco zintensyfikował kampanię przemocy, rozszerzając działalność w zachodniej i południowo-zachodniej części Mali. Od końca lata ugrupowanie posuwa się naprzód, głównie w kierunku centrum i południa kraju. Obecnie jest aktywne na większości terytorium Mali, choć nie sprawuje nad nim bezpośredniej kontroli. Grupa dokonuje śmiałych ataków. Przykładowo, 7 listopada JNIM uderzyło w Soumpi (środkowe Mali, region Timbuktu), gdzie zabito ponoć 30 malijskich żołnierzy. Wśród ofiar był dowódca i zastępca. To jeden z najkrwawszych ataków w ostatnich miesiącach.

Według dostępnych informacji Tuaregowie kontrolują północną i północno-wschodnią część Mali (Azawad), w rejonie granicy z Algierią. Na południe od ich pozycji działają bojówki JNIM, które utrzymują rozproszone strefy aktywności również na południu i zachodzie kraju. Ze względu na ograniczone zasoby organizacja nie jest jednak w stanie utrzymać stałej obecności na całym tym obszarze. Na nagraniach wideo publikowanych w mediach społecznościowych można zobaczyć bojowników JNIM kontrolujących autobusy i sprawdzających, czy pasażerowie są rozdzieleni według płci, a kobiety mają zasłonięte twarze. Państwo Islamskie koncentruje swoje działania głównie na wschodzie, przy granicy z Nigrem, natomiast na południu, aż po samo Bamako, dominującą siłę wciąż stanowi armia malijska oraz Rosjanie.

Od kilku tygodni JNIM atakuje wszystkie główne drogi prowadzące do większych miast, uderzając przede wszystkim w konwoje wojskowe, a także w transporty z żywnością i paliwem. Sytuacja stała się na tyle dramatyczna, że Przewodniczący Komisji Unii Afrykańskiej wezwał do pilnych działań międzynarodowych w związku z eskalacją kryzysu w Mali. Podkreślił gwałtowne pogorszenie się bezpieczeństwa oraz fakt, że blokady nałożone przez ugrupowania terrorystyczne odcinają dostęp do podstawowych dóbr i pogłębiają kryzys humanitarny.

Dżihadyści dotarli już w okolice stołecznego Bamako, podczas gdy jeszcze niedawno zagrożona była przede wszystkim północ kraju – zwłaszcza droga łącząca Bamako z Gao. Obecnie bojownicy szachują również inne ważne miasta, m.in. Farabougou, Timbuktu i Kayes. Blokada stolicy w ostatnich tygodniach znacznie się nasiliła, a nacisk dżihadystów na południe budzi obawy o rozpad państwa, mimo że nie kontrolują oni żadnego większego miasta.

Niedobory paliwa, wynikające z ataków na konwoje, zmusiły rząd do czasowego zamknięcia szkół i uczelni (informacje o otwarciu pojawiły się 11 listopada). Zarówno władze Mali, jak i media powiązane z Sojuszem Państw Sahelu, zdecydowanie zaprzeczają tym informacjom, utrzymując narrację o „zachodniej propagandzie”, rzekomym francuskim wsparciu dla JNIM i jedynie „tymczasowych trudnościach” w dostawach.

Od początku listopada do Mali, zwłaszcza w kierunku Bamako, dotarło kilka transportów paliwa. Część z nich zakończyła się sukcesem, inne zostały zaatakowane. Pomimo eskorty sił zbrojnych Mali, a ostatnio także Korpusu Afrykańskiego (dawniej Grupa Wagnera), bezpieczeństwo konwojów pozostaje niepewne. Codziennie pojawiają się doniesienia o atakach na transporty paliwowe.

Przykładowo, 6 listopada 2025 roku doszło do zasadzki na konwój wojskowy eskortujący cysterny między Zégoua a Sikasso. Według lokalnych źródeł kilka ciężarówek zostało podpalonych, a wśród ofiar znaleźli się żołnierze i kierowcy. Odpowiedzialność za atak przyznało się JNIM. Pomimo strat do Bamako miało dotrzeć około 300 cystern, jednak pozostała część kraju wciąż pozostaje bez paliwa.

Reklama

Co dalej?

Otwartym pytaniem pozostaje, czy dżihadyści zdecydują się na szturm na Bamako - największe miasto Mali i siedzibę władz, od którego utrzymania zależy los obecnego reżimu. Eksperci różnią się w ocenach, lecz są zgodni co do jednego: powrót Francji do Mali w roli interweniującego mocarstwa jest skrajnie mało prawdopodobny. Paryż nie ma interesu, by ratować antyfrancuski i prorosyjski reżim przed upadkiem. Dodatkowo, narastające antyfrancuskie nastroje w regionie oraz w samej Francji czynią taką interwencję politycznie ryzykowną. Zwłaszcza w kontekście faktu, że podczas operacji „Barkhane” zginęło 53 francuskich żołnierzy.

W analizie opublikowanej na łamach „The Conversation” wskazano trzy potencjalne scenariusze rozwoju wydarzeń. Pierwszy scenariusz zakłada ofensywę wojskową, która pozwoliłaby malijskiej juncie przełamać blokadę stolicy. W działaniach tych Mali mogłyby wesprzeć państwa sojusznicze (Niger i Burkina Faso) oraz rosyjscy najemnicy. Taki rozwój wydarzeń uważa się jednak za mało prawdopodobny. Żadne z trzech państw nie dysponuje siłami wystarczającymi do przeprowadzenia skutecznej ofensywy.

W przypadku Mali problem jest szczególnie widoczny: armia, która utraciła kontrolę nad większością kraju, nie zyska nagle na tyle morale, wyszkolenia ani zdolności bojowych, by odwrócić sytuację o 180 stopni. Jak zauważają analitycy, Timbuktu, Gao i Kidal padły bez większego oporu, a malijskie oddziały wycofują się nawet przy umiarkowanym nacisku przeciwnika.

W tym kontekście powraca koncepcja tworzenia cywilnych grup samoobrony, takich jak VDP (Volunteers for the Defense of the Homeland) w Burkina Faso, mających wspierać walkę z terroryzmem u boku sił rządowych. Jednak, jak ostrzegają eksperci z International Crisis Group, pomysł ten niesie poważne ryzyko: „Choć ochotnicy pomagają rozszerzyć zasięg operacji antyterrorystycznych armii Burkina Faso, ponoszą przy tym ogromne straty. Często też atakują pasterskie społeczności Fulani, podejrzewając je o współpracę z ekstremistami, co pogłębia napięcia między grupami koczowniczymi a osiadłymi. Doniesienia o wymuszeniach, porwaniach, samosądach i innych nadużyciach popełnianych przez członków VDP wobec Fulani pokazują, jak trudno jest włączyć uzbrojone formacje cywilne w oficjalne strategie bezpieczeństwa bez pogłębiania konfliktów etnicznych.”

Drugi scenariusz zakłada rozpoczęcie negocjacji pomiędzy reżimem wojskowym a dżihadystami. To opcja uznawana za całkiem prawdopodobną, ponieważ od miesięcy różne środowiska społeczne i polityczne nawołują do podjęcia ogólnonarodowego dialogu. Obie strony są zbyt słabe, by odnieść decydujące zwycięstwo: malijski rząd nie jest w stanie zatrzymać dżihadystów, a ci z kolei nie mają dość sił, by opanować i utrzymać tak duże miasto jak Bamako. Utworzenie stabilnego rządu i prowadzenie polityki, zarówno wewnętrznej, jak i zagranicznej, byłoby przy tym niezwykle trudne. Mali pozostaje w konflikcie z państwami Sojuszu Sahelu, a także zawieszone w strukturach ECOWAS, co dodatkowo ogranicza jego możliwości dyplomatyczne.

Trzeci scenariusz to upadek Bamako. Takie wydarzenie, które, choć wciąż mało prawdopodobne, nie może zostać całkowicie wykluczone. Utrata stolicy byłaby katastrofalna dla regionu, który już teraz zmaga się z gwałtowną ekspansją dżihadyzmu. Państwa Sahelu są nie tylko słabe i niekompetentne, ale także głęboko podzielone politycznie, czego najlepszym dowodem jest rozłam we Wspólnocie Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS). Co gorsza, fala dżihadyzmu ogarnia również Niger i Burkina Faso, które mimo mobilizacji społeczeństw i wojska nie radzą sobie z tym zagrożeniem. Ekstremizm islamski znajduje też sprzyjające warunki w innych państwach regionu, co czyni Sahel jednym z najbardziej niestabilnych obszarów świata.

Reklama
WIDEO: Cezary Tomczyk o Orce, Moskicie i Tarczy Wschód: "Wydamy więcej niż planowaliśmy"
YouTube cover video
Reklama
Reklama