Reklama

Geopolityka

Biden na Bliskim Wschodzie: przełom czy porażka? [KOMENTARZ]

Autor. https://www.whitehouse.gov/

Ocena wizyty Joe Bidena na Bliskim Wschodzie jest niejednoznaczna. Była ona na tyle trudna, że fakt, iż nie zakończyła się katastrofą już można uznać za sukces. Amerykański prezydent pokazał przede wszystkim, że to USA wciąż rozdaje karty i nie zamierza ani zwijać się z Bliskiego Wschodu ani pozwalać Chinom, Rosji i Iranowi na swobodę działań. Konkretne ustalenia nie są jednak przełomowe.

Reklama

Wizyta Bidena na Bliskim Wschodzie składała się z dwóch części tj. wizyty w Izraelu i w Palestynie oraz spotkania z liderami 9 państw arabskich w saudyjskiej Dżeddzie. Chodziło więc nie tylko o spotkanie z saudyjskim następcą tronu Mohammadem bin Salmanem ale również z przywódcami Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru, Kuwejtu, Bahrajnu, Omanu, Iraku, Egiptu i Jordanii. Była to pierwsza wizyta Bidena na Bliskim Wschodzie od czasu objęcia przez niego prezydentury półtora roku temu. W tym czasie tylko liderzy Izraela, Iraku, Kataru i Jordanii (dwukrotnie) gościli w USA. Ponadto na szczyt państw demokratycznych, zorganizowany w grudniu 2021 r., zaproszeni byli jedynie liderzy Izraela i Iraku. Jest to nie bez znaczenia zważywszy na krytykę wizyty w Arabii Saudyjskiej płynącą z rodzimej partii Bidena tj. Demokratów. Co do Izraela to choć w USA gościł i premier i prezydent tego kraju to w międzyczasie doszło do zmiany personalnej na obu stanowiskach, zatem było to też pierwsze spotkanie Bidena z Yairem Lapidem jako premierem. Warto też dodać, że jeśli chodzi o innego bliskowschodniego gracza tj. Turcję to Biden nie odwiedził jej i nie ma tego w planach na najbliższe miesiące. Również Erdogan nie doczekał się zaproszenia do Waszyngtonu i wątpliwe jest by to nastąpiło. Tymczasem we wtorek dojdzie w Teheranie do spotkania prezydentów Iranu, Turcji i Rosji i nie ma wątpliwości, ze jest ono kontrszczytem wobec tego, który odbył się w Arabii Saudyjskiej.

Reklama

Choć uwaga polskich mediów (dość skromna, nawiasem mówiąc) koncentrowała się na kwestii zwiększenia wydobycia ropy przez Arabię Saudyjską to nie był to jedyny temat tej podróży. Joe Biden wręcz zaprzeczał, że sprawa ropy jest powodem jego wyjazdu na Bliski Wschód. W artykule opublikowanym 9 lipca w Washington Post (co było symboliczne zważywszy, że poćwiartowany w stambulskim konsulacie saudyjskim Dżamal Chaszukdżi pracował właśnie dla tej gazety) i zatytułowanym „Po co jadę do Arabii Saudyjskiej", Biden podkreślał, ze przez ostatnie 18 miesięcy Bliski Wschód stał się bardziej stabilny i bezpieczny dzięki amerykańskiej dyplomacji. Jako jeden z dowodów na to Biden podał trwający od kwietnia rozejm w Jemenie. Amerykański prezydent przekonywał też, że bardziej bezpieczny i zintegrowany Bliski Wschód jest w interesie USA, a sprawie ropy poświęcił jedynie fragment zdania, stwierdzając, że eksperci saudyjscy i amerykańscy pracują nad stabilizacją rynku tego surowca. Biden wspomniał natomiast także o znaczeniu bliskowschodnich szlaków wodnych dla globalnego handlu i łańcuchów dostaw.

Ponadto niektóre sprawy były załatwiane równolegle, poza główną wizytą. Dotyczy to również Polski, gdyż nie ma najmniejszej wątpliwości, że nagła normalizacja relacji polsko-izraelskich, która nastąpiła z inicjatywy Izraela (zresztą ich wcześniejsze popsucie też), była efektem nacisku USA. Lapidowi wizyta Bidena była bardzo potrzebna, więc postanowił się dostosować. Innym wydarzeniem była tajna narada w egipskim Szarm el-Szejk z udziałem wojskowych z Izraela, Arabii Saudyjskiej, Kataru, Jordanii, Egiptu, ZEA oraz Bahrajnu, której przedmiotem miało być utworzenie „arabskiego NATO" oraz arabsko-izraelskiego sojuszu obrony powietrznej. Kolejną kwestią, która z całą pewnością wpływała na rozmowy, był zaplanowany na wtorek szczyt w Teheranie oraz zapowiedzi Rosji dotyczące INSTC (International North-South Transport Corridor), czyli korytarza transportowego łączącego Rosję z Indiami i omijającego Bliski Wschód, w tym w szczególności Kanał Sueski. To stanowi bardzo istotne zagrożenie dla interesów nie tylko Egiptu ale również Arabii Saudyjskiej. Tuż przed wizytą Bidena saudyjski minister stanu ds. zagranicznych Adil al-Dżubeir w obszernym wywiadzie dla saudyjskich mediów mówił o tym, ze Arabia Saudyjska ma ambicje stać się hubem łączącym Europę, Azję i Afrykę.

Reklama

Pierwszy etap podróży Bidena, tj. wizytę w Izraelu, komplikował fakt, że dopiero co tamtejszy rząd stracił większość parlamentarną i ogłoszono nowe wybory. Sondaże wskazują na zwycięstwo Likudu ale nie dają pewności czy Netanjahu zdoła zdobyć większość do stworzenia rządu, a póki to nie nastąpi rządzić będzie dalej Lapid. Choć Netanjahu jest na tyle pragmatyczny, że dążyłby do dobrych relacji z każdym prezydentem USA, bez względu na to czy ten stawiałby na niego, czy na konkurencję, to Biden niewątpliwie woli rządy izraelskiej lewicy. Dla Bidena Lapid jest bowiem bardziej racjonalny i skłonny do współpracy niż Netanjahu, a w procesie tworzenia rządu zdołał dogadać się z izraelskimi Arabami.  Dlatego obu stronom zależało by wizyta wyglądała na jak największy sukces i była przepełniona symbolicznymi gestami oraz górnolotnymi deklaracjami.

Czytaj też

Ale w najważniejszej kwestii, tj. w sprawie Iranu, Biden nie porozumiał się z Lapidem. Mimo fiaska rozmów w Dosze w sprawie reaktywacji porozumienia dot. irańskiego programu nuklearnego (JCPOA) mają one być jednak kontynuowane i najwyraźniej Biden liczył, że zmiękczenia stanowiska Izraela w tej sprawie pozwoli mu na złagodzenie opozycji wobec JCPOA ze strony Republikanów i części Demokratów. Próba reaktywacji JCPOA rozbija się obecnie o żądania ze strony Iranu dot. gwarancji utrzymania porozumienia bez względu na to kto będzie kolejnym prezydentem USA. Lapid jednak naciskał, by USA wyznaczyły deadline dla negocjacji w sprawie JCPOA i zadeklarowały możliwość przeprowadzenia operacji militarnej przeciwko Iranowi w przypadku ich fiaska. Tymczasem Biden zadeklarował jedynie, że USA użyje wszelkich środków by nie dopuścić do zdobycia przez Iran broni atomowej. Niezgodność w tej kwestii została przykryta nadmiernymi fanfarami towarzyszącymi podpisaniu Deklaracji Jerozolimskiej o Strategicznym Partnerstwie. Nie jest to dokument nieistotny ale nazywanie go historycznym jest grubą przesadą. Potwierdza on determinację USA we wspieraniu Izraela, w szczególności przeciwko Iranowi, a także Hezbollahowi, Hamasowi czy palestyńskiemu Islamskiemu Dżihadowi oraz potwierdza zaangażowanie finansowe USA w pomoc obronną Izraela i współpracę w zakresie rozwoju technologii militarnych. USA zadeklarowało również zwalczanie wszelkich prób delegitymizacji czy bojkotu Izraela, co jest o tyle istotne, że takie trendy ostatnio zaczęły być coraz silniejsze w lewym skrzydle Partii Demokratycznej. Z drugiej strony jeden akapit poświęcony jest Ukrainie i wsparciu obu stron dla jej integralności terytorialnej oraz suwerenności. Ani razu w tym dokumencie nie jest jednak wspomniana Rosja czy Chiny. Wspomniano za to Indie, w kontekście współpracy czterostronnej Indie-ZEA-Izrael-USA, co jest też próbą wyrwania Indii z układu z Rosją.

Czytaj też

Izrael zgodził się natomiast na przejęcie przez Arabię Saudyjską pełnej suwerenności nad strategicznymi wyspami Tiran i Sanafir na Morzu Czerwonym. Do 1949 r. należały one do Arabii Saudyjskiej ale pozwoliła ona na zajęcie ich przez Egipt w związku z konfliktem wywołanym powstaniem Izraela. W latach 1967 – 1982 kontrolował je Izrael, po czym zwrócił Egiptowi, który zagwarantował swobodę żeglugi przez cieśninę Tiran dla Izraelczyków. Ponadto na wyspach rozlokowano międzynarodowe siły pokojowe. W 2017 r., mimo ogromnych protestów w Egipcie, prezydent tego kraju Abdelfatah al-Sisi oddał je Arabii Saudyjskiej, ale zgodę na to musiał jeszcze wyrazić Izrael. Biden ogłosił wycofanie sił pokojowych do końca roku, a Arabia Saudyjska zobowiązała się do utrzymania swobody izraelskiej żeglugi. Co więcej, Arabia Saudyjska otworzyła swoją przestrzeń powietrzną dla samolotów izraelskich, a w czasie najbliższej pielgrzymki do Mekki ma być uruchomione bezpośrednie połączenie z Izraela do Dżeddy. Oznacza to zatem dalsze zbliżenie izraelsko-saudyjskie i ostrożne parcie do ich formalizacji. Symboliczne było również to, że Biden poleciał z Izraela prosto do Dżeddy. Ale jednocześnie Arabia Saudyjska oficjalnie odcięła się od planów wspólnej arabsko-izraelskiej obrony powietrznej.

Jeśli chodzi o Palestynę to choć spotkanie Bidena z prezydentem Autonomii Palestyńskiej Mahmudem Abbasem było oceniane jako „bardzo ciepłe", a na spotkaniu Lapid-Biden obie strony opowiedziały się za rozwiązaniem problemu palestyńskiego opartym na dwóch państwach to Biden jednocześnie podkreślił, że nie widzi możliwości wprowadzenia tego rozwiązania w najbliższej przyszłości. Był to zatem zimny kubeł na głowę Palestyńczyków i tak przez nich został odebrany, a na osłodę dostali wznowienie programów pomocowych, w tym 100 mln usd na szpitale we Wschodniej Jerozolimie. Biden wspomniał też o zabójstwie palestyńsko-amerykańskiej dziennikarki Shireen Abu Akleh, wzywając do pełnego wyjaśnienia okoliczności jej śmierci. Tyle, że zrobił to wyłącznie w Palestynie, nie poruszając tego tematu w rozmowach z Izraelczykami by nie psuć atmosfery.

Druga część podróży budziła znacznie większe kontrowersje i przez to była znacznie trudniejsza. Jeszcze zanim Biden postawił nogę na saudyjskiej ziemi okazało się, że w Dżeddzie nie zostanie ogłoszone „arabskie NATO", a z Emiratów wyszły sygnały, że nie zamierzają uczestniczyć w żadnym antyirańskim pakcie, planują wysłać do Teheranu ambasadora i są przeciwne rozwiązaniu siłowemu w stosunku do Iranu. Ponadto w Iraku stronnictwa proirańskie zobowiązały premiera Mustafę al-Kadhimiego by nie uczestniczył w żadnych antyirańskich rozmowach. Biden musiał przy tym mocno balansować, gdyż w USA spadła na niego krytyka, w szczególności ze strony jego własnej partii, za spotkanie z Mohammadem bin Salmanem. Amerykański prezydent wcześniej bowiem potępiał saudyjskiego następcę tronu za zabójstwo Chaszukdżiego i deklarował, że zrobi z Arabii Saudyjskiej „pariasa". Warto dodać, że wśród Demokratów (i nie tylko) takie podejście do Arabii Saudyjskiej jest powszechne i jeszcze za Trumpa próbowali oni zablokować jakąkolwiek sprzedaż broni do tego państwa, w związku z wojną w Jemenie. Trump jednak zawetował stosowną ustawę Kongresu i dopiero Biden wprowadził restrykcje na sprzedaż broni do Arabii Saudyjskiej. Przyczyniło się to do wprowadzenia rozejmu w Jemenie, o którym zresztą Biden wspominał w Dżeddzie.

Czytaj też

Warto też przypomnieć, że Biden jeszcze przed swoim wyborem zapowiadał budowanie wspólnoty państw demokratycznych jako bastionu przeciwko autorytarnym reżimom. Tymczasem na spotkaniu w Dżeddzie tylko premier Iraku miał (w zasadzie) mandat od demokratycznie wybranego parlamentu. Pozostali to siedmiu monarchów, w tym niektórzy absolutni, oraz prezydent Sisi, nie słynący raczej z przestrzegania praw człowieka. Biden na każdym kroku mówił zatem o demokracji i prawach człowieka, a po spotkaniu z Mohammadem bin Salmanem twierdził, że wprost powiedział mu, że odpowiada on za morderstwo. Saudyjczycy przedstawili inną wersję spotkania ale tak by jednocześnie nie zarzucić Bidenowi mówienia nieprawdy. W saudyjskim przekazie medialnym wizyta miała być sukcesem i zażegnaniem „drobnych nieporozumień". Symboliczne było jednak również to, że Biden nie podał Mohammadowi bin Salmanowi ręki, a zamiast tego doszło do „covidowego" stuknięcia się pięściami. Kontrastowało to z zachowaniem Mohammada bin Salmana w czasie jego wizyty w Turcji, gdzie wyraźnie na zdjęciach dominował tureckiego prezydenta. Biden unikał jednak konkretów w swych wypowiedziach dotyczących praw człowieka, a w przypadku Egiptu dziękował za rolę jaką odegrał on w zażegnaniu ubiegłorocznej eskalacji w Gazie. To pozwoliło na uniknięcie zgrzytów na spotkaniu, a Biden mógł pokazać, że on tu rozdaje karty. Podkreślił to też w trakcie spotkania mówiąc, że USA zostaje na Bliskim Wschodzie i „nigdzie się nie wybiera" i nie zamierza stworzyć próżni do wypełnienia przez Chiny, Rosję lub Iran.

USA podpisały z Arabią Saudyjską pakiet 18 umów dotyczących współpracy na rożnych płaszczyznach tj. energetycznej, technologicznej, komunikacyjnej, kosmicznej, medycznej itp. Jednakże w kwestii zwiększenia wydobycia ropy przez Arabię Saudyjską w celu zbicia jej cen rezultaty były niejednoznaczne. Wprawdzie wydano komunikat, że USA i Arabia Saudyjska będą wspólnie działali na rzecz stabilizacji rynków energetycznych ale z drugiej strony Mohammad bin Salman zadeklarował jedynie, że Arabia Saudyjska produkuje obecnie 11 mln baryłek dziennie i jest w stanie zwiększyć produkcję do 12 mln oraz ewentualnie do 13 mln w perspektywie 2027 r. przy dodatkowych inwestycjach. Wszystko wskazuje jednak na to, że decyzje w tej kwestii nadal będą zapadać w formacie OPEC + czyli z udziałem Rosji. Warto jednak dodać, że ostatnio ceny ropy i tak spadły ze 120 usd za baryłkę do 100 usd, co wynika z nawrotu COVIDu oraz recesji. Sprawa bezpieczeństwa energetycznego i stabilizacji rynków energetycznych znalazła się też w komunikacie końcowym szczytu w Dżeddzie ale również tam odwołano się do formatu OPEC+ i podjętej w jego ramach decyzji o zwiększeniu produkcji w lipcu i sierpniu.

W komunikacie końcowym szczytu podkreślono znaczenie strategicznego partnerstwa USA na Bliskim Wschodzie oraz poruszono szereg problemów bliskowschodnich i globalnych, niemniej w większości w dość ogólnikowy sposób. Ponadto również i w tym dokumencie ani razu nie pada słowo Rosja lub Chiny. W sprawie Iranu podkreślono jedynie znaczenie nieproliferacji broni jądrowej i wezwano Iran do współpracy z Międzynarodową Agencją Atomową oraz „z krajami w regionie by utrzymać region Zatoki Arabskiej wolny od broni masowego rażenia, zachować bezpieczeństwo oraz regionalną i globalną stabilność". Ponadto jednak potępiono „akty terrorystyczne" wpływające na swobodę żeglugi w cieśninie Hormuz i Bab al-Mandab, uderzając tym samym w Iran oraz jego jemeńskiego sojusznika: Hutich (bez ich wskazywania). Z drugiej strony wyrażono uznanie dla roli Iraku we wspieraniu dyplomacji i budowy zaufania między państwami regionu, co było aluzją do roli Iraku w aranżowaniu negocjacji saudyjsko-irańskich (znów jednak nie stwierdzono tego wprost). Przed szczytem spekulowano, że Biden, w rozmowach z Kadhimim, będzie chciał ocenić perspektywy tych rozmów. Co do samego Iraku i jego problemów, m.in. z działaniami militarnymi Turcji (o której również nie wspomniano ani słowem), to ograniczono się do zdawkowego wsparcia suwerenności tego państwa. W sposób ogólny poruszono też kwestię Jemenu, wyrażając poparcie dla rozejmu i wzywając strony do negocjacji pokojowych pod auspicjami ONZ, a także Syrii. Znacznie więcej miejsca poświęcono Libanowi, popierając zwiększenie związków między tym krajem a państwami arabskimi GCC i wskazując na konieczność rozbrojenia sił pozostających poza kontrolą rządu (czyli Hezbollahu, choć znów nie stwierdzono tego wprost). Znacznie bardziej konkretny jest zapis wspierający stanowisko Egiptu w sporze dotyczącym Wielkiej Tamy Odrodzenia Etiopii (GERD). Ponadto podkreślono konieczność przeprowadzenia wyborów parlamentarnych i prezydenckich w Libii oraz opuszczenia tego kraju przez wszystkie obce siły i najemników, wspierając jednocześnie działania dyplomatyczne Egiptu dot. tego kraju. W sposób bardzo ogólny poruszono też kwestię Sudanu.

W dokumencie znalazło się też poparcie dla finalizacji porozumień w sprawie budowy połączeń elektrycznych między Irakiem a Arabią Saudyjską, GCC i Irakiem, Arabią Saudyjską, Jordanią i Egiptem, Egiptem, Jordanią i Irakiem, a także współpracy w zakresie zielonej energii. W kwestii Afganistanu podkreślono znaczenie dostępu pomocy humanitarnej do tego kraju, przeciwdziałania zagrożeniu terrorystycznemu, a także zapewnieniu kobietom prawa do pracy, jednocześnie wyrażając uznanie dla działań Kataru dla „bezpieczeństwa i stabilności narodu afgańskiego". W dokumencie znalazł się też punkt dotyczący Ukrainy, niemniej również sformułowany w bardzo ogólny i ostrożny sposób. Mowa w nim o konieczności respektowania prawa międzynarodowego, w szczególności w zakresie suwerenności i integralności terytorialnej, a także powstrzymywania się od używania siły. Jest też wezwanie do znalezienia „pokojowego rozwiązania", zakończenia kryzysu humanitarnego i wsparcia dla uchodźców, wreszcie zapewnienia eksportu zboża i dostaw żywności, a także wsparcia „bezpieczeństwa żywnościowego w dotkniętych krajach". Problem w tym, że nie wskazano Rosji jako odpowiedzialnej za tę sytuację i nie poruszono kwestii ułatwiania przez niektóre kraje (np. ZEA) omijania sankcji nałożonych na Rosję, a w kontekście kryzysu humanitarnego i uchodźców nie wspomniano o problemie weponizacji migracji i roli państw bliskowschodnich w umożliwianiu tego procederu poprzez organizowanie połączeń lotniczych.

Czytaj też

W kontekście relacji amerykańsko-saudyjskich, zwłaszcza w odniesieniu do kolejnych kroków dotyczących „stabilizacji rynków energetycznych" warto jednak pamiętać, że Biden ma dodatkowe karty w ręku. Tuż przed jego wyjazdem na Bliski Wschód Kongres nałożył kolejne restrykcje na sprzedaż broni do Arabii Saudyjskiej, zostawiając jednak furtki do obejścia tych zasad przez prezydenta. Choć przed bliskowschodnią wizytą Bidena spekulowano, że może on zdjąć restrykcje to żadne deklaracje nie padły. Z drugiej strony brak też informacji czy Arabia Saudyjska zamierza umożliwić powrót do USA ok 70 obywatelom amerykańskim saudyjskiego pochodzenia, których zatrzymała pod różnymi zarzutami.

Mimo wszystko wizytę Bidena można uznać za względnie udaną. Była ona bowiem konieczna, gdyż jej brak był coraz bardziej interpretowany jako utrata zainteresowania (lub zdolności zarządzania sytuacyjnego) USA Bliskim Wschodem, co rozluźniało więzy między USA a jego tradycyjnymi partnerami i zachęcało globalnych konkurentów do aktywizowania się w tej przestrzeni. Biden pokazał, że nie zamierza się temu przyglądać z założonymi ramionami. Wizyta nie zakończyła się więc porażką i to jest już ważne. Ale przyszłość jest wciąż niepewna, a wiele będzie również zależeć od rezultatów szczytu Iran-Rosja-Turcja, który stanowi zagrożenie dla większości bliskowschodnich partnerów USA.

Reklama
Reklama

Komentarze (3)

  1. biały

    brix sojusz budowany przeciw tzw. zachodowi ( usa , unia europejska ) .... 3,5 miliarda ludzi - gospodarki rozwijające się z, dużą populacją ludności młodej , nie popierający sankci na Rosję ,,, Unia Europejska pada z powodu polityki unijnej znacznie zwiększającej obciążenia dla przemysłu ,,,,,,,, Jeśli Rosja wejdzie do struktór BRIX to nic już nie pomoże krajom zachodu , zbankrutujemy i będziemy jak dzisiaj w Afryce żyć

    1. wert

      chcieliśta Eurokołchozu? To mata. Nie jęczeć tylko bić brawo! Europa gnije, powinna wrócić do korzeni. Marne szanse wystarczy tego scholza posłuchać. Arogancja rozum im odebrała

    2. Sigrid

      Po pierwsze BRICS a nie brix. Po drugie Rosja JEST w strukturach BRICS, po trzecie nic nie pomoże krajom Zachodu bo taki jest plan. Poczytaj dokumenty programowe WEF (Światowe Forum Ekonomiczne). To jest 100% recepta na kryzys gospodarczy a czym jest WEF to chyba nie muszę tłumaczyć. Ponad 50% premierów, prezydentów, ministrów i szefów dużych europejskich instytucji jest powiązana z WEF i realizuje założenia programowe a te nie są dla nas zbyt optymistyczne. Ma być głód, zimno i zamieszki głodowe.

  2. Sigrid

    Jeszcze dwa lata temu USA były eksporterem netto ropy i gazu. Wystarczyły dwa lata rządów komunistów żeby musieli prosić Saudów o pomoc bo zabrakło ropy.; A jednocześnie Biden wprowadza przepisy, które zlikwidują wydobycie z największego pokładu węglowodorów w Stanach, który daje 40% amerykańskiej produkcji (Basen Permski w Texasie). Pierwszy "ukaz" prezydencki jaki podpisał to likwidacja budowy rurociągu Keystone bo podobno transport ropy ciężarówkami jest bardziej ekologiczny niż rurociągiem :-)

  3. Marcyk

    Konkretne ustalenia rzadko trafiają do wiadomości publicznej !