Reklama
  • Analiza
  • Ważne
  • Opinia

Afganistan: Zwycięstwo talibów przesądzone, wciąż wiele niewiadomych [OPINIA]

Upadek Heratu i Kandaharu, a wcześniej Ghazni i Kunduzu, a także szeregu innych stolic afgańskich prowincji, przesądza losy wojny. Amerykanie i Brytyjczycy pośpiesznie ewakuują swoich obywateli z Kabulu, a dziesiątki tysięcy Afgańczyków w panice stara się uciec z kraju. To jakie porządki wprowadzą w Afganistanie talibowie nie ulega wątpliwości, otwartą kwestią pozostaje jednak, czy zachowają wewnętrzną spójność i jak ukształtują się ich relacje z innymi państwami.

Zrzut amerykańskiego zaopatrzenia w 2010 roku (zdjęcie ilustracyjne). Fot. Staff Sgt. Manuel J. Martinez/USAF.
Zrzut amerykańskiego zaopatrzenia w 2010 roku (zdjęcie ilustracyjne). Fot. Staff Sgt. Manuel J. Martinez/USAF.

O ile od początku maja talibowie robili znaczne postępy zajmując prowincję ale mieli trudności z opanowaniem większych miast, a ich ataki na Kandahar, Mazari Szarif czy Herat były odpierane, to sytuacja uległa gwałtownej zmianie na początku sierpnia. 8 sierpnia, po wielu tygodniach walk, padł Kunduz. Jednocześnie talibowie zaczęli wkraczać do kolejnych stolic prowincji, zwłaszcza w północnej części kraju. Strategia skoncentrowania się na opanowaniu północy kraju związana była ze strukturą etniczną Afganistanu. Talibowie rekrutują się bowiem przede wszystkim spośród największej grupy etnicznej tego kraju czyli stanowiących ok. 40 % populacji afgańskiej Pasztunów.

Tymczasem w okresie pierwszych rządów talibów opór tzw. Sojuszu Północnego oparty był przede wszystkim na zamieszkujących północ kraju Tadżykach (ok. 20 %) oraz w mniejszym stopniu Uzbekach (ok. 6-9 %). Talibowie prześladowali wówczas również szyickich Hazarów (według niektórych szacunków stanowią oni obecnie ponad 20 % afgańskiej populacji). Teraz jednak większość terenów kontrolowanych w latach 90-tych przez Sojusz Północny jest już w rękach Talibów, w szczególności większość górzystego Badachszanu, w tym trudno dostępny wąwóz wakhański łączący Afganistan z Chinami. W rękach rządowych pozostaje jednak wciąż nigdy nie zdobyty przez Talibów Pandższir zapewniający dostęp do stolicy od strony północnej. To od tej prowincji wziął się przydomek najsłynniejszego przeciwnika talibów, zabitego tuż przed amerykańską inwazją na Afganistan, Lwa z Pandższiru (Szire-Pandższir) Ahmeda Szacha Masuda.

Celem tej strategii było niewątpliwie niedopuszczenie do odrodzenia się Sojuszu Północnego. Wprawdzie charyzmatyczny lider tej formacji nie żyje od 20 lat, a inni jego dowódcy nie okazali się godnymi jego następcami ale talibowie wiedzą, że w etnicznie podzielonym Afganistanie i przy delikatnej sytuacji międzynarodowej etniczne oddziały mogą stawiać dalszy opór wobec ich rządów nawet jeśli padnie Kabul. Stąd również zadbali o kontrolę nad większością przejść granicznych na północy kraju by przeciąć ewentualne kanały logistyczne. Warto w tym kontekście nadmienić, że Tadżykistan i Uzbekistan to dla Rosji sui generis „miękkie podbrzusze”. Przenikanie dżihadyzmu do tych dwóch sąsiadujących z Afganistanem państw stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji, zważywszy na wielomilionową diasporę tadżycką i uzbecką mieszkającą w Moskwie i Petersburgu. Wielu Tadżyków i Uzbeków wstępowało zresztą również do Państwa Islamskiego w Iraku oraz Syrii, a w Afganistanie działa też powstały w Uzbekistanie i związany z Al Kaidą Islamski Ruch Uzbekistanu.

Amerykańska i NATO-wska obecność w Afganistanie w tym kontekście była zatem korzystna dla Rosji, choć ta tego nigdy nie przyznała. Przez ostatnie dwie dekady Rosja zyskała również znaczne wpływy wśród swoich dawnych wrogów z Sojuszu Północnego i choć negocjowała również z talibami to (podobnie jak wiele innych państw) ostrożnie podchodzi do zapewnień talibów, że ich rządy nie będą wiązały się z terrorystycznym zagrożeniem dla innych państw. Tadżykistan jest przy tym sojusznikiem Rosji w ramach Organizacji Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego (ODKB), więc działania terrorystyczne pochodzące z terenu Afganistanu i skierowane na terytorium Tadżykistanu generować będą sojusznicze zobowiązania Rosji. Dlatego też już w lipcu pojawiły się spekulacje, że Rosja wraz z Uzbekistanem i Tadżykistanem reaktywują Sojusz Północny.

Wobec niezdecydowania Moskwy (oznaczałoby to zwarcie z talibami, z którymi Kreml najwyraźniej wciąż zakłada, iż można się dogadać) póki co do tego nie doszło, a blitzkrieg talibów powoduje, że będzie to coraz trudniejsze. Wciąż broni się przy tym Mazari Szarif, które tylko przez 3 lata było kontrolowane przez talibów. Na czele obrony stoją b. gubernator prowincji Balch i jeden z ważniejszych dowódców Ahmeda Szacha Masuda w latach 90-tych, etniczny Tadżyk Atta Muhammad Nur oraz były udzielny władca uzbeckiej części Afganistanu, zmieniający często strony ale znienawidzony przez talibów marszałek Abdul Raszid Dostum. Znaczenie tego miasta jest ogromne i dlatego 11 sierpnia odwiedził je prezydent Aszraf Ghani, a do miasta skierowano dodatkowe siły Dostuma.

Problem w tym, że upadek Kunduzu wywołał efekt domina, a to z całą pewnością wpływa fatalnie na morale tych sił, które wciąż jeszcze walczą z talibami. Wielu urzędników państwowych porzuca swoje stanowiska i pośpiesznie wyjeżdża z kraju. Tak zrobił np. afgański minister finansów. 12 sierpnia padło Ghazni, stolica prowincji, którą w latach 2008-2013 kontrolowali polscy żołnierze. Nastąpiło to po niezbyt intensywnych starciach zakończonych tym, że władze prowincji oddały miasto w zamian za umożliwienie lokalnym przywódcom bezpiecznego wyjazdu. Niestety tych, którzy nie byli na tyle wpływowi by załapać się do konwoju uciekających notabli czekał bardzo marny los. Talibowie na zajętych przez siebie terenach mordują bowiem tych, którzy współpracowali z władzami, a często również poddających się żołnierzy.

Kilka godzin po upadku Ghazni padł Herat, trzecie co do wielkości miasto w Afganistanie. Tu na czele obrony stanął niedawno jeden z najważniejszych dowódców wojny przeciwko inwazji sowieckiej, a potem przeciwko talibom w latach 90-tych, były gubernator prowincji Herat, 75-letni Ismail Khan. W lipcu udało mu się zmobilizować lokalne siły i odeprzeć atak Talibów. Nie wiadomo czy błyskawiczny upadek tego miasta tym razem był efektem układu czy zdrady. Sam Ismail Khan doszedł do porozumienia z talibami i nadal przebywa w Heracie. Natomiast 13 sierpnia rano padło drugie co do wielkości miasto Afganistanu czyli pusztuński Kandahar, gdzie zapewne talibowie ulokują swoją tymczasową administrację centralną.

Obecnie w rękach talibów znajduje się już co najmniej (liczba ta się powiększa już nie tyle z dnia na dzień co z godziny na godzinę) 15 spośród 34 stolic prowincji. Poza Mazari Szarif oraz Kabulem poza kontrolą talibów jest przede wszystkim Pandższir oraz tzw. Hazaradżat czyli tereny zamieszkane w większości przez szyickich Hazarów, którzy mają najwięcej powodów by obawiać się talibów. W 1998 r., gdy zdobyli oni Mazari Szarif, dokonali masakry tysięcy Hazarów mieszkających w tym mieście. Zamordowali wówczas również irańskich dyplomatów z miejscowego konsulatu. Dla sunnickich fanatyków, do których należą talibowie, szyici są bowiem heretykami, a często wręcz apostatami.

Trudno przewidzieć jaka będzie reakcja Iranu na upadek Heratu i zajmowanie terenów zamieszkanych przez szyickich Hazarów. Iran prowadził własne negocjacje z talibami i obie strony dotychczas łączyła wspólna chęć pozbycia się Amerykanów. Ponadto talibowie zapowiadają, że nie będą stanowić zagrożenia dla innych państw, a zatem również Iranu. Tyle, że od lipca w samym Iranie zaczął narastać sceptycyzm wobec tych zapewnień, a niektóre konserwatywne media poinformowały o stworzeniu w Afganistanie szyickich oddziałów Haszed al-Szia, które miałyby walczyć z talibami. Warto przy tym pamiętać, że od wielu lat w Syrii walczą szyickie oddziały Afgańczyków Liwa al-Fatimijun.

Jakąkolwiek wiarę w to, że władze w Kabulu mogą jeszcze powstrzymać talibów przed wkroczeniem do stolicy stracili najwyraźniej Amerykanie i Brytyjczycy. Co prawda co innego mówią oficjalnie przedstawiciele administracji Bidena ale nagła decyzja o wysłaniu 3000 żołnierzy do Kabulu w celu ewakuacji wszystkich obywateli USA oraz zabezpieczenia przeniesienia w formie szczątkowej ambasady USA na kabulskie lotnisko (Brytyjczycy podjęli podobną decyzję) świadczą jednoznacznie o ocenie sytuacji przez USA. W tym kontekście niepokoić musi los Afgańczyków, którzy współpracowali z USA i koalicją. Amerykanie wprawdzie zapowiedzieli, że ewakuują tłumaczy i innych Afgańczyków, którzy dla nich pracowali, ale samolot z pierwszą 200-osobową grupą wyleciał 30 lipca, a do 7 sierpnia wywieziono tylko 700 osób. Tymczasem w lipcu oceniano, że liczba takich współpracowników wraz z rodzinami może sięgać nawet 100 tys. Póki co zgodę na przyjazd do USA otrzymało 2500 Afgańczyków, a 8000 ma ja wkrótce otrzymać.

Jednak w kolejce czeka co najmniej 20 tys., przy czym nic nie wiadomo o ewakuacji współpracowników innych krajów, w tym Polski. Tymczasem talibowie już okrążają Kabul i bitwa o stolicę może się zacząć w każdej chwili, przed opanowaniem Mazari Szarif i innych, pozostałych wciąż poza ich kontrolą, terenów. Już teraz priorytetem będzie ewakuacja Amerykanów, Europejczyków itp., co spowolni wyjazdy Afgańczyków. Tych, którzy zostaną czeka pewna śmierć. Lawinowy upadek kolejnych miast, w tym kluczowych takich jak Herat czy Kandahar, z całą pewnością miał również efekt psychologiczny co widać po oddawaniu wielu terenów bez walki. Jest to więc najlepszy moment by uderzyć na stolicę.

Nie ma też najmniejszych wątpliwości, że talibowie wprowadzą takie same porządki jakie panowały w tym kraju przed 2001 r. i które przypominają rzeczywistość pod rządami Państwa Islamskiego. Wprawdzie talibowie póki co zachowują pozory ale są one obliczone na uśpienie czujności innych państw by nie interweniowały oraz osłabienie determinacji tych, którzy stawiają opór (gdy nie ma się nic do stracenia opór jest większy). Talibowie zapewne mają przy tym rację, że świat przymknie oko na wprowadzenie przez nich barbarzyńskich reguł prawnych bo przecież nie to spowodowało interwencję przeciwko Państwu Islamskiemu ale egzekucje cudzoziemców i odrzucenie systemu międzynarodowego. Tymczasem talibowie chcą funkcjonować w jego ramach. Dla setek tysięcy Afgańczyków (nie licząc Hazarów) reguły, które wprowadzają talibowie to piekło na ziemi i już w końcu lipca exodus osiągnął rozmiary 30 tys.

Afgańczyków tygodniowo uciekających z kraju. Ta liczba zapewne wzrośnie i ludzie ci będą starali się dostać do Europy, w tym do Polski. Już od kilku miesięcy gwałtownie wzrosła liczba Afgańczyków przekraczających nielegalnie polską granicę oraz wniosków o ochronę międzynarodową składanych przez osoby tej narodowości. Tymczasem niedawno 6 krajów UE, w tym Niemcy, zaapelowały do Komisji Europejskiej o odsyłanie Afgańczyków do Kabulu, co w obecnej sytuacji byłoby koszmarnym zaprzeczeniem całej narracji jaka dominowała w Europie w 2015 r.  W Niemczech zbliżają się jednak wybory i nagłe pojawienie się dziesiątek tysięcy Afgańczyków mogłoby wywołać niespodziewane skutki polityczne.

Obecne wydarzenia są oczywiście konsekwencją porozumienia zawartego w lutym 2020 r. przez administrację Trumpa za plecami władz w Kabulu, które w dodatku zostały zmuszone na mocy tego układu do zwolnienia tysięcy talibów ze swoich więzień. W zamian miały rozpocząć się negocjacje wewnątrzafgańskie ale talibowie nigdy nie podchodzili do tego poważnie. USA liczyły, że skłonią talibów do rozmów obietnicami pomocy gospodarczej ale obecnie nie wiadomo nawet czy zostaną nawiązane stosunki dyplomatyczne między Afganistanem talibów i Waszyngtonem. Biden zapowiedział bowiem, że jeśli talibowie przejmą władzę siłą to USA nie uzna ich rządów. Trudno powiedzieć natomiast jak zachowają się inne kraje. Z całą pewnością zrobi to Pakistan, który zawsze wspierał talibów. Nieoficjalnie wiadomo, że prawdopodobnie zrobią to też Chiny, które mają z Pakistanem świetne relacje i liczą na włączenie Afganistanu do tej współpracy oraz wejście do tego kraju z inwestycjami. Talibowie oświadczyli już, że są tym zainteresowani ale nie wiadomo czy sprawy się nie skomplikują i czy Al Kaida, a w szczególności Islamska Partia Wschodniego Turkiestanu związana z prześladowanymi w Chinach Ujgurami, będzie podzielać to podejście.

Jednym z kluczowych ustaleń porozumienia z Dohy było zobowiązanie talibów do nie wspierania terroryzmu. Talibowie potwierdzili to wielokrotnie później twierdząc, że ich rządy nie będą zagrażać żadnemu innemu państwu. Problem w tym, że dane wywiadowcze USA wskazują na to, że talibowie nie zerwali relacji z Al Kaidą. Wątpliwości co do szczerości deklaracji talibów pojawiają się również w innych państwach w tym w Iranie. Ponadto lider talibów Hibatullah Akhundzada nie ma takiej charyzmy jak twórca tej organizacji Mułła Omar i bo zdobyciu Kabulu mogą wystąpić wewnętrzne podziały. Innym czynnikiem potencjalnie dezintegrującym talibów może być podejście do handlu narkotykami. W okresie rządów Mułły Omara był on zakazany ale obecnie zbyt wielu watażków czerpie z tego zyski i ewentualny zakaz może wywołać opór. Nieuchronne jak się wydaje zajęcie Kabulu przez talibów wcale nie musi więc oznaczać końca trwającej już ponad 43 lata wojny domowej w Afganistanie.

Reklama
Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama