Przemysł Zbrojeniowy

Defender: era bezzałogowych myśliwców? [ANALIZA]

Wizja artystyczna bezzałogowego samolotu Defender zaprezentowana przez GA-ASI. Fot. GA-ASI.
Wizja artystyczna bezzałogowego samolotu Defender zaprezentowana przez GA-ASI. Fot. GA-ASI.

Największa zaleta lotnictwa Stanów Zjednoczonych, czyli możliwość globalnego operowania, stała się w ostatnich latach jego najsłabszym ogniwem. Elastyczność i możliwość uderzenia w dowolnym punkcie na ziemi oparta jest na ogromnej flocie tankowców, które niekiedy biorą udział w prawdziwych sztafetach, zapewniają wielogodzinne operowanie maszyn bojowych w rejonie zagrożeń lub też wsparcie transportowców przy przerzutach na dużych dystansach.

W ostatnich trzech dekadach kiedy Amerykanie musieli mierzyć się z przeciwnikami o znacznie mniejszych możliwościach, system ten funkcjonował nienagannie jednak po zwrocie na Azję Południowo-wschodnią, ogłoszonym przez Baracka Obamę jeszcze w 2011 roku, zaczęły pojawiać się rysy na całej koncepcji. Ogromne odległości oraz konieczność realizowania zadań z dala od baz własnych jak i brak wysuniętych przyczółków znanych z wcześniejszych operacji, spowodowały, że tankowce stały się kluczowe dla skutecznego wykonanie zadań stawianych lotnictwu w regionie. By uzmysłowić sobie skalę przedsięwzięcia, warto wspomnieć, że KC-135 lub nowo wprowadzany KC-46 przenoszą nieco ponad 200.000 funtów paliwa, a odliczywszy z tego  potrzeby własne tankowca, do przetoczenia zostaje zapas pozwalający zatankować do pełna 4-5 samolotów takich jak F-15E.

Potężny Smok

Operująca w sposób otwarty armia Stanów Zjednoczonych miała i nadal ma pilnych obserwatorów. Dodatkowo większość kluczowych debat nad przyszłością działania sił zbrojnych odbywa się w ramach dyskusji publicznej i dopiero szczegóły są wykuwane za zamkniętymi drzwiami. Nietrudno się zatem domyślić, że główny przeciwnik USA w regionie, czyli Chiny, zaczął przygotowywać się na ewentualne starcie, opierając swoją strategię na słabości przeciwnika. Posiadając przewagę własnego zaplecza logistycznego, Chiny postanowiły przy pomocy m.in. systemów rakietowych i wysuniętych i uzbrojonych wysp odrzucić dalej Stany Zjednoczone i tym samym utrudnić im operowanie.

Kolejnym z elementów tej układanki stał się Chengdu J-20 zwany również jako „Potężny smok”. Po jego pojawieniu się rozgorzały debaty na temat tego czy samolot ten jest w ogóle w stanie dorównać F-22 czy też F-35, a wydaje się, że nie to jest istotą tej platformy. Jeszcze w 2017 roku pojawiły się pierwsze zdjęcia J-20 z czterema ogromnymi zbiornikami paliwa. Analitycy od razu zaczęli spekulować, nad wykorzystaniem samolotów w takiej konfiguracji do zwalczania amerykańskich statków powietrznych o kluczowym znaczeniu. J-20 jako ciężki samolot wielozadaniowy i tak charakteryzuje się dużym zasięgiem (6000 km do przebazowania, 2000 km promień operowania). Wykorzystanie 4 odrzucanych zbiorników do podejścia pod strefę operowania tankowców, a następnie atak na nie już w konfiguracji o obniżonej wykrywalności pozwoliłby rozwiązać chińczykom wiele problemów. Ewentualne gorsze parametry platformy w porównaniu z „Raptorem” nie miałyby znaczenia, gdyż samoloty te bez paliwa nie stanowiłyby zagrożenia, a wyłączenie z operowania tankowców przerywałoby cały łańcuch naczyń połączonych, od którego zależy skuteczność USAF i w zasadniczej mierze całej armii amerykańskiej.

Nie tylko tankowce

Poza tankowcami w skład HVAA (high value airborne assets), czyli kluczowych dla zachowania możliwości bojowych statków powietrznych znajdujące się w arsenale sił zbrojnych USA wymienić można m.in. samoloty Boeing E-3 Sentry, czyli popularne maszyny AWACS, Boeing RC-135 „Rivet Joint” przeznaczone do gromadzenia zwiadu powietrznego, Northrop Grumman E-8 Joint STARS realizujące m.in. kluczowe misje C2 (command and control), czy też choćby takie samoloty jak EC-130H Compass Call przeznaczone do walki elektronicznej. Wszystkie one mają ogromny wpływ na możliwość efektywnego realizowania stawianych armii zadań. Współczesne nowoczesne armie opierają się na intensywnym gromadzeniu danych, dzięki którym działania bezpośrednio na polu walki mogą być podejmowane szybciej, lepiej i przynosić lepsze rezultaty. Wyłączenie poszczególnych elementów tej układanki z działania powoduje zatory w schematach operowania i wymusza zmianę w przyjętych koncepcjach. Amerykanie mają tego świadomość i już od jakiegoś czasu intensywnie trenują tego typu scenariusze, ale jednocześnie starają się znaleźć metody na zachowanie swojego systemu operowania również w obliczu przeciwdziałania niemal równorzędnego przeciwnika.

Defender odmieni sytuację? 

Na początku marca bieżącego roku firma General Atomics Aeronautical Systems, Inc. (GA-ASI) zaprezentowała na swoim koncie społecznościowym na Twitterze wizualizację przedstawiającą bezzałogowy aparat powietrzny uzbrojony w pociski klasy powietrze-powietrze operujący w osłonie amerykańskich tankowców i innych statków powietrznych HVAA. Maszyna oznaczona jako Defender została przedstawiona z dwoma podskrzydłowymi punktami podwieszeń na dwa pociski na każdym z nich oraz z otwartą komorą co może sugerować możliwości użycia dodatkowego uzbrojenia przenoszonego wewnątrz. 

Wizualizacja prezentuje również możliwość tankowania aparatu przez maszynę KC-46A widoczną w tle. W takim układzie operujący w rejonie uzupełniania paliwa zespół tankowca i bezzałogowca byłby niemal samowystarczalny. Według wizualizacji Defender wyposażony jest w silnik odrzutowy, a na końcach jego skrzydeł zainstalowano winglety pozwalające obniżyć zużycie paliwa. Maszyna przypomina swoim kształtem opracowany już jakiś czas temu aparaty Predator C Avenger, który swój pierwszy lot wykonał w roku 2009.

Avengery nawet bez dodatkowego tankowania w powietrzu charakteryzują się wysoką długotrwałością lotu sięgającą nawet 20 godzin, a przemysł i armia amerykańska mają już pewne doświadczenie w autonomicznym tankowania aparatów bezzałogowych. Poza tym Avenger legitymuje się również sporym udźwigiem (1600 kg w wewnętrznej komorze) więc przygotowanie ich do przenoszenia pocisków powietrze-powietrze nie powinno stanowić większego wyzwania dla GA-ASI, która ma na swoim koncie wiele udanych bezzałogowych maszyn bojowych. W przypadku wprowadzenia do linii Defender wpisywałby również pośrednio w szerszą wizję Loyal Wingmen kiedy to maszyna załogowa współpracuje z samolotem załogowym.

Sporo możliwości, ale równie wiele pytań 

Przedstawiona wizja wydaje się logiczną w kontekście coraz szerszego wykorzystywania platform bezzałogowych, ale jest to zaledwie szkic, który najprawdopodobniej ma zachęcić decydentów do rozważenia tego typu operacji. Użycie maszyn bezzałogowych pozwoliłoby uwolnić cały lub niemal cały potencjał samolotów załogowych na kluczowych kierunkach. Firma GA-ASI nie przedstawiła jednak szczegółów operowania samolotów. Nie wiemy zatem, jak dokładnie przebiegałoby sterowanie maszyn, czy odbywałoby się to jak w przypadku obecnie używanych aparatów, czy też załogi osłanianych samolotów mogłyby mieć również pewien wkład w cały proces. Ta druga koncepcja jest mniej prawdopodobna ze względu na koszt integracji systemu sterowania i dodatkowego członka załogi dla tankowca. 

Nie wiemy również, kto zapewniałby wyszukiwanie celów dla Defendera. Maszyna najpewniej byłaby wyposażona we własne systemy namierzania i naprowadzania, ale byłyby one z pewnością dalece mniej skuteczne jak choćby te z F-35. Nie wiemy również, na jakim poziomie możliwa byłaby komunikacja z maszynami załogowymi. Ciekawym byłby scenariusz, w którym do osłony kluczowych statków powietrznych na danym obszarze delegowany byłby np. jeden F-35, którego pilot następnie przesyłałby zebrane przez jego maszynę informacje do kilku Defenderów operujących w pobliżu. Dzięki takiej koncepcji F-35 desygnowałby potencjalne cele, samemu pozostając w trybie utrudnionej wykrywalności i wykorzystując Defendery jako swoje wysunięte magazyny amunicji.

 

W mniej zagrożonych rejonach możliwe byłoby również całkowite wyłączenie F-35 z tego łańcucha i zapewnianie wszystkich danych zdalnie, z innych źródeł, tak by wszystkie maszyny bojowe mogły skupić się na podstawowych zadaniach. W takim przypadku jeden samolot mógłby być osłaniany przez jednego Defendera, który np. operowałby w wyznaczonym rejonie pobierania paliwa przez kilkanaście godzin, zapewniając powietrzny parasol dla rotujących tankowców. 

Niezależnie od tego jak dalej potoczą się losy tej koncepcji, warto obserwować Defendera i jemu podobne programy, gdyż wskazują one potencjalny kierunek rozwoju lotnictwa bojowego nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale i u głównych potęg na świecie.

Jeśli jesteś przedstawicielem wybranych instytucji zajmujących się bezpieczeństwem Państwa przysługuje Ci 100% zniżki!
Aby uzyskać zniżkę załóż darmowe konto w serwisie Defence24.pl używając służbowego adresu e-mail. Po jego potwierdzeniu, jeśli przysługuje Tobie zniżka, uzyskasz dostęp do wszystkich treści na platformie bezpłatnie.