Reklama

Geopolityka

Chiny w Dżibuti: nowe rozdanie w geopolitycznej rozgrywce

  • photo
    photo
  • photo
    photo
  • photo
    photo

13 lipca Chiny otworzyły swoją bazę wojskową w Dżibuti. Jest to pierwsza zagraniczna baza chińskiej armii, jednak kraj ten planuje otwarcie kolejnych. Z jednej strony to dowód ekspansji militarnej Chin i ich aspiracji do bycia potęgą globalną również w tym wymiarze, z drugiej to umacnianie chińskiej obecności w Afryce, a także element rozgrywki o Morze Czerwone - w analizie dla Defence24.pl pisze Witold Repetowicz.

Umowa dotycząca budowy chińskiej bazy w Dżibuti została podpisana między tymi dwoma państwami w już styczniu 2016 r., pozwala Chińczykom na dyslokację do 10 tys. żołnierzy w okresie do 2026 r. Jest to przy tym już szósta baza wojskowa w tym strategicznie położonym kraju. Pozostałe należą do Francji, Japonii, Hiszpanii, Włoch i - przede wszystkim - USA. Amerykańska baza Camp Lemonnier jest jedyną stałą bazą USA w Afryce i odgrywa kluczową rolę w rozpoznawaniu zagrożeń i typowaniu celów ataków w niespokojnym regionie Afryki Wschodniej, Rogu Afryki i Jemenu. W maju 2014 r. USA przedłużyły umowę dotyczącą tej bazy na kolejne 20 lat, płacąc  Dżibuti 70 mln USD rocznie za najem i planując wydać 1,4 mld USD na modernizację bazy.

Czytaj też: Chińska baza wojskowa w Afryce. Posłuży do walki z islamistami.

Fot. english.chinamil.com.cn

Chińczycy twierdzą, że celem otwarcia ich bazy jest zapewnienie bezpieczeństwa transportowego chińskich statków w rejonie Zatoki Adeńskiej oraz stworzenie warunków stałej gotowości ewakuacyjnej chińskich obywateli z terenów zagrożenia. Przykładowo, po 2011 Chiny przeprowadziły ewakuację ponad 35 tys. swoich obywateli z Libii oraz ponad 600 z Jemenu. Tłumaczenie to wydaje się uzasadnione, jeśli chodzi o drugą kwestię, zważywszy na niestabilność Afryki i Półwyspu Arabskiego, zwłaszcza Rogu Afryki Jemenu, a także znaczną i ciągle rosnącą obecność chińskich firm w regionie. Natomiast zagrożenie pirackie w tym rejonie zostało praktycznie zwalczone już w 2013 r. Dlatego wydaje się, że stworzenie tej bazy może być początkiem globalnej dyslokacji chińskich wojsk i wprowadzeniem globalnej rywalizacji chińsko-amerykańskiej na nowy, militarny poziom.

W czerwcu br. pojawiły się informacje o możliwej budowie chińskiej bazy morskiej w Pakistanie, a w następnej kolejności w innych krajach, z którymi łączą Chiny przyjazne stosunki i strategiczne interesy. Chiny coraz bardziej zwiększają też wydatki na zbrojenia. W 2016 r. wyniosły one co najmniej 180 mld USD. Warto również dodać, że choć chińska armia od 1979 r. nie uczestniczyły jako strona w żadnych konfliktach zbrojnych, to chińscy żołnierze są mocno zaangażowani w misje stabilizacyjne i pokojowe ONZ, w szczególności właśnie w Afryce. Na kontynencie tym przebywa obecnie ponad 2500 chińskich żołnierzy, przede wszystkim w Sudanie Płd.,  Liberii i Mali. W 2015 r. Chiny zdeklarowały 8 tys. swoich żołnierzy do sił gotowości misji pokojowych ONZ (liczących ogółem 40 tys.) a także 100 mln dolarów wsparcia misji pokojowych Unii Afrykańskiej.

Fot. www.unmultimedia.org

Otwarcie chińskiej bazy w Dżibuti jest też efektem malejącej roli USA w wymiarze globalnym za prezydentury Baracka Obamy. Otworzyło to drogę innym krajom do samodzielnego wzmacniana swojej pozycji międzynarodowej. W kontekście Dżibuti nie chodzi przy tym wyłącznie o Chiny. Swoją bazę chce tu otworzyć również Arabia Saudyjska, która pod faktyczną władzą księcia Mohammeda bin Salmana stara się zjednoczyć wszystkie sunnickie państwa arabskie pod swoim przywództwem i rugować wpływy irańskie. Dżibuti nie jest wprawdzie państwem arabskim sensu stricte, ale należy do Ligi Arabskiej. Dla Arabii Saudyjskiej to małe i ubogie państewko ma podwójne znaczenie, wiążące się z jego położeniem nad cieśniną Bab al-Mandab. To południowe wrota szlaku morskiego łączącego Ocean Indyjski z Morzem Śródziemnym i tędy przechodzi 10 % światowego eksportu ropy. Północnymi wrotami jest Kanał Sueski, przynajmniej obecnie, bo izraelski plan budowy kanału Ben Guriona może to zmienić. Dla Arabii Saudyjskiej położenie Dżibuti ważne jest nie tylko ze względów handlowych, ale również ze względu na bliskość Jemenu, w którym od ponad dwóch lat koalicja arabska pod przywództwem saudyjskim bezskutecznie próbuje pokonać wspieranych przez Iran Husich.

Czytaj też: Chińscy żołnierze w pierwszej bazie zagranicznej.

Baza Lemonnier odgrywa kluczową rolę jeżeli chodzi o amerykańskie wsparcie dla Saudów w Jemenie, jednak w okresie prezydentury Obamy Saudowie nie mogli być pewni poparcia USA, zwłaszcza po zawarciu umowy dotyczącej irańskiego programu nuklearnego. Dlatego też zaczęli prowadzić politykę na własną rękę, zwiększając uzależnienie finansowe od siebie takich krajów jak Egipt, Sudan czy właśnie Dżibuti. Pod wpływem saudyjskim miliony dolarów zaczęły tu również płynąć z Emiratów i Bahrajnu. Niemniej jednak Chińczycy też robią swoje. Zainwestowali tu już 14 mld USD w rozwój lokalnej infrastruktury, w tym w szybką kolej z Dżibuti do Addis Abeby, co z kolei wiążę się z chińską ekspansją w Afryce.

Fot. A. Nitka/Defence24.pl

Chińska wymiana handlowa z Dżibuti wynosiła w 2014 r. 1,1 mld USD w porównaniu ze skromnymi 150 mln USD wartości wymiany handlowej między Dżibuti i USA. Amerykanie dostarczają też 3 mln USD pomocy żywnościowej dla Dżibuti w ramach USAID, ale zdecydowanie przegrywają rywalizację soft power w tym regionie. Chodzi m.in. o to, że Amerykanie nie mają strategicznego planu w odniesieniu do tego terenu, podczas gdy Chińczycy zdają się doskonale wiedzieć o co im chodzi. Niemal równocześnie z linią kolejową Dżibuti – Addis Abeba otworzyli połączenie kolejowe Mombasa – Nairobi w Kenii, zbudowane za 4 mld USD. W 2015 r. na szczycie Unii Afrykańskiej Chiny zadeklarowały przeprowadzenie inwestycji o wartości 60 mld USD w Afryce.

Wartość chińskiego eksportu do Europy wynosi 1 mld dolarów dziennie i większość towarów transportowana jest drogą morską prowadzącą szlakiem Bab al-Mandab-Morze Czerwone-Kanał Sueski. Ponadto Chiny są największym importerem ropy naftowej na świecie, a największymi dostawcami tego surowca dla Chin jest Arabia Saudyjska oraz Iran (którego związki handlowe z Chinami cały czas rosną). Bliski Wschód zalewają też chińskie towary. Chiny prowadzą przy tym zupełnie odmienną od USA politykę w regionie, starając się nie konfliktować z żadnym państwem, zwłaszcza jeśli jest ono dla nich ważne handlowo (czyli zarówno Iran, jak i Arabia Saudyjska). W szczególności Chiny w ogóle nie są zainteresowane zmianą reżimów i nie interesują je kwestie ustrojowe, prawa człowieka itp. Jedynym czynnikiem, który może wpływać na politykę chińską jest kwestia globalnego dżihadu i jego ewentualnego eksportu do prowincji Sinciang, zamieszkałej przez muzułmańskich Ujgurów. Ta kwestia odbija się w szczególności na relacjach chińsko-tureckich i negatywnym stosunku Chin do Al Kaidy, tzw. Państwa Islamskiego i innych tego typu organizacji.

O ile jednak chińska doktryna oparta jest na niekonfliktowaniu się z państwami afrykańskimi oraz bogatymi w ropę, o tyle Chiny są też zainteresowane ograniczaniem globalnej potęgi USA i z całą pewnością chińską bazę w Dżibuti należy rozpatrywać w tych kategoriach. Warto w tym kontekście wspomnieć również o globalnych projektach chińskich opartych zarówno na soft, jak i military power. Chodzi o Nowy Jedwabny Szlak, którego morska linia prowadzi właśnie przez kanał Bab al-Mandab/Kanał Sueski (a także obejmuje Mombasę). Chodzi też o koncepcję „Sznura Pereł”, czyli sieci chińskich baz morskich w basenie Oceanu Indyjskiego.

Czytaj też: Nigeria, Rosja, Chiny, Iran - nowi sojusznicy?

Chińska baza znajduje się bliżej Jemenu niż baza Lemonnier, co również może mieć znaczenie. Warto pamiętać też, że w regionie tym jest wiele państw, z którymi relacje USA są co najmniej napięte, z Iranem na czele. To daje Chińczykom potencjalną przewagę, choć z drugiej strony fakt, iż Trump powrócił do polityki jednoznacznego wspierania Saudów w ich konflikcie z Iranem, stanowi potencjalne pole konfliktu między Saudami a Chinami o wpływy w Dżibuti i kontrolę trasy Bab al-Mandab/Kanał Sueski.

Położenie Dżibuti nad cieśniną Bab al-Mandab jest przyczyną, dla której państwo to odgrywa kluczową rolę w rywalizacji w basenie Morza Czerwonego, ale jego militaryzacja obejmuje też inne kraje. Na przykład Zjednoczone Emiraty Arabskie (główny sojusznik regionalny Arabii Saudyjskiej w jej konflikcie z Iranem, interwencji w Jemenie, zwalczaniu Bractwa Muzułmańskiego czy też izolacji Kataru), zawarły niedawno umowy z Puntlandem, Somalilandem i Erytreą dotyczące otwarcia swoich baz odpowiednio w Bosaso, Berbera i Assab.

Warto wspomnieć, że do rozgrywki o Morze Czerwone dołączył też Izrael. Niedawno Egipt przekazał Arabii Saudyjskiej dwie małe wysepki zamykające dostęp do Zatoki Aqaba, przy czym pojawiły się doniesienia, że w rzeczywistości kontrolę nad nimi sprawować będzie Izrael. Pojawiły się też doniesienia, że państwo to poważnie rozważa budowę kanału Ben Guriona, który miąłby połączyć Zatokę Aqaby z Morzem Śródziemnym, stanowiąc alternatywę dla Kanału Sueskiego. Ponadto Izrael planuje we współpracy z Chinami wybudować linię kolejową łączącą Eilat nad Zatoką Aqaby z wybrzeżem Morza Śródziemnego.

Otwartość Dżibuti na obecność baz wojskowych wynika z korzyści finansowych, jednak kraj ten wykluczył możliwość otwarcia na swoim terytorium bazy przez Rosjan. W rywalizacji soft power Arabia Saudyjska ma tu przewagę nad innymi krajami z uwagi na związki religijne. Dżibuti opowiedziało się też po stronie Saudów w ich konflikcie z Katarem, ograniczając (choć nie zrywając) stosunki dyplomatyczne z enfant terrible Półwyspu Arabskiego. Podobnie postąpiła Erytrea, a Somaliland zerwał stosunki z Katarem i dołączył do blokady.

Problem w tym że katarskie wojska nadzorowały sporną granicę między Dżibuti a Erytreą i zaraz po wycofaniu się Katarczyków wybuchły walki - ani USA ani Saudowie nie zdołali nic zrobić w tym zakresie. Powstaje w tym kontekście pytanie, czy militarna obecność chińska w tak pogrążonym w konfliktach regionie pozwoli temu państwu na utrzymanie neutralności i koncentrowanie się jedynie na rywalizacji globalnej. Na dłuższą metę może się to okazać niemożliwe.

Witold Repetowicz

Reklama

Komentarze (7)

  1. CB

    Byłem na kilku chińskich okrętach i trzeba przyznać, że robią wrażenie, choć wszystko wygląda trochę jak tańsza imitacja sprzętu zachodniego. Nawet nie samo uzbrojenie, które jest czystą kopią radzieckich, amerykańskich i zachodnio-europejskich rozwiązań, ale nawet wnętrza czy mostek są wykończone tandetnymi materiałami. Choć my niestety możemy nawet o takich tylko pomarzyć...

    1. Marek

      Biorąc pod uwagę co docierało na temat chińskich okrętów jeszcze przed nastaniem ery internetu, to o czym piszesz oznacza ogromny postęp.

    2. ja

      Nie usa tylko 400 milionow zlotych

    3. y

      Takich pieniędzy to Rosja nie ma...

  2. Andrettoni

    Zasadniczo się zgadzam. Jednak jest to opis sytuacji z punktu widzenia USA. Arabia Saudyjska jest dobra, a Iran jest zły. To nie jest prawda. Arabia Saudyjska jest w zasadzie krajem feudalnym jest to monarchia absolutna, a w Iranie mają parlament i normalne wybory. Arabia Saudyjska łamie prawa człowieka, a karaś śmierci obowiązuje tam za homoseksualizm, czary, apostazję oraz protesty polityczne. Oba kraje są Islamskie i ich demokracja znacznie się różni od naszej, jednak to Iran jest bardziej demokratyczny. Oczywiście jest to demokracja, którą bym porównał z krwawą władzą Jakobinów. Przyklejając łatki "reżim" zamykamy oczy na pewne procesy. Ludzie pragną demokracji - chcą mieć wpływ na rządzenie. Muzułmanie nie są tutaj wyjątkiem, dlatego irański system rządów postrzegają jako demokratyczny i islamski. Oczywiście jest to różnica od nas, ale dla nich jest to zmiana na plus. Problem polega na tym, mamy republikanów katolickich i absolutyzm protestancki. Tak można porównać sunnitów i szyitów. Poziomy walki są dwa. Na poziomie religijnym i na poziomie systemu rządów. Absolutyzm nie jest wydajnym systemem rządów i dlatego Arabia Saudyjska jest nieskuteczna. Ten kraj musi się zreformować albo dojdzie w nim do rewolucji. Iran eksportuje rewolucję. Nie zawsze celowo. Wszyscy biedni odsunięci od rządów widzą tam przykład, że w islamie też morze być demokracja. Czysta islamska demokracja, a nie ateistyczna zachodnia. Oczywiście Iran ma swoje ambicje jako kraj, ale wielu zwykłych ludzi jest ideowych i oni chętnie wspierają Iran z czystych pobudek. Moim zdaniem Stany Zjednoczone wspierają tu "złego konia" bo jest to dobry sojusznik USA, a nie z powodu krzewienia "idei demokracji". Reżim ma znaczenie pejoratywne, nie uwzględniające całokształtu. Jeżeli Arabia Saudyjska się nie zreformuje to może być drugim Iranem jak za Pahlawiego i wtedy Amerykanie stracą sprzymierzeńca. Na dzień dzisiejszy olbrzymie dochody z ropy tłumią społeczne protesty, ale jak długo to potrwa? Aż prosi się, żeby przyłożyć zapałkę do tego lontu, a w pobliżu jest i FR i ChRL i Iran. Nie możemy kalkować propagandy USA, bo kolejny rząd może mieć inną propagandę, a my przegapimy decydujący moment.

  3. ppp

    Chiny mogą uprawiać politykę czysto pragmatyczną bo nie muszą stwarzać warunków do egzystencji i rozwoju państwa Izrael. Jakby nie Izrael i jego powiązanie z Ameryką, to USA też by prowadziła zupełnie inną politykę i prawdopodobnie priorytetem byłoby skaptowanie Iranu do swojego obozu, jako państwa o potencjale daleko większym niż stacja benzynowa Saudi Arabia. No ale państwo żydowskie trzeba utrzymywać bo jak nie to będzie się miało państwo żydowskie nad Potomakiem i nad Wisłą :D

    1. Miecz Chrobrego

      Gdy w Iranie rządził szach to USA było jednocześnie sojusznikiem i Iranu i Izraela. Arabia Saudyjska jest bardziej skrajnym krajem niż Iran więc ta twoja teoria dość słaba.

    2. underdog

      szyici - Iran, Palestyna, Syria, Huti. sunna - cała reszta. wróg mojego wroga itp. Śmiem twierdzić, że środowisko sunnickie jest bardzo mocno zinfiltrowane przez wywiad izraelski, co widać po sianiu konfliktów wokół Iranu. Tak że wydaje się, że teoria jest dobra. Zachodnia cywilizacja upada - trwała 400 lat. Chiny trwają kilka tysięcy i nauczyli się od europejczyków pragmatyzmu i bezwzględności. Żyjemy w ciekawych czasach

  4. Mariusz

    Bardzo ciekawa analiza na poziomie niespotykanym w polskim internecie. A sądziłem, że plemię specjalistów już w tym kraju wymarło.Wygląda na to, że na szczęście nie.

  5. Jaxa

    Świat się zmienia. I pomyśleć że do niedawna stacjonowała tam 13 Półbrygada Legii Cudzoziemskiej... Zachód zastępują Chiny na Bliskim Wschodzie i w Afryce.

  6. 2morze

    3morze powinno mieć wielka bazę wojskowa w Erytrei i włączyć się w ten koncert mocarstw.

    1. Realista

      Zejdź na Ziemię. Do koncertu mocarstw trzeba mieć PKB wielkości Niemiec.

    2. 2morze

      Z pancernikiem atomowym

  7. AbA

    Pomijając geopolitykę, wygląda jak by dla Dżibuti udostępnianie terenu pod bazy wojskowe obcych państw było po prostu źródłem dochodu :)

    1. grundy

      Bo taka jest prawda, to małe biedne państewko w którym najcenniejszą rzeczą jest jego położenie. Sprzęt w tych bazach jest więcej warty niż cały PKB Dżibuti.

    2. Smuteczek

      Nie tylko dochodu. To gwarancja bezpieczenstwa dla osoby ktora tam aktualnie rzadzi. Wszystkie potegi majace tam swoje bazy chca utrzymania aktualnego satrapy bo sa z nim dogadani. Jakby przyszedł ktos nowy to trzeba by wklejac koperty od nowa.

Reklama