Geopolityka
„Australijski” kryzys w NATO. Francja „rozzłoszczona” [OPINIA]
Francja wycofała się z rozmów na temat współpracy obronnej z Wielką Brytanią. Jest to bezpośrednie efekt doprowadzenia przez Brytyjczyków i Amerykanów do zerwania kontraktu zawartego przez Australię z francuskim koncernem Naval Group na budowę dwunastu okrętów podwodnych z napędem diesel-elektrycznym za około 31 miliardów euro.
Francuska minister obrony Florence Parly zrezygnowała z dwudniowych rozmów, które miała odbyć w tym tygodniu w Londynie ze swoim brytyjskim odpowiednikiem Benem Wallace, „po nadzwyczajnej awanturze dyplomatycznej wywołanej przez brytyjską umowę o bezpieczeństwie zawartej ze Stanami Zjednoczonymi i Australią”. Nerwową atmosferę podsycają szczegóły na temat sposobu zawierania tego partnerstwa, które zaczynają pojawiać się w mediach – w tym również w Wielkiej Brytanii.
Czytaj też: Australia: atom i Tomahawki zamiast Barracud
Przypomina się w nich, że wcześniej Australijczycy wybrali konwencjonalną wersję francuskiego, atomowego okrętu podwodnego typu Barracuda, tłumacząc to swoimi, bardzo ścisłymi uregulowaniami prawnymi ograniczającymi wykorzystania w ich kraju energii atomowej. Jest więc oczywiste, że Francuzi teoretycznie mogli również dostarczyć to, co teraz ma zostać wprowadzone dzięki trójstronnemu porozumieniu AUKUS zawartemu przez Australię, Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone.
Nie sprawdziły się więc przepowiednie brytyjskiego premiera Borisa Johnsona, że sojusz z Francją jest twardy jak skała i nie udały się jego próby uspokojenia francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona. Tymczasem reakcja władz francuskich była ostra i na pewno będzie miała wpływ na cały, europejski system obrony.
Trzeba bowiem pamiętać, że rządy w Paryżu od dawna nieufnie podchodziły do polityki Stanów Zjednoczonych, starając się nie dopuścić do pełnej dominacji władz w Waszyngtonie na decyzje dotyczące Europy. To właśnie z tego powodu Prezydent Charles de Gaulle zadecydował o wycofaniu się Francji z NATO w 1966 roku. Decyzja ta przyniosła Francuzom wiele trudności, ale jednocześnie zmusiła ich do uzyskania pełnej samowystarczalności jeżeli chodzi o sprawy obronne, w tym nuklearne odstraszania. Francja projektuje więc i produkuje np. międzykontynentalne rakiety balistyczne z głowicami atomowymi, a w więc robi coś, czego nie potrafi Wielka Brytania (kupując to uzbrojenie ze Stanów Zjednoczonych).
Dlatego swoistym zaskoczeniem dla władz w Paryżu było to, że do Amerykanów przyłączyli się Brytyjczycy, którzy przez Francuzów są obecnie określani jako „domowe pieski Białego Domu Joe Bidena”. I nie zmienił tej opinii Boris Johnson, cały czas podkreślający, że „nasza miłość do Francji jest nie do wykorzenienia” oraz określający stosunki między obu państwami jako bardzo przyjazne i mające ogromne znaczenie.
Sprawa jest tym bardziej niezrozumiała, że Francja wcale nie straciła w wyniku utraty australijskiego kontraktu 31 miliardów euro. Założeniem całego programu było bowiem to, że australijskie okręty podwodne będą budowane w Australii z ogromnym wykorzystaniem miejscowego przemysłu. Koncern Naval Group zwiększył więc już zatrudnienie w swojej australijskiej filii, jak również rozpoczął przekazywanie zdolności do różnego rodzaju australijskich przedsiębiorstw. Dodatkowo należy pamiętać, że suma 31 miliardów euro obejmowała również koszty wykorzystania zbudowanych okrętów, a więc środki, które byłyby wydatkowane tylko w Australii.
Naval Group zarobiłoby więc zaledwie kilka procent z tej sumy, głównie za dostarczoną wiedzę oraz część specjalistycznego uzbrojenia i wyposażenia. Na całym przedsięwzięciu zarobią więc nie Brytyjczycy, ale przede wszystkim Amerykanie, którzy dostarczą Australijczykom np. napęd nuklearny dla okrętów podwodnych, i to najprawdopodobniej w postaci „czarnej skrzynki” - obsługiwanej z zewnątrz i nienaruszalnej przez nikogo spoza USA. Nowe technologie pozwalają bowiem wykorzystywać współczesne reaktory nawet przez ponad 30 lat, bez potrzeby wymiany paliwa jądrowego. Zadaniem Australijczyków będzie więc jedynie postępowanie zgodnie z opracowaną przez Amerykanów „instrukcją obsługi”.
Australia więc na pewno straci, chociażby przez nieuzyskanie wcześniej zaplanowanych zdolności, większe koszty programu, odsunięcie w czasie terminu wprowadzenia nowych jednostek oraz mniejszą ilość wyprodukowanych okrętów. Straty mogą dotyczyć zresztą całej gospodarki, ponieważ na początku października br. w Paryżu ma się pojawić australijski minister handlu Dan Tehan z zadaniem uzyskania pomocy Francji w zawarciu przez Australię umowy o wolnym handlu z Unią Europejską. Po powołaniu AUKUS sytuacja się jednak diametralnie zmieniła. Francuzi mieli już bowiem poprosić inne kraje członkowskie UE o „ponowne rozważenie” włączenia Australii do jakiejkolwiek umowy o wolnym handlu.
Straci też prawdopodobnie również Wielka Brytania, która jest bliżej Francji i bardziej podatna na mury stawiane pomiędzy bezpośrednimi sąsiadami. Reakcja Francuzów może więc kosztować Wielką Brytanię więcej, niż zyski, jakie Brytyjczycy osiągną, realizując to, co Amerykanie zechcą im wydzielić w ramach australijskiego kontraktu.
Prezydent Macron jak na razie odwołał swoich ambasadorów z Waszyngtonu i Canberry. Jeden z francuskich ministrów Clement Beaune zasugerował, że nie zrobienie tego samego w odniesieniu do Londynu wynika z faktu, że Wielka Brytania jest jedynie „młodszym partnerem” w całym przedsięwzięciu, który zgodził się na swoją „wasalizację” przez Stany Zjednoczone.
Ale kroki rządu w Paryżu mogą być o wiele poważniejsze i dotyczyć bezpieczeństwa całej Europy. Przypomina się przy tym, że Wielka Brytania już opuściła Unię Europejską, a teraz uczestniczyła w skrytych działaniach, które naruszyły zaufanie w całym Pakcie Północnoatlantyckim. Często cytowane są tu słowa francuskiego ministra spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian, który porozumienie AUKUS nazwał „ciosem w plecy”, uznając jego zawarcie za „niedopuszczalne zachowanie między sojusznikami a partnerami” oraz oskarżając Australię i Stany Zjednoczone: o „obłudę, pogardę i kłamstwa”.
Le Drian w odróżnieniu od Borisa Johnsona w wywiadzie dla telewizji France 2 wcale nie uspokajał sytuacji, podkreślając, że odwołanie ambasadorów Francji „pokazuje powagę obecnego kryzysu”, oceniając, że sojusznicy „nie traktują się nawzajem z taką brutalnością, taką nieprzewidywalnością i to w odniesieniu do tak ważnego partnera jak Francja” oraz ponownie powtarzając: „więc naprawdę jest kryzys”.
Sprawa nie dotyczy zresztą tylko Francji. Brutalna walka o kontrakt Amerykanów została bowiem poprowadzona pod pretekstem porozumienia w sprawie bezpieczeństwa regionalnego. Poza Wielką Brytanią ominięto więc wszystkich sojuszników, którzy wcześniej wspierali Stany Zjednoczone w działaniach przeciwko agresywnej polityce Chin – głównie na Morzu Wschodniochińskim. Boris Johnson próbował załagodzić całą sytuację twierdząc, że AUKUS w żaden sposób nie jest porozumieniem zamkniętym. Jednak trudno jest przypuszczać, by ktokolwiek chciał się przyłączyć do traktatu zawartego specjalnie by dać komuś korzyści finansowe i ponosić z tego później bardzo duże koszty, w tym polityczne – np. narażając się władzom w Pekinie.
Do pierwszej bezpośredniej „konfrontacji” z Francuzami dojdzie najprawdopodobniej w czasie 76. Zgromadzenia Ogólnego ONZ, na które właśnie udał się premier Johnson razem ze swoją minister spraw zagranicznych Liz Truss. We wtorek 21 września br. ma dojść m.in. do spotkania z amerykańskim prezydentem Joe Bidenem, ale na pewno nieuniknione będą również kontakty z delegacją francuską. Sprawy nie załagodziła wypowiedź minister Truss, która stwierdziła, że zawarcie traktatu AUKUS „pokazuje naszą gotowość do twardości w obronie naszych interesów i kwestionowania nieuczciwych praktyk i złych czynów”.
Przygotowania do przyszłego starcia prawnego rozpoczęli również Australijczycy. Przestali bowiem tłumaczyć zerwanie umowy jedynie własnymi potrzebami obronnymi, ale zaczęli twierdzić, że „od miesięcy dawali do zrozumienia Paryżowi, że mają obawy dotyczące kontraktu na 12 okrętów podwodnych z napędem diesel-elektrycznym”. Premier Australii Scott Morrison w swojej wypowiedzi z niedzieli 19 września 2021 roku wskazał nawet dobitnie, że Francja powinna była wiedzieć, że jesteśmy gotowi zerwać umowę.
„Myślę, że mieliby [Francuzi] wszelkie podstawy, by wiedzieć, że mamy głębokie i poważne obawy, że zdolności zapewniane przez uderzeniowy okręt podwodny nie będą spełniały naszych strategicznych interesów i bardzo jasno daliśmy do zrozumienia, że będziemy podejmować decyzję w oparciu o nasze strategiczne interesy narodowe ”
Czytaj też: Greckie fregaty FDI we francuskim parlamencie
Odpowiedział dodatkowo, że „Ostatecznie była to decyzja o tym, czy okręty podwodne, które były budowane wielkim kosztem dla australijskiego podatnika, będą w stanie wykonywać pracę, której potrzebowaliśmy, gdy wejdą do służby. Nasz strategiczny osąd oparty na najlepszych możliwych poradach wywiadowczych i obronnych był taki, że tak się nie stanie”.
Według Francuzów było zupełnie inaczej. Odwołany właśnie ambasador Francji w Australii Jean-Pierre Thebault stwierdził dosadnie: „Odkrywamy przez media, że najważniejsza osoba w tym australijskim rządzie celowo trzymała nas w ciemności do ostatniej chwili”. Jest w tym dużo prawdy, ponieważ jeszcze przed tym, zanim Australijczycy zdążyli oficjalnie powiadomić Macrona o planowanym zawarciu porozumienia AUKUS, sprawa wyciekła do mediów, wywołując u Francuzów gniew i poczucie oszukania. Tym bardziej że jeszcze w czerwcu 2021 roku Morrison prowadził rozmowy z Emmanuelem Macronem na temat okrętów podwodnych nie wspominając o możliwości zerwania umowy. Trzy miesiące później media pokazały, że była to prawdopodobnie tylko zasłona.
Sądowne rozstrzyganie tej sprawy na pewno nie wpłynie dobrze na stosunki między Canberrą i Paryżem, a na pewno ucieszy władze w Pekinie i pośrednio również w Moskwie.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie