Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

Atak za dwa miliardy dolarów. Netanjahu wybierze rakiety, czy pieniądze? [KOMENTARZ]

Zniszczenie przez Izraelczyków konsulatu Iranu w Damaszku spowodowało nie tylko śmierć szesnastu przebywających tam osób (w tym siedmiu członków Korpusu Strażników Rewolucji), ale doprowadziło także do „spalenia w powietrzu” w ostatnią sobotę około dwóch miliardów dolarów. Jeżeli więc straty ludzkie nie zatrzymały premiera Binjamina Netanjahu, to może powstrzymają go dolarowe koszty podejmowanych przez niego decyzji.

Autor. Izraelskie siły zbrojne/ www.idf.il

Według władz w Teheranie ostatni nalot na Izrael zamknął dla Iranu sprawę izraelskiego ataku na irański konsulat w Damaszku z 1 kwietnia 2024 roku. Problem polega na tym, że takiego samego zdania może nie reprezentować premier Binjamin Netanjahu, który w swoistym „politycznym amoku” wygraża się zemstą i kolejnym odwetem na Iranie. Paradoksalnie powstrzymać go mogą nie polityczne skutki jego rozkazów, ale pieniądze, jakie z ich powodu będzie musiał wydać Izrael i jego sojusznicy. A będą to miliardy dolarów o czym świadczy wycena ostatniego, zmasowanego nalotu irańskich dronów i rakiet z 13 kwietnia 2024 roku.

Reklama

Zebranie rzeczywistych kosztów całego starcia, jest oczywiście obecnie niemożliwe ze względu na brak oficjalnych danych z obu stron. Na razie wiadomo jedynie to, co ujawnił generał brygady Ram Aminach, były doradca finansowy szefa izraelskiego sztabu. Stwierdził on dla izraelskich mediów, że: „koszt obrony zeszłej nocy oszacowano na 4–5 miliardów szekli (1,08–1,35 miliarda dolarów)”. Trzeba jednak zaznaczyć, że wyliczenia generała są zaniżone, ponieważ swoje środki przeciwlotnicze wykorzystywali również Amerykanie, Brytyjczycy, Jordańczycy, a być może również Francuzi i Saudyjczycy.

Autor. Izraelskie siły zbrojne/ www.idf.il

Dodatkowo by zrozumieć rzeczywiście, ile kosztował irański odwet za atak Izraela na konsulat Iranu w Damaszku, trzeba również doliczyć cenę systemów uzbrojenia zastosowanych przez Irańczyków. A było to ponad 320 (nawet 360) sztuk środków napadu powietrznego, a w tym: 185 dronów kamikaze, ponad 30 rakiet manewrujących (z których 25 zestrzelono poza terenem Izraela) i ponad 120 rakiet balistycznych. Co więcej musiały to być kosztowniejsze środki dalekiego zasięgu, ponieważ Iran nie sąsiaduje bezpośredni z Izraelem. Większość z atakujący rakiet i dronów musiała więc przelecieć ponad tysiąc kilometrów (naruszając przy okazji przestrzeń powietrzną Iraku, Syrii, Jordanii, a być może również Arabii Saudyjskiej).

Drony kontra obrona: 82,35 miliona USD przeciwko 3,7 miliona USD

Opracowanie takiego, swoistego „kosztorysu” jest najłatwiejsze w przypadku dronów-kamikaze. Według wielu źródeł Szahidy są bowiem wyceniane na około 20 tysięcy dolarów. Do ich zestrzelenia użyto przede wszystkim samolotów wielozadaniowych, które korzystały najprawdopodobniej głównie z pocisków krótkiego zasięgu AIM-9 Sidewinder (lub ich odpowiedników za około 390 tysięcy USD sztuka). Do zestrzelenia 185 dronów trzeba było więc użyć rakiet za 72,15 miliona USD. Ta wycena może się jednak zwiększyć, o ile potwierdzi się wykorzystanie w zwalczaniu Szahidów również okrętów amerykańskiej marynarki wojennej. Cena jednej rakiety krótkiego zasięgu ESSM jest bowiem większa i wynosi 1,7 miliona dolarów, podobnie jak cena pocisków bardzo krótkiego zasięgu RAM (około 0,9 miliona dolarów).

Reklama

Do tego trzeba również doliczyć koszt użycia przez obronę samolotów. Zakładając nawet optymistycznie, że każdy lot zakończył się jednym zestrzeleniem, to w powietrzu musiało się znaleźć ponad 170 myśliwców. Tymczasem jedna godzina lotu samolotu F-35 kosztuje około 40 tysięcy dolarów, a samolotu F-16 około 26 tysięcy dolarów. Uśredniając ten szacunek do średnio 30 tysięcy USD i dwóch godzin lotu na statek powietrzny widać, że podniesienie lotnictwa do obrony przed irańskim atakiem kosztowało wszystkich minimum około 10,2 miliona USD. Irańczycy stosując drony warte 3,7 miliona dolarów zmusili więc inne kraje do „puszczenia w powietrze” 82,35 miliona dolarów, a więc ponad 20 razy więcej.

Autor. Izraelskie siły zbrojne/ www.idf.il

Ten szacunek jest oczywiście przybliżony. Pod izraelskimi samolotami podwieszano bowiem pociski zarówno droższe od AIM-9 Sidewinder (np. Python 5), jak i tańsze (np. starsze AIM-7 Sparrow). Można jednak zakładać, że dla uzyskania pewności trafienia zastosowano głównie to, co jest najskuteczniejsze. Niestety przy okazji jest to również najdroższe.

Zobacz też

Rakiety kontra obrona: 1,35 miliarda dolarów przeciwko 0,48 miliarda dolarów

W przypadku pocisków rakietowych szacunki są o wiele trudniejsze w odniesieniu do obrony, ponieważ nie wiadomo, co rzeczywiście było wystrzeliwane przez broniące niebo systemy przeciwlotnicze. Łatwiej jest w przypadku kosztów poniesionych przez Irańczyków. Według zachodnich mediów w ataku użyto bowiem 30 rakiet manewrujących (najprawdopodobniej typu Paveh-351 kosztujących około 1 milion dolarów za sztukę) oraz 120 rakiet balistycznych. W tym drugim przypadku wiadomo najmniej. Można jednak zakładać, że ponieważ atakowano cele w Izraelu, Irańczycy musieli użyć nowsze odpowiedniki pocisków klasy Scud, których cenę szacuje się nawet na 3,8 miliona USD za sztukę. Irańczycy mogli więc użyć rakiet kosztujących ich w sumie ponad 480 milionów dolarów.

Reklama

Strona broniąca się musiała zapłacić za zniszczenie tego wszystkiego trzykrotnie więcej. Najmniej korzystna dla Iranu statystyka wyprowadza się w odniesieniu do rakiet manewrujących. Do ich zestrzelenia Izraelczycy mogli bowiem użyć albo rakiet powietrze-powietrze krótkiego zasięgu (o cenie około pół miliona dolarów sztuka), dla 25 rakiet strąconych poza terenem Izraela albo systemu Iron Dome, którego pociski kosztują „zaledwie” około 150 tysięcy USD za sztukę. Można więc oszacować, że obrona za kilkanaście mln USD była skuteczna wobec ataku za 30 mln USD.

Autor. Izraelskie siły zbrojne/ www.idf.il

W przypadku rakiet balistycznych Iran wychodzi już lepiej, ponieważ przeciwko nim, Izrael musiał stosować bardziej kosztowne systemy antyrakietowe. Były to więc rakiety rodziny Arrow (koszt pocisku około 3,5 miliona dolarów), pociski systemu Dawid Sling (koszt około 1 milion dolarów) i pociski baterii Patriot – w tym amerykańskich (pocisk PAC-2 kosztuje około 2 miliony dolarów za sztukę a PAC-3 - około 3 miliony dolarów).

Jak na razie Izraelczycy szacują, że ich obrona kosztowała w sumie nawet 1,35 miliarda dolarów. Jednak nie tylko oni ponosili koszty. Wiadomo np., że od 3 do 6 rakiet balistycznych zestrzeliły amerykańskie okręty stosując system AEGIS. Wykorzystano w tym przypadku pociski SM-3 (koszt kilkunastu mln dolarów lub SM-6 koszt około 4,3 miliona). Dla uproszczenia wydatki te jednak pomijamy, co oznaczałoby, że zatrzymanie irańskiego nalotu rakietowego kosztowało obronę 1,35 miliarda dolarów.

I Izraelczycy powinni się cieszyć, że to tak mało. Gdyby bowiem Irańczycy rzeczywiście chcieli zaszkodzić izraelskim miastom to na obronę i naprawę zniszczeń trzeba by było wydać kilkakrotnie więcej.

Zobacz też

Największy i najbardziej przewidywalny atak dronów w historii

Biorąc pod uwagę te wszystkie koszty widać od razu, że Iranowi wcale nie chodziło o spowodowanie ogromnych zniszczeń na terenie Izraela. Gdyby Irańczycy chcieli rzeczywiście przełamać izraelską obronę, to staraliby się wystrzelić swoje środki bojowe salwą (tak by nadleciały nad Izrael jednocześnie) i działaliby z zaskoczenia. Tymczasem Iran, przez swojego ministra spraw zagranicznych Hosejna Amira Abdollahijaniego, powiadomił oficjalnie „regionalnych sojuszników” o przygotowywanym ataku już 7 kwietnia 2023 roku, a więc 5 dób wcześniej. Był więc czas na przygotowanie przez obronę swoich sił i jak widać ten czas dobrze wykorzystano.

W ten sposób Irańczycy przeprowadzili największy, ale jednocześnie najbardziej przewidywalny atak dronów w historii. Szahidy leciały stamtąd, skąd się spodziewano, wystrzelono je generalnie w trzech falach, a sam nalot trwał ponad cztery godziny. Niektórzy komentatorzy żartowali, że chodziło o to, by samoloty zwalczające drony miały czas na wylądowanie i zatankowanie.

Podobnie było w przypadku ataku rakietowego. Rakiety nie leciały bowiem z jednego kierunku, co pozwoliło użyć środki obrony przeciwlotniczej rozstawione na całym terytorium Izraela, bez przeciążenia jednego sektora. Duża część środków napadu powietrznego nie doleciała zresztą do terytorium Izraela i była zniszczona nad Syrią, Jordanią, Irakiem i Morzem Czerwonym.

Po co więc była ta cała „awantura” kosztująca obie strony około 2 miliardy USD? Przypuszcza się, że Irańczycy zostali zmuszeniu do odpowiedzi za atak na ich konsulat w Damaszku i zrobili to spektakularnie, ale tak, by mało kto ucierpiał. Ostatecznie nalot dronów i rakiet z 13 kwietnia 2024 roku rzeczywiście przeszedł już do historii (jako największy) i stronę irańską wyraźnie to satysfakcjonuje.

Reklama

Niestety w przypadku premiera Binjamina Netanjahu sprawa wygląda inaczej. Izrael oczywiście ogłosił zwycięstwo w całym starciu po zestrzeleniu 99% atakujących rakiet i dronów. Jeżeli jednak Netanjahu nie miał oporów przed zniszczeniem irańskiego konsulatu w Damaszku, to może nie mieć również oporów w odwetowym zaatakowaniu Iranu. Powodów (i to „międzynarodowych”) może wyszukać wiele – jak chociażby niszczenie „fabryk dronów nękających ruch morski na Morzu Czerwonym”, czy atak na „zakłady produkujące rakiety manewrujące zagrażające całemu regionowi”.

Jedyne co może zatrzymać Netanjahu to pieniądze i dlatego tak ważne jest, by za ich pomocą (a niestety nie stratami ludzkimi) pokazywać, ile ostatecznie kosztują wszystkich jego polityczne decyzje.

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama