Andrzej Turkowski: W ostatnim czasie, za sprawą Rosji, kwestia nuklearnego komponentu potencjału odstraszania NATO, wróciła na agendę rozważań ekspertów i dyskusji polityków. Jak ocenia Pan język komunikatu końcowego odnośnie do odstraszania nuklearnego? Czy NATO zareagowało na retorykę prezydenta Putina oraz obniżenie przez Rosję progu użycia taktycznej broni jądrowej?
Jacek Durkalec: Treść komunikatu końcowego w tym obszarze nie jest z pewnością sensacyjna, ale jest pozytywnym zaskoczeniem. Z satysfakcją przyjmuję gotowość Sojuszu do reakcji na wyzwania związane z odstraszaniem jądrowym, zaś sam komunikat pod kilkoma względami jest wręcz przełomowy.
Po pierwsze, należy podkreślić, że mamy do czynienia z odwróceniem długotrwałego trendu, w ramach którego kwestie odstraszania nuklearnego były marginalizowane, a treści oficjalnych dokumentów rozwadniane. Tak było jeszcze w deklaracji walijskiej, w której tym zagadnieniom przyznano relatywnie małe znaczenie, właściwie kopiując wyrywki poprzednich komunikatów. Inaczej jest w komunikacie po szczycie warszawskim, gdzie interesujący nas fragment jest całkiem rozbudowany.
Po drugie, duże znaczenie ma fakt, że po raz pierwszy wszystkie 28 państw Sojuszu odniosło się do działań Rosji w zakresie broni atomowej. Jest to o tyle ważne, że wcześniej, mimo organizowania spotkań grupy planowania nuklearnego NATO, o tych sprawach publicznie wypowiadał się wyłącznie sekretarz generalny Sojuszu lub politycy niektórych państw NATO jak na przykład sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych. Kwestie jądrowe są bardzo wrażliwe, a część członków uważało, że samo ich publiczne poruszanie będzie eskalowaniem napięcia w relacjach z Rosją. W końcu jednak, w wyniku dyskusji nad ewolucją postawy Rosji, pewna masa krytyczna została przekroczona – czego efektem jest poruszenie tej kwestii w komunikacie końcowym.
Jakie jest najważniejsze przesłanie tej części komunikatu?
Mamy zapis wskazujący na nieodpowiedzialną i prowokacyjną retorykę rosyjskich władz w odniesieniu do broni atomowej, ale co bardzo ciekawe - również krytyczne odniesienie się do rosyjskiej koncepcji wojskowej w tym zakresie ale też do sił i środków. Jest to wprawdzie tylko jedno zdanie, ale jasno wskazujące, że problemem nie jest wyłącznie retoryka.
Co się kryje za krytyką doktryny użycia oraz rozbudowy potencjału jądrowego Rosji?
Można założyć, że deklaracja pośrednio odwołuje się do problemu zintegrowania broni jądrowej z bronią konwencjonalną w rosyjskim postrzeganiu użycia własnych sił zbrojnych oraz do tzw. doktryny de-eskalacji. Dodatkowo zaniepokojenie musi budzić rozwijanie przez Rosję nowych środków przenoszenia broni jądrowej. Jednym z przykładów są rakiety cruise – które mogą być odpalane z lądu, morza i powietrza.
Co ważne, tekst deklaracji nie tylko pokazuje problem, lecz także wzmacnia wiarygodność odstraszania nuklearnego NATO. W ostatnich latach według wielu ekspertów wiarygodność ta była zaś nadszarpywana poprzez działania i deklaracje. I tak, duże znaczenie, szczególnie w kontekście wspomnianej doktryny de-eskalacji, ma stwierdzenie, że każde użycie broni jądrowej przeciwko NATO fundamentalnie zmieni naturę konfliktu oraz, że mimo, że okoliczności użycia broni jądrowej przez NATO są skrajnie odległe (extremely remote), to nikt nie powinien wątpić, że Sojusz posiada wystarczający potencjał i determinację do stosownej odpowiedzi.
W jaki sposób szefowie państw i rządów NATO odnieśli się do taktycznej broni jądrowej? Wiemy, że jeszcze niedawno w debacie publicznej podważano zasadność rozmieszczenia bomb B61 w Europie.
Także tutaj mamy do czynienia z pozytywną zmianą, bowiem w komunikacie końcowym znajdziemy nie tylko potwierdzenie kluczowej roli strategicznych sił jądrowych dla potencjału odstraszania NATO, lecz także bezpośrednie odwołanie się do amerykańskiej taktycznej broni jądrowej rozmieszczonej w Europie – jako ważnego elementu tego potencjału. Patrząc na Koncepcję Strategiczną z 2010 czy też Przegląd Odstraszania z 2012 r., w których NATO jak ognia unikało przyznania że ta broń ma znaczenie, należy stwierdzić, że mamy do czynienia z istotną zmianą – czyli konsensusem na najwyższym szczeblu, że ta broń przyczynia się do wzmocnienia bezpieczeństwa Sojuszu.
Dodatkowo, ważny zapis dotyczy zobowiązania każdego państwa zaangażowanego w misje jądrowe, do poczynienia kroków zmierzających do utrzymania wiarygodności i efektywności tej broni. Dotyczy to między innymi modernizacji i gotowości bojowej samolotów podwójnego zastosowania (DCA: dual- capable aircraft).
Czy należy się wiec spodziewać jakichś konkretnych zobowiązań wobec tych państw?
Wspomniane sformułowanie postrzegać należy raczej jako ogólny sygnał polityczny, pozostawiający pole manewru poszczególnym państwom, w zależności od ich potrzeb i priorytetów. Zarazem pokazuje, że Sojusz myśli o wiarygodności samolotów podwójnego przeznaczenia, i szerzej całej taktycznej broni jądrowej, pod względem operacyjnym.
A jak wygląda podejście NATO do rozbrojenia nuklearnego? Wiemy, że było ono jednym z głównych celów polityki zagranicznej Baraka Obamy.
Patrząc na cały komunikat końcowy po szczycie w Warszawie widać, że znacznie większy nacisk został położony na odstraszanie, niż na rozbrojenie i dążenie do „świata bez broni jądrowej”. Oczywiście w komunikacje znajdziemy oba te elementy, ale czytając tego typu dokumenty, należy brać pod uwagę nie tylko treść paragrafów, ale też ich kolejność – co pokazuje rozłożenie akcentów. Kolejnym ważnym sygnałem zmian podejścia do odstraszania nuklearnego jest stwierdzenie, że w obecne okoliczności nie sprzyjają krokom w stronę nuklearnego rozbrojenia.
Wydaje się więc, że NATO przebyło długą drogę jeśli chodzi o podejście do odstraszania nuklearnego ale też postrzeganie zagrożeń związanych z bronią atomową. Czego należy się spodziewać w nadchodzącej przyszłości? Czy mamy do czynienia z ostateczną zmianą podejścia NATO do odstraszania?
Myślę, że rzeczywiście droga jaką w tym zakresie przeszło NATO, powiedzmy od 2009 r. jest imponująca. Zarazem zwrot zapoczątkowany w Warszawie jest początkiem kolejnego etapu tego procesu. Jego częścią będzie zaś dyskusja i interpretacja deklaracji, która zadecyduje o jej faktycznym wpływie na działania NATO. Wydaje się jednak, że pytanie zadawane w tej debacie nie będzie już dotyczyło tego, czy broń amerykańska broń nuklearna ma stacjonować w Europie oraz czy odstraszanie nuklearne NATO jest ważne, ale czemu ma służyć oraz jak ma być skutecznie realizowane.
Jakie najważniejsze kwestie związane z bronią nuklearną są obecnie przedmiotem debaty?
Ważnym zagadnieniem, które zapewne będzie dyskutowane w nadchodzących latach jest to, w jakim stopniu siły nuklearne powinny być zintegrowane z pozostałymi rodzajami sił, np. konwencjonalnymi. Rosja na przykład całościowo patrzy na swoje siły zbrojne i w momencie, kiedy na Kremlu panuje przekonanie, że dany konflikt czy pogarszanie relacji jest pewne, sygnały nuklearne wysyłane są od początku.
Rodzi to pytanie o właściwą reakcję ze strony NATO. I tak na przykład Amerykanie mówią głośno, że potrzebna jest większa integracja planowania konwencjonalnego i nuklearnego, ale w tym sensie, że prowadząc operacje konwencjonalne trzeba wziąć pod uwagę ryzyka związane z bronią atomową. Chodzi tutaj np. o sytuację zaatakowania przy pomocy konwencjonalnej rakiety składów broni atomowej, ale też o scenariusz konfliktu z Rosją, po użyciu przez nią broni nuklearnej. Wypowiedzi przedstawicieli amerykańskiego departamentu obrony wskazują, że za oceanem panuje przekonanie, że takie sytuacje powinny być uwzględnianie. Z kolei, np. Francuzi tradycyjne ostro rozgraniczają scenariusze konfliktu konwencjonalnego i nuklearnego, czyli bazują na niepewności.
Inną kwestią, obszernie poruszaną na łamach amerykańskiej prasy, jest pytanie, czy Stany Zjednoczone nie powinny oficjalnie zrezygnować z opcji pierwszego użycia broni jądrowej w konflikcie (koncepcja no first use), jako kroku w stronę zmniejszenia znaczenia tej broni. Waszyngton zachowuje oczywiście suwerenne prawo do ewentualnego podjęcia takiej decyzji. Z oczywistych względów będzie ona jednak miała wpływ również na potencjał odstraszania NATO. Dla przykładu: zrezygnowanie z pewnej dozy niepewności, co do odpowiedzi NATO na hipotetyczny atak konwencjonalny na wielką skalę, może być odczytany przez Rosję jako osłabienie amerykańskich gwarancji nuklearnych wobec sojuszników. Dlatego wydaje mi się, że decyzję o rezygnacji z pierwszego użycia, powinna poprzedzić dogłębna debata w ramach Sojuszu.
Wydaje się, że mamy tu do czynienia z pewną sprzecznością. Z jednej strony Sojusz dąży do wzmocnienia odstraszania nuklearnego a z drugiej dyskutowane są rozwiązania, które ten potencjał mogą osłabić.
Polityka NATO w zakresie broni nuklearnej jest radykalnie różna od polityki Rosji. Z punktu widzenia Sojuszu ważne jest pokazanie swojego rodzaju "moralnej wyższości", opartej na deklaracji, że NATO będzie używać tej broni tylko i wyłącznie dla celów defensywnych a nie dla wzmacniania ofensywnych działań – jak to jest w przypadku Rosji. Pytanie, czy rezygnacja z pierwszego użycia akurat teraz i zwiększanie tej "moralnej wyższości", jest potrzebne. Zwłaszcza, że nie ma co liczyć na podobne kroki ze strony Moskwy.
Wracając do postanowień warszawskiego szczytu NATO. Czy Pana zdaniem można wskazać jakiś element, którego zabrakło w deklaracji końcowej?
Myślę, że w tych warunkach politycznych, ciężko byłoby domagać się czegoś więcej. Gdyby jednak podejść do sprawy maksymalistycznie, to można by postulować przeprowadzenie przez Sojusz nowego przeglądu odstraszania i obrony – środków, doktryny i strategii. Chodzi mi o wnikliwą refleksję nad zdolnościami odstraszania Sojuszu, która rozwiałaby wiele wątpliwości, które narosły w ostatnich latach.
Wielu krytyków twierdzi bowiem na przykład, że nawet jeżeli Stany Zjednoczone zmodernizują bomby B61 i wprowadzą do służby nowe samoloty podwójnego przeznaczenia, to i tak nie wystarczy do skutecznego odstraszania Rosji. Przekonują, że Sojusz potrzebuje nowych zdolności, w tym na przykład rakiet cruise (przenoszonych przez samoloty podwójnego przeznaczenia), czy nawet powrotu do idei nuklearnych Tomahawków.
Pod tym względem przegląd strategii, sił i środków zakończony zaprezentowaniem publicznego dokumentu pokazałby, że NATO utwierdziło się w przekonaniu, że wystarczające są działania służące utrzymaniu długofalowej skuteczności obecnego potencjału lub też – w co wątpię – podjęło decyzję o rewolucyjnych zmianach w siłach jądrowych.
Należy pamiętać, że aby odstraszanie było wiarygodne konieczny jest ciągły i spójny przekaz wszystkich sojuszników. Nieostrożna wypowiedź jednego z państw sojuszu może osłabić najlepszy wspólny przekaz. W tym kontekście bardzo pozytywnym sygnałem jest najnowsza niemiecka biała księga obrony. Niemcy podkreślają w niej, że poprzez swój udział w programie nuclear sharing są integralną częścią polityki i planowania nuklearnego NATO. Jest to o tyle istotne, że Niemcy były jednym z państw Sojuszu najbardziej negatywnie nastawionym do broni jądrowej. To w końcu ówczesny niemiecki minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle w 2009 r. wzywał do wycofania amerykańskiej broni jądrowej z terytorium Niemiec.
Dziękuję za rozmowę.
Andrzej Turkowski
strateg amator
Bombami B61 to NATO może sobie odstraszać lisa w kurniku. Tylko pociski samosterujące i wielogłowicowe rakiety balistyczne mogą coś tu pomóc. Na samoloty stealth też bym zbytnio nie liczył.
anakonda
hmm moze i tak ale jak na razie to nie wiedze az takiego przeciwnika przeciwko ktoremu muslielibysmy (NATO) uzywac az takiej broni a konstruowanie jej i produkcja moze jedynie obrucic sie przeciwko nam
Tom
Polska powinna za wszelką cenę dążyć do tego aby stać się uczestnikiem programu NATO Nuclear Sharing. To jest Polska racja stanu.
hawaiian
wystarczy ze bedzie trwala w stagnacji. swiat na nia nie bedzie czekal.
Kitov
taa, po tym szczycie Rosja się już nie podniesie, to koniec