- Analiza
- Wiadomości
Bataliony ochotnicze pod Iłowajskiem. Dotkliwa porażka Ukrainy
Ukraińskie dowództwo zdecydowało się skierować na miasto Iłowajsk, zajęte przez tzw. „separatystów”, siły złożone z batalionów ochotniczych. Wprowadzenie ich do walki zbiegło się jednak w czasie z wejściem na teren Ukrainy grup bojowych regularnych wojsk Federacji Rosyjskiej, a sama bitwa zakończyła się okrążeniem wojsk ukraińskich.

W sierpniu 2014 r. Iłowajsk był kluczową pozycją, której zajęcie mogło mieć decydujące znaczenie dla zwinięcia części obrony separatystów w rejonie Doniecka. Był to bardzo ważny węzeł komunikacyjny. Siły przeciwnika oceniano bardzo skromnie. Wydawało się, że wystarczy wejść do miasteczka i zawiesić flagę. Jak się okazało, szacunki były błędne – problem jednak w tym, że sztab ATO nie dysponował w sektorze B żadnymi poważnymi rezerwami. Zdecydowano sięgnąć po bataliony ochotnicze (Obrony Terytorialnej, MSW i Gwardii Narodowej). Zakładano, że zajęcie samego Iłowajska będzie zadaniem łatwym i - oczywiście - nie dopuszczano myśli, że dojdzie do rosyjskiej inwazji, a jednostki te znajdą się na pierwszej linii walk, w obliczu pancerno-zmechanizowanych grup bojowych, wspartych artylerią.
Początkowo pod Iłowajsk skierowano dwa bataliony obrony terytorialnej - 39. i 40. Atak na miasto z 7 sierpnia nie powiódł się – informacje, że Iłowajsk jest silnym rejonem umocnionym nie zmieniły nastawienia sztabu ATO i dowództwa sektoru B. Pod Iłowajsk ściągnięto pododdziały z trzech kolejnych batalionów ochotniczych: „Donbas”, „Azow” i „Szachtarsk” (łącznie ok. 200 ludzi). Atak z 10 sierpnia także się nie powiódł. Bataliony ochotnicze poniosły niemałe straty – 12 zabitych (trzech z „Azowa”, czterech z „Donbasu”, trzech „Kriwbasu”, dwóch z Prawego Sektora).
Nowy etap ataku na Iłowajsk datuje się na 18-19 sierpnia. Ponieważ nie było do dyspozycji żadnych poważnych sił regularnej armii, podjęto decyzję, żeby ściągnąć pod Iłowajsk wszystko co można było – bataliony ochotnicze (terytorialne, milicyjne i gwardii) oraz ledwo kilka jako tako wyposażonych grup taktycznych (czołgi i bwp). Bataliony ochotnicze były słabo wyposażone i wyszkolone, mało liczne (de facto kompanie i plutony), nie miały także (poza „Donbasem”) większego doświadczenia bojowego.
Istotną osobą, która koordynowała atak na Iłowajsk był Semen Semenczenko, nominalny dowódca batalionu „Donbas”. Jak wspomina Wiaczesław Własenko ps „Filin”, operacyjny dowódca batalionu, Semenczenko uważał, że Iłowajsk to robota na jeden dzień, a kiedy okazało się, że to rejon umocniony, do kontynuowania natarcia starał się ściągnąć wsparcie regularnej armii.
„Semenczenko jeździł tu i tam, konsultował, a po przyjeździe stwierdził, że będą czołgi, będą BMP, będą Grady i ogólnie będzie wsparcie SZU” - wspominał Filin.
Siły przeznaczone do ataku były nadzwyczaj skromne w stosunku do faktu, że pod Iłowajsk separatyści ściągnęli poważne wzmocnienia i zaciekle bronili miasta. Do ataku poszły następujące pododdziały: „Donbas” (220 ludzi), „Dniepr-1” (78), „Mirotworiec” (74), „Świteź” (40, potem 30), „Chersoń” (30), „Iwano-Frankowsk” (33) oraz jako wsparcie ze strony SZU kompania z 51. Brygady Zmechanizowanej oraz świeżo przybyła kompanijna grupa taktyczna z 17. Brygady Pancernej (cztery czołgi, cztery bwp, 82 ludzi).
Pododdział „Azowa” przerzucono do Mariupola, „Szachtarsk” został oceniony jako niezdolny do boju i skierowany na kierunek pomocniczy. 19 sierpnia do Iłowajska wszedł „Donbas” z niewielkim wsparciem broni pancernej, a za nim „Dniepr-1” i inne jednostki. Rozpoczęły się zaciekłe walki o miejscowość, zwłaszcza o wagonownię (tzw. depo), gdzie odcięto kilkudziesięciu ochotników („Mirotworiec” i „Chersoń”), z kolei „Donbas” umocnił się na terenie szkoły nr 14.
Separatyści przerzucili w ten rejon elementy batalionów „Wostok” i „Opłot”. Ochotnicy i nieliczne pododdziały armijne zmuszone były oddać część miasta i odpierać kontrataki (piechota plus wozy pancerne), aktywna była także artyleria separatystów (szczególnie moździerze i Grady). O zaciętości walk mogą świadczyć straty batalionu „Donbas” – 19 sierpnia czterech zabitych, 20 sierpnia dwóch zabitych. Krwawiły nie tylko lekko uzbrojone bataliony ochotnicze, ale także pododdziały ZSU – siedmiu zabitych tylko 20 sierpnia.
Sytuacja zdecydowanie pogorszyła się jednak 24 sierpnia, kiedy batalionowe grupy bojowe SZ FR weszły na teren Ukrainy. W trakcie odwrotu z kotła bataliony ochotnicze poniosły duże straty w zabitych i rannych, a przede wszystkim w zaginionych bez wieści i wziętych do niewoli. Tylko z batalionu „Donbas” do niewoli dostało się, zdaniem Semenczenki, co najmniej 96 żołnierzy (ostatnich z nich wymieniono dopiero rok później). W starciu z rosyjskimi regularnymi jednostkami pancerno-zmechanizowanymi lekkie bataliony ochotnicze, wsparte jedynie nielicznymi pododdziałami SZU, były w tragicznej sytuacji.
Pikiety przed ministerstwem i wzywanie do natychmiastowej odsieczy Iłowajskowi były o tyle bezproduktywne, że sztab ATO nie dysponował poważniejszymi rezerwami w tym rejonie. Te nieliczne siły, które kontratakowały, zostały szybko rozbite i odrzucone. Być może z początkiem września można było podciągnąć większe siły, jednak dowódca sektora B, gen. Chomczak postanowił 29 sierpnia przebić się do swoich pozycji.
Przebijano się dwiema wielkimi kolumnami. Ponieważ Rosjanie obiecywali „zielony korytarz” zakładano, że początkowo kolumny nie będą ostrzeliwane, a w razie potrzeby rozwiną się do boju. Awangardę i ariergardę stanowiły nieliczne czołgi i bwp. W jednej kolumnie (tzw. „północnej” dowodzonej przez gen. Chomczaka) przebijały się bataliony MSW, w drugiej kolumnie (tzw. „południowej” płk. Graczowa) znalazły się niewielkie pododdziały z innych batalionów i cały batalion „Donbas”.
Ochotnicy jechali w kolumnach w pikapach, mikrobusach, ciężarówkach i autobusach. W ześrodkowanym ogniu artylerii, ppk, czołgów i całego arsenału broni piechoty ponieśli duże straty.
Zastępca dowódcy kompanii specjalnego przeznaczenia MSW „Świteź” wspomina: „Kolumnę rozbili całą. Po prostu pojechaliśmy - po pierwszej miejscowości z lewej zaczęła bić artyleria. Kolumna była duża - aż do 4 km. Ona jechała, a ostrzeliwali ją z wszystkich stron, z wszelkiego rodzaju broni: strzeleckiej, ppk. [...] pięć czołgów ogniem bezpośrednim biło po autobusach, po samochodach z ludźmi. [...] Nie chcesz zobaczyć takiego widoku, kiedy w autobusie jedzie około 40 osób i tam trafia czołgowy pocisk. Wszystkie elementy autobusu rozlatują się, a on sam z ludźmi płonie jak świeczka”.
Pod chutorem Gorbatenko część kolumny północnej, z ochotniczymi pododdziałami MSW, została wprost rozstrzelana przez ześrodkowany ogień rosyjskich desantników. Wszystkie autobusy, samochody i ciężarówki, którymi jechali ochotnicy z „Mirotworca”, „Chersonia” i „Iwano-Franowska” zostały w rejonie chutoru zniszczone.
W ataku na pozycje rosyjskie rozbity i rozproszony został także „Donbas” i kolumna południowa. Mimo trudnej sytuacji taktycznej w ostatnim starciu przebijającego się batalionu zniszczono trzy rosyjskie T-72 i jeden BMD-2. Wyczerpawszy możliwości ofensywne, całe zgrupowanie 30 sierpnia złożyło broń. Część żołnierzy i ochotników jednak się przebiła, przerywając zewnętrzny pierścień okrążenia.
Duże straty w sprzęcie i ludziach, zwłaszcza w czasie „wyjścia” z okrążenia, poniosły grupy bojowe ukraińskiej armii, ale „iłowajski kocioł” był katastrofą przede wszystkim dla „świeżych” batalionów ochotniczych. Nieoczekiwanie w rejonie Iłowajska bataliony te, słabo wyszkolone i uzbrojone, prezentujące siłę rzeczywistą plutonów, czy kompanii, poza „Donbasem” bez doświadczenia bojowego, znalazły się dosłownie na pierwszej linii frontu. Nic dziwnego, że sprawa stała się medialna, a tragedia Iłowajska odbiła się na Ukrainie głośnym echem. Zamiast łatwego opanowania miasta w terenie zurbanizowanym doszło do walk z wyborowymi oddziałami tzw. separatystów i rosyjskich ochotników, a potem obie kolumny musiały przebijać się, pod ogniem artylerii, przez pododdziały pancerno-zmechanizowane batalionowych grup taktycznych regularnej armii rosyjskiej.
Szacunki strat są rozmaite, ale dają wyobrażenie o rozmiarach porażki sił Ukrainy – z pododdziałów regularnych i ochotniczych ubyło grubo ponad 200 zabitych, do czego należy doliczyć setki rannych i kontuzjowanych oraz kolejne setki zaginionych bez wieści i jeńców. Oddziały ochotnicze wyszły z Iłowajska jako jednostki rozbite. Według informacji zebranych przez wolontariuszy straty batalionu Donbas (220 ludzi) wynieść miały sześciu zabitych, 130 jeńców i 73 zaginionych bez wieści (11 wyszło z kotła).
Uczestnicy bitwy podkreślają jednakże, że iłowajski kocioł to nie tylko tragedia, ale i świadectwo woli walki i niezłomności. Zamiast złożyć broń, w beznadziejnej sytuacji, Ukraińcy zdecydowali się na przebijanie. W efekcie zadali pododdziałom rosyjskim poważne straty w sile żywej i technice, a składali broń już w sytuacji całkowicie beznadziejnej. Dyskusyjny jest oczywiście sposób wykonania tej decyzji.
Warto na zakończenie stwierdzić, że Rosjanie namawiali okrążone oddziały do złożenia broni. Wzięcie do niewoli dowódcy sektora gen. Chomczaka z całym sztabem i kilkuset ochotników na czele z Semenczenką i batalionem „Donbas” byłoby nie lada sukcesem polityczno-propagandowym.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu