Jeszcze na etapie negocjacji jądrowych, najpierw w Genewie, potem w Wiedniu, niektórzy zachodni komentatorzy, ale także politycy, chcieli, aby rozmowy dyplomatyczne nad irańskim programem jądrowym zostały rozszerzone o zdolności w zakresie pocisków balistycznych, a nawet rakiet przeciwokrętowych, które Iran najprawdopodobniej z powodzeniem rozwija. Obie strony prezentowały przez cały czas trwania negocjacji zupełnie rozbieżne stanowiska. O ile Zachód chciał, aby Iran zgodził się na ograniczenia w programie rakietowym, Teheran taką możliwość kategorycznie odrzucał, ale jednocześnie chciał, aby na mocy wiedeńskiego porozumienia, wówczas ciągle negocjowanego, Rada Bezpieczeństwa ONZ zdjęła sankcje na ten program w momencie zawarcia umowy.
Rakiety w doktrynie Iranu
Ostatecznie jakiekolwiek ograniczenia na rakiety balistyczne oraz pociski przeciwokrętowe (w zakresie projektowania, testowania i rozmieszczania) nie znalazły się w zapisach umowy wiedeńskiej. Uzgodniono jedynie, że międzynarodowe sankcje na technologie rakiet balistycznych pozostaną w mocy przez osiem lat. Oznacza to, że Iran nie będzie musiał zmieniać swojej doktryny obronnej, która przykłada bardzo dużą rolę do sił rakietowych. Stanowią one, obok działań asymetrycznych wobec sił inwazyjnych, podstawę filozofii obronnej tego państwa.
Iran nie posiada bowiem nowoczesnego lotnictwa bojowego (w służbie ciągle F-14A/AM, F-4 oraz F-5E/F, Mirage F1, Su-22, Su-25 i MiG-29), które pozwoliłoby efektywnie i bezpiecznie atakować cele poza granicami swojego kraju (chociażby amerykańskie bazy w rejonie Zatoki Perskiej). Jakakolwiek próba zbombardowania tych obiektów zakończyłaby się katastrofą dla irańskich sił powietrznych. Zgodnie z irańską doktryną wojenną, opartą na odstraszaniu, to właśnie rakiety balistyczne – różnego typu, zasięgu i zastosowania – w dużej liczbie pozwoliłyby przezwyciężyć ten problem i przenieść chociażby część działań zbrojnych z obszaru Iranu na tereny przyległe, co zwiększałoby koszty jakiejkolwiek agresji.
Iran wielokrotnie podkreślał, że jego doktryna wojenna jest defensywna i koncentruje się na obronie kraju przed agresją zewnętrzną. Jednocześnie zdecydowanie podkreśla się, że w razie wybuchu wojny Iran rezerwuje sobie prawo do zaatakowania w odpowiedzi obiektów poza swym terytorium. W przeszłości kilkukrotnie grożono Turcji (z powodu zapowiedzi instalacji systemów radarowych NATO), a także państwom arabskim w Zatoce Perskiej, gdzie znajdują się wspomniane amerykańskie bazy wojskowe.
Generał brygady Hosejn Salami, zastępca dowódcy Korpusu Strażników Rewolucji, stwierdził niedawno, że Iran jest w stanie wystrzelić rakiety balistyczne, które mogą “przelecieć tysiące kilometrów i uderzyć z dużą precyzją i siłą w dowolny punkt w regionie”. Chociaż taka wypowiedź jest mocną przesadą to doskonale ukazuje irańską percepcję i koncepcję odstraszania. Elementem składowym są także ćwiczenia. Do tych najbardziej znanych z ostatnich miesięcy są manewry „Wielki Prorok 9” z lutego 2015 roku, kiedy to w Zatoce Perskiej ostrzelano makietę amerykańskiego lotniskowca. Według irańskich mediów do uszkodzenia konstrukcji wykorzystano rakietę Fate 110 lub Zelzal.
Zakłada się, że w razie wybuchu wojny przeciwko Iranowi, siły rakietowe tego państwa, podległe Korpusowi Strażników Rewolucji (co podkreśla ich znaczenie w irańskiej doktrynie), dokonałyby zmasowanego ataku na różne cele, w tym bazy wojskowe, instalacje energetyczne (rafinerie, platformy wiertnicze, rurociągi), lotniska, statki handlowe i okręty wojenne. Odpowiedź nieprzyjaciela byłaby utrudniona, bowiem Iran siły rakietowe opiera przede wszystkim na wyrzutniach mobilnych, kołowych, które łatwo przemieścić. Pociski przeciwokrętowe instaluje się również na niewielkich łodziach i okrętach, a nawet na statkach cywilnych.
Co posiada Iran?
W praktyce jednak ani skala, ani kierunek irańskiego uderzenia nie jest znany. Trudno określić zachowanie władz w Teheranie i jakie rakiety Iran obecnie posiada, przez co wszelkie analizy muszą borykać się z dużą dozą niepewności. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że Iran posiada obecnie bodaj największy arsenał rakietowy na Bliskim Wschodzie. Pierwsze próby stworzenia sił rakietowych pojawiły się w latach osiemdziesiątych, podczas wojny z Irakiem (1980-1988). Iran nie miał wówczas możliwości odpowiedzi na irackie ataki rakietowe na irański miasta. Z pomocą Chin oraz Korei Północnej rozwinięto własny potencjał i z czasem stworzono pierwsze konstrukcje. Dzięki temu Iran stworzył także swój program kosmiczny, który zaowocował udanym wystrzeleniem obiektów w przestrzeń kosmiczną.
W 1989 roku Chiny zgodziły się dostarczyć Iranowi do 200 rakiet krótkiego zasięgu M-7 (CCS-8/Projekt 8610) wraz z 30 wyrzutniami (głowica bojowa o masie 190 kilogramów, zasięg 150 kilometrów). Rakiety weszły do służby w irańskich siłach zbrojnych jako Tondar-69. Ponoć Iranowi udało się sprowadzić także niewielką partię rakiet średniego zasięgu DF-15/M-9 (CSS-6) oraz krótkiego zasięgu DF-11/M-11 (CSS-7). Irański program rakietowy nie byłby możliwy, gdyby nie wsparcie wspomnianej Korei Północnej, która swego czasu rozwinęła rodzimą zdolność do produkcji rakiet Scud-B (Hwasong-5). W latach 1987-1992 Pjongjang miał przekazać Teheranowi nawet 200 pocisków Scud-B i od sześciu do dwunastu wyrzutni. Już w 1987 roku Iran uruchomił własną linię produkcyjną Scud-B. Później eksperci północnokoreańscy wspierali inżynierów irańskich w pracach nad nowymi systemami.
Uważa się, że obecnie siły powietrzne i kosmiczne Korpusu Strażników Rewolucji mają pięć brygad rakietowych. Na wyposażeniu jednej są rakiety krótkiego zasięgu, w tym Fadżr. Druga brygada opiera się na pociskach dalekiego zasięgu (według irańskiej nomenklatury) Szahab-3. Trzecia brygada posiada rakiety Szahab-1 i Szahab-2, podczas gdy czwarta rakiety krótkiego zasięgu, takie jak Nazeat i Zelzal. Uzbrojenie piątej nie jest w pełni znane.
Jedną z najbardziej powszechnie używanych rakiet jest pocisk Fate 110, zaprezentowany mediom w 2003 roku. Siedem lat później irańskie Ministerstwo Obrony i Logistyki Sił Zbrojnych poinformowało o wprowadzeniu na stan Korpusu Strażników Rewolucji trzeciej generacji rakiet Fate 110. Iran utrzymuje, że wersja Fate 110 została przebudowana i w ten sposób stworzono ponaddźwiękową rakietę balistyczną Chalidż Fars o deklarowanym zasięgu 150-300 kilometrów i głowicą bojową 650 kilogramów. Ponoć obie rakiety, to jest Fate 110 i Chalidż Fars są w „masowej służbie” od 2013 roku. Podobno analogicznie wygląda sytuacja z rakietami Ormuz-1 i Ormuz-2, a więc kolejno pociskami antyradiacyjnymi i przeciwokrętowymi na platformie kołowej.
Dużo bardziej zaawansowane technicznie są rakiety Sedżil, których istnienie upubliczniono w 2008 roku. Deklarowany zasięg to 2,2 tysiąca kilometrów. Głowica ma ponoć 750 kilogramów. Uzupełniają one arsenał pocisków najważniejszych, a więc rozwijanych od początku lat dziewięćdziesiątych rakiet rodziny Szahab. O ile Szahab-1 oparty jest na konstrukcji Scud-B, a Szahab-2 na Scud-C, to Szahab-3, jednostopniowa rakieta balistyczna średniego zasięgu na paliwo stałe, oparta jest najprawdopodobniej na konstrukcji północnokoreańskich rakiet No-Dong. Eksperci sądzą, że wersja podstawowa ma zasięg około 1,8 tysiąca kilometrów, podczas gdy wariant Szahab-3B nawet 2,5 tysiąca kilometrów. Szahab-3 ma około 16,5 metra długości i masę 17,4 tony.
Zdaniem dostępnych źródeł wywiadowczych Iran posiada od 300 do 400 rakiet Szahab-1 i Szahab-2 (wszystkie z głowicami konwencjonalnymi), które rozmieszczono w trzech lub czterech batalionach brygady Korpusu Strażników Rewolucji. W 2001 roku Iran ogłosił, ze Szahab-3 weszło w masową produkcję, a irańska zbrojeniówka jest w stanie produkować do 20 rakiet rocznie, co jednak należy odbierać z wielką rezerwą.
Kto się boi rakiet Iranu?
Rakiety taktyczne to jedno, a pociski międzykontynentalne to zupełnie inna kategoria zagrożeń z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, które już w 2010 roku – ustami Departamentu Obrony – prognozowały, że do 2015 roku Iran, przy odpowiednim wsparciu zagranicznym, będzie w stanie opracować i przetestować rakiety strategiczne, a więc mogące razić cele w Stanach Zjednoczonych. Jakby na poparcie tych słów w styczniu 2015 roku izraelskie źródła podały jakoby Iran przygotowywał się do przetestowania międzykontynentalnej rakiety balistycznej. Ostatecznie jednak okazało się, że analizowany na zdjęciach satelitarnych obiekt to instalacja dla rakiety nośnej Simorgh, którą Iran opracował dla wynoszenia ładunków na orbitę. Nie wiadomo, czy izraelski komunikat to efekt zwykłego błędu, czy też próba storpedowania rozmów dyplomatycznych z Iranem.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa europejskiego Iran nie potrzebuje rakiet międzykontynentalnych, lecz krótszego zasięgu, jak chociażby wspomniane pociski Sedżil. Nie chodzi tutaj jedynie o możliwość ataku na Europę, czy Stany Zjednoczone (z wykorzystaniem rakiet międzykontynentalnych), co byłoby działaniem samobójczym i niezbyt racjonalnym, co o samą możliwość ich użycia (broń strategiczna ma przede wszystkim wymiar polityczno-psychologiczny). Już samo istnienie możliwości ataku rakietowego Iranu na Europę może wpływać na wzmocnioną pozycję Iranu w ewentualnych negocjacjach.
Pozostaje jednak pytanie o głowicę. Nawet zmasowany atak rakietami balistycznymi z głowicami konwencjonalnymi nie przyniósłby większych szkód – są one niecelne. Gdyby Iran, zakładając hipotetycznie, chciał uzbroić je w głowice niekonwencjonalne, musiałby przezwyciężyć dwa istotne problemy – nie tylko stworzenia głowicy jądrowej, ale także jej odpowiedniej, miniaturowej wersji o masie maksymalnej tysiąca kilogramów (tak, aby można było zainstalować je w rakietach Szahab-3). Jest bardzo wątpliwe, aby irańscy naukowcy posiadali taką wiedzę. Konieczne byłoby wsparcie Korei Północnej.
O ile rakiety z głowicami jądrowymi na uzbrojeniu sił zbrojnych Iranu to scenariusz (przynajmniej na chwilę obecną) bardzo hipotetyczny to pociski taktyczne z głowicami konwencjonalnymi są faktem. Wydaje się, że nadchodzące lata niczego nie zmienią w tym zakresie, bowiem musiałoby najpierw dojść do gruntowego zrewidowania irańskiej doktryny wojennej, a na to się nie zanosi.
Dr Robert Czulda
Afgan
Ale o czymś tu się zapomina ! A gdyby Iran wystrzelił takie rakiety na Europę, ale z głowicami zawierającymi wąglik, sarin, VX, botulinę, rycynę, lub jakieś sproszkowane materiały radioaktywne na przykład zmielone pręty paliwowe ? Skutki były by zbliżone do użycia prymitywnych głowic atomowych. Nie trzeba mieć w pełni sprawnej bomby atomowej a też można dużo namieszać. Irańskie rakiety nawet bez głowic atomowych to poważne zagrożenie.
Moshe Schwantz
....na Europę, to co najwyżej zdechłego kota wystrzelą. Persowie nie są wrogami europejczyków, nawet z powodów językowych czy wspólnego, niegdyś pochodzenia. Na poziomie religijnym - mają w nosie chrześcijaństwo, podobnie, jak ich wielcy przodkowie - tolerancja, ale nie w sensie europejskim. Za to nienawidzą swych współwyznawców - sunnitów, Wuja Sama i państwo kiwaczków. Tak więc, rakietki mogą spaść na Arabów, Tel Aviv czy instalacje amerykańskie. I wszystko. P.S. Polscy naukowcy od wielu lat jeżdżą do Iranu i czy na wsi, czy w mieście, nikt nie okazywał wrogości "białasom".
I dobrze
I bardzo dobrze! Dobrze uzbrojony Iran warunkiem pokoju na Bliskim Wschodzie!