Reklama

Wojna na Ukrainie

Załużnego zwolniono nie jako generała, ale jako polityka [KOMENTARZ]

Autor. @CinC_AFU

Odwołanie generała Wałerija Załużnego wzbudziło sensację, ale zupełnie niesłusznie. Od kilku miesięcy Załużny przestał się bowiem zachowywać jak wojskowy, a bardziej jak polityk. Tymczasem Ukrainie potrzebny był naczelny dowódca sił zbrojnych i prezydent Zełeński właśnie go znalazł.

Łączenie dymisji generała Załużnego z brakiem sukcesów na froncie byłoby dużą niesprawiedliwością. Ukraińcy oczywiście nie odzyskali zagrabionego przez Rosjan terytorium, ale też od ponad roku go nie utracili. Generalnie stabilna pod względem pozycji linia frontu (chociaż nie pod względem aktywności) nie wynika jednak z błędów popełnionych przez Załużnego, ale z przewagi liczebnej, jaką Rosja niestety nadal posiada nad Ukrainą.

Odwaga ukraińskich żołnierzy, talent ukraińskich dowódców oraz przewaga technologiczna uzyskana dzięki sprzętowi zachodniemu mogły tą przewagę czasowo zrekompensować, ale na pewno nie gwarantowały błyskawicznego zwycięstwa. Takie byłoby możliwe, gdyby Rosja okazała się krajem cywilizowanym – oczywiście według standardów istniejących w krajach zachodnich. Tymczasem Rosja okazała się Rosją – krajem nie liczącym się ze stratami nie tylko w sprzęcie, ale również w ludziach. I to w imię szalonych idei swojego nowego „cara” – prezydenta Putina.

Czytaj też

Jedyną pretensję, jaką można więc mieć do Załużnego w sprawie postępów na froncie to, że takiej postawy Rosjan jako społeczeństwa nie przewidział. Problem jest w tym, że podobną pretensję można mieć do wszystkich - w tym do autora tego komentarza. Samo wytłumaczenie zaskakująco obojętnego podejścia większości rosyjskich matek i żon do śmierci swoich synów i mężów na froncie oraz rosyjskiego społeczeństwa do izolacji i pogarszania się poziomu życia (czego dowodem jest niska wysokość PKB na jednego mieszkańca) będzie można jednak odłożyć na później.

Reklama

O wiele ważniejsze jest szybkie znalezienia sposobu przełamania impasu na froncie i wypchnięcia rosyjskich żołnierzy z Ukrainy. Generał Załużny takiego sposobu nie znalazł i dlatego to zadanie zlecono teraz generałowi pułkownikowi Ołeksandrowi Syrskiemu. Pomimo tych zmian personalnych nikt jednak nie powinien obecnie oceniać tego, co Ukraińcy pod dowództwem Załużnego zrobili dobrze na froncie, a co źle. Nie znamy bowiem rzeczywistej sytuacji w ukraińskiej i rosyjskiej armii, która warunkuje sposób prowadzenia operacji wojskowej.

Można mieć jednak pretensje do generała Załużnego jeżeli chodzi o jego oficjalne oceny sytuacji na froncie i w Ukrainie, które od kilku miesięcy nie były spisywane w niejawnych raportach, ale publikowane w formie obszernych artykułów w mediach – w tym zagranicznych. Przykładem może być szeroko komentowany esej Załużnego w „The Economist” pt. „Nowoczesna wojna pozycyjna i jak ją wygrać”.

Czytaj też

Od polityki jest prezydent, nie dowódca

W kraju prowadzącym wojnę takie postępowanie należy ocenić jako co najmniej dziwne. Od prowadzenia polityki jest prezydent Zełeński, a nie naczelny dowódca sił zbrojnych. Jeżeli wojskowy ma jakieś pretensje lub uwagi do swoich przełożonych lub sojuszników, to powinien je przedstawić tylko tym przełożonym i sojusznikom - oczywiście z odpowiednią argumentacją. Jeżeli to nie przynosi rezultatu, a sprawa decyduje o tym, czy można będzie zrealizować swoje obowiązkowi to w przypadku wojskowych pozostaje jedynie jedno rozwiązanie - dymisja.

Natomiast niedopuszczalne jest wcześniejsze (przed tą dymisją) nagłaśnianie całej sprawy w mediach. W ogóle najlepiej by było, gdyby wojskowi w czasie wojny zajmowali się dowodzeniem, a kontakty z mediami pozostawiali swoim służbom prasowym, które właśnie są od tego. Niestety pokusa określana często jako „parcie na szkło” z biegiem lat na wysokich stanowiskach jest bardzo silna (czego przykładem jest np. specjalne konto naczelnego dowódcy sił zbrojnych Ukrainy na X - @CinC\AFU, pomimo, że istnieje oficjalne konto sił zbrojnych).

Reklama
Widząc obecne wydarzenia w Ukrainie można i chyba nawet warto sięgnąć po analizę przypadku z historii wojny koreańskiej 1950-53. W toku tego konfliktu doszło bowiem do eskalacji, wcześniej i tak niezbyt komfortowych, relacji między prezydentem USA Harry S. Trumanem oraz gen. Douglasem MacArthurem, wówczas odpowiadającym za wszystkie siły alianckie. Obaj spierali się jeśli chodzi o sposób prowadzenia wojny, ale też sprawy związane z kreśleniem celów strategicznych i widzenia konfliktu na płaszczyźnie światowej oraz oceną postawy Chin (uproszczając oczywiście). Działo się to w warunkach specyficznych dla samego prezydenta, bowiem w USA widać było napięcia kampanijne w zakresie wyborów do Kongresu w 1950. I jednocześnie, gdy sam gen. MacArthur był prezentowany jako bohater lądowania pod Inchon. Jednak, finalnie za sprawą wejścia do wojny ChRL (przełom 1950/51) generał zaczął wręcz domagać się rozszerzenia działań poza Koreę, wejścia do wojny wojsk z Tajwanu, a nawet rozważenia uderzeń jądrowych co już finalnie nakreśliło linię konfliktu między domenami prezydenckiej władzy i roli dowódcy w regionie. Co więcej, wspomniany gen. MacArthur zaczął się prezentować mocno w przestrzeni medialnej USA i to właśnie z krytyką sposobu prowadzenia wojny przez administrację prezydencką. Truman ostatecznie podjął decyzję o zdymisjonowaniu generała i powierzeniu jego roli gen. Matthew Ridgway'owi (późniejszemu cichemu bohaterowi, pod względem wojskowym, wojny).
Dr Jacek Marcin Raubo – Defence24.pl
Reklama

Na usprawiedliwienie generała Załużnego trzeba przypomnieć, że z podobnym podejściem wysokiej rangi dowódców spotykaliśmy się w historii wielokrotnie. Generałom na najwyższych stanowiskach z czasem zaciera się bowiem granica, do jakiej mogą się posunąć jako wojskowi, wchodząc w strefę, która jest już dedykowana politykom. Automatycznie zaczyna to negatywnie wpływać na sposób wykonywania właściwych obowiązków i to zaczęło być widoczne w przypadku Załużnego (który chociażby nie dostrzegł na czas problemów logistycznych wojsk walczących w rejonie Awdijewki).

Czytaj też

Bardzo dobrze, że prezydent Zełeński podziękował generałowi Załużnemu za dwa lata obrony Ukrainy i zaproponował mu dalszą współpracę. Doświadczenie tego wojskowego na pewno się przyda, a to co zrobiono na froncie w najtrudniejszym czasie na początku agresji zasługuje na pochwałę. Jednak współpraca na zasadzie podwładny i przełożony powinna się opierać przede wszystkim na zaufaniu. A tego pomiędzy Zełeńskim i Załużnym najprawdopodobniej nie już nie było.

Reklama
Reklama

Komentarze (11)

  1. Adam S.

    Problem między Załużnym a Zełenskim jest taki, że pierwszy JEST generałem i dowódcą sił zbrojnych, a drugi JEST aktorem, który gra Prezydenta Ukrainy. Poziom profesjonalizmu Załużnego jest o kilka klas wyższy niż Zełenskiego jako Prezydenta. To Zełenski powinien robić takie analizy, które publikował Załużny. Tymczasem Zełenski dobry jest tylko w kwestiach wizerunkowych ( które oczywiście też sa potrzebne, szczególnie w kontaktach ze światem), ale nie są istotą sprawowania władzy.

  2. Sorien

    Tutaj trzeba bronić jednego I drugiego . Atakują tu ludzie Zaluznego że wtrącał się do polityki - tak wtrącał się ale Załęski wtrącał się do armi i taktyki walki tak samo . Jednemu i drugiemu można zazucic wątpliwe czasem działania ale rzeźbią tym co maja . A przez to i też się gotują bo wiedzą że mało mają i nerwy i agresja itp. Niemcy nie przegrały wojny bo Hitler coś robił w taktyce źle (choć zdążało mu się robić źle i to często) albo że generałowie coś robili źle- bo nawet jakby każdy robił wszystko dobrze to tak czy siak by przegrali bo ich potencjał ludnościowy i gospodarczy był cieniem tego co na nich szło zwłaszcza USA ale też ZSRR , UK i inni . Tak samo na UA mogą robić wszystko dobrze ale gospodarki nie oszukują a mają prawie 4.5x mniej ludzi jak ruscy a gospodarka 10 X mniejsza . Tylko pomóc z zachodu trzyma ich wogule przy życiu a ona jest coraz słabsza idzie coraz oporniej .

    1. bezreklam

      ok

  3. staryPolak

    chyba nie do końca sprawiedliwa ocena. Kto tu komu się wtrącał? Wyobraźmy sobie co czuje d-ca armii kiedy prezydent podbija bębenki całemu światu obwieszczajac że już, za chwile, za moment armia wygoni agresora. Dobrze ze chociaż nie było mowy o zdobyciu Moskwy i zajęciu Syberii. Wyobraźmy sobie co czuje d-ca armii ruszającej do beznadziejnej, bezsensownej kontrofensywy na nadal potężnego wroga, schowanego bezpiecznie w 4 liniach umocnien, za milionami min. No bo przecież dostał od NATO .... kilkanaście czolgów z lat 60 i 80 ub. tysiąclecia.

    1. kskiba19

      Pełna zgoda. Odwołaniem Załużnego Żeleński kopie sobie polityczny grób.

  4. kskiba19

    Bez amunicji nie będzie odzyskania inicjatywy a tego brakuje

  5. Franek Dolas

    Jeżeli zakres ingerencji polityków w sprawy prowadzenia działań bojowych przekracza pewną granicę a skutiem tych działań są ogromne straty to nie może dziwić że Generał próbował idpowiadać na te naciski. Z informacji napływających z Ukrainy ale również z aktywności Żełeńskiego na forum międzynarodowym wynika że zbyt wielki nacisk kładzie na działalność pijarowską służącą głównie jemu i jego środowisku politycznemu a nie Ukrainie.

    1. LOUT

      Franek Dolas - Bardzo delikatnie napisane, bo można dosadniej na temat roli Zełenskiego, ale ogólnie bardzo dobry komentarz!

  6. Rusmongol

    10 lutego 1940 roku rozpoczęła się przeprowadzona przez NKWD pierwsza masowa deportacja Polaków na Sybir. W głąb Związku Sowieckiego wywieziono około 140 tys. obywateli polskich. Wielu umarło już w drodze, tysiące nie wróciły do kraju. Historycy szacują, że w sumie w czterech wywózkach na Syberię przetransportowano od 300 tysięcy do ponad 1 mln osób. W straszliwych warunkach, na mrozie dochodzącym do minus 40 stopni, naszych obywateli wysłano w podróż przez tysiące kilometrów w bydlęcych wagonach, bez jedzenia, picia i zachowania elementarnej higieny.

  7. Monkey

    Pan generał Załużny po prostu nie wytrzymał i zachował się trochę jak polityk w odpowiedzi na zachowanie prezydenta Zełeńskiego który myśli iż jest generałem. A jest zwykłym politykiem. Szkoda, że tego pan Dura nie zauważył. Te jatki w Bachmucie to była zwykła polityka. Tak samo jak ukraińska kontrofensywa, w sposób, w jaki przebiegła.

  8. szczebelek

    Wszyscy są winni tylko nie prezydent, który zapowiedział kontrofensywę na Zaporożu pół roku przed jej rozpoczęciem, obstawał za obroną Bachmutu za wszelką cenę jak również rzuca oskarżeniami na sojuszników jak na Polskę, a potem wyciąga ręce po więcej...

    1. Vixa

      W punkt.

  9. yeti65

    Widzę, że powiało już nowym. Co by się nie działo, to Zełenskiego trzeba chwalić.

  10. Vixa

    Świetnie to pan komandor zauważył: "Niestety pokusa określana często jako „parcie na szkło” z biegiem lat na wysokich stanowiskach jest bardzo silna". Jak w takim razie pan komandor postrzega odejście szefa sztabu w szczycie kampanii wyborczej i ewidentne dzisiaj "parcie na szkło" gen. Andrzejczaka?

  11. Lycantrophee

    Tu chyba nawet nie chodzi o zwolnienie Załużnego, tylko o to, kto przyszedł na jego miejsce. Jak ktoś bez autorytetu ma ich poprowadzić do zwycięstwa? Obym się mylił ws. jego kwalifikacji.