Reklama

Wojna na Ukrainie

„Z naszej grupy kolegów żywy zostałem tylko ja” [WYWIAD]

zdjęcie ilustracyjne, żołnierz ZSU
zdjęcie ilustracyjne, żołnierz ZSU
Autor. Ministerstwo Obrony Ukrainy

„Rosjanie zabijają naszych rannych kolegów i jeńców cały czas. Widzieliśmy to na własne oczy. Jeden z naszych żołnierzy w ostatniej chwili zbiegł z takiej egzekucji. Podczas jednej z potyczek Rosjanie wzięli naszych do niewoli. Zaczęli im wiązać ręce z tyłu, by ich zastrzelić. Ciała gromadzili na takim nasypie, by każdy mógł to zobaczyć. Nasz kolega, gdy wiązali mu ręce, wyrwał się im. Miał dużo szczęścia bo w tym momencie zaczął się ostrzał artyleryjski. Rosjanie przerwali egzekucje i zaczęli się chować przed kanonadą. Ten żołnierz rzucił się do ucieczki i w czasie ostrzału dobiegł do naszych pozycji” – mówi w wywiadzie dla Defence24.pl porucznik Sił Zbrojnych Ukrainy o pseudonimie „Skorpion”.

Michał Bruszewski: Gdzie obecnie Pan służy?

„Skorpion”, ukraiński oficer: Jestem porucznikiem dowodzącym rotą. Bronimy Czasiw Jaru.

Jak wygląda sytuacja w mieście?

Rosjanie zrzucają bomby szybujące KAB. Po ciężkich bombardowaniach, strzelają z artylerii rakietowej, a następnie do szturmu idzie piechota, ale zatrzymujemy ich. Czasiw Jar Rosjanie próbowali brać z marszu i początek bitwy był dla nas krytycznym momentem. Zostało mi zaledwie sześciu ludzi, gdy oni wysłali szturm na BMP. Bardzo im się śpieszyło. Mieli ok. 50 ludzi, gdy ruszyli na nasze pozycje. Pierwszy pojazd wpadł na miny, więc Rosjanie – co często bywa – zaczęli uciekać. Wtedy ich dopadliśmy. Solidnie ostrzelaliśmy. To była dla nich masakra. Myślę, że Rosjanie nawet nie mieli pojęcia, że miałem tak mało ludzi. Nasza siódemka zatrzymała ten ich wielki szturm na nasze pozycje. Teraz już moja rota została wzmocniona, więc utrzymujemy pozycje. Rosjanie doszli na rogatki Czasiw Jaru, ale miasta nie zdobyli.

Umocniliście się w obronie?

Tak, i to dzięki pomocy od Polaków, ponieważ otrzymaliśmy koparkę od polskiej Fundacji „REACT”. My nie mieliśmy sprzętu, żeby kopać dobre transzeje. Polacy nam bardzo pomogli. Trwamy dzięki tej pomocy.

AKCJĘ FUNDACJI REACT MOŻNA WESPRZEĆ POD LINKIEM

Pan awansował na stopień oficerski w toku walk, prawda?

Tak, zaczynałem wojnę jako podoficer. Na początku rosyjskiej frontalnej inwazji zostałem zmobilizowany. Wcześniej odbyłem zasadniczą służbę wojskową. W kwietniu 2022 roku trafiłem na pozycje pod Popasną, w obwodzie ługańskim. W stopniu młodszego sierżanta. W jednym z rosyjskich ostrzałów dostałem odłamkami w prawą nogę. Ewakuowano mnie do szpitala, do Charkowa.

Wtedy gdy Charków był bombardowany?

Jak tylko położyli mnie do szpitalnego łóżka, to przez okno widzieliśmy jak na miasto spadają rosyjskie rakiety.

Wrócił Pan do służby. Jakie są najtrudniejsze chwile na froncie?

Gdy traci się swoich przyjaciół. Z naszej paczki, z moich kolegów, z którymi zaczynałem wojnę żywy pozostałem tylko ja. Do niedawna było nas jeszcze dwóch, ale ostatni z moich przyjaciół miał pozycje ze swoimi żołnierzami niedaleko nas, w lesie. Kazałem, by poleciano tam dronem, chciałem zobaczyć co u niego się dzieje. Niestety, zobaczyłem że tam gdzie byli… są już Rosjanie. Potem dowiedziałem się od jego bliskich, że powiadomiono rodzinę. To jest najtrudniejsze.

Polskie media obiegł materiał wideo, na którym widać, jak rosyjski żołnierz bez wahania dobija swojego rannego kolegę, który dostał dronem-kamikaze. Widział Pan ten materiał?

Nie, ale Rosjanie zabijają naszych rannych kolegów i jeńców cały czas. Widzieliśmy to na własne oczy. Jeden z naszych żołnierzy w ostatniej chwili zbiegł z takiej egzekucji. Podczas jednej z potyczek Rosjanie wzięli naszych do niewoli. Zaczęli im wiązać ręce z tyłu, by ich zastrzelić. Ciała gromadzili na takim nasypie, by każdy mógł to zobaczyć. Nasz kolega, gdy wiązali mu ręce, wyrwał się im. Miał dużo szczęścia bo w tym momencie zaczął się ostrzał artyleryjski. Rosjanie przerwali egzekucje i zaczęli się chować przed kanonadą. Ten żołnierz rzucił się do ucieczki i w czasie ostrzału dobiegł do naszych pozycji. Domyślam się, że swoich rannych źle traktują, bo to jak traktują swoje mięso armatnie, to przechodzi ludzkie pojęcie. Gdy walczyłem pod Bachmutem przeciwko wagnerowcom wysłali „mięsny szturm” jako żywe tarcze.

Czytaj też

Jak to wyglądało?

Trudno to pojąć. W pierwszym szeregu wysłali „mięsnych”  - jak się później okazało - bez broni, kazali im nieść plecaki wypełnione magazynkami i taśmami z amunicją. Musieli trzymać ich pod lufami. Przezwaliśmy ich „wielbłądami”. Gdy położyliśmy pierwszy rzut, drugi miał na pierwszej linii duży zapas amunicji, bo mieli przed sobą te plecaki. Ostro w nas strzelali. Jeden z tych wagnerowców to nawet rozłożył RKM na tym zabitym żołnierzu i kontynuował ogień. Nic dla nich nie znaczą. Zatrzymaliśmy ich szturm, a potem zebraliśmy te plecaki, więc moi chłopcy na tym skorzystali, bo mieliśmy duży zapas amunicji.

Walczył Pan przeciwko różnym oddziałom Rosjan. Widać jakieś zmiany na przestrzeni miesięcy walk?

My odróżniamy ich wyłącznie po brodach. Im dłuższa, tym bardziej to oznacza, że tego oddziału dawno nie rotowali. A mają te brody na gębach, więc wiemy, że ich nie rotują. To mogą być różne wojska: mobiki, kontraktnicy, ex-wagnerowcy czy kadyrowcy, ale dla nas to jest bez znaczenia.

Autor. z archiwum rozmówcy

Jak wygląda sprawa „głodu” amunicyjnego? Obecne relacje z frontu są raczej pozytywne, mówi się, że dotarło zachodnie wsparcie do żołnierzy. Czego Wam potrzeba?

Chciałbym zaznaczyć, że jesteśmy wdzięczni za tę pomoc z Zachodu, ale mówiąc uczciwie my nie odczuliśmy różnicy. Jesteśmy piechotą, nie artylerzystami. Mamy swoje automaty i walczymy dalej. Potrzebujemy aut, żeby się przemieszczać, tutaj także pomagają nam Polacy. Bez tej pomocy byłoby bardzo ciężko, kolejny raz chcę wspomnieć o polskiej Fundacji REACT. Wojna też się bardzo zmienia.

Jakie ma Pan spostrzeżenia z okopów?

W przyszłości będą potrzebne drony jezdne do ewakuacji rannych z pola walki. Zautomatyzowana broń maszynowa strzelając z okopów.

Aby żołnierz nie wychylał się z transzei?

Dokładnie, aby minimalizować ryzyko.

Był Pan ranny na froncie, więc doskonale to rozumie

Byłem dwukrotnie ranny. Paradoksalnie, w to samo miejsce. Jak wspomniałem, pierwszy raz odłamkami w prawą nogę dostałem pod Popasną. Potem szpital i rehabilitacja. Wróciłem do służby. Drugi raz zostałem ranny też w prawą nogę, oraz rękę. Otrzymałem leczenie i miesięczny urlop, a następnie trafiłem na kurs oficerski. Wróciłem na front w stopniu porucznika. Oprócz Bachmutu i Czasiw Jaru, byłem także na froncie zaporoskim – pod Hulajpolem, oraz pod Awdijiwką w Donbasie.

Czytaj też

Co Pan może powiedzieć o swoich ludziach?

To przekrój całego społeczeństwa. Przed wojną byli kierowcami TIR-ów, budowlańcami, pracowali w rolnictwie. Wielu z nich pracowało w Polsce. Z resztą ja też pracowałem w Polsce, na budowie, na roli. Ukończyłem Lwowski Narodowy Uniwersytet Rolniczy, z zawodu jestem agronomem. Gdyby nie wojna uprawiałbym swoją ziemię. Pracując w Polsce chciałem jak najwięcej się nauczyć od Waszych rolników, by potem wdrożyć te rozwiązania na ukraińskiej wsi. Ale los potoczył się inaczej.

Zapytam, więc o ziemię, o terytorium Ukrainy. Ukraińskie miasta są równane z ziemią przez Rosjan. Miasta są niszczone, ludzie zabijani. Jaki jest rosyjski plan? Czy tam jest jakiś plan Pana zdaniem?

Te rosyjskie oddziały, które są w okopach moim zdaniem nie mają żadnego większego planu. Oni za wszelką cenę chcą iść do przodu i musimy ich zatrzymać by nie poszli dalej, w głąb Ukrainy. Chcą niszczyć, iść do przodu. Mają prymitywną taktykę i rozkazy. Bombardowanie, a potem szturm – to jest wszystko co potrafią. Z wojskowego punktu widzenia, i w ogóle z żadnego punktu widzenia, te ich bombardowania nie mają sensu, ponieważ nie zostaje z tych miejsc, kamień na kamieniu. Mordują cywilów. To jest szaleństwo. Zezwierzęcenie. Dlatego musimy zatrzymać Rosjan.

Dziękuję za rozmowę

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (2)

  1. easyrider

    Oko za oko ząb za ząb. Róbcie to samo.

    1. młodygrzyb

      Toż przecie robią.

  2. TakToWidzę

    Prymitywów agresora powinna żywić rosja (czym chcą) oraz płacić za utrzymanie każdego agresora i to pod komendą 1 ruska z kremla. Inaczej będą dziesiątki lat kłamać o "bestialskich w obozach" w Ukrainie a przecież żaden Ukrainiec nie wróci zdrowy z niewoli ponieważ świadków rosja nie zostawia, tylko żywe okaleczone ostrzeżenia. Analogicznie to Ukraina powinna opiekować się i właściwie żywić swoich jeńców żeby mogła kontrolować jakość a bestie sowieckie były na oku bo zginie wszystko z dostaw.

Reklama