- Komentarz
- Wiadomości
Wybuchy rakiet w Rosji skończą specoperację a zaczną wojnę – tym razem dla rosyjskiego społeczeństwa
Ukraińskie ataki rakietowe w Rosji na północ od Charkowa po raz pierwszy pokażą rosyjskiemu społeczeństwu, że to, co wywołał Putin jest wojną, a nie tylko tzw. „wojskową operacją specjalną”. I Rosjanie to wreszcie odczują na własnej skórze, co może diametralnie zmienić ich podejście do napadania na sąsiadów.

Autor. mil.ru
Zgoda Stanów Zjednoczonych i Niemiec na użycie przez Ukraińców „zachodniego” uzbrojenia na terytorium Rosji może wywołać o wiele większy efekt niż „tylko” zniszczenie kilku obiektów lub jednostek wojskowych. Tym razem to, o czym Rosjanie wiedzieli wcześniej jedynie z oficjalnych przekazów medialnych, teraz pojawi się bezpośrednio przy ich domach, w postaci spadających odłamków rakiet oraz pocisków artyleryjskich.
Oczywiście ataki ukraińskich wojsk specjalnych i dronów dalekiego zasięgu były już prowadzone w Rosji wiele razy, jednak nie wpływały one zasadniczo na codzienne życie rosyjskiego społeczeństwa. Rosjanie czuli się więc bezpiecznie i nawet w strefie przygranicznej nie przejmowali się tym, że kilka kilometrów dalej ich wojsko niszczy ukraińskie miasta. Teraz może się to zmienić.
Zobacz też
Każdy obiekt, sprzęt wojskowy oraz żołnierze w promieniu nawet 200 km od Charkowa mogą się bowiem stać celem ataku rakietowego, który pomimo zakładanej precyzji zawsze przynosi jakieś skutki uboczne. Bo o ile zachodnie rakiety dalekiego zasięgu zaliczają się do broni precyzyjnej to odłamki rozrywających się na niebie rosyjskich rakiet przeciwlotniczych, jak również pociski z artyleryjskich systemów przeciwlotniczych do takiego precyzyjnego uzbrojenia zaliczyć już nie można.
Jeżeli więc wcześniej koło jakiegoś rosyjskiego domu stanęła wyrzutnia rakiet niekierowanych Grad, to była ona przez jego mieszkańców traktowana jako atrakcja, a mniej jako uciążliwość. Teraz ta sytuacja się może zmienić i to diametralnie. Dotyczyć to będzie przede wszystkim strefy przygranicznej, która zacznie być na pewno monitorowana na bieżąco przez ukraińskie drony, wyszukujące nawet najmniejsze cele dla ognia kontrbateryjnego i uderzeń wyprzedzających.
❗️🇺🇦Ukraine destroyed (!) 10% of 🇷🇺Russia's oil refining capacity in two days, - Bloomberg.
— 🇺🇦Ukrainian Front (@front_ukrainian) March 13, 2024
Enterprises suffered severe, and sometimes critical destruction. From only one plant in Ryazan, Russia receives 17.1 million tons per year. pic.twitter.com/kO9e9BAXuZ
Jak na razie w Rosji były atakowane głównie lotniska, rafinerie, fabryki zbrojeniowe oraz magazyny amunicji. Teraz uderzenia mogą pójść nawet na pojedyncze wyrzutnie rakietowe stojące w ogródkach, sadach, a nawet między domami mieszkalnymi. A eksplozja załadowanej wyrzutni TOS-1 czy BM-27 Uragan może zniszczyć wszystko w promieniu kilkuset metrów.
W rejonach najbardziej nasyconych rosyjskim wojskiem może więc nawet dojść do przymusowej ewakuacji ludności, co o wiele mocniej zacznie wpływać na lokalne gospodarki niż obecna wojna. Ułatwi to zresztą działanie Ukraińcom, którzy nie będą już wtedy ograniczeni konieczności ochrony rosyjskiej ludności cywilnej, wiedząc, że jej tam po prostu nie ma. I będą mogli atakować praktycznie wszystko, co się rusza i jest w wojskowych kolorach.
Zobacz też
Dodatkowo, o ile obrazy z atakowanej Ukrainy nie przebijały się w rosyjskich mediach, to ataki na terytorium Federacji Rosyjskiej zostaną już na pewno zauważone. Może to wywołać efekt mrożący u Rosjan – szczególnie w regionach, z których obecnie nie prowadzi się uderzeń na Ukrainę. Lokalne społeczeństwo będzie bowiem teraz wiedziało, że przygotowanie wojsk w ich rejonie do atakowania Ukrainy może się spotkać ze stanowczą reakcją. Rosjanie na widok swoich czołgów mogą więc przestać machać ręką, a zaczną im grozić pięścią.
Oczywiście zgoda na atakowanie obiektów wojskowych na północ od Charkowa bardzo pomoże Ukraińcom w wyparciu Rosjan ze swoich granic w tamtym regionie. Rosyjskie wojska będą bowiem musiały przesunąć swoje centra logistyczne oraz stanowiska dowodzenia ponad 200 km od granicy z Ukrainą. Nie będą też mogły przygotowywać się bezkarnie do działań w strefie przygranicznej, a z obwodu Biełgorodzkiego może całkowicie zniknąć rosyjskie lotnictwo. W ten sposób samoloty wspierające bombami atak na Charków będą musiały startować z głębi Rosji. Wcześniej mogły to robić np. z „Międzynarodowego Portu Lotniczego” koło Biełgorodu, znajdującego się zaledwie 30 km od granicy z Ukrainą, co utrudniało działanie ukraińskiej obronie przeciwlotniczej.
Zobacz też
Jednak samo niszczenie rosyjskiego sprzętu, nawet w ogromnej ilości, jak na razie nie zmienia podejścia rosyjskiego społeczeństwa do wojny. Tzw. wojskowa operacja specjalna jest więc nadal traktowana jako coś odległego, niewpływającego na codzienne życie Rosjan. Podobnie było zresztą w czasie wojny w Afganistanie, Czeczenii, Gruzji i w 2014 roku na Ukrainie. Terytorium Rosji było z zasady nietykalne, a skutki toczonych przez Kreml wojen były widoczne tylko na cmentarzach.
Teraz może się to zmienić i to wcale nie tylko na terenach graniczących z Ukrainą. Rosjanie dowiedzą się bowiem, że atak z jakiegokolwiek miejsca na sąsiada zakończy się silnym kontratakiem. I oby to był przekaz rozpoczynający mentalną zmianę rosyjskiego społeczeństwa.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS