- Komentarz
- Wiadomości
- Polecane
Jakie „zwycięstwo”, taka parada. Putin w depresji [KOMENTARZ]
Samo to, że w „paradzie pabiedy” w Moskwie 9 maja 2024 roku wzięło udział mniej wojska niż w poprzednich latach było mniej ważne niż depresyjne zachowanie się rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Na Placu Czerwonym nie widzieliśmy bowiem wodza wielkiego narodu, ale ogarnięto paranoją, przegranego polityka, który być może wygrywa jeszcze małe bitwy, ale nie ma już żadnych szans, by osiągnąć założone cele.

Autor. Wikipedia/kremlin.ru
Parada wojskowa w Moskwie z 9 maja 2024 roku przeszła praktycznie niezauważona. Kiedyś relacjonowana na żywo w mediach, teraz opisywano ją wstawiając jako news pomiędzy artykułami o wzroście cen truskawek i zanieczyszczeniu środowiska. Co ważne ten spadek rangi całej uroczystość można było również zauważyć w samej Rosji. I nie chodzi wcale o to, że nie dopisała pogoda, ale przede wszystkim o rangę przybyłych gości oraz samo zachowanie się Prezydenta Rosji Władimira Putina.
Był on wyraźnie przygaszony, zmęczony i widać było u niego coraz bardziej pogłębiającą się antyukraińską paranoję. Było to odczuwalne szczególnie w czasie tradycyjnego przemówienia, które oceniono jako najkrótsze i najbardziej wycofane w historii. Wcześniej cały świat dosłownie czekał, co powie „władca Kremla” na Placu Czerwonym, kogo pogłaszcze, a komu pogrozi palcem. I Putin to wykorzystywał wygłaszając 9 maja swoje teorie na temat historii świata oraz obecnej sytuacji geopolitycznej. Tym razem jednak było inaczej.

W przemówieniu nie było widać bowiem agresji i buty, ale wglądało to tak, jakby Putin się skarżył przed Rosjanami na los, który sam sobie zgotował. No bo chyba nie napawa optymizmem stwierdzenie, że „Rosja przechodzi obecnie trudny okres przejściowy”. Oczywiście Putin w swoim wystąpieniu podkreślił, że „dzień pabiedy” jest „najważniejszym, prawdziwie narodowym świętem”, jednak na Placu Czerwonym wcale tego nie było widać. To co zawsze miało prezentować siłę Rosji teraz pokazało prawdziwy stan rosyjskiej armii. Na Placu Czerwonym pojawiło się bowiem pięciokrotnie mniej statków powietrznych (15 w porównaniu do 76) i trzykrotnie mniej pojazdów (61 w porównaniu do 190) niż w defiladzie na rok przed wojną ukraińską, a więc w 2021 roku.
Zobacz też
Najgorzej to wyglądało w przypadku parady lotniczej. Nad Moskwą przeleciały bowiem jedynie dwie formacje tworzone przez 9 samolotów Su-30SM i MiG-29 z grup pokazowych oraz 6 szturmowców Su-25, ciągnących za sobą smugi dymu w kolorze rosyjskiej flagi. I jest to adekwatny obraz obecnego lotnictwa Rosji, które otrzymuje o wiele mniej statków powietrznych niż traci na wojnie i zużywa w czasie służby.
Przez Putina doszło też do upadku wizerunkowego rosyjskiego wyposażenia. Nie można już bowiem być pod wrażeniem produkowanych w Rosji czołgów i pojazdów opancerzonych wiedząc, że kilkanaście tysięcy wraków tej techniki wojskowej zaśmieca dużą część terytorium Ukrainy. Nikt już nie też wierzy w niespotykane możliwości systemu S-400 wiedząc z jaką łatwością jest on niszczony przez pociski z wyrzutni HIMMARS, czy zachodnie rakiety manewrujące.
Po tym co Rosjanie wyprawiają na Ukrainę przestają również trafiać słowa o zakłamywaniu historii, przez Zachód, o wyzwalaniu przez Rosjan narodów Europy w czasie II wojny światowej i o „bohaterstwie i szlachetności żołnierzy wyzwoleńczych, o ich wielkim poświęceniu”. Putin musiał sobie zdawać sprawę, że krytykując państwa zachodnie o „wzniecanie coraz większej liczby konfliktów regionalnych, wrogość międzyetniczną i międzyreligijną oraz powstrzymywanie suwerennych, niezależnych ośrodków rozwoju świata” tak naprawdę stawia zarzuty Federacji Rosyjskiej, która właśnie to robi i to nie tylko w odniesieniu do swoich sąsiadów.
Zresztą praktycznie wszystko, co rosyjski prezydent powiedział na Placu Czerwonym brzmiało dwuznacznie. Ironicznie zabrzmiało np. stwierdzenie Putina: „wiemy do czego prowadzi wygórowana ambicja”. Zupełnie inaczej niż przed jeszcze trzema laty zabrzmiało także podsumowanie, że wśród dziewięciu bitew, które „zadecydowały o lisie ludzkości” są bitwy pod Kijowem i Charkowem. Przecież to tam w 2022 roku Rosjanie ponieśli ostatecznie porażkę i musieli się wycofać, rezygnując ze swoich najważniejszych planów wobec Ukrainy.
Zupełnie niezrozumiałe było wymienienie przez Putin wśród tych „decydujących” batalii również bitwy pod Rżewem. Pod koniec 1942 roku Armia Czerwona poniosła tam bowiem klęskę, a ze względu na straty, całą operację określa się jako „rżewską maszynę do mielenia mięsa”. O ile jednak wtedy straty sowietów oceniono na ponad 200 tysięcy, to w ciągu ostatnich dwóch lat na Ukrainie mogło już dojść do zneutralizowania ponad 480 tysięcy rosyjskich żołnierzy.
Kiedy Putin tuż prze ogłoszeniem minuty ciszy mówi o pamięcią cywilów, którzy zginęli „w wyniku barbarzyńskich ostrzałów i ataków terrorystycznych neonazistów” to tak jakby oskarżał własnych pilotów i artylerzystów za codzienne atakowanie ukraińskich miast i wiosek. Putin tej dwuznaczności może jednak nie dostrzegać, ponieważ w całym jego przemówieniu wyczuwalna była pogłębiająca się u niego antyukraińska paranoja.
Bo jak inaczej można wytłumaczyć nie wymienienie ani razu słów Ukraina i Ukraińcy, pomimo ponoszonych na Ukrainie przez Rosję ogromnych strat w ludziach i sprzęcie (przekraczających połowę tego co miała cała armia rosyjska przed rozpoczęciem wojny). Nadal też Putin nie wypowiada się o wojnie, ale tzw. „specjalnej operacji wojskowej”. Nie przeszkadza mu to jednak mówić, że uczestnicy tej operacji „są na pierwszej linii frontu, na linii kontaktu bojowego”.
Oczywiście ocena przemówienia w Rosji będzie na pewno bardziej pozytywna niż na zachodzie. Jednak 9 maja 2024 roku Putin wyglądał tak, jakby wreszcie zrozumiał: kim był i kim się stał po zaatakowaniu Ukrainy. Osamotniony dyktator, otoczony przez ludzi do których nie ma zaufania i którzy również mu nie ufają. Bo czy jest normalne, że Putin 9 maja ściska z uśmiechem rękę Siergieja Szojgu, a trzy dni później dymisjonuje go ze stanowiska ministra obrony.
Oczywiście propaganda kremlowska próbowała zatrzeć to wrażenie podkreślając w oficjalnych komunikatach, że na Placu Czerwonym byli również obecni prezydenci: Białorusi, Kazachstanu, Kirgizji, Tadżykistanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu, Kuby, Gwinei i Laosu. Ale tak naprawdę w światowej polityce Putin jest jeszcze brany pod uwagę tylko dlatego, że Rosja ma broń atomową i jest ogromnym krajem, którego niestety nie da się ogrodzić betonowym murem.
Ten polityczny bojkot jest dla Putina coraz bardziej uciążliwy, tym bardziej, że jest on u końca swojej kariery politycznej i niewątpliwie nie chciałby być zapamiętany jak Hitler i skończyć zamordowany tak jak Stalin. A wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS