Reklama
  • Wiadomości
  • Komentarz
  • Opinia

Tomahawki jako karta przetargowa USA wobec Rosji [OPINIA]

Prezydent Trump stwierdził, że na razie USA nie sprzedadzą Ukrainie pocisków Tomahawk, ponieważ nie mogą „uszczuplać” swoich zapasów. Czy to zamyka sprawę dostarczenia tego uzbrojenia na Ukrainę? Niekoniecznie.

Donald Trump i Wołodymyr Zełenski.
Donald Trump i Wołodymyr Zełenski.
Autor. Volodymyr Zelenskyy/X

„Cóż, trochę o tym rozmawialiśmy. Nie powiedziałem zbyt wiele, ale powiem ci teraz, że Stany Zjednoczone również potrzebują Tomahawków. Mamy ich dużo, ale ich potrzebujemy. To znaczy, nie możemy uszczuplić ich zasobów dla naszego kraju. Więc wiesz, są bardzo ważne, są bardzo potężne, są bardzo dokładne, są bardzo dobre, ale my też ich potrzebujemy, więc nie wiem, co możemy z tym zrobić” – powiedział Donald Trump, zapytany tuż po rozmowie z Władimirem Putinem.

Reklama

Prezydent USA dodał, że podczas piątkowego spotkania z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim powiadomi go o przebiegu rozmowy z Putinem. Na ten moment to jednak wszystko, o czym wiadomo w sprawie Tomahawków dla Ukrainy. Mogłoby się wydawać, że tym samym sprawa zostaje ostatecznie zamknięta. Tyle że wcale może tak nie być. Pamiętać należy o kilku kwestiach.

Zobacz też

Słowa jak i nastawienie Donalda Trumpa potrafią się zmieniać jak w kalejdoskopie, czego można było doświadczyć w ostatnich miesiącach. Pomimo początkowej niepewności wsparcie ze strony Waszyngtonu nadal było i jest kontynuowane. Co więcej, również środowiska związane z Partią Republikańską zaczynają powoli zmieniać ton. Lider Republikanów w Senacie John Thune zapowiedział, że „przyszedł czas” na przyjęcie zalegającego od pół roku projektu sankcji. Projekt, mimo poparcia ponad 80 proc. senatorów, tkwił w „zamrażarce”, bo Republikanie czekali na zgodę Białego Domu. Według agencji AP, Biały Dom w ostatnim czasie wyraził wzmożone zainteresowanie projektem.

Sam Donald Trump wielokrotnie podnosił temat sankcji na Rosję i łączył je niejednokrotnie z próbą wymuszenia na państwach europejskich zaprzestania kupowania rosyjskich surowców – tym samym niejako mógłby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Tomahawki "lewarem" na Moskwę?

Zachód dotychczas miał duży problem z byciem aktywnym w stosunku do Federacji Rosyjskiej, a częściej zachowania były reakcją na rosyjskie działania. Wszystkie tzw. czerwone linie były wyznaczane przez Moskwę i dopiero stopniowo przekraczane przez państwa wspierające Ukrainę. Tak było na początku z jakimkolwiek wsparciem, następnie ze sprzętem ciężkim, później poradzieckimi samolotami czy wreszcie zachodnim sprzętem. Za każdym razem jednak to Rosja próbowała wyznaczać granicę.

Reklama

Przewrotnym mogłoby się okazać, że taki mechanizm zostanie zastosowany właśnie w przypadku Tomahawków. Wiemy z wczorajszej wypowiedzi prezydenta USA, że takie hasło padło. Mianowicie zapytał Putina, czy przeszkadzałoby mu, gdyby przekazał kilka tysięcy Tomahawków jego przeciwnikom – „Nie spodobała mu się ta idea” – stwierdził. Pytanie, co zatem było pierwsze – sugestia wysłania Tomahawków na Ukrainę czy oferta rozmów pokojowych w Budapeszcie. Być może, choć to raczej pozostanie w sferze domysłów, pociski stanowiły w tym kontekście formę karty przetargowej oraz zachodniej „czerwonej linii”, która już nie byłaby groźbami sankcji, a realnym zagrożeniem dla rosyjskiej infrastruktury w głębi kraju. Kreml już wcześniej, w swoim tradycyjnym tonie, określał, że taki krok przybliży świat do eskalacji, choć słowa tej wagi wypowiadane chociażby przez Dmitrija Miedwiediewa zawsze trzeba cedzić przez sito.

Zobacz też

Istnieje też szansa, że dzisiejsze rozmowy w Waszyngtonie pomiędzy prezydentami Ukrainy i USA rzucą nieco światła na tę sytuację. Być może szansa dla Ukrainy jeszcze nie przepadła, choć nadal wisi ona w zawieszeniu. Dostawa jest prawdopodobna, ale niepewna – zależy od dzisiejszego spotkania Trumpa z Zełenskim i reakcji Putina. Trump używa Tomahawków jako karty przetargowej w negocjacjach pokojowych, grożąc ich dostarczeniem, jeśli Rosja nie wróci do stołu rozmów i nie podejmie realnych kroków do zakończenia wywołanej przez siebie wojny.

Zełenski podkreślił, że słowa Trumpa o Tomahawkach już „działają na Moskwę”. Napisał: „Możemy już zobaczyć, że Moskwa spieszy się z wznowieniem dialogu, gdy słyszy o Tomahawkach”. Uznał to za dowód, że groźba dostawy wywiera presję na Kreml i może przyspieszyć pokój. Jednocześnie zaznaczył, że spotkanie z Trumpem skupi się na „powstrzymywaniu terroru i wojny”, z naciskiem na ochronę przed rosyjskimi atakami na infrastrukturę energetyczną. W podobnym tonie wypowiedział się szef gabinetu prezydenta Zełenskiego i jedna z najbardziej wpływowych osób w jego otoczeniu, Andrij Jermak. Wraz z premier Swyrydenko podkreślał konstruktywne rozmowy z amerykańskimi firmami zbrojeniowymi (np. Lockheed Martin, Raytheon). Mówił o „wzmacnianiu współpracy w zakresie obrony powietrznej i broni dalekiego zasięgu”, w tym Tomahawków.

Nie można też wykluczyć, że Ukraina dostanie jakąś formę zamienników dla Tomahawków, które będą równie efektywne.

Zobacz też

Odpowiedzi zatem mogą się pojawić na przestrzeni najbliższych dni – po spotkaniach najważniejszych oficjeli ze szczytem Trump-Putin w Budapeszcie na czele.

Reklama
WIDEO: Ile czołgów zostało Rosji? | Putin bez nowego lotnictwa | Defence24Week #133
Reklama
Reklama