Reklama

Wojna na Ukrainie

„Sukces” wyrzutni Tor - kompromitacją rosyjskiej obrony przeciwlotniczej

Autor. mil.ru

Półtora roku po zestrzeleniu nad Krymem własnego śmigłowca Mi-8MTW-5-1 przez rosyjski zestaw Tor-M2DT, sąd garnizonowy w Sewastopolu skazał jednego z oficerów rosyjskiej obrony przeciwlotniczej na trzy lata kolonii karnej. Jest to pierwszy przypadek, gdy ujawniono wyrok za błędy w dowodzeniu i nieprzestrzeganie procedur zwalczania celów powietrznych. W kolejce czeka jeszcze kilkanaście podobnych spraw, jednak są małe szanse, by po tej pokazówce one również zakończyły się skazaniem winnych.

Postępowanie, jakie toczyło się przed sądem garnizonowym w Sewastopolu było typową rosyjską pokazówką. Na „ofiarę” wybrano bowiem: nie załogę strzelającego zestawu przeciwlotniczego Tor-M2DT, nie osobę która wydała rozkaz, ale kapitana Igora Paszkowa, który feralnego 18 października 2023 roku pełnił funkcję starszego asystenta stanowiska dowodzenia operacyjnego jednej z jednostek obrony powietrznej stacjonujących na Krymie. Rosyjski sąd był w o tyle trudnej sytuacji, że musiał ukarać „winnego”, a jednocześnie ukryć bałagan, jaki panuje w rosyjskim systemie dowodzenia.

Czytaj też

Reklama

Bo ten bałagan musiał być, jeżeli ostrzelano śmigłowiec, z którym była cały czas łączność, który włączył światła by było go widać z ziemi, który leciał zgodnie z wcześniej zatwierdzonym planem działania bojowego i który był namierzany przez służby naziemne. Dlatego postępowanie prowadzone przez organy Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej w oparciu o zarzut popełnienia przestępstwa z artykułu 340 Kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej (naruszenie zasad pełnienia obowiązku bojowego w warunkach bojowych, skutkujące poważnymi konsekwencjami) toczyło się początkowo przeciwko niezidentyfikowanym osobom.

Sytuacja zmieniła się dopiero w maju 2024 roku, gdy kapitan Paszkow podobno „przyznał się”, że mógł popełnić fatalny błąd, a śledztwo „potwierdziło”, że dopuścił się zaniedbania. To „niedbałe wykonywanie obowiązków” miało polegać, na niezidentyfikowaniu statku powietrznego i nieokreśleniu miejsca jego położenia, co doprowadziło „do podania fałszywych informacji i zestrzelenia śmigłowca Sił Powietrzno-Kosmicznych Rosji ogniem bratobójczym”.

Co ciekawe Paszkow przyznając się do winy skorzystał z prawa do nie składania zeznań. Wystarczyło to jednak do oskarżenia go za zaniedbania, które doprowadziło do śmierci trzech osób załogi śmigłowca. Sąd wojskowy w Sewastopolu okazał się przy tym nad wyraz łaskawy, ponieważ mogąc zasądzić Paszkowowi siedmioletni wyrok więzienia, skazał go jedynie na dwa lata i dziesięć miesięcy pobytu w kolonii karnej, ściągnął od niego 5 milionów rubli (49 tysięcy dolarów) na rzecz Ministerstwa Obrony, które wyceniło zestrzelony helikopter na 204 miliony rubli (2 miliony dolarów) oraz pozbawił go przez rok z prawa do zajmowania stanowisk związanych z wykonywaniem funkcji organizacyjno-administracyjnych w służbie cywilnej oraz w organach samorządu terytorialnego.

Czytaj też

Jako okoliczność łagodzącą uznano samo przyznanie się do winy, wcześniejszą niekaralność, posiadane odznaczenia państwowe i statusu weterana bojowego, posiadanie syna z niepełnosprawnością, fakt, że to dzięki wyjaśnieniom Paszkowa śledczy dowiedzieli się o wszystkich okoliczności tragedii, jaka wydarzyła się nad Krymem oraz wyrażenie skruchy z przeprosinami dla rodzin ofiar. Dowodem na to miało być zadośćuczynienie wysłane tym rodzinom w wysokości 10 tysięcy rubli (98 dolarów).

Wdowy po pilotach zwróciły Paszkowowi te pieniądze, spodziewając się zresztą od wojska odszkodowania w wysokości 3 milionów rubli (30 tysięcy dolarów). Ostatecznie sąd zmniejszył tą sumę do miliona rubli (około 10 tysięcy dolarów). Wszystkie strony (łącznie z rosyjskim ministerstwem obrony) odwołały się od tego wyroku do Sądu Wojskowego Okręgu Południowego w Rostowie nad Donem).

Autor. mil.ru

O ile bowiem sąd I instancji nie znalazł podstaw do wymierzenia Paszkowowi surowszej kary, uznając, że jest ona zgodna „z zasadami rozsądku i uczciwości” to pełnomocnik pokrzywdzonych zarzucał sędziom nie wzięcie pod uwagę „charakteru i stopnia niebezpieczeństwa publicznego popełnienia przestępstwa” oraz wynikających z tego konsekwencji „w postaci śmierci trzech pilotów zawodowych podczas wykonywania zadań specjalnej operacji wojskowej i zniszczenia kosztownej jednostki bojowej (śmigłowca)”.

Co się tak naprawdę zdarzyło nad niebem Krymu?

Pomimo tych odwołań jest bardzo prawdopodobne, że sprawa została już definitywnie zamknięta. Jej dalsze drążenie mogłoby bowiem wyciągnąć o wiele więcej nieprawidłowości, niż ujawniono w sentencji wyroku, która zresztą dla wielu specjalistów była kompletnie niezrozumiała. Dziwna jest przede wszystkim ujawniona sekwencja zdarzeń. Wynika z niej bowiem, że o 6.30 rano 18 października 2023, roku w systemie dowodzenia obroną przeciwlotniczą pojawił się meldunek o wykryciu nisko lecącego, wolno poruszającego się celu powietrznego. Co więcej dowódca wykrytego statku powietrznego przekazał swój znak wywoławczy.

Według ustaleń sądu, oficer przyjmujący meldunek (Paszkow) pomylił jedną cyfrę w tym znaku i poinformował przełożonych, że niezidentyfikowany cel znajduje się w innym sektorze oraz że konieczna jest decyzja o jego zniszczeniu. W ten sposób, dwie minuty po nadaniu pierwszego komunikatu, cel został zestrzelony pociskiem wystrzelonym z przeciwlotniczego zestawu rakietowego TOR-M2DT. W cofnięciu decyzji o otwarciu ognia nie pomogła nawet, przekazana w międzyczasie, informacja dowódcy śmigłowca o włączeniu świateł dla lepszej identyfikacji wzrokowej.

Czytaj też

Najbardziej dziwi to, że pomylenie cyfry w znaku wywoławczym zmieniło sektor, w którym raportowano położenie niezidentyfikowanego obiektu powietrznego. Taki opis powinien być bowiem przypisany do „plamki” na ekranie monitora, na którym nie można umieścić samej informacji bez „plamkowego” potwierdzenia z radaru lub systemu IFF. Może to oznaczać np., że Rosjanie nie korzystali ze zautomatyzowanego systemu przekazywania danych, a komunikowali się przez telefon, wprowadzając ręcznie koordynaty otrzymywane z systemu obserwacji na planszety ze szkła (lub „pleksi”).

Wtedy rzeczywiście pomyłka oficera odbierającego meldunek mogła spowodować, że dane z radaru śledzącego śmigłowiec pojawiły się w jednym sektorze, a dane z samego śmigłowca w innym. Jest to jednak sposób działania z innej epoki, zupełnie niepraktyczny przy obecnej ilości stosowanych środków napadu powietrznego. Dodatkowo wystawia złą opinię dla rosyjskiego systemu dowodzenia, który wiedząc o locie własnego śmigłowca nie zastosował odpowiednich środków bezpieczeństwa. Ktoś przecież miał nadzór nad pracą stanowiska kierowania obroną przeciwlotniczą i to właśnie ten ktoś, a nie Paszkow, wydał decyzję o otwarciu ognia. Problem polega na tym, że taka osoba to nie kapitan, ale pułkownik lub nawet generał.

Całkowicie pominięto również rolę załogi strzelającego zestawu rakietowego Tor-M2DT, która śledząc obiekt powietrzny mogła bez problemu się zorientować, że parametry jego lotu bardziej przypominają śmigłowiec niż bezzałogowy aparat latający. Dodatkowo przed odpaleniem rakiety operator wyrzutni ma obowiązek jeszcze raz sprawdzić cel za pomocą systemu identyfikacji radiolokacyjne „swój-obcy”, bo po to jest on właśnie montowany. Nie robiąc tego jeszcze raz potwierdzono, że Rosjanie strzelają do wszystkiego co na nich leci, w tym niestety również do samolotów pasażerskich, a rosyjskie systemy uzbrojenia są najbardziej skuteczne przeciwko rosyjskim systemom uzbrojenia.

Czytaj też

Wystawia to również złe świadectwo samemu śmigłowcowi, który wykonywał prawdopodobnie zadanie walki radioelektronicznej. Powinien więc wiedzieć, że coś go namierza i to coś skutecznie zakłócić. Śmigłowiec Mi-8MTW-5-1 jest dodatkowo wyposażony w system bezpośredniej ochrony UW-26M, który ma być zdolny do stawiania pasywnych zakłóceń. Tego rodzaju rozwiązanie okazało się więc nieskuteczne, i to w odniesieniu do rosyjskich rakiet. Teraz również tą informację próbuje ukryć się w Rosji za wszelką cenę.

Reklama

WIDEO: Czekając na Trumpa - Wielkie odliczanie

Reklama

Komentarze (2)

  1. Krtek

    Owszem kompromitacja bo jest elektronika ale w warunkach strachu takie błędy są częste.. Polska OpL w 39 roku strzała do każdego samolotu na niebie skutkiem czego było parę własnych zestrzeleń, nie dowiemy się prędko jak to było.z ukraińskim F16 czy nie od własnych ( stawiam 80.procent). A dlaczego USA zestrzelili swojego F18 nad morzem Czerwonym ostatnio. Nie byli pod nalotem chyba ? Długo można mnożyć

  2. radziomb

    Ukraina zabrała się za rozwalanie Rosyjskich fabryk broni i amunicji, remontów uzbrojenia itp. Wg Syrskiego są już efekty- o połowe nizsze zużycie amunicji przez Ruskich. Czy skoro Niemcy przegrały 1 wojne św bedac na terenie Francji , to Rosja przegra 3 wojnę św. będąc na terenie Ukrainy? Ale to byłby pech dla Putina. Patrząc na Syrie i Może Czarne to widać że Rosja się juz zwija...

Reklama