- Komentarz
- Wiadomości
Rakiety V-1 wzorcem dla Rosjan. Terror ukraińskich miast [KOMENTARZ]
Rosjanie wykorzystali do zaatakowania Ukrainy stare pociski przeciwokrętowe P-35 z baterii nadbrzeżnych Riedut. Ze względu na radarowy sposób naprowadzania ich zadaniem nie było trafienie w konkretny cel, ale zaangażowanie ukraińskiej obrony przeciwlotniczej i terroryzowanie ukraińskich miast.

Informacja o znalezieniu szczątków rakiety P-35 zestrzelonej przez ukraińską obronę przeciwlotniczą tak naprawdę nikogo nie zdziwiła. Jest to kolejny dowód na to, że przy organizowaniu nalotów Rosjanie są zmuszeni do wykorzystywaniu praktycznie wszystkiego, co tylko może wznieść się w powietrze. Tym razem zastosowali rakiety, które dzięki aktywnej głowicy radarowej są przygotowane do wykrywania dużych okrętów, a nie do naprowadzania na wyznaczone cele naziemne.
Jest to praktyka stosowana przez Rosjan od dawna. Już wcześniej do atakowania ukraińskich miast wykorzystywali nie tylko rakiety manewrujące, ale np. odpowiednio przerobione pociski systemów przeciwlotniczych S-300. Powszechnie stosowano także pociski przeciwokrętowe P-800 Oniks (z systemu nadbrzeżnego Bastion) i Ch-35 Uran (z systemu nadbrzeżnego Bał).
Zobacz też
Ponieważ liczba również i tego rodzaju amunicji była ograniczona, zaczęto stosować uzbrojenie starszych typów, które faktycznie już dawno powinny być zutylizowane (lub co najwyżej znaleźć się w muzeum). Rosjanie musieli tak zrobić, ponieważ ich zasoby rakietowe nie były przygotowane na przeciągający się konflikt. O skali potrzeb może świadczyć fakt, że już na początku sierpnia 2022 roku agencja Reutera potwierdziła wystrzelenie przez Rosję w kierunku Ukrainy ponad 3650 pocisków w ciągu pięciu miesięcy.

Były wśród nich m.in.: 1500 pocisków manewrujących wystrzelonych z platform morskich i lotniczych, 124 pociski balistyczne systemu Iskander, 66 pocisków balistycznych Toczka-U oraz 105 pocisków przeciwokrętowych P-800 Oniks. Od tamtej pory wojna wydłużyła się ponad czterokrotnie. Nie mając już odpowiedniej ilości nowych pocisków manewrujących 3M-14 Kalibr oraz lotniczych pocisków Ch-32 i Ch-101, wyciągnięto z magazynów przestarzałe rakiety Ch-22, Ch-55 i wszelkie odszukane Toczki (w tym prawdopodobnie kupione od Korei Północnej).
Zobacz też
Tego rodzaju uzbrojenie nie stanowi tak dużego problemu dla systemów obrony przeciwlotniczej jak nowsze pociski, ponieważ jest z łatwością wykrywane NATO-wskimi stacjami radiolokacyjnymi. Przykładowo, rakieta Ch-22 ma długość 11,65 m, średnicę 0,92 m, rozpiętość sterów 3 m i waży 5,78 tony, podczas gdy pocisk 3M-14 Kalibr ma długość 6,2 m, średnicę 0,533 m i waży 1,77 tony. Różnicę widać również w doraźnie wykorzystywanych pociskach przeciwokrętowych. O ile bowiem pocisk P-800 Oniks ma długość 8,9 m, średnicę 0,533 m i masę 3900 kg, to odnaleziona obecnie rakieta P-35 z kompleksu Riedut miała długość 10 m, średnicę 0,88 m i ważyła 4200 kg.
Jak widać, P-35 jest dużym, starej generacji pociskiem, który wygląda na radarze jak samolot i może być łatwo wykryty przez system obrony przeciwlotniczej. Zresztą pocisk ten był projektowany w latach 50., wprowadzony do służby w 1962 r. i produkowany do 1983 r. Pomimo wieku jest on wykorzystywany przez Rosjan na lądzie jeszcze w dwóch systemach: „mobilnych” bateriach nadbrzeżnych Riedut oraz stałej baterii nadbrzeżnej Utjos koło wioski Riezierwnoje na Półwyspie Krymskim (do której pociski są dostarczane na stanowiska startowe z podziemnych magazynów na specjalnych wózkach szynowych z napędem elektrycznym).
Zobacz też
Przypuszcza się, że pocisk wystrzelony w kierunku Ukrainy został odpalony z jednej z czynnych wyrzutni baterii Riedut (których najprawdopodobniej zachowano jeszcze osiem). Jest prawie pewne, że jego celem nie było trafienie w konkretny cel, ale zmuszenie Ukraińców do „zużycia” jednej ze swoich rakiet przeciwlotniczych. O ile bowiem pociski P-35 mają obecnie praktycznie zerową wartość (nawet ich „najnowsza” wersja 3M44), a właściwie trzeba by było do nich dopłacić za kosztowny proces utylizacji, to pociski systemów Patriot, IRIS-T, NASAMS czy nawet Hawk kosztują co najmniej kilkaset tysięcy dolarów za sztukę.
I na to prawdopodobnie liczą Rosjanie. Wiedzą, że lecący z prędkością ponaddźwiękową na odległość ponad 400 km pocisk P-35 z głowicą bojową o masie do 930 kg stanowi zagrożenie nawet wtedy, gdy jego celność ogranicza się do trafienia w duże miasto. Jest bardzo prawdopodobne, że precyzja naprowadzania jest na poziomie niemieckich rakiet V-1 z czasów II wojny światowej. Najpierw więc wykorzystywany jest system nawigacji bezwładnościowej, a w momencie, w którym powinno się włączyć głowicę radarową, wyłącza się system napędowy, a pocisk po prostu spada na ziemię.

W podobny sposób na ukraińskie miasta są naprowadzane inne stare rakiety – lotnicze pociski Ch-22. Także w ich przypadku Rosjanom w żadnym przypadku nie chodzi o trafienie w konkretny cel, ale o terroryzowanie ukraińskiej ludności.
Jest prawdopodobne, że rosyjskie wojsko niedługim czasie zacznie wykorzystywać stare samoloty wojskowe przerobione na prymitywne drony-kamikaze. Nad ukraińskim niebem mogą więc pojawić się wyciągnięte ze szrotów bezzałogowe samoloty An-2, Su-22, MiG-21 czy MiG-23. O ile tylko Rosjanie znajdą sposób, by je w jakiś sposób uruchomić. Bo na ich opamiętanie na razie liczyć nie można.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu