Reklama

Wojna na Ukrainie

Polak o PTSD na Ukrainie. „Ranni proszą by ich dobić” [WYWIAD]

Autor. zdj. z archiwum rozmówcy/Hubert Kampa

„Pod Debalcewe byłem w roku 2015. Ponieważ pomagałem 30. Brygadzie Zmechanizowanej, a to ona walczyła w tym rejonie, to siłą rzeczy pomagałem żołnierzom. Pierwszy ciężko-raniony żołnierz jakiego transportowałem miał urwane dwie nogi, wisiały one na strzępach munduru” – mówi dla Defence24.pl Hubert Kampa, Prezes Fundacji In Blessed Art, polski wolontariusz jeżdżący na Ukrainę od 2014 roku.

Michał Bruszewski: Od kiedy jeździ Pan w rejon strefy walk na Ukrainie?

Hubert, wolontariusz na Ukrainie: Od 2014 roku. Pierwszy raz pojechałem w listopadzie 2014 roku w okolice Wołnowachy. Donbas. Nie wiedziałem do końca, gdzie jestem, jechaliśmy w nocy. Trafiliśmy do bazy żołnierzy w dawnym składzie amunicji. Pierwszym szokiem dla mnie było, że Ci ukraińscy żołnierze nie mieli zbyt wiele. Oni przyszli na front poubierani różnie. Była zima, było przeraźliwie zimno, a niektórzy z nich mieli trampki na nogach. Część miała mundury, a część umundurowanie poskładane z wielu typów munduru. Było mnóstwo młodych ludzi, nie mieli za bardzo wyposażenia. Wtedy potrzebne było niemal wszystko. Jeżdżę do dzisiaj, czyli to już 10 lat.

Reklama

Stał się Pan wolontariuszem pomagającym humanitarnie cywilom oraz ukraińskiej armii. Czym się Pan zajmował?

Zdobywaniem tego co się dało dla żołnierzy (jedzenie, ubrania, jakieś nie militarne sprzęty, leki, apteczki). Do tego pomaganie dzieciom na wschodniej Ukrainie. Tam dużo biedy. Zdarzyło się także transportować rannych i poległych żołnierzy, czy pomagać przy ekshumacjach.

W tej fazie wojny dwie główne bitwy to Debalcewe i Iłowajsk. Był Pan tam?

Pod Iłowajsk dotarłem dopiero w 2017 roku, czyli dwa lata po bitwie, aby wesprzeć ekshumację zabitych ukraińskich żołnierzy lub pochować tych, których ciała leżały tam na polu bitwy. Pod Debalcewe byłem w roku 2015. Ponieważ pomagałem 30. Brygadzie Zmechanizowanej, a to ona walczyła w tym rejonie, to siłą rzeczy pomagałem żołnierzom. Pierwszy ciężko-raniony żołnierz jakiego transportowałem miał urwane dwie nogi, wisiały one na strzępach munduru. Najgorzej jest wtedy, gdy ranni proszą Cię byś ich dobił. A niestety to się zdarza. Gdy ranny krzyczy z bólu, a Ty mu nie jesteś w stanie pomóc. 

Czytaj też

Otwarcie mówi Pan o tym, że przeszedł PTSD. To stało się wtedy?

Złożyło się na to kilka wydarzeń. Jednym z najtrudniejszych momentów było dla mnie to jak z transportem humanitarnym żywności zgubiliśmy się i trafiliśmy na blokpost separatystów. Myślałem, że nas zastrzelą. Na szczęście byliśmy ubrani w miarę po cywilnemu. W samochodzie nie było broni, tylko żywność, więc po przeszukaniu, nas puścili. Stres był duży. W tej okolicy niestety wisiało ciało ukraińskiego żołnierza na drutach elektrycznych, inne kilka ciał leżało przy drodze. Separatyści specjalnie je zostawiali jako przestrogę. Jak ich nie popierasz – to Twoje ciało będzie gniło byle gdzie. Zapytałem kolegów czy można ich pochować – ostrzegli mnie, że nie, bo kto podchodził do ciał ginął od kuli separatystów. Zresztą to była wspierana przez Rosję akcja. Dostawali artylerię i amunicję od Rosjan, ludzi od Rosjan. Pytałem ukraińskich żołnierzy o co chodzi w tej wojnie? Zawsze mówili, że Rosja chce przyłączyć część Ukrainy. Z trudnych sytuacji w podobnym okresie ostrzelano nas Gradami. Ich pisk jest przerażający. Spadły tak blisko, że ogłuchłem – i jak na filmie – widziałem jak inni do mnie krzyczą a mi piszczało w uszach. Do tego widok zastrzelenia żołnierza. To przeszło, ale umysł zapamiętuje takie chwile. Zostaliśmy też ostrzelani i nasz samochód przekoziołkował.

Reklama

Co się wydarzyło?

Nie do końca pamiętam, bo spałem. Obudziłem się już wtedy gdy samochód leciał w powietrzu. Kierowca spanikował, zjechał i wpadł na kamień, po czym trzy razy koziołkowaliśmy. Po różnych historiach zaszyto mi głowę w ukraińskim szpitalu. W Polsce lekarze jak zdejmowali szwy to pytali, czy sam się dratwą zaszywałem bo takimi nićmi to w Polsce się nawet zwierząt się nie zaszywa. Po powrocie do Polski się zaczęło.

Czytaj też

Czy Pan chce powiedzieć z jakimi komplikacjami w życiu wiąże się PTSD?

Epizod depresji. Wysoki kortyzol, co daje bezsenność, zaburzenia nastroju, wysoki poziom lęku. Jest się odciętym od tego świata, wyobcowanym. Pojawia się duża drażliwość. Uruchamiają nas dźwięki. Krzyki dzieci, huki. Denerwuje Cię to, że ludzie się uśmiechają. Że siedzą w kawiarniach. Nie robią przecież nic złego, ale masz ochotę ich zaatakować, aby się obudzili, bo tam giną ludzie, a oni tu kawę piją. Jak można pić kawę i się uśmiechać jak tam trwa wojna, prawda? Wracały twarze ludzi. Wspomnienia. Ogólnie wrażenie, że już nic dobrego Cię w życiu nie spotka. Mieszkam na wsi, więc jak już było bardzo źle, nie mogłem wytrzymać z własnymi myślami, to uciekłem do lasu. Na szczęście trafiłem na dobrego policjanta, którego wezwano, pomógł mi umiejętnym dialogiem. Szpital. Leki. Potem trzy miesiące leczenia doprowadziły mnie do dobrego poziomu i chciałem wracać. Nie wiem czy to uzależnia? (śmiech).

Reklama

Stwierdzono PTSD?

Lekarze wciąż obawiają się stwierdzać, że to tylko PTSD. Łatwo komuś potem nakleić naklejkę na czole z napisem: psychiczny. Na taką reakcję składa się wiele czynników, jak wrażliwość, odporność na stres, obrazy, dzieciństwo, poziom wrażliwości. A do tego inne problemy emocjonalne. To wychodzi gdy pytają o bardzo stresujące sytuacje w życiu. Ważniejsze jest pomóc człowiekowi a nie go wsadzić w ramkę.

Czytaj też

We wcześniejszej rozmowie stwierdził Pan, że z tego się nie wychodzi tylko to przycicha. To zawsze w człowieku zostaje.

Wszystkie nasze traumy, zostają. Do tego mogą się łączyć, nakładać. Do końca życia jest się bardziej wrażliwym, ale zwiększa się też odporność np. na wojnę. Spadające pociski, bomby, nie robią na człowieku już tak silnego wrażenia. Wiesz jak reagować.

Na Ukrainę Pan wrócił i to blisko linii frontu.

Nie wiedziałem czy jestem gotów z powrotem pomagać wojsku, więc zająłem się pomaganiem przy projekcie „Arka”, ośrodka dla dzieci wojny w potrzebie. Pod Mariupolem, w Pionierskim. Poznałem ludzi z Chrześcijańskiej Służby Ratunkowej. Ośrodek prowadzili Oksana i Wołodymir „Włodzia” Zawadzcy. W dniu inwazji, 24 lutego 2022 roku, wywieźli dzieci z Mariupola. Jechały w busach w kamizelkach kuloodpornych. Miały pozostać pod Kijowem, ale tam też walki, więc ewakuowano dzieci do Polski.

Wywieziono je w ostatniej chwili?

Zupełnie. Najpierw z Pionierskie do Mariupola a stamtąd wyjeżdżały już pod ostrzałami. Ja byłem na początku 2022 roku w Mariupolu. Wróciłem na Ukrainę w marcu. Konwoje z lekarstwami, humanitarką. Potem jeździliśmy z pomocą gdzie się dało, Odessa, Zaporoże, Bucza, Bachmut, wschodnia Ukraina. Podziwiam heroizm ukraińskich żołnierzy, ich wolę walki, wolę obrony takiego Bachmutu do samego końca. A z drugiej strony Rosjanie? Brutalizm, trudno uwierzyć, że człowiek jest do czegoś takiego zdolny. W takiej Buczy robię się cichy. Modlę się, by to się już nie powtórzyło, by nie spotkało Polski.

Czym się Pan zajmuje?

Na co dzień jestem ikonografem bizantyjskim i prowadzę fundację. Obecnie jestem tzw. „świeckim kapelanem” w Chrześcijańskiej Służbie Ratunkowej, pomagam żołnierzom od strony wsparcia duchowego, czasem psychologicznego czy materialnego. Zdarzyło mi się też szykować ciała poległych do ostatniej drogi do domu, pomagać przy rannych. Staram się też pomóc naszym dzieciom z Miariupola, jakie wróciły na Ukrainę. Najważniejsza jest jednak dla mnie opieka duchowa nad żołnierzami.

Czytaj też

Z jakimi najtrudniejszymi sytuacjami się Pan spotkał?

Jechaliśmy samochodem na zapleczu frontu i zobaczyliśmy, że ukraiński żołnierz stoi na moście i chce skoczyć. Był bez broni, ale w pełni umundurowany. Chciał popełnić samobójstwo.

Pan przeszedł przez PTSD więc rozumie jak im pomóc?

Wyskoczyłem z samochodu i dałem mu do ręki cukierki mówiąc by przekazał je swojej babci. Zdębiał, patrzył na mnie, ale wziął cukierki i nie skoczył. Takich osób jest niestety wiele.

Ukraińscy weterani mają PTSD?

Każdy reaguje inaczej. Dzwonią do nas czasami w sytuacji krytycznej. Czasem mają już broń przy szyi. Mówią: nie dam już rady, nie pociągnę tak dalej. Staram się wybić go, by o tym nie myślał. Takich telefonów jest sporo, ale na szczęście po nich nikt nie popełnił samobójstwa.

Czytaj też

Co Pan im radzi?

Robię to co na moście. Ich umysł musi być wybity z tych złych myśli. Mózg pracuje wtedy jakby się zawiesił. To siedzi w głowie i się nakręca. Musisz odwrócić uwagę. Proszę żołnierza by zajrzał do paczki z pomocą, którą dostał i sprawdził czy jest tam to i to. By policzył amunicję. Nie wolno wchodzić w dialog z jego myślami. Teksty typu „nie popełniaj samobójstwa, bo jesteś lubiany”, lub „na pewno wytrzymasz” nie działają. Jeżeli jest już bardzo źle to kontakt z przełożonym, który musi do niego iść i dać mu zadanie, rozkaz, do wykonania, aby złe myśli się nie kumulowały.

Jednak najważniejsza jest w tym momencie obecność i przyjaźń. Okazanie zrozumienia i braterskiej miłości. Oddramatyzowanie sytuacji przez umiejętne żarty.

Z jakich powodów ukraińscy żołnierze cierpią, a o tym się nie mówi?

Cierpią z powodu wojny i brutalności z tym związanej. To najbardziej. Ale to też mogą być niby błahe sprawy. Kłótnia z żoną, że nie przesłał pieniędzy na to i na to, a żołnierz siedzi o 50 metrów od wroga i ma strzelać. Szokiem jest zobaczenie śmierci kolegów. W grę wchodzi także permanentne zmęczenie, wtedy emocje są silniejsze. Żołnierz właściwie nie śpi. Jest nerwowy. Na pierwszej linii się nie śpi, ale potem na tyłach też nie. Wchodzi zdołowanie. Oficerowie także mają swoje bolączki. Nie wolno im pokazać słabości przed żołnierzami, więc płaczą na odludziu, tak by nikt nie widział. Właściwie jako dowodzący pozostają bardzo samotni w swojej pracy.

Dlatego tak ważna jest Wasza rola?

Myślę, że tak. Nosiłem na Ukrainie rannych i zabitych, rozmawiałem z wieloma żołnierzami, pomagałem wielu. Przez rozmowę i ewangelizację staramy się pomóc. Ich walka jest bardzo ważna, podziwiamy ich, ale pamiętajmy, że borykają się też z problemami, o których się nie mówi.

Dziękuję za rozmowę

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (4)

  1. Pan K

    I dlatego tym bardziej musimy wspierać Ukrainę w tej wojnie.

  2. Alibi

    Rosjanie nie proszą, a ich i tak dobijają.

  3. wsw13

    Szacun!

  4. Zbyszek

    Dziękuję! Pańskie słowa dodały mi dziś sił

Reklama