„Nowa Oś Zła” – z kim Putin buduje wojenny sojusz?

Autor. kremlin.ru / Wikimedia Commons / CC BY 4.0
Negocjacje pokojowe okazały się fiaskiem, Waszyngton chce zaostrzyć kurs wobec Moskwy, a Siergiej Ławrow poleciał do Korei Północnej, by prosić o pomoc. Czy tak jak w czasach Zimnej Wojny mamy dwa bloki militarne, i wyraźnie widzimy kształty nowej barykady? Z kim Putin buduje nowe wojenne sojusze?
Oczekując na decyzje Donalda Trumpa w sprawie ewentualnych dodatkowych sankcji nałożonych na Federację Rosyjską, warto przeanalizować rysujący się blok militarny po drugiej stronie barykady. Część potencjalnych sojuszników Władimir Putin stracił, ale krystalizuje się liga państw zbójeckich, dla których wojna rosyjsko-ukraińska oraz starcia Izrael-Iran stały się powodem do jeszcze głębszego zacieśniania relacji.
Czytaj też
W historii politycznych przemówień amerykańskich prezydentów pojawiały się różne terminy – George W. Bush mówił o „Osi Zła” (Axis of Evil), mając na myśli Irak, Iran oraz Koreę Północną. Dawny doradca Trumpa – John Bolton rozwinął to hasło o Kubę, Libię i Syrię (Beyond the Axis of Evil). Ronald Reagan mówił o „Imperium Zła” (Evil Empire), nazywając tak wprost, w 1983 roku, Związek Sowiecki. Koalicję Iranu wraz z jego zbrojnymi milicjami na Bliskim Wschodzie – od Hamasu do Hezbollahu – określa się mianem „Osi Oporu” (Axis of Resistance). Samo słowo „Oś” (Axis) w pejoratywnym znaczeniu geopolityki to dzieło Benito Mussoliniego, dyktatora faszystowskich Włoch, który w ten sposób opisał układ niemiecko-włoski z 1936 roku oraz pogłębiający się dalszy sojusz nazistów z faszystami. W ten sposób słowo „Oś” stało się synonimem sojuszu politycznych gangsterów.
Koncert mocarstw zamiast sojuszy wielostronnych
Władimir Putin przez dekady próbował resetu w stosunkach międzynarodowych, by powrócić do tzw. koncertu mocarstw w miejsce zbiorowej architektury bezpieczeństwa. Paradoksalnie, spowodowało to także rozpad projektów politycznych, ekonomicznych i militarnych, które budował na potrzeby wojen, a które zwłaszcza wojna rosyjsko-ukraińska zrewidowała.
Federacja Rosyjska wybrała kilka międzynarodowych platform do realizacji swoich militarnych planów. Pomijając Radę Bezpieczeństwa ONZ, która służy już Moskwie wyłącznie do torpedowania izolacji na arenie międzynarodowej – Putin opierał się na dwóch wielkich blokach, które miały rzucić wyzwanie USA i w zamyśle Rosji restaurować podziała świata z czasów sowieckich. Inaczej to widzieli członkowie tych sojuszy, co powodowało tarcia w ramach tych układów. Przypomnijmy, że odbudowa geopolitycznych granic imperium Związku Sowieckiego toidea fix Władimira Putina. W 2005 roku stwierdził on wprost, iż: „największą katastrofą geopolityczną XX wieku był rozpad Związku Radzieckiego w 1991 roku”
Pierwszy (militarny) sojusz Putina to blok nazywany azjatyckim NATO, czyli Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB). Organizacja miała w zamyśle zatrzymać masę upadłościową po radzieckim imperium i utrzymać wpływy Rosji w jego dawnych granicach.
W teorii jest to blok wspierający Rosję oraz jej podporządkowany. W Organizacji są: Republika Armenii, Republika Kazachstanu, Republika Kirgijska, Republika Tadżykistanu, a także Republika Białorusi. Pomijając Białoruś, która traci autonomię na rzecz Rosji, aczkolwiek nie w pełni, politykę azjatyckich republik ODKB można nazwać – wielowektorową. Przypomnijmy, że 2 stycznia 2022 roku rozpoczęły się protesty w Kazachstanie spowodowane cenami gazu, które doprowadziły do przewrotu pałacowego. Prezydent Kasym Żomart-Tokajew, wspierany przez rosyjskie siły interwencyjne, zmusił do ustąpienia rząd Askara Mamina i umocnił swoją władzę.
Z perspektywy kolejnych tygodni – frontalna inwazja Federacji Rosyjskiej przeciwko Ukrainie – wiemy, że zaangażowanie Putina w Kazachstanie miało umocnić jego wpływy w pałacu jednego z sojuszników, a następnie – w teorii – wypłacić z tej akcji polityczną dywidendę, którą miałaby być lojalność Kazachstanu. Nic bardziej mylnego, Tokajew nie tylko trzyma się z dala od ukraińskiej awantury Putina, ale ostentacyjnie przyjmował delegacje z USA. A Ukraińcom wysłał pomoc humanitarną. Nie oznacza to, że Kazachstan wyszedł z sojuszu z Putinem. Generalnie w Azji Centralnej obserwujemy powstanie nowego rodzaju republik kupieckich, których gospodarki wzrastają dzięki omijaniu sankcji w re-eksporcie do Rosji. Trzymając się w terminologii „Osi” postawę Tokajewa w Kazachstanie, czy Paszyniana w Armenii możemy porównać do relacji Hitler-Franko, który z jednej strony chciał pomocy militarnej, a z drugiej nie odpłacił się tym samym. Członkowie ODKB traktują „luźno” swoją obecność w rosyjskim sojuszu, a widząc słabość Moskwy obnażoną na wojnie, starają się wydłużać dystans, który dzieli ich od Putina.
Czytaj też
Z resztą przykład Armenii jest jeszcze jaskrawszym dowodem na słabość ODKB. Od ostatniego mojego artykułu o sytuacji na Kaukazie pt. Trójkąt rywalizacji Turcja-Rosja-Azerbejdżan nie minęły dwa tygodnie, a premier Paszynian zdążył się po raz kolejny spotkać z azerskim prezydentem Ilhamem Alijewem. Tym prezydentem, z którym wojnę hybrydową toczy obecnie Putin, a który zarazem odbił Paszynianowi Górski Karabach. Armenia woli nawet układać się z historycznym wrogiem, jakim jest Turcja, byle uniezależnić się od Rosji. Dowodem na to niech będą wspólne manewry ormiańsko-amerykańskie, które kiedyś niechybnie skończyłyby się radziecką interwencją zbrojną przeciw Ormianom.
Upadek BRICS?
Inny status ma Białoruś, z której terytorium Federacja Rosyjska toczy wojnę przeciw Ukrainie. Mińsk także z tego powodu traci resztki politycznej autonomii, ponieważ wymaga tego rosyjska logistyka wojenna. Relacje między Putinem a Alaksandrem Łukaszenką możemy porównać do relacji Hitler-Mussolini, przy czym Łukaszenka wyciągnął wnioski z błędów włoskiego faszysty i nie chce się zbrojnie włączyć do wojny. Ten historyczny przykład może być trafną analogią także w kwestii dalszej egzystencji białoruskiego rządu. Rosjanie mają przygotowany scenariusz na wypadek utraty kontroli nad białoruskim terytorium, a skutek tego będzie oczywisty – utworzenie swojego państwa satelickiego, albo bezwzględna inkorporacja Białorusi do Rosji. Niemcy, aby utrzymać część Włoch w swoich rękach, musiały utworzyć Republikę Salò (Włoska Republika Socjalna), a Mussolini, choć całkowicie pozbawiony politycznego znaczenia, na koniec wojny stał się już wyłącznie niemieckim projektem politycznym – uwolnionym przez Niemców zakładnikiem Hitlera. Sojusz Rosji i Białorusi jest więc wypadkową słabości samego Łukaszenki, którego jedyną już perspektywą jest ocalenie własnej skóry.
Duże polityczne nadzieje Putin wiązał z ekonomicznym blokiem BRICS. To miała być ta „druga noga” Rosji na arenie międzynarodowej. W 2001 roku jeden z ekonomicznych komentatorów określił blok perspektywicznych gospodarczych potęg jako BRIC – Brazylia, Rosja, Indie oraz Chiny. Literkę „S” dodano jako część akronimu dołączającej Republiki Południowej Afryki (RPA, South Africa). Putin wspierał ten projekt od początku przedstawiając go jako alternatywę dla hegemonii ekonomicznej USA i starając się grać w BRICS rolę lidera. Federacja Rosyjska, była i jest, wobec potęgi gospodarczej Chin, pariasem, ale Putin traktował BRICS jako układ osłabiający USA. Moskwa uważała, że Chiny wezmą ekspansję ekonomiczną, na którą Rosji nie było stać, a geopolityczny podbój świata pozostanie w domenie Kremla. Do paktu dołączyły: Etiopia, Egipt, Iran, Indonezja oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Na szczęście do BRICS nie dołączyła Arabia Saudyjska. Co bardziej naiwni polscy komentatorzy nazywali BRICS „przyszłością”, a byli i tacy w tej grupie, których egzaltacja tym sojuszem pchała Polskę, by do tej ekonomicznej „Osi” dołączyła. Co ciekawe, ostatni – 17 szczyt BRICS zapisze się w historii jako pozbawiony najważniejszych przywódców politycznych paktu. W Brazylii (gospodarz szczytu) nie było przywódcy ChRL Xi Jinpinga, dyktatora Rosji – Władimira Putina, który bał się tam lecieć z powodu wyroku Międzynarodowego Trybunału Karnego, do którego należy Brazylia – sic! Nie było nawet prezydenta Egiptu gen. Abdela Fattaha al-Sisiego oraz prezydenta Iranu Masuda Pezeszkiana mającego na głowie wojnę z Izraelem. Ostatni szczyt BRICS uważa się za początek upadku tego układu, zwłaszcza że Indie nie mają interesu, by antagonizować sobie USA, są w stanie wojny hybrydowej z Chinami, a RPA już dawno nie jest gospodarczo perspektywicznym państwem.
Powtórzę: generalnie grając na osłabienie kolektywnej architektury bezpieczeństwa i sojuszy wielostronnych na świecie – Putin spowodował również inflacje paktów, w których sam uczestniczył i z którymi wiązał geostrategiczne nadzieje. Wizja koncertu mocarstw, czyli podziału świata na zamknięty „podziemny krąg” na wzór XIX w. Kongresu Wiedeńskiego, z zasady osłabia sojusze wielostronne, na których opiera się nowoczesna polityka międzynarodowa. Oczywiście nie podważam znaczenia bezpośrednich spotkań polityków i relacji dwustronnych między państwami – to oczywiste, ale paradoksem jest to, że Rosja grając na osłabienie tych sojuszu sama została bez sojuszników, gdy wybuchła wojna.
Jaka więc „Oś” pozostała Putinowi? Wygląda na to, że bardzo bliska drugowojennej retoryce. Lista krajów się mocno zawęziła. Rosja w czasie wojny przeciwko Ukrainie utrzymuje stałe relacje militarne z Chińską Republiką Ludową, Koreańską Republiką Ludowo-Demokratyczną (Korea Północna) oraz Iranem. Przy czym Iran zaczyna w tym układzie odgrywać rolę Syrii, czyli utraconego „asetu”, ponieważ Teheran przegrał 12-dniową wojnę powietrzną z Izraelem i został jeszcze bardziej zdegradowany. Kluczem do zrozumienia tego układu militarnego jest odczytanie intencji Pekinu – a nie Moskwy.
Co prawda, Siergiej Ławrow, szef rosyjskiej dyplomacji był ostatnio w KRLD, gdzie prosił o więcej żołnierzy i amunicji, ale wizyta taka oprócz tego, iż jest niebezpieczna dla światowego bezpieczeństwa staje się wymiarem geopolitycznej desperacji. Obecną „Oś Zła” można traktować tak jak to zdefiniował Ośrodek Studiów Wschodnich – „Razem przeciwko Zachodowi”. To jest spoiwem. To co łączy Moskwę, Pekin i Pjongjang to podobna diagnoza globalnych stosunków i jej zakwestionowanie – każde z państw chce tej rewizji w inny sposób i na inną skalę, ale to jest tym schnącym cementem wiążącym wspomniane państwa. Przy czym Władimir Putin stał się zakładnikiem własnej polityki dwóch ostatnich dekad, degradując swój rząd do roli rezerwuaru tanich surowców dla chińskiego przemysłu. Na własne życzenie.
Nie jesteśmy pewni, na ile Pekin już traktuje Rosję jako swoje państwo satelickie, ale z jednej strony manifestowanie przez Rosję strategicznego sojuszu z Chinami (ostatnia Parada Zwycięstwa), a z drugiej grymaszenie Xi Jinpinga (brak zgody na gazociąg Siła Syberii 2) i generalny dystans od polityki Moskwy wskazuje na to, że to Putin odgrywa względem Xi Jinpinga rolę tzw. juniorpartnera. Dlatego też za wyjątkową naiwność należy uznać wizję tzw. odwróconego Kissingera-Nixona, czyli łudzenie się, że da się odwrócić Federację Rosyjską przeciwko Chinom, tak jak maoistowskie Chiny nastawiono przeciw Związkowi Radzieckiemu. Już teraz widzimy, że nie dopuszczą do tego same Chiny. Putin, gdyby mógł, to na trybunę honorową w czasie Parady Zwycięstwa wniósłby XI na rękach.
W 2024 roku Pekin zwiększył o 25 proc. import rosyjskiej ropy naftowej. Stanowi to 20 proc. generalnego importu Chińskiej Republiki Ludowej, a Putinowi daje kolejne środki na prowadzenie wojny. Sprzedaż gazu pompowanego przez Gazprom do Chin za pośrednictwem rurociągu Siła Syberii wzrosła o 17 proc. Rok 2024 r. był rekordowy pod względem wzajemnych rosyjsko-chińskich obrotów handlowych - 1,7 bln juanów (ponad 244 mld USD). Relacje handlowe Chin z Rosją to reanimacja autarkicznej wojennej gospodarki Putina, która bez tej chińskiej kroplówki mogłaby się po prostu zawalić, a na pewno, przeżywałaby perturbacje wymuszające, być może, zakończenie wojny.
Militarne wsparcie Chin dla Rosji nie jest tak oczywiste jak relacje Pjongjang-Moskwa. Chińska polityka wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej to zręczniejsza gra w „białych rękawiczkach”. W myśl gen. Sun Tzu, by wojny nie wygrywać tysiącem bitew, a ich brakiem. To pomoc, której nie widać, a która ma strategiczne znaczenie dla przedłużania wojny – ale jednocześnie, bez nadmiernego wsparcia Rosji, której słabość jest na rękę Xi Jinpingowi.
W 2023 roku 89 proc. wszystkich importowanych przez Rosję mikrochipów pochodziło z Chin. To pozwoliło utrzymać produkcje zbrojeniowe pomimo embarga. Z Państwa Środka do Rosji wysyłane są także drony i nitroceluloza niezbędna do produkcji prochu – z resztą, chińskiego wynalazku. Notabene chińska gospodarka obłowiła się na wojennym handlu z Rosją, ponieważ eksport chińskiej nitrocelulozy wzrósł dwukrotnie w rok (do 1300 ton w 2023 roku). Do rosyjskich oddziałów trafiły także pojazdy z Chin (Baoji Tiger czy DesertCross 1000-3).
Relacje Rosja-Iran nadwątliły wydarzenia na Bliskim Wschodzie. Zwłaszcza, że produkcja Shahedów (Gerania) ma już miejsce w Rosji, więc Teheran nie bardzo ma co zaoferować Putinowi. Kreml nie kwapił się wcale, by ratować swojego sojusznika w kłopotach z Izraelem. Korea Północna, z kolei, stała się dla Putina magazynem sowieckiej amunicji. W Pjongjangu, być może, Ławrow uzyskał kolejne 30 tys. północnokoreańskich żołnierzy na wojny.
WIDEO: Defence24 Days 2024 - Podsumowanie największego forum o bezpieczeństwie