- Wiadomości
Marynarze na front. Jedyny lotniskowiec Rosji bez załogi?
Przynajmniej część załogi jedynego rosyjskiego lotniskowca „Admiral Kuzniecow” miała zostać przeniesiona do batalionu zmechanizowanego i bierze obecnie udział w wojnie na Ukrainie – wynika z ustaleń jednego z analityków informacji płynących z Rosji.

Analizy dostępnych informacji dokonał użytkownik o pseudonimie Moklasen, który prześledził pod tym kontem rosyjskie media społecznościowe, w tym przede wszystkim Vkontakte. Wynika z nich, że rodziny poszukują ludzi, którzy wcześniej służyli w jednostce o numerze 78987, czyli na lotniskowcu (wg rosyjskiej klasyfikacji ciężkim krążowniku lotniczym) „Admiral Kuzniecow”.
Uwagę Moklasena przyciągnęła wiadomość na Vkontakte prosząca pomoc w znalezieniu człowieka, który należał do załogi lotniskowca. Wcześniej 23 lipca zaginął inny marynarz i jak się okazuje, stało się to w czasie ataku na wieś Sotnickij Kozaczok, w obwodzie charkowskim.
Jak wynika z ustaleń Moklasena, zaginieni rosyjscy marynarze służą w batalionie zmechanizowanym „Fregat”, utworzonym spośród członków załogi jedynego rosyjskiego okrętu lotniczego. Z uzyskanych informacji wynika, że batalion ten walczył w obwodzie charkowskim, ale w ostatnim czasie został przeniesiony na odcinek Pokrowski, czyli tam gdzie Rosjanie do niedawna atakowali w najbardziej zdecydowany sposób.
Zobacz też
Zgodnie z etatem pełna załoga lotniskowca tego typu powinna liczyć 1690 osób. Oczywiście biorąc pod uwagę, że okręt ten od 2017 roku nie jest używany operacyjnie, ludzi przypisanych do niego było z pewnością znacznie mniej. Być może jednak wystarczająco, aby po przeszkoleniu i uzbrojeniu stworzyć batalion zmechanizowany.
Trudno powiedzieć czy batalion „Fregat” składa wyłącznie z załogi „Admirala Kuzniecowa”, a nie np. z członków załóg różnych okrętów. Możliwe wiec, że należący do Floty Północnej „Admiral Kuzniecow” nie został zupełnie ogołocony z załogi i pozostała na nim, poza ekipą remontową, przynajmniej załoga szkieletowa.
Tak czy inaczej w rosyjskiej marynarce wojennej służy około 150 tys. marynarzy i jest to zasób, który do tej pory w wojnie się nie przydawał (za wyjątkiem jednostek Floty Czarnomorskiej zanim została pobita). I którym Putin może próbować łatać problemy kadrowe jakie mają rosyjskie wojska lądowe w wyniku strat na Ukrainie. Powszechnie uważa się, że Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej tracą miesięcznie około 30 tysięcy zabitych i rannych. Straty te coraz trudniej zapełnić ochotnikami i żołnierzami zawodowymi, a użycie poborowych jest kłopotliwe z przyczyn politycznych. Jeszcze większym problemem byłoby ogłoszenie w Rosji kolejnej fali mobilizacji i tego Moskwa stara się najwyraźniej uniknąć za wszelką cenę.
Zobacz też
Od dłuższego czasu pojawiają się informacje o znajdowaniu ciał, bądź braniu do niewoli Rosjan, którzy wcześniej służyli np. jako personel technicznych w bazach lotniczych i rakietowych. Specjaliści są więc składani na ołtarzu trwającej wojny.
W tej sytuacji rzucenie do walki personelu lotniskowca, który po pierwsze raczej nigdy już nie będzie operacyjny, a po drugie nie jest Rosji tak naprawdę potrzebny (czy może, jak to mówimy w Polsce, jest sprzętem „trzeciej potrzeby”) wydaje się mieć sens. Szczególnie, że na horyzoncie nie widać też konstrukcji, które zastąpiłyby „Admirala Kuzniecowa” i chyba nie ma już potrzeby utrzymywać unikalnych kadr specjalistów, którzy wiedzą jak funkcjonuje lotniskowiec.
Obecnie Rosja buduje jedynie dwa śmigłowcowce desantowe „Iwan Rogow” i „Mitrofan Moskalenko”, które jednak powstają w stoczni Zaliw na Krymie. Są w początkowej fazie budowy i chyba tylko to chroni je obecnie przez ukraińskimi dronami i rakietami. Prawdziwe lotniskowce powstają w Rosji tylko w formie projektów i efektownych modeli, jednak nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie kiedy, za jakie pieniądze i gdzie takie jednostki zostałyby wybudowane.
Zobacz też
W tej sytuacji wypada żałować, że Rosja urealniła swoją sytuację ekonomiczną, wojskową i polityczną i wysłała swoich marynarzy do okopów. Nie jest to zresztą pierwszy raz biorąc pod uwagę historię dotychczasowych wojen światowych.
Z punktu widzenia Zachodu i Ukrainy lepiej byłoby, żeby Rosjanie czekali na uruchomienie Kuzniecowa w bliżej nieokreślonej przyszłości i nie zasilali wojsk lądowych. Kto wie, być może z bezczynności w ich głowach pojawiłyby się nastroje rewolucyjne, jak na niemieckich okrętach Hochseeflotte w 1918 roku, albo wśród marynarzy carskiej floty Bałtyckiej w roku 1917…
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS