- Wiadomości
- Komentarz
- Ważne
Korpus Ochotniczy i medialna burza. Polacy-ochotnicy a Biełgorod
W mediach zrobiło się głośno o rajdach Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego oraz Legionu Wolnej Rosji na terytorium Federacji Rosyjskiej i walkach pod Biełgorodem. Obok tej pierwszej jednostki funkcjonować miał także Polski Korpus Ochotniczy złożony z naszych rodaków. Korpus wszelako zdementował udział Polaków w akcji zaczepnej. Ten nie miał przekraczać granicy.

Polski Korpus Ochotniczy to formacja zrzeszająca ochotników z Polski, odwołująca się tradycjami do utworzonego w 1920 roku Dywizjonu Jazdy Ochotniczej porucznika Józefa Siły-Nowickiego. To oddział służący w obronie Ukrainy. Choć w mediach niewiele się o nim mówiło, to za sprawą jednego z wpisów na Telegramie w mediach rozpętała się burza, jakoby Polacy mieli uczestniczyć w akcji pod Biełgorodem, czyli przekroczyli granicę ukraińsko-rosyjską.
Zobacz też
Do sprawy odniósł się Stanisław Żaryn, minister w KPRM – "Opisywany w mediach Polski Korpus Ochotniczy nie jest w żaden sposób powiązany z Siłami Zbrojnymi RP ani żadną instytucją RP. Działań polskich ochotników wspierających Ukrainę w walce z Rosją nie należy utożsamiać z władzami RP".
Chociaż ochotnicy z Polski biorą udział w walkach obronnych w zasadzie od początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji, byli rozrzuceni po różnych formacjach frontowych. Następnie przenosili się do innych jednostek liniowych, często w uznaniu zasług, do zadań specjalnych i rekonesansu. Jeżeli służyli ze sobą w jednej drużynie – Polak z Polakiem - to jako część większej mozaiki przedstawicieli różnych nacji z całego świata, które przyjechały nad Dniepr, by powstrzymać rosyjskie ludobójstwo. Większość z nich wcześniej terminowała w oddziałach Legionu Międzynarodowego ukraińskich terytorialsów. Korpus miał być więc pierwszą oficjalną tożsamościową jednostką, które posiadają przedstawiciele innych nacji. Białorusini mają swój Pułk im. Kastusia Kalinowskiego, Gruzini – Legion, zaś Rosjanie Legion Wolnej Rosji, a obecnie Korpus Ochotniczy. O polskim Korpusie było w mediach cicho aż do ostatniego tygodnia.
Zobacz też
Na początku należy zaznaczyć, że w obronie kraju walczą także tysiące Polaków urodzonych na Ukrainie. Służą zarówno jako dobrowolcy-ochotnicy, jak i są powoływani do wojska, jak każdy inny obywatel Ukrainy, by walczyć w wojsku. Na zachodniej i środkowej Ukrainie wciąż żyje wiele polsko-ukraińskich rodzin, gdzie używanie języka polskiego i pamięć o przodkach jest na porządku dziennym. Dla osób nieznających Ukrainy zaskoczeniem jest np. to, że Wołyń to de facto bastion polsko-ukraińskich rodzin, których synowie dzisiaj służą na wszystkich frontach tej wojny. Na rosnących w zastraszającym tempie wojennych cmentarzach przeczytamy wiele polskich nazwisk.
Ale obrona Ukrainy to także światowe pospolite ruszenie i przyjazd ochotników z innych państw. Do tego należy doliczyć grupę polskich obywateli, którzy postanowili wyruszyć na Ukrainę, by przystąpić do czynu zbrojnego i walczyć z Rosjanami. Z pewnością każdy człowiek to inna historia i inna motywacja, ale rdzeń jest podobny – chęć powstrzymania rosyjskiej agresji przynoszącej sąsiedniemu narodowi hekatombę, walka za "wolność naszą i waszą", powstańcze i antykomunistyczne tradycje, po motywację zwykłych-niezwykłych poszukiwaczy przygód. Względy finansowe należy raczej odrzucić, ponieważ nawet jeśli na warunki ukraińskie armia płaci bardzo dobrze, to w Polsce praca za podobne pieniądze jest bezpieczniejsza.
Zobacz też
Wróćmy do Polskiego Korpusu Ochotniczego. To formacja względnie młoda, ponieważ o jej powstaniu zaczęto publicznie mówić w lutym 2023 roku. Początkowo nazywana w mediach "Polskim Legionem Ochotniczym" formacja miała być novum – jak pisałem wcześniej – i stać się polską jednostką tożsamościową podlegającą Ministerstwu Obrony Narodowej Ukrainy. Co ciekawe, przyszły Korpus nie miał podlegać pod Legion Międzynarodowy Obrony Terytorialnej, gdzie dotąd służyli Polacy. Już samo to wskazywało, że będzie to jednostka o specjalnym przeznaczeniu.
Zbiegło się to w czasie także z pojawieniem się w mediach informacji o Rosyjskim Korpusie Ochotniczym (RDK), co nieprzypadkowo związało losy obu jednostek nie tylko w sferze podobnych kryptonimów formacji. Wszystko to miało kulminację w ostatnich tygodniach, gdy RDK kilkukrotnie przeprowadzał rajdy na terytorium Federacji Rosyjskiej, wzywając Rosjan do antyputinowskiej irredenty.
"Polski Korpus Ochotniczy (PDK) nie uczestniczył w operacjach rosyjskich jednostek, które walcząc po stronie Ukrainy, przeprowadziły operacje na terytorium Rosji" – poinformował Rosyjski Korpus Ochotniczy. "(...) W odniesieniu do działań bojowych na terytorium Federacji Rosyjskiej, (informujemy, że) żołnierze PDK (Polskiego Korpusu Ochotniczego) zabezpieczają konwojowanie jeńców, logistykę wojskową i medyczną, lecz wyłącznie w obrębie granicy państwowej Ukrainy" – oświadczył RDK na Telegramie.
Zobacz też
Oświadczenie tzw. wolnych Rosjan to pokłosie zamieszania medialnego, jakie wynikło z postu na mediach społecznościowych polskiego Korpusu (od tamtej pory post został usunięty). "Czy braliśmy udział w operacji na terenie obwodu Biełgorodzkiego? Odpowiedź jest jednoznaczna, oczywiście, że tak!" – padło.
Co ciekawe, powyższy post wcale nie wyklucza, że Polski Korpus Ochotniczy pełnił rolę zabezpieczającą w operacji. Czytelnicy wielu polskich artykułów wyobrazili sobie wręcz polskich ochotników maszerujących na Moskwę. To nie tak. Z pewnością polski Korpus nie stanowił awangardy operacji, ponieważ politycznie jest to nieopłacalne, a cel tej akcji był głównie polityczny. Choć rosyjska propaganda może uderzać w Polskę przy każdej nadarzającej się okazji, to pamiętajmy, że odezwę do rosyjskiego powstania zbrojnego wydali przedstawiciele RDK i Legionu Wolnej Rosji, a nie Polacy. Gdyby było odwrotnie, byłby to wizerunkowy strzał w kolano i argument dla putinowskich propagandystów o "zachodnio-szpiegowskiej intrydze", która chce wywołać bunt w Rosji. RDK to formacja złożona z antyputinowskich środowisk, więc to ona jest głosem takiej walki, a nie Polacy. W żaden sposób to nie ujmuje Polakom zaangażowanym w obronę Ukrainy, wręcz przeciwnie. Pamiętajmy, że wojna jest przedłużeniem polityki, jak pisał Clausewitz. Nawet małe formacje zbrojne złożone z ochotników mogą mieć "swoje polityczne cele", co pokazała 2 wojna światowa (Bataliony Chłopskie, Narodowe Siły Zbrojne etc.). Wojenna komenda jest jedna, ale w tym wypadku RDK jest zaangażowane politycznie w obalenie reżimu Władimira Putina i powstanie zbrojne wewnątrz Rosji. Polacy mogą takiej sprawie kibicować, mogą także oddolnie ją wspierać, ale jakbyśmy na to nie patrzyli, jest to zadanie obywateli Rosji: etnicznych Rosjan, Tatarów, Baszkirów, Białorusinów, i to do nich formacje wolnych Rosjan się odwołują. Zachowajmy realizm - jeżeli dojdzie do zbrojnego powstania w Rosji, jego forpocztą nie będą Polacy. Pomijając sam aspekt akcji pod Biełgorodem z uwagi na kwestie etniczne, językowe oraz historyczne, Polacy na czele takiego powstania nie mają racji bytu. Wiedział to już Józef Piłsudski, któremu w zwycięskim 1920 r. proponowano rozbicie Rosji jako państwowości. "Ziuk" uznał to za fantazmat. Post Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego nie umniejsza roli Polaków, ale raczej wygląda na porozumienie obu formacji, by wyciszyć medialne echo, które powstało po deklaracji polskich ochotników. Zresztą oba oddziały w mediach społecznościowych określają się wzajemnie estymą. Sprawę należy ocenić jako przysłowiową "burzę w szklance wody".
Białorusini walczący w Pułku im. Kastusia Kalinowskiego biją się nie tylko w obronie Ukrainy, ale także za suwerenną Białoruś, pozbawioną prokremlowskiego reżimu w Mińsku. Legion Gruziński bije się nie tylko za wolną Ukrainę, ale także wolny od rosyjskiej okupacji Kaukaz. Rosyjski Korpus Ochotniczy na swój polityczny manifest wyniósł antyputinowską Rosję. A za co biją się Polacy? Z pewnością by Polaków, nad Wisłą, nie spotkało to, co powyższe nacje. Te wszystkie narracje w ramach wspólnoty poglądów zbiegły się w Kijowie, w osobach przybywających do ukraińskiej stolicy ochotników.
Pamiętajmy także, że zanim Polski Korpus Ochotniczy był odmieniany przez wszystkie media w kontekście Biełgorodu, jego bojowe pododdziały walczyły pod Zaporożem i w Bachmucie. Będą także walczyli w innych kluczowych bitwach tej wojny. Oddziały narodowe w obronie Ukrainy są często rozśrodkowane, rzucane na różne odcinki frontu, nie są to jednostki liczne. Robienie z akcji pod Biełgorodem skandalu międzynarodowego jest więc przesadą.
Nie sposób policzyć, ilu Polaków zginęło w obronie Ukrainy. Część rodzin nie życzyła sobie ujawnienia danych zmarłych, część poległych to obywatele Ukrainy o polskich korzeniach, więc polskie media o nich milczą. Wśród zabitych w boju, których rodziny zezwoliły, by podawać ich dane, byli: Tomasz Walentek, Daniel Sztyber, Janusz „Kozak" Szeremeta i Krzysztof Tyfel. Służyli w oddziałach liniowych, stanowiąc elitę sił broniących Ukrainy. Ich trumny spoczęły na katafalku, przykryte flagami Polski i Ukrainy. Zostali pożegnani, jak na bohaterów przystało.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS