Reklama
  • WIADOMOŚCI

Gen. Kellog: "jesteśmy dwa metry od pokoju". Czy dwa metry pod ziemią?

Rewizja części 28 punktów propozycji pokojowej Donalda Trumpa może przynieść przełom w rozmowach o zakończeniu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Gen. Kellog mówi, że Ukraina jest „dwa metry” od pokoju.

Ukraińska armatohaubica 2S22 Bohdana należąca do 45. Samodzielnej Brygady Artylerii.
Ukraińska armatohaubica 2S22 Bohdana należąca do 45. Samodzielnej Brygady Artylerii.
Autor. 45 окрема артилерійська бригада Збройних Сил України / Facebook

Na wstępie należy zaznaczyć, że omawiane 28 punktów, które pojawiły się jako wyciek w mediach, niekoniecznie muszą odpowiadać prawdzie. Jedna z teorii, która krąży w infosferze na temat traktatu pokojowego, to intryga, w której media otrzymały nieudolnie przetłumaczoną wersję pisaną oryginalnie w języku rosyjskim. Potwierdziłoby to sensacyjną informację, że omawiany do tej pory – także w Polsce – traktat to rosyjska „wrzutka”. Propozycja pokoju faktycznie wygląda, jakby dyktował ją Władimir Putin.

Reklama

Pamiętajmy wszelako, że to tylko jedna z hipotez, ponieważ kryzys polityczny w Kijowie uprawdopodabnia krok Donalda Trumpa, by to właśnie teraz dociskać Wołodymyra Zełenskiego niekorzystną dla niego wersją traktatu pokojowego. Główne zapisy w tej propozycji są na tyle skandaliczne, że pewne jest odrzucenie tego przez Kijów, aczkolwiek sam Zełenski przyjął te propozycje z dużą otwartością, a nawet wydał odezwę do narodu, którą opinia publiczna nad Dnieprem tłumaczy jako kampanię medialną pod akceptację zgniłego traktatu pokojowego.

Krym i obwód ługański są już stracone, więc ich utrata byłaby tylko akceptacją wojennej rzeczywistości. Ale dalsze zapisy: od redukcji wojska, przez zmianę konstytucji, po „zamrożenie” Zaporoża i Chersonia oraz wycofanie się z Donbasu, mają charakter uznania własnych rozbiorów. Prawdopodobnie, gdyby propozycja Trumpa zawierała obecną linię frontu jako linię rozgraniczenia, Kijów zaakceptowałby traktat. Inny scenariusz należy uznać za niesprawiedliwy względem Ukrainy, ale niestety sprawiedliwe traktaty pokojowe rzadko występowały w historii.

Genewa coś zmieni?

Za pewien pozytywny przełom można uznać obecnie toczone rozmowy w Genewie, gdzie strona ukraińska wraz z europejskimi partnerami dostosowuje propozycję Donalda Trumpa do swoich – było nie było, ograniczonych – oczekiwań. Nikt nie ma wątpliwości, że osłabione w toku skandalu korupcyjnego elity, które negocjują w Genewie (z Andrijem Jermakiem na czele), mają gorszą pozycję do rozmów. Jeżeli propozycja pokojowa Trumpa nieprzypadkowo zbiegła się z akcją Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU), to oznacza to, iż Waszyngton wciąż nie rozumie Ukrainy i Ukraińców.

Zbieg okoliczności, w postaci śledztwa i traktatu pokojowego, działa od teraz na korzyść Wołodymyra Zełenskiego, ponieważ podzielone wewnętrznie elity Ukrainy jednoczą się, by odrzucić traktat. Propozycja traktatu pokojowego – właśnie teraz – spacyfikowała nastroje polityczne w Radzie Najwyższej, które mogłyby doprowadzić do dymisji Andrija Jermaka i rozliczeń wewnątrz obozu Wołodymyra Zełenskiego, co wyszłoby na korzyść Kijowa, bo do stołu negocjacyjnego siadałaby zrekonstruowana ekipa. Zełenski musiałby sięgać po kompromisy, co doradza mu jego własna partia – Sługa Narodu, w której nabrzmiewa bunt przeciwko frakcji Jermaka. Czy Amerykanów zawiódł brak cierpliwości, czy też Rosjanie rozpracowali światowe media „wrzutką”, tego nie wiemy, ale skutki dla Ukrainy tak czy inaczej będą tragiczne. W jednym ze scenariuszy walki nadal trwają, Siły Zbrojne Ukrainy się cofają i kończy się to dramatem; w rzeczywistości alternatywnej Zełenski akceptuje cofnięcie się Sił Zbrojnych Ukrainy. Paweł Jasienica porównał kiedyś historyczną pozycję Rzeczpospolitej Obojga Narodów do człowieka uwięzionego w ruchomych piaskach – nic nie robi, zapada się, szarpie się, by wyrwać – także się zapada.

Generał Keith Kellog, specjalny wysłannik Donalda Trumpa na Ukrainę, który żegna się ze swoim urzędem, jak przystało na wytrawnego wojskowego, doskonale rozpoznał intencje Federacji Rosyjskiej i, w przeciwieństwie do Steve’a Witkoffa, starał się zachować realizm w negocjacjach USA-Ukraina-Rosja. Najpierw Trump odesłał go w cień, pozostawiając mu jedynie podróże dyplomatyczne do Kijowa, a następnie zmarginalizował do tego stopnia, że Kellog zrezygnował ze swojej misji. Twierdzi on jednak, że to półmetek negocjacji. Trump „doprowadził wojnę do takiego stanu, o którym w armii mówiliśmy, że ostatnie 10 metrów do celu jest zawsze najtrudniejsze. Jesteśmy mniej więcej na ostatnich dwóch metrach. Prawie jesteśmy na miejscu” – zaznaczył.

Ponieważ Kellog nie musi już się gryźć w język, uznajmy, że to nie kurtuazja, a stan faktyczny. Że to ostatnie „dwa metry” przed pokojem. Co to oznacza?

Aby zawrzeć traktat pokojowy, najpierw należy wprowadzić zawieszenie broni. Paradoksalnie to było do tej pory najtrudniejsze. Najpierw nie udało się w pierwszej fazie wojny w latach 2014-2022, kiedy format miński i późniejsze „strefy rozgraniczenia” okazały się – dosłownie – niewypałami. A nawet gorzej, bo były preludium do otwartej rosyjskiej inwazji. Zgodnie z prawem międzynarodowym zawieszenie broni to „uzgodnione przez strony konfliktu zbrojnego wstrzymanie działań wojennych”. Dlatego piszę o tym, iż to jest najtrudniejsze, ponieważ wprowadzone przez Putina zawieszenia broni (np. na Wielkanoc) nie spełniały tej definicji, z uwagi na to, że była to jednostronna, pokazowa i fragmentaryczna dyspozycja Moskwy.

Zaznaczmy „jednostronna” – Ukraińcy się do niej stosowali, bo sami jej żądali, ale nie doszło do rozmów Kijów-Moskwa o zawieszeniu broni. W tym znaczeniu zbawienna jest rola USA, ponieważ znalazło się mocarstwo gotowe do pośredniczenia w rozmowach. Gorzej, że Trump jest tak chwiejny w swoim poglądzie na wojnę. I to mocarstwo, którego boją się Rosjanie, bo lata pośrednictwa Berlina wyszły Ukrainie utratą własnego terytorium. Zakładając, że Kellog się nie myli, najpierw dojdzie do zawieszenia broni, które samo w sobie będzie przełomem od ponad dekady, zahamuje – albo chociaż ograniczy – śmierć Ukraińców. To samo w sobie, po dekadzie rozlewu krwi, będzie sukcesem. Ale kierownictwo państwa nie rozlicza się wyłącznie z aspektów humanitarnych, wręcz przeciwnie. A okres tzw. powojnia nie gwarantuje trwałego pokoju, choć ludzie tańczą na ulicach.

Ukraina jak Korea Południowa?

Musimy mieć świadomość, co dla sytuacji wewnętrznej Ukrainy będzie znaczyło podpisanie „zgniłego” traktatu pokojowego z Rosją. Dlatego Wołodymyr Zełenski zapowiedział w mediach swoje odejście, mając świadomość, że przez część społeczeństwa zostanie to uznane za zdradę interesu narodowego. I nie chodzi tutaj o sam fakt podpisania pokoju, bo tego chce każdy, ale o to, że wystarczy znać topografię Ukrainy, by wiedzieć, że jeżeli „medialna” propozycja Trumpa się ziści, to w razie kolejnej wojny z Rosją Ukraińcy stracą święte dla siebie miasto Zaporoże. Bo w traktacie Trumpa linia kontaktowa pod Zaporożem ma być „zamrożona”, a do linii frontu dodana zostaje „strefa buforowa”, więc gdzie będą stacjonowały ukraińskie garnizony? Możliwe, że pod samym miastem. Ukraina po prostu wychodzi z tego traktatu w gorszym układzie terytorialnym do obrony. Do tego dochodzi generacja żołnierzy, których rodziny i przyjaciele zginęli za ukraiński Donbas, a którzy teraz mieliby go porzucić. Przegrana wojna generuje całe roczniki rozczarowanych jej rezultatem weteranów.

Przyjęcie niekorzystnych warunków pokoju, przy jednoczesnej demobilizacji armii (co jest zapisane w traktacie), to przepis na polityczne trzęsienie ziemi w kraju. Dlatego międzynarodowy konsensus co do następcy Zełenskiego jest wyraźny – to gen. Wałerij Załużny. Oczywiście rozstrzygną to wybory, ale projekt pt. prezydent Załużny ma sens. Drastycznie zmienia to dotychczasową nieudaną dynamikę zmian politycznych nad Dnieprem, gdzie rezultat wyborów był wypadkową walk wewnętrznych oligarchów ukraińskich, a obrażony na Petra Poroszenkę Ihor Kołomojski namaścił Zełenskiego, by zrobić na złość swojemu dawnemu protegowanemu.

Reklama

Następnie Wołodymyr Zełenski wykończył Kołomojskiego, którego miejsce zajął Timur Mindycz, nowo mianowany oligarcha z problemami starych, bo ostatecznie uciekł za granicę. Plus był jedynie taki, że wcześniej Ukrainę zawłaszczali oligarchowie powiązani z Moskwą, by ich miejsce zajęli względnie prozachodni „królewięta” ukraińscy. Ale to perspektywa Zachodu, a cały czas zapominamy o narodzie ukraińskim, dla którego złoty sedes Janukowycza jest takim samym powodem do wstydu jak złota toaleta Mindycza. Wypędzanie diabła belzebubem długofalowo nie działa, bo Rosja nie zawiesiła swoich celów, czyli ostatecznego podporządkowania sobie Ukrainy. Faktycznie, wojskowy z autorytetem wśród armii, któremu ufa ponad 70 proc. Ukraińców, spoza oligarchicznego układu, z poparciem Zachodu – czyli gen. Załużny – jest obecnie jedynym, który ma szansę przeprowadzić Ukrainę przez okres równie trudny, co wojna, czyli… pokoju po wojnie z Rosją. Powojenna Ukraina może stać się drugą Koreą Południową, w czym powinniśmy ją wspierać. Może, ale nie musi.

Zobacz również

WIDEO: Stado Borsuków w WP | AW149 z polskiej linii | Defence24Week #140
Reklama
Reklama