Wojna na Ukrainie
Dokąd zmierza wojna, Ukraina i Rosja? [OPINIA]
Agresja Rosji na Ukrainę i rozwój jej potencjału bezpośrednio wpływają na bezpieczeństwo Polski. Moskwa najprawdopodobniej nie zostanie pobita i będzie długofalowym zagrożeniem. Jak może się ono rozwijać w 2025 roku i później?
Od kilku lat obserwujemy pogorszenie się otoczenia bezpieczeństwa Polski. Najpierw pandemia koronawirusa, która zachwiała łańcuchami dostaw, ale i stabilnością poszczególnych państw (nie wyłączając najsilniejszych sojuszników Polski), sfałszowane wybory na Białorusi i spowodowany przez Mińsk kryzys migracyjny. Wreszcie, od 24 lutego 2022 roku na Ukrainie trwa pełnoskalowa wojna, poprzedzona rosyjskimi groźbami obejmującymi także kraje członkowskie NATO w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym Polskę.
Moskwa najwyraźniej nie zrezygnowała z żadnego ze swoich strategicznych celów i będzie stanowić zagrożenie dla Polski w przewidywalnej przyszłości. Można nawet stwierdzić, że o ile „Armia radziecka 2.0” (budowana przez ministra obrony Siergieja Szojgu od 2012 roku) została w dużej mierze zniszczona (a raczej jej komponent lądowy), a „Armia radziecka 3.0” walczy obecnie na Ukrainie, to za kilka lat powstanie „Armia radziecka 4.0”, z jednej strony liczna (wzrost etatowej liczebności z 1 do 1,5 mln żołnierzy to głównie komponent lądowy), a z drugiej – wzmocniona doświadczeniami bojowymi. Co więc doprowadziło do powstania tego rodzaju zagrożenia i jak ono będzie wyglądać w przyszłości. Aby spróbować odpowiedzieć na to pytanie – z pewną dozą prawdopodobieństwa, bo prognozy rzadko sprawdzają się w stu procentach, a wojna z natury jest nieprzewidywalna – warto sięgnąć do historii wojny.
Czytaj też
W 2022 roku Ukraina zdołała odeprzeć większość uderzeń lądowych Rosji, choć nie wszystkie (np. Mariupol, Siewierodonieck), a także odzyskać tereny pod Charkowem i Chersoniem w ramach operacji ofensywnych. Kijów otrzymał pierwszą znaczącą pomoc od sojuszników, a rosyjska armia znalazła się w odwrocie. Już wtedy jednak było widać znaki ostrzegawcze świadczące o tym, że konflikt wcale nie musi skończyć się powodzeniem Ukrainy. Rosja najpierw zmobilizowała swoją gospodarkę i rozpoczęła zakupy broni i komponentów za granicą (Iran, potem Chiny i Korea Północna), a następnie wprowadziła „częściową mobilizację” i podjęła decyzję o przyłączeniu czterech częściowo zajmowanych obwodów Ukrainy do Rosji. To, w połączeniu z groźbami użycia broni nuklearnej i będącym ich efektem spowolnieniem dostaw sprzętu z Zachodu pozwoliło Rosjanom ustabilizować front.
Wiosną 2023 roku zakończyła się bardzo krwawa bitwa o Bachmut, którą Ukraina ostatecznie przegrała. Choć Rosja poniosła duże straty, to większość zabitych to więźniowie, podczas gdy Ukraina traciła wyszkolonych i zmotywowanych żołnierzy. W tym okresie oczekiwano ukraińskiej ofensywy, która w założeniu miała poprawić położenie Kijowa i skłonić Rosję do negocjacji na korzystnych dla Ukrainy i Zachodu warunkach. Ukraina przystąpiła jednak do ofensywy bez możliwości rażenia pociskami ziemia-ziemia celów na całą głębokość ugrupowania przeciwnika, bez nowoczesnego lotnictwa (bo szkolenie pilotów na F-16 było i jest czasochłonne) i z ograniczonymi zasobami konwencjonalnego sprzętu, w połączeniu z deficytami w wyszkoleniu żołnierzy i dowódców. Dopiero w lipcu, po rozpoczęciu ofensywy i pierwszych niepowodzeniach, Ukrainie przekazano artyleryjską amunicję kasetową.
Rosjanom udało się odeprzeć uderzenie na Zaporożu dzięki połączeniu zapór minowych, wykorzystania śmigłowców bojowych, innowacyjnej taktyki obrony oraz oczywiście dużym zasobom osobowym i sprzętowym. Niepowodzenie tej ofensywy doprowadziło do sytuacji, w której Ukraina i Europa oraz USA są obecnie. Kijów poniósł bowiem bardzo duże straty, szczególnie w ludziach, a równolegle rozpoczęły się problemy z poparciem dla pomocy wojskowej, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.
We wrześniu 2023 wygasła ustawa Lend-Lease, która pozwalała przekazywać Ukrainie sprzęt z zasobów amerykańskich. Administracja prezydenta Bidena wcześniej z niej nie korzystała i wybierała inne rozwiązania, każdorazowo związane z dodatkowym finansowaniem przemysłu USA. Tyle, że kolejny pakiet dla Ukrainy był „zawieszony” od jesieni 2023 do wiosny 2024 roku. W listopadzie, jeszcze z istniejących funduszy, Kijowowi przekazano partię pocisków ATACMS o zasięgu 150 km, co spowodowało duże straty rosyjskich śmigłowców i OPL. Na to, by te pociski wywarły wpływ na ofensywę, było już za późno, ich użycie spowolniło jedynie postępy Rosji.
Kijów i europejscy sojusznicy starali się skompensować braki, czy to czeską inicjatywą amunicyjną, czy to z pomocą własnego przemysłu. Koniec 2023 roku to rozpoczęcie zakrojonej na bardzo szeroką skalę proliferacji systemów bezzałogowych u obu stron konfliktu. Rosja dopracowała swój „kompleks rozpoznawczo-uderzeniowy”, Ukraina i Rosja na masową skalę zaczęły stosować drony FPV, a coraz częściej także naziemne bezzałogowce. Obie strony konfliktu prowadzą też masowe uderzenia z wykorzystaniem bezzałogowców na cele w głębi terytorium przeciwnika – Rosja skokowo zwiększyła produkcję Shahedów (i innych podobnych dronów), swój potencjał zwiększa też Kijów.
Obecnie rozwój systemów bezzałogowych jest bardzo dynamiczny i znacznie trudniej nadążyć z przeciwdziałaniem, niż np. półtora roku czy dwa lata temu. Dowodem jest choćby masowe montowanie improwizowanego opancerzenia i środków ochrony na czołgach i innych pojazdach, włącznie z terenówkami – takie rozwiązania są stosowane, bo są konieczne.
Wróćmy jednak do historii wojny. W lutym 2024, po krwawej bitwie upadła Awdijiwka, w kwietniu doszło natomiast do przełamania ukraińskich pozycji pod Oczeretyne. To ostatnie wydarzenie zbiegło się w czasie z zatwierdzeniem przez Kongres USA pakietu pomocowego, który w kolejnych miesiącach pozwolił (i nadal pozwala) Ukrainie utrzymać się w boju, mimo ponoszonych strat. W kwietniu 2024 roku Ukrainie wreszcie dostarczono pociski ATACMS. Choć ograniczono cele uderzeń do obiektów na terenach okupowanych, to rosyjskie lotnictwo i obrona powietrzna poniosły znaczne straty w wyniku uderzeń. W maju 2024 roku Rosjanie podjęli próbę uderzenia na Wowczańsk w obwodzie charkowskim. I choć nie rozwinęli początkowego przełamania, to Ukrainie nie udało się wyprzeć ich z zajętego terenu. W sierpniu 2024 roku, niedługo po otrzymaniu od USA zgody na uderzenia pociskami o mniejszym zasięgu (GMLRS, artyleria, bomby lotnicze) na teren Rosji będącego następstwem rosyjskiego ataku na Wowcząńsk, Ukraińcy rozpoczęli uderzenie w obwodzie kurskim na terenie Rosji. Uzyskano pewne zdobycze terenowe, jednak ukraińskie postępy zostały w sumie dość szybko zatrzymane.
Obecnie Rosja prowadzi powolną i okupioną dużymi stratami, ale postępującą operację odbijania zajętych przez Ukraińców terenów. A wsparcie dla Moskwy stanowią żołnierze z Korei Północnej. Pjongjang dostarcza też ponad połowę amunicji używanej przez Rosję. I wszystko wskazuje, że współpraca Rosji z Koreą Północną będzie nie tylko kontynuowana, ale i rozszerzana. Podobnie, jak zbrojeniowa kooperacja z Iranem, czy zakupy komponentów i technologii (a kto wie czy nie uzbrojenia, zwłaszcza po ewentualnym zawieszeniu broni) z Chin.
Czytaj też
Jak to przekłada się na przebieg działań wojennych? Również na innych odcinkach frontu Rosja prowadzi działania ofensywne. Dodajmy, że Moskwie udało się od 2023 roku usprawnić nie tylko wykorzystanie systemów bezzałogowych, ewoluujących wręcz „z dnia na dzień”, ale też konwencjonalne, załogowe lotnictwo. W praktyce oznacza to, że Rosjanie mogą wykonywać co najmniej kilkadziesiąt uderzeń bombami kierowanymi dziennie, bez większego ryzyka ponoszenia strat. Jest tak pomimo, że Ukraina dysponuje niewielką liczbą myśliwców F-16. Ukraińskie zdolności rakiet przeciwlotniczych są pod bardzo dużą presją, bo powtarzane ataki bezzałogowców (oprócz konwencjonalnych środków napadu powietrznego) spowodowały wyczerpanie zapasów. Jednocześnie z uwagi na poprawę koordynacji rozpoznania przez Rosję także w głębi terytorium Ukrainy trudniej jest organizować mobilne zasadzki ogniowe zestawami Patriot czy SAMP/T, jak miało to miejsce w 2023 czy na początku 2024 roku. To, jaką ewolucję przeszło rosyjskie lotnictwo, pokazuje też rozwój rosyjskiej armii. Od maja 2024 funkcję ministra obrony pełni Andriej Biełousow, ekonomista, który ma za zadanie poprawić wprowadzanie innowacji i nowych technologii do rosyjskiej armii.
Czytaj też
Jednocześnie straty, jakie ponoszą Siły Zbrojne Ukrainy powodują, że coraz trudniej mówić o odtwarzaniu zdolności, a co dopiero budowaniu nowych. Dostawy sprzętu z Zachodu nie są w stanie skompensować tych niedostatków, a i tak są za małe. Jeśli dziś patrzymy na „najgorszy rok wojny”, to widzimy że ostatni moment na uzyskanie decydującego powodzenia przez Kijów był w 2023 roku, a teraz Ukrainie pozostaje bronić posiadanych terenów i próbować „stępić” rosyjskie ofensywy.
Czytaj też
Rosyjska polityka odstraszania (lub zastraszania) okazała się na tyle skuteczna, że państwa zachodnie nie zdecydowały się na wcześniejsze dostarczenie Ukrainie ATACMS, czy F-16 (to ostatnie wymagałoby oczywiście zapewnienia personelu, ale można było dopuścić służbę ochotników z nowo nadanym obywatelstwem). Dostawy konwencjonalnego sprzętu (nowoczesnych czołgów, transporterów, BWP) również pozostawiają wiele do życzenia. Nie można również nie wspomnieć o tym, że Rosjanie mogli szturmować Bachmutu bez ostrzału amerykańską amunicją kasetową i w sytuacji gdy Kijów własne zasoby oszczędzał na (nieudaną) ofensywę. Wojna na Ukrainie dobitnie pokazała, jak gigantycznym błędem było jednostronne rozbrojenie państw zachodnich z zapasów broni konwencjonalnej po zakończeniu Zimnej Wojny. Co gorsza, równolegle z niewystarczającym poziomem pomocy Zachód naciskał na Kijów zarówno co do samego prowadzenia ofensywy jak i sposobu jej realizacji – choć Ukraina nie miała narzędzi, by dokonać frontalnego uderzenia na dobrze przygotowaną obronę. Paradoksalnie, jeśli na Zachodzie nie było woli dostarczenia Ukrainie więcej sprzętu i ponoszenia związanych z tym ryzyk, nie należało skłaniać a wręcz wymuszać ofensywy, w swoim efekcie sprzecznej z zasadami ekonomii sił.
Wszystko to pozwoliło Rosji na „ochłonięcie” w roku 2023, wzmożenie działań hybrydowych osłabiających państwa zachodnie i rozwinięcie systemu sojuszy. Oczywiście Rosja również ponosi straty – czy to w ludziach (ich liczba może nawet dziesięciokrotnie przekraczać tę z Afganistanu z lat 1979-1989), czy w sprzęcie (poradzieckie magazyny są już znacznie mniej zasobne), a gospodarka jest w kiepskiej sytuacji. Tyle, że straty nie osiągnęły poziomu uniemożliwiającego Rosji kontynuowanie wojny, czy nawet kontynuowanie działań ofensywnych. I zawsze może się pojawić sposób na uzupełnianie strat.
A historia pokazuje, że Moskwa ze swoich porażek w końcu wyciąga wnioski. Przykłady, choćby i w ostatnich trzech latach, można mnożyć: od stosowania systemów bezzałogowych, przez dostosowanie taktyki artylerii do współczesnego pola walki, poprzez lotnictwo. Dostawy zaawansowanego sprzętu z Zachodu w małych ilościach powodują, że z jednej strony nie dochodzi do załamania obrony (po 2022 roku), a z drugiej Moskwa do pewnego stopnia uczy się przeciwdziałać zachodniej technice.
Należy zakładać, że Rosja dalej będzie w stanie pozyskiwać ludzi i wyposażenie niezbędne do prowadzenia wojny. Może się okazać, że w Korei Północnej produkuje się – przykładowo – czołgi taniej i szybciej niż w Rosji. Mając zresztą tak wielki budżet na wojsko, Rosjanie mogą inwestować i w konwencjonalny sprzęt i w nowe technologie, szukając sposobu zarówno na przełamanie obrony przeciwnika, jak i szybkie wyzyskanie powodzenia w przyszłej wojnie. Jak wspomniano, rosyjska armia także strukturalnie będzie lepiej dostosowana do działania zgodnie ze starą radziecką taktyką: pierwszy rzut przełamuje obronę, nawet ponosząc duże straty, drugi – już manewrując, wyzyskuje powodzenie. Nie jest przypadkiem, że obok wielu różnych systemów bezzałogowych nowością rosyjskiego przemysłu obronnego wprowadzoną w 2024 roku do seryjnej produkcji były czołgi z aktywnym systemem ochrony.
Rosja ma dziś doświadczenie w walce tak z zachodnimi czołgami, jak i z lekką piechotą wspieraną dronami, i w prowadzeniu działań dywersyjnych na tyłach oraz uderzeń lotniczo-rakietowych. Aby móc temu przeciwdziałać trzeba ogromnych inwestycji najlepiej na poziomie całego NATO, trudnych decyzji (także na płaszczyźnie prawnej, w przeciwdziałaniu zagrożeniom hybrydowym i przygotowaniach obronnych) i nie lekceważenia żadnego ze źródła zagrożeń. Bo Moskwa może działać w pełnym spektrum: od ataków dronami FPV i Szachidami (na pewno doskonalszymi niż teraz), przez działania grup piechoty, artylerii i jednostek zmechanizowanych, aż do pocisków klasy Iskandera i Oriesznika, a poziom koordynacji będzie nieporównanie lepszy niż w 2022 roku.
Nic jednocześnie nie wskazuje na to, by doszło do załamania cen ropy naftowej, co mogłoby utrudnić Rosjanom kontynuowanie wojny. Szczególnie w wypadku zawieszenia broni, którego coraz bardziej oczekuje wymęczona wojną Ukraina, Rosja będzie mogła utrzymać wydatki wojskowe na wysokim poziomie i nie tracić znacznej części nowych rekrutów i sprzętu.
Jak więc wygląda prognoza na 2025 rok i kolejne lata? Ukraina obecnie znajduje się w położeniu najmniej korzystnym od początku pełnoskalowej wojny, ze względu na straty osobowe, ale też ograniczenia w sprzętowej pomocy od sojuszników. Przykładowo, Niemcy na uzbrojenie dla Ukrainy zaplanowały w 2025 roku o połowę mniej niż w 2024, a deklarowane potrzeby są nawet cztero-pięciokrotnie wyższe od posiadanych środków – pojawiały się kwoty 15-20 mld euro wobec zaplanowanych 4 mld euro). „Tanie” rezerwy starego, konwencjonalnego sprzętu jak Leopardy 1 czy polskie T-72 które można było oddać wyczerpały się, a na produkcję nowego i nowoczesnego nie ma pieniędzy. Bo te trafiają na artylerię, amunicję, bezzałogowce, sprzęt indywidualny czy pojazdy MRAP. Wszystko to bardzo potrzebne, ale niewystarczające do zwycięstwa i wcale nie wiadomo, czy wystarczające do przetrwania w położeniu zbliżonym do obecnego.
Wiele zależeć będzie od administracji prezydenta Donalda Trumpa, która wysyła niejednoznaczne sygnały. Może się bowiem okazać, że – wbrew oczekiwaniom wielu komentatorów, w tym polskich – odrzucone przez Rosjan warunki rozejmu na Ukrainie będą stopniowo łagodzone pod presją otoczenia Trumpa z Elonem Muskiem na czele, a Kijów nie otrzyma dodatkowej pomocy. Prognozy nie są więc optymistyczne. Jedno jest pewne, jak niedawno powiedział dowódca sił USA i NATO w Europie gen. Christopher Cavioli – niezależnie od rezultatu wojny na Ukrainie, rosyjska armia będzie silniejsza niż teraz. I trzeba być gotowym, by mierzyć się z tego rodzaju zagrożeniem.
Sebseb
Dokąd zmierza Rosja? Na zachód.
Buczacza
Pędzą wręcz....
Jur
Czy zdanie "ostatni moment na uzyskanie decydującego powodzenia przez Kijów był w 2023 roku" jasno wskazuje, że takich momentów Ukraina już mieć nie będzie?
franek
Czego się powtarzasz przecież w tym artykule jak wół jest już napisane "ostatni moment na uzyskanie decydującego powodzenia przez Kijów był w 2023 roku, a teraz Ukrainie pozostaje bronić posiadanych terenów i próbować „stępić” rosyjskie ofensywy."
Przyszłość
A co jesli zelenski nie zartwal i beda mieli bron atmowa ? Po nich mozna si espodziwac wsztskego i to doslawnie
Buczacza
Dokąd zmierza... Do niczego dobrego dla onuc i mosskowi. Żaden z celów wyartykułowanych przez słoneczko Uralu. Nie został zrealizowany. I obawiam się, że nie będzie.. Szwecja i Finlandia w NATO. A to nie koniec transferów. Od wczoraj doktryna falina-kwiecińskiego na śmietniku. Zależność od Chin o Korei północnej bądź Iranu nie wspominając. Zrujnowana gospodarka,finanse publiczne i przyszłość. Najlepszy klient na węglowodory stracony bezpowrotnie. Nędzą i bida... To przyszłość mosskowi. Płakać nie będę...