- Wiadomości
Co z tą mobilizacją? Putin chce uciszyć krytyków nowej „branki”
W tzw. runecie opozycjoniści oraz zwolennicy wojny informują, że najpóźniej na początku 2023 roku ruszy kolejna fala mobilizacji w Rosji. Z ostrzeżeń strony ukraińskiej wynika, że „branka” obejmie także nieletnie osoby z terenów okupowanych przez wojska inwazyjne.

Instytut Badań nad Wojną (ISW) w jednej z ostatnich analiz stwierdza, że Kreml nie może zapanować nad przekazem, w rosyjskich mediach społecznościowych (i tak silnie ograniczonych oraz infiltrowanych przez FSB), dotyczącym kolejnej fali mobilizacji. Władimir Putin zaostrza środki, które mają blokować wszelkie bunty wobec mobilizacji oraz informowanie rodzin żołnierzy o warunkach „branki". Zaostrzono przepisy dotyczące protestowania w budynkach rządowych, szpitalach, cerkwiach oraz dworcach. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał informacje o nowej fali mobilizacji „prowokacjami", chociaż Putin nie odwołał dekretem wrześniowego powoływania w kamasze. Tym sposobem Moskwa będzie chciał tuszować kolejne etapy mobilizacji – skoro oficjalnie nie zakończono „pierwszej".
Zobacz też
Z przemowy Władimira Putina wynika, że z 300 tys. zmobilizowanych rezerwistów na front wysłano połowę. Reszta szkoli się w Rosji jako „odwód". Jak piszą dziennikarze niezależnego serwisu Medusa – brak dekretu Putina odwołującego mobilizację oznacza, że będzie ona kontynuowana. Jest to potwierdzane w praktyce. Cały czas wojenkomaty wysyłają karty powołań. Dochodzi do desperackich wręcz prób osiągnięcia „kwot" rezerwistów ściągniętych na wojnę. W jednym z rosyjskich regionów nakazano wydalenie wszystkich studentów z problemami w nauce, a następnie przesłano ich dane rosyjskim komisariatom wojskowym odpowiedzialnym za mobilizację. W niższych kręgach rosyjskiej władzy dochodzi do „stachanowskiego" wyścigu w poparciu dla mobilizacji. Kierownictwo moskiewskiej administracji nakazało pracę swoim pracownikom w nocy, by szybciej dostarczyć karty powołań. Wojenkomaty stosują „fortele" by ściągnąć jak najwięcej osób. Alternatywą dla powołania wobec rezerwisty jest wezwanie go „celem uzupełnienia danych". Rosja zaczęła powoływać obywateli do oddziałów „obrony terytorialnej" z uwagi na „zagrożenie atakiem lądowym ze strony Ukrainy".
Moskwa zmieniła także kolejny raz narrację odnośnie zbrojnej inwazji przeciwko Ukrainie. W pierwszej fazie wojny w rosyjskich mediach obowiązywał ścisły rygor milczenia (lub ograniczonego informowania). Gdy skala klęski okazała się tak dużo, że nie dało się tego „zamieść pod dywan" postawiono w mediach na kontrolowaną krytykę obarczając konkretne osoby (w tym ministra Sergieja Szojgu). Na tej fali urosła w siłę frakcja krytyków Prigożyn-Kadyrow. Niepopularność mobilizacji jednak sprawiła, że zmieniono kolejny raz retorykę. Rosja milczy o mobilizacji wysyłając kolejne oddziały nieprzygotowanych „mobików" na front. W międzyczasie publicznie informuje o wojnie nazywając ją w putinowskiej nowo-mowie „specjalną operacją wojskową".
Zobacz też
Zmienia się także retoryka odnośnie celów. Moskwa znowu wróciła do narracji o „denazyfikacji" Ukrainy, czyli – jak rozumie to Kreml – obaleniu rządu Wołodymyra Zełenskiego. Od klęski wojsk rosyjskich pod Kijowem do bezprawnej aneksji ukraińskich obwodów narracja Kremla „minimalizowała" cele do wschodniej i południowej Ukrainy. Tak międzynarodowe media odczytały także ostatnie słowa Pieskowa, rzecznika Kremla. Problem w tym, że to właśnie Pieskow powtórzył hasło o "denazyfikacji". Jak ostrzega ukraiński wywiad wojskowy (HUR) Rosjanie chcą wojować przeciwko Kijowowi wcielając w szeregi wojsk inwazyjnych nieletnich ukraińskich obywateli z okupowanych terenów. Objęto ich zakazem wyjazdu. Zdaniem ISW zmieniająca się retoryka Kremla ma być siłą nacisku wobec Zachodu. Ma przymusić Ukraińców do tzw. negocjacji pokojowych, które Putin chciałby wykorzystać jako pauzę operacyjną w niekorzystnej dla siebie sytuacji frontowej.
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS