Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

Toporne drony z Północy zaskakują wyrafinowaną obronę Korei Południowej [KOMENTARZ]

Południowokoreańska obrona przeciwlotnicza, skuteczna przeciwko atakom rakiet i samolotów z Korei Północnej, okazała się zupełnie nieprzygotowana na nalot niewielkich i prostych dronów. Na szczęście nalot ten nie był wynikiem wojny, ale zwykłej prowokacji. Jest więc czas by się odpowiednio przygotować na powtórne uderzenie.

Szczątki północnokoreańskiego drona rozpoznawczego znalezione w Południowej Korei w 2019 roku opartego na chińskich bezzałogowcach Sky-09P
Szczątki północnokoreańskiego drona rozpoznawczego znalezione w Południowej Korei w 2019 roku opartego na chińskich bezzałogowcach Sky-09P
Autor. Południowokoreańskie ministerstwo obrony
Reklama

Naruszenie południowokoreańskiej przestrzeni powietrznej przez północnokoreańskie drony była lekcją dla obu stron. Koreańczycy z obu stron zorientowali się bowiem, że Południowa Korea nie jest przygotowana na skuteczną obronę przed atakiem niewielkich, bezzałogowych aparatów latających. Dla północnokoreańskiego reżimu jest to z kolei sygnał, w jakiej dziedzinie trzeba się rozwijać, by w określonym miejscu przebić się przez systemy obronne przeciwnika i mieć możliwość zaatakowania najważniejszych obiektów.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Zobacz też

Reklama

Południowokoreańscy wojskowi zostali więc ostrzeżeni, że ich obrona przeciwlotnicza jest nieskuteczna w odniesieniu do dronów i że trzeba cos zrobić, by tą sytuację zmienić. Bo jak na razie Południowa Korea okazała się kolejnym państwem, które zignorowało zagrożenie ze strony systemów bezzałogowych, przed jakim ostrzegano wcześniej – szczególnie po konflikcie w Górskim Karabachu w 2020 roku. Ostrzeżenie teraz jest tym bardziej dosadne, że w poniedziałek 26 grudnia 2022 roku przez wojskową linię demarkacyjną (a więc silnie bronioną granicę) przeleciało „jedynie" pięć północnokoreańskich dronów, dodatkowo bardzo prymitywnych.

Bezzałogowce te latały później bezkarnie nad terytorium Południowej Korei, w tym jeden przeniknął nawet do północnego Seulu. Z jednej strony był to sukces południowokoreańskiego systemu ostrzegania, ponieważ drony z północy były wykryte i śledzone. Z drugiej jednak strony była to katastrofa południowokoreańskiego systemu obrony, ponieważ pięciogodzinna operacja mająca na celu zestrzelenie bezzałogowców ostatecznie się nie powiodła.

Reklama
Prymitywne północnokoreańskie drony prezentowane w czasie parady w Pjongjangu w 2015 roku
Prymitywne północnokoreańskie drony prezentowane w czasie parady w Pjongjangu w 2015 roku
Autor. Skan z północnokoreańskiej telewizji
Reklama

Na szczęście 26 grudnia 2022 roku granicę między koreańską przeleciały drony rozpoznawcze, na których prawdopodobnie nie było systemów uzbrojenia – czyli np. zawierających broń biologiczną i chemiczną. Ich zadaniem była dodatkowo tylko prowokacja, a nie np. „oślepienie" w ataku najważniejszych elementów systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Południowej Korei.

Ostatecznie już we wtorek 27 grudnia 2022 roku rozpoczęła się inspekcja ze strony południowokoreańskiego połączonego sztabu, mająca znaleźć przyczyny nieskuteczności przedsięwziętych środków obronnych. Jak na razie wskazuje się na dwa czynniki. Po pierwsze Północna Korea zastosowała niewielkie drony z tworzyw sztucznych o rozpiętości około 2 metrów, trudne do wykrywania i śledzenia przez standardowe systemy obrony przeciwlotniczej (co było tylko częściową prawdą). O wiele większym problemem było jednak pojawienie się bezzałogowców nad cywilnymi terenami zaludnionymi, gdzie w czasie pokoju nie można było użyć na dużą skalę systemów artyleryjskich i rakietowych.

Reklama

I takie też było oficjalnie wytłumaczenie rzecznika połączonych sztabów płk. Lee Sung-jun, który na specjalnym briefing wyjaśniał, że istnieją znaczne ograniczenia w wykrywaniu i identyfikowaniu dronów mniejszych niż 3 metry, a operacja wojska została ograniczona, aby uniknąć strat wśród ludności cywilnej. Obrona południowokoreańska nie była jednak bezczynna. Według agencji informacyjnej Yonhap, z jednego ze śmigłowców wystrzelono w sumie około sto pocisków, ale ostatecznie nie uzyskano żadnego trafienia.

Później próbowano to załagodzić wyjaśnieniem, ze oddano po prostu strzały ostrzegawcze. Użycie takiego „środka perswazji" w odniesieniu do systemów bezzałogowych byłoby jednak czymś bardzo dziwnym. Dodatkowo nieskuteczność obrony antydronowej wcale nie jest największym problemem Korei Południowej. Bardziej niepokojący jest brak odpowiedniej reakcji na wcześniejsze incydenty tego rodzaju. Do infiltracji północnokoreańskich dronów dochodziło już bowiem wcześniej (m.in. w 2014 oraz 2017 roku) i już wtedy deklarowano wprowadzenie środków przeciwdziałających tego rodzaju zagrożeniem.

Reklama

Jak się jednak okazało nie zdołano tego zrobić do dzisiaj. Nie udało się np. wprowadzić do służby specjalnej jednostki wyposażonej w systemy bezzałogowe i antydronowe. Nieskuteczna okazała się także linia obrony zbudowana w oparciu o samoloty śmigłowe, bojowe śmigłowce Apache i lżejsze KA-1, które uznano za bardziej przydatne od odrzutowych samolotów bojowych w zwalczaniu dronów, poruszających się z prędkością mniejszą niż 100 km/h. Procedury opracowane przez wojsko na bazie wcześniejszych doświadczeń okazały się jednak nieprzydatne i to przy nieskoordynowanych działaniach północnokoreańskich bezzałogowców. Z raportów wynika bowiem, że w grudniu 2022 roku nie działały one w roju.

Chiński dron Sky-09P w pozycji transportowej produkowany w Korei Północnej
Chiński dron Sky-09P w pozycji transportowej produkowany w Korei Północnej
Autor. Taiyuan Navigation Friend Aviation Technology

Teraz jednak uzyskano bodziec, by na Południu naprawić sytuację i to wreszcie w sposób skuteczny. Za użyteczne w czasie pokoju i to dodatkowo nad silnie zaludnionymi obszarami, wskazuje się przede wszystkim na: systemu zakłócające oraz efektory działające według zasady bezpośredniego trafienia kinetycznego („hit to kill"), zdolne do precyzyjnego zniszczenia dronu z jak najmniejszymi skutkami ubocznymi.

Reklama

Co ciekawe proponuje się zastosowanie tych rozwiązań na samolotach myśliwskich, które są w stanie szybciej dolecieć do rejonu zagrożenia i odszukać atakujące bezzałogowce. Miałyby one otrzymać specjalne zasobniki zakłócające oraz być może, niewielkie, pociski antydronowe. Dodatkowo pozwoliłoby to wykorzystywać przewagę w powietrzu, jaką Koreańczycy z południa wraz z Amerykanami wypracowali nad agresywnym sąsiadem z północy. W czasie nalotu dronów z 26 grudnia 2022 roku samoloty odrzutowe wysłane w kierunku zagrożenia okazały się jednak nieprzydatne. Startowały też turbośmigłowe samoloty bojowe KA-1 i jeden z nich rozbił się tuż po starcie (na szczęście obaj piloci się katapultowali).

Wprowadzenie nawet najnowocześniejszych myśliwców stealth (F-35) nie zapewniło więc bezpieczeństwa południowokoreańskiego nieba. Północna Korea zdołała bowiem tanimi środkami i za pomocą niewyrafinowanych technologicznie systemów przełamać nawet najnowocześniejszą obronę.

Reklama

Co więcej, teraz jest prawie pewne, że północnokoreańscy specjaliści zaczną pilnie rozwijać się w tej dziedzinie, stawiając jednak bardziej na ilość niż na jakość. I znowu będzie tu wyraźna dysproporcja pomiędzy tym, czym dysponuje Korea Północna i Korea Południowa. O ile bowiem władze w Seulu wprowadzały drony zaawansowane technicznie, w tym cztery drony strategiczne klasy HALE (wysokiego pułapu i dużej autonomiczności) typu Global Hawk, zakupione w latach 2019-2020, to Koreańczycy z północy stawiają na prostotę i ilość.

Zdjęcie z oficjalnego pokazu dronów dla Kim Jong-una zorganizowanego w 2013 roku
Zdjęcie z oficjalnego pokazu dronów dla Kim Jong-una zorganizowanego w 2013 roku
Autor. Skan z oficjalnej telewizji północnokoreańskiej

Bezzałogowce rozwijane przez reżim Kim Dzong Una są więc produkowane masowo, chociaż opierają się na starych rozwiązaniach. Z tysiąca dronów wykorzystywanych przez Koreę Północną duża część należy np. do typoszeregu „Banghyun", opierających się na przestarzałych już, bezzałogowych minisamolotach z Chin typu D-4 (i być może typu D-5). Można jednak zakładać, że do przeszłości należą już czasy, w których północnokoreańscy wojskowi zamierzali stosować operacyjnie nawet zwykłe modele zdalnie sterowanych samolotów wyposażone w prymitywne bomby, jako skuteczny środek walki na bliską odległość.

Reklama

Świadczą o tym chociażby oficjalne komunikaty północnokoreańskie o zakończeniu prac nad dwoma typami nowej generacji dronów: rozpoznawczego i szturmowego – klasy kamikaze. Data tego komunikatu była nieprzypadkowa, ponieważ zakończenie testów nastąpiło 15 kwietnia 2021 roku w dzień urodzin Kim Ir Sena. Badania były prowadzone w dystrykcie Banghyun koło miasta Gusong w północnym Pyonganie. I to właśnie od tego dystryktu wzięła swoją nazwę cała rodzina północnokoreańskich dronów.

Za najbardziej groźnego przedstawiciela tej rodziny uważa się bezzałogowy samolot Banghyun 5, który ma być opracowywany na specjalne zlecenie Kim Dzong Una. Będzie on wykonany w technologii stealth z tytanu i włókna węglowego, ma ważyć półtora tony i mieć możliwość poruszania przez 10 godzin się z prędkością 200 km/h. Północna Korea straszy przy tym, że będzie on uzbrojony w brudną bombę, zawierającą materiały radioaktywne.

Reklama

Na szczęście prace nad nowoczesnymi północnokoreańskimi dronami szturmowymi, które trwały od 2013 roku jeszcze się nie zakończyły i mają być kontynuowane przez jeszcze kolejne cztery lata. Wtedy również mają być wprowadzone bezzałogowce zdolne do prowadzenia rozpoznania w promieniu 500 km od własnych pozycji.

Są to jednak tylko oficjalne deklaracje, natomiast przyszłość może być bardziej siermiężna. Tym bardziej, że władze w Pjongjang na pewno śledzą wojnę w Ukrainie i to, jak Ukraińcy w pomysłowy sposób przestarzałymi systemami atakują rosyjskie lotniska strategiczne oddalone nawet kilkaset kilometrów od granicy. A przecież w Korei Północnej nie brakuje zarówno starych systemów, jak i determinacji by je wprowadzić – dodatkowo na o wiele większą skalę.

Reklama

Już kilka lat temu ujawniono, że w 1994 roku Syria zapewniła Korei Północnej dostęp do swoich dronów, w tym radzieckiego systemu Tu-143 (DR-3 Reys). Jest to mniejsza wersja bezzałogowców Tu-141 wykorzystanych prawdopodobnie przez Ukrainę do atakowania rosyjskich lotnisk. Później Korea Północna prawdopodobnie uruchomiła produkcję systemu DR-3 dla swoich potrzeb i być może go później zmodyfikowała. Może więc go na pewno wykorzystać jako drony kamikaze. W podobny sposób Koreańczycy z południa będą mogli postąpić z nabytymi w Rosji w latach 1997-1998 dronami Pczeła-1T (z napędem śmigłowym z podobnymi parametrami jak DR-3 ale z lepszym pakietem sensorów). One również z dużym prawdopodobieństwem zostały przerobione na latające bomby.

Koreańczycy z południa zdają sobie więc sprawę, że zagrożenie ze strony północnego sąsiada może się zwiększyć i że muszą być na to odpowiednio przygotowani. Wiedzą oni również o tym, że środki przeciwdziałania muszą być skuteczne, ale przy tym tanie, ponieważ w ich kierunku może zostać wysłanych nawet kilka tysięcy dronów, może niewielkich, ale za to stosunkowo celnych (opartych o komercyjne odbiorniki GPS).

Reklama

Na szczęście okazało się, że sam system wykrywania Południowej Korei okazał się skuteczny. Północnokoreańskie drony były bowiem wykryte i śledzone (szczególnie ten, który poleciał na Seul). Jeżeli więc uda się wprowadzić skuteczne i tanie efektory to jest szansa, że zagrożenie z północy uda się zmniejszyć. Być może warto by było wrócić do prac nad systemami uzbrojenia, które są zdolne do „strącania" dronów silnym impulsem elektromagnetycznym. O programie dotyczącym tego rodzaju rozwiązań w Korei Południowej informowano już w 2013 roku jednak jak widać, nie zakończył się on sukcesem. Na południu nie wprowadzono także antydronowych systemów laserowych.

Zdarzenie z 26 grudnia 2022 roku było pierwszym od pięciu lat przypadkiem, kiedy północnokoreańskie drony weszły w południowokoreańską przestrzeń powietrzną. Takie sytuacje mogą się więc powtórzyć, jednak na korzyść Południowej Korei działają w tym przypadku sankcje nałożone na reżim w Pjongjangu. Koreańczycy z północy nie mają więc szans, by pozyskać technologie potrzebne do szybkiego rozwoju nowoczesnych systemów bezzałogowych. Z drugiej jednak strony takie kraje, jak Rosja i Iran mogą pomóc w uruchomieniu w Korei Północnej masowej produkcji czegoś, co jest tanie – a więc prymitywnych i tanich dronów kamikaze. I to na ich atak trzeba się w pierwszej kolejności przygotować.

Reklama

I to nie tylko w Korei Południowej.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama