Reklama

Geopolityka

Syria grozi Libanowi odwetem - to raczej blef [KOMENTARZ]

Baszar al-Asad i Michel Suleiman w 2008 roku - fot. www.joshualandis.com
Baszar al-Asad i Michel Suleiman w 2008 roku - fot. www.joshualandis.com

Syryjskie ministerstwo spraw zagranicznych poinformowało swojego libańskiego odpowiednika, że nie może w nieskończoność tolerować bezczynności libańskich sił zbrojnych i nie wyklucza operacji militarnej na terenie swojego zachodniego sąsiada.



Syryjska państwowa agencja informacyjna SANA opublikowała w piątek 15 marca br. depeszę która trafiła do libańskiego MSZ. W jej treści znalazły się, m.in. słowa: "cierpliwość nie decydowała się do tej pory uderzać w uzbrojone gangi w głębi libańskiego terytorium".

CZYTAJ TEŻ: Szef izraelskiego wywiadu wojskowego: Iran i Hezbollah tworzą w Syrii 50-tysięczną milicję

Nie jest do jednak do końca prawdą, gdyż niejednokrotnie pociski wystrzelone przez syryjskie wojsko spadały po libańskiej stronie granicy, jak np. w tym przypadku.

SANA podała również, że według tamtejszego MSZ, "w ciągu ostatnich dwóch dni duża liczba bojowników przekroczyła północną granicę Libanu i dostała się do syryjskiej miejscowości Tel Kalakh".

Trzeba mieć jednak na uwadze, że oczywiście Syria skarży się nie na szyickie bojówki Hezbollahu, który posiada własną siłe militarną, niezależną od Libańskich Sił Zbrojnych i sprawuje władzę w Libanie, ale na sunnickich dżihadystów, których preferowanym kierunkiem napływu do kraju al-Asada jest połnocny Liban, w tym Trypolis.

Północny Liban jest kontrolowany właśnie przez sunnitów i Libańskie Siły Zbrojne, w których jest mniej więcej tyle samo oficerów chrześcijańskich i muzułmańskich. Personel niższego szczebla to jednak w zdecydowanej większości sunnici rekrutowani wśród biedoty na północy. Zwierzchnikiem LSZ jest prezydent maronita Michel Suleiman a głównodowodzącym również maronita Jean Kahwaji.

CZYTAJ WIĘCEJ: Krwawe starcia sunnicko - alawickie w libańskim Trypolisie

Regularne wojsko otrzymuje również regularną pomoc finansową ze Stanów Zjednoczonych i pomoc szkoleniową z Wielkiej Brytanii. Formacja ta od początku konfliktu konsekwentnie nie angażuje się w konflikt po żadnej ze strony syryjskiej wojny domowej, koncentrując się na obronie integralności terytorialnej i likwidowaniu zarzewi konfliktu wyznaniowego, zwłaszcza między zamieszkującymi Trypolis i okolice alawitami i lokalnymi sunnitami.

Gróźb syryjskiego MSZ nie należy traktować raczej jako zapowiedzi otwarcia nowego frontu przez syryjską armię, a jedynie kontynuację dotychczasowej taktyki - transgranicznego ostrzału infiltratorów zmierzających do Syrii lub wycofujących się z niej bojowników.

Rozpętanie kolejnej wojny domowej w Libanie, w której stroną byłby szyicki Hezbollah oraz sunniccy rebelianci, Libańskie Siły Zbrojne, czy chrześcijańskie milicje, byłoby bardzo ryzykowne zarówno dla aktorów libańskich, jak i dla al-Asada.

Ponadto, jeśli prawdą jest to co sam o sobie powiedział al-Asad, czyli, że jego siły nie są w stanie kontrolować terenów wiejskich, a koncentrują się jedynie na dużych miastach, jego wojsko nie może sobie pozwolić na to, by szerzej zaangażować się w Libanie.

CZYTAJ TEŻ: Rosja i Izrael twierdzą, że broń chemiczna al-Asada jest bezpieczna

Dodajmy do tego, coraz większe zaangażowanie Hezbollahu w Syrii a otrzymamy konstatację, że potencjalnym beneficjentem konfrontacji Libańskich Sił Zbrojnych i Hezbollahu byliby syryjscy rebelianci, zwalczani obecnie przez LSZ jak i szyicką organizację.

Marcin Toboła
Reklama

Komentarze

    Reklama