Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

„Starcie” brytyjskiego i francuskiego lotniskowca. Kto wygrał?

Fot. Marine nationale
Fot. Marine nationale

Brytyjski lotniskowiec HMS “Queen Elizabeth” po raz pierwszy ćwiczył na Morzu Śródziemnym z francuskim lotniskowcem „Charles de Gaulle”. W pozorowanym starciu z nowymi, amerykańskim samolotami F-35 wygrały starsze, francuskie samoloty Rafale wsparte amerykańskim systemem wczesnego ostrzegania E-2C Hawkeye.

Do pierwszego, ćwiczebnego starcia lotniskowców: brytyjskiego i francuskiego doszło podczas dwustronnych manewrów morskich Gallic Strike, które przeprowadzono w dniach 1-4 czerwca 2021 roku. Wzięło w nich udział piętnaście okrętów i blisko sześćdziesiąt statków powietrznych. Manewry zorganizowano w zachodniej części Morza Śródziemnego niedaleko południowych wybrzeży Francji, jako element kończący trzynastą już misję operacyjną francuskiej, uderzeniowej grupy lotniskowcowej.

Misja ta trwała od 21 lutego 2021 r. pod kryptonimem Clemenceau 21. Francuska grupa lotniskowcowa uczestniczyła w jej trakcie w walce z terroryzmem w ramach operacji Inherent Resolve/Chammal operując na Morzu Śródziemnym, Oceanie Indyjskim i Zatoce Arabskiej. Zespół oznaczony jako Task Force 473 działał także ramach operacji pokojowych, zabezpieczając m.in. prawo do swobodnej żeglugi.

Z kolei lotniskowiec HMS „Queen Elizabeth” jest obecnie okrętem flagowym brytyjskiej, lotniskowcowej grupy uderzeniowej CSG 21 (Carrier Strike Group 21). Grupa ta składa się z sześciu brytyjskich okrętów nawodnych, jednego brytyjskiego okrętu podwodnego, jednego niszczyciela amerykańskiego oraz jednej fregaty niderlandzkiej. Jest to więc największe zgrupowanie sił morskich i powietrznych, jakie od kilku dekad opuściło Wielką Brytanię. Ma ono działać przez siedem miesięcy operując na Morzu Śródziemnym, Oceanie Indyjskim i obszarze Indo-Pacyfiku, według Brytyjczyków „wchodząc w interakcję z ponad jedną piątą narodów świata”.

Ćwiczenie Gallic Strike było o tyle ważne, że była to pierwsza wspólna operacja francuskiego lotniskowca „Charles de Gaulle” i brytyjskiego lotniskowca HMS „Queen Elizabeth”. Stworzono więc możliwość współdziałania obu okrętów w ramach połączonych sił ekspedycyjnych CJEF (Combined Joint Expeditionary Force) i sprawdzono skuteczność utworzonego w ten sposób systemu obronnego.

Szkolenie pomiędzy lotniskowcami polegało m.in. na koordynowaniu działań w jednej, zintegrowanej strukturze dowodzenia. Dzięki temu samoloty pokładowe F-35B z HMS „Queen Elizabeth” (na co dzień wchodzące w skład 617. Dywizjonu brytyjskich sił powietrznych RAF, „Dambusters”) i Rafale M z „Charles de Gaulle” mogły wspólnie prowadzić operacje zwalczając cele nawodne i powietrzne, jak również wykonując symulowane uderzenia na obiekty lądowe. Taka projekcja siły nie dotyczyła jednak tylko francuskiej i brytyjskiej marynarki wojennej. W ćwiczeniu Gallic Strike wzięły bowiem udział również amerykańskie, greckie, włoskie i niderlandzkie siły zbrojne.

Szczególnie aktywni byli Amerykanie, którzy wspomogli francuską grupę lotniskowcową wprowadzając do jej sił osłony niszczyciel rakietowy typu Arleigh Burke USS „Thomas Hudner”, oraz brytyjską grupę lotniskowcową integrując z nią swój niszczyciel USS „Sullivans” i dziesięć amerykańskich samolotów F35-B z eskadry uderzeniowej korpusu piechoty morskiej VMFA-211.

„Współpraca sojusznicza i interoperacyjność osiągnęły nowe wyżyny dzięki temu pierwszemu spotkaniu na morzu francuskich i brytyjskich lotniskowcowych grup uderzeniowych. Inicjatywy te udowadniają, że załogi, samoloty i okręty są interoperacyjne i mogą bezproblemowo wspierać się nawzajem, gdy zajdzie taka potrzeba. Mówiąc szerzej, ta działalność jest doskonałą demonstracją podziału obciążeń leżących u podstaw Sojuszu NATO i ma zasadnicze znaczenie dla naszej zdolności do generowania pokoju na zawsze”.

Generał dywizji Phillip A. Stewart, zastępca szefa sztabu ds. operacji strategicznych Naczelnego Dowództwa Sił Sojuszniczych w Europie SHAPE (Supreme Headquarters Allied Powers Europe)

Konfrontacja brytyjskiego i francuskiego lotniskowca

Najciekawsza z punktu widzenia analityków i dziennikarzy była pierwsza faza manewrów Gallic Strike, w czasie której lotniskowce HMS „Queen Elizabeth” i „Charles de Gaulle” uczestniczyły w grze wojennej, przypominającej według komunikatu Royal Navy zabawę „w kotka i myszkę”. Jej celem było sprawdzenie własnych możliwości ofensywnych oraz wartości systemu ochronnego, mającego zabezpieczyć zespoły okrętowe przed atakiem z powietrza.

Konfrontacja była o tyle ciekawa, że „starły” się ze sobą dwa „okręty lotnicze” różnej klasy i wielkości. Pozornie przewaga była po stronie Brytyjczyków. Lotniskowiec „Charles de Gaulle” jest bowiem o siedemnaście lat starszy (wprowadzony do służby 18 maja 2001 roku w porównaniu do 17 grudnia 2017 roku w odniesieniu do QE) i o jedną trzecią mniejszy (ma bowiem wyporność 42500 ton w porównaniu do 65000 ton w przypadku lotniskowca HMS „Queen Elizabeth”).

W rzeczywistości takie porównanie byłoby dużym uproszczeniem, podobnie jak konfrontowanie ze sobą zestawień liczbowych, jeżeli chodzi o wyposażanie. Lotniskowiec „Charles de Gaulle” ma bowiem większą grupę samolotów na pokładzie (do 42) niż HMS „Queen Elizabeth” (do 36 samolotów). Należy jednak pamiętać, że Brytyjczycy wykorzystują samoloty piątej generacji F-35B, podczas, gdy Francuzi działają samolotami Rafale M – klasyfikowanych jako generacja 4,5.

image
Fot. Marine nationale

Sposób realizowania zadań przez oba te samoloty wyraźnie się różni - teoretycznie na korzyść F-35. Jednak w przypadku lotniskowców liczy się również ilość zabieranego uzbrojenia, a tutaj przewagę mogą mieć samoloty Rafale. Wynika to ze sposobu startu. Na francuskim lotniskowcu zastosowano bowiem dwie niezależnie działające katapulty parowe, które współdziałając z dwiema windami pozwalają w ciągu piętnastu minut wysłać w powietrze zespół dwudziestu samolotów w pełni uzbrojonych.

W przypadku HMS „Queen Elizabeth” wykorzystuje się jedynie silniki statków powietrznych, które wspomaga skocznia Ski-Jump. F-35B to samoloty pionowego lądowania i skróconego startu, ale to oznacza ograniczenia w ciężarze zabieranego ładunku bojowego. Brytyjczycy mając dodatkowo tylko jedną skocznię mogą więc wysłać w powietrze w tym samym czasie co Francuzi mniej uzbrojenia.

I tu pojawia się najważniejsza zaleta lotniskowca „Charles de Gaulle”. Stałym elementem jego grupy lotniczej są bowiem dwa samoloty wczesnego ostrzegania i dozoru radiolokacyjnego E-2C Hawkeye. Są one wyposażone w radar AN/APS-145 z anteną obrotową umieszczoną w specjalnej osłonie ponad kadłubem. Francuzi ujawnili, że dzięki niemu samoloty w wersji E-2C, działając na wysokości nawet 9000 m, są w stanie śledzić jednocześnie do czterystu obiektów, tworząc obraz sytuacji powietrznej i nawodnej w promieni 550 km.

To właśnie samoloty dozoru powietrznego E-2C Hawkeye zadecydowały o przewadze francuskiego lotniskowca „Charles de Gaulle”, pozwalając na wcześniejsze skierowanie do odpowiedniego sektora własnych myśliwców, jak również zawczasu ostrzegając swoje siły ochrony o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Jest to szczególnie ważne przy ataku na bardzo niskiej wysokości, gdy radary okrętowe mogą wykryć cele powietrzne zaledwie w odległości kilkudziesięciu kilometrów. W przypadku rakiet ponaddźwiękowych, a tym bardziej hipersonicznych, czas reakcji skraca się wtedy znacznie, a dzięki informacji z zewnątrz można zyskać kilkadziesiąt sekund na odpowiednie rozstawienie sił ochrony i uruchomienie systemów obronnych.

Oczywiście samoloty F-35B mogą dzięki swoim radarom również w jakiś sposób przekazywać informacje o sytuacji powietrznej i nawodnej. Świadczą o tym chociażby próby wykorzystania tych myśliwców do naprowadzania rakiet przeciwlotniczych z okrętów na cele znajdujące się poza horyzontem. Jednak pokładowy radar F-35B nie może prowadzić obserwacji dookólnej, a pilot nie jest w stanie przeanalizować sytuacji – tym bardziej, że nie jest ona w odpowiednim okresie odnawiana. Nie pozwala więc np. na skuteczne śledzenie zbliżających się do zespołu lotniskowcowego rakiet przeciwokrętowych – szczególnie tych najszybszych, lecących z prędkością ponaddźwiękową.

W przypadku wykrycia zagrożenia przez okręty, to brytyjskie i francuskie, okrętowe siły ochrony mają podobne możliwości, tym bardziej że ich elementem były również takie same niszczyciele amerykańskie typu Arleigh Burke. Ważne jest jednak to, że o ile lotniskowiec HMS „Queen Elizabeth” jest praktycznie całkowicie zdany na osłonę otaczających go jednostek pływających, to „Charles de Gaullr” może w ostateczności bronić się sam, posiadając własny rakietowy system obrony przeciwlotniczej, oparty o bardzo skuteczne rakiety Aster-15. Brytyjski lotniskowiec jest natomiast uzbrojony jedynie w małokalibrowe systemy artyleryjskie.

Sytuacja może się nieco zmienić dopiero wtedy, gdy Brytyjczycy wprowadzą do swojej grupy lotniczej śmigłowce wczesnego ostrzegania Merlin HM2 ASaC (airborne surveillance and control), wyposażone w radar obserwacyjny Searchwater 2000AEW. Nie będą one miały one oczywiście takich możliwości kierowania działaniami własnego lotnictwa, jak samoloty E2C Hawkeye, jednak pozwolą na zwiększenie zasięgu wykrywania zagrożeń powietrznych lecących na bardzo niskich wysokościach – w tym przede wszystkim rakiet przeciwokrętowych klasy Sea Skimmer.

Jak na razie Royal Navy poinformowała, że pierwszy śmigłowcie Merlin HM1 ASaC rozpoczął treningi operacyjne i będzie gotowy do służby w drugiej połowie 2021 roku. Do tego czasu, w ćwiczeniach na morzu przewagę operacyjną będzie miał zawsze francuski lotniskowiec.

Ta przewaga będzie zniwelowana tak naprawdę dopiero wtedy, gdy w powietrze nie będzie można wysłać samolotów wczesnego ostrzegania. Wtedy liczyć się będą bowiem radary okrętowe, a te są lepsze na nowszym, brytyjskim lotniskowcu.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze

    Reklama