Reklama

Siły zbrojne

Śmigłowce przeciwko okrętom. Test ogniowy europejskiej rakiety

  • Photo: mjr. Robert Siemaszko/DKS MON
    Photo: mjr. Robert Siemaszko/DKS MON
  • Fot. Casino Connection/Flickr/CC 4.0
    Fot. Casino Connection/Flickr/CC 4.0

Koncern MBDA poinformował o zakończonym sukcesem, pierwszym odpaleniu w powietrzu przeznaczonej dla śmigłowców morskich rakiety przeciwokrętowej SeaVenom/ANL, będącej następcą pocisków Sea Skua i AS15TT.

Pierwsze strzelanie nowej rakiety Sea Venom/ANL przeprowadzono w czerwcu 2017 r. na poligonie rakietowym Île du Levant we Francji. Pocisk odpalono ze średniego śmigłowca AS365 Dauphin, którego właścicielem jest nadzorująca testy Dyrekcja Generalna do Spraw Uzbrojenia DGA (Direction Générale de l’Armement).

Wybór platformy nie był zaskoczeniem, ponieważ rakieta Sea Venom/ANL jest opracowywana dla helikopterów francuskiej i brytyjskiej marynarki wojennej i ma zastąpić obecnie kończące eksploatację pociski „powietrze-woda” krótkiego zasięgu Sea Skua i AS15TT. Szef programu Sea Venom/ANL koncernu MBDA Frank Bastart stwierdził, że próba była sukcesem, wyraził zadowolenie z jej przebiegu. „Po wejściu do służby Sea Venom/ANL zapewnią znaczny wzrost zdolności bojowych francuskim i brytyjskim siłom zbrojnym”.

Próba została przeprowadzona na maksymalnym zasięgu. Jest to bardzo ważny i pozytywny sygnał dla uczestniczących w programie Francuzów i Brytyjczyków, którzy jeszcze w ciągu tego roku mogą utracić zdolność użycia uzbrojenia rakietowego na śmigłowcach morskich (w związku z wycofywaniem starszych pocisków). Teraz otrzymali sygnał, że ta sytuacja może się szybko zmienić.

Jest to niezbędne, ponieważ ważące około 100 kg rakiety Sea Venom/ANL zapełniają lukę pomiędzy ważącymi ponad 600 kg rakietami przeciwokrętowymi średniego zasięgu (klasy Exocet lub Harpoon) i ważącymi około 50 kg pociskami bardzo krótkiego zasięgu (klasy Hellfire). Dzięki temu istnieje możliwość unieszkodliwienia niewielkich jednostek pływających bez potrzeby stosowania do tego np. kosztownych rakiet AM-39 Exocet.

Fot. MBDA

Obecnie jednak brytyjskie śmigłowce AW159 Wildcat są pokazywane jedynie z makietami pocisków, ponieważ operacyjne uzbrojenie ma zostać dostarczone dopiero około 2020 r. W przypadku Francji nie jest deklarowana żadna konkretna platforma, gdyż wskazuje się na możliwość podwieszania rakiet ANL (Anti-Navire Léger) zarówno na lekkich śmigłowcach wielozadaniowych HIL (Hélicoptère Interarmées Léger), jak i na innych, cięższych typach helikopterów (np. NH90-NFH).

W wyniku programu, który rozpoczął się w koncernie MBDA w 2013 r., powstała rakieta o masie 110 kg przenosząca głowicę bojową o masie 30 kg (dla porównania pociski NSM wykorzystywane w Nadbrzeżnym Dywizjonie Rakietowym mają głowicę o wadze około 100 kg). Jest to więc uzbrojenie przydatne do skutecznego zneutralizowania jednostek pływających o wyporności od 50 do 500 ton lub uszkodzenia większych okrętów klasy korweta lub fregata.

Operator systemu ma przy tym możliwość wyboru dwóch głównych sposobów ataku. W pierwszym wypadku rakieta może działać według zasady „wystrzel i zapomnij”, nakierowując się na cel za pomocą głowicy działającej w podczerwieni. Konstrukcja systemu naprowadzania daje również możliwość strzelania według zasady „celujesz w to, co widzisz”. Operator może bowiem w czasie rzeczywistym otrzymywać z pocisku drogą radiową obraz widziany przez kamerę umieszczoną w głowicy pocisku, a więc kierować rakietą do momentu uderzenia w zidentyfikowany przez niego cel.

Poprawia to nie tylko celność, ale również zmniejsza skutki uboczne, eliminuje możliwość popełnienia pomyłki oraz zapewnia bezpieczeństwo strzelającemu helikopterowi. W przypadku rakiety Sea Skua stosowano półaktywne naprowadzanie radarowe, a więc cel musiał być cały czas „oświetlany” przez radar śmigłowca. Różnica jest też w zasięgu. O ile bowiem Sea Skua mogła zwalczać cele do odległości około 13,5 Mm (25 km), to Sea Venon może już atakować obiekty do 38 Mm (70 km).

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (3)

  1. cotozaroznica

    To bylaby rakieta Marynarce Wojennej RP gdyby nie zrexygnowano z europejskiego bezpieczenstwa i Caracali oraz obrony antybalistycznej MBDA.

  2. dim

    pytanie techniczne do opisanej rakietki: Czy zatopi ona np rosyjski wodolot desantowy, klasy Żubr ? Opancerzony i na pewno, w razie użycia bojowego, wyposażony także w systemy ochrony, co najmniej, co najmniej oparte o zakłócenie widma podczerwieni plus rozpylone dipole ? W zasadzie należałoby, jako minimum, dla każdej, nawet bardzo małej, rosyjskiej jednostki morskiej, użytej do ewentualnego desantu, przyjąć gotowość do akcji jej systemu ochrony co najmniej ekwiwalentnego do rosyjskich systemów czołogowych, nowszych generacji.

    1. Davien

      Jedna raczej nie, ten pocisk ma zaledwie 30-sto kg. głowicę ale nikt jednej nie będzie do tak cennego celu jak Żubr wystrzeliwał jednej, tylko poleci co najmniej kilka a wtedy Żubr raczej się nie da obronić, zwłąszcza że ma jedynie AK-630 i Strzały. Co do zakłócania to pocisk ma głowicę IIR z mozliwościa zdalnego kierowania więc flary tu nic nie dadzą, bo zostana po prostu zignorowane.

  3. dimitris

    Oczywistość... że ważna jest najlepsza, najlepsza z możliwych do tego do zadania rakieta, a nie aż tak bardzo sam nośnik. Więc pieniądze wydawać należy po pierwsze na system rakietowy, nie na nośniki. Nośnik ma tylko znosić morski klimat/pogody plus (plus !) posiadać także wystarczająco sprawne mechanizmy obronny własnej. Inaczej rakiety i pilotów diabli wezmą. Czyli dla realizacji celu głównego będzie to zupełnie nieważne, czy sam nośnik będzie amerykański, czy np. u[/]aiński (i wszyscy wiedzą co chciałem w nawiasie wpisać i dlaczego). Nośnik, to zagadnienie bardzo ważne tylko w sensie kosztowym. Czyli winien być tani nośnik, ale najlepszy system rakietowy na nim. A nie wszystko mizerne lub alternatywnie wszystkiego 10 razy za mało, bo wychodziło bardzo drogo. I to samo śmigłowce dla wojsk lądowych, mają być ekonomiczne i ma być ich tyle ile potrzeba. Poza tym jasne, że nie do bezpośredniego kontaktu z przeciwnikiem, panowania w powietrzu przecież nie będzie. A gdyby jednak było i panowanie w powietrzu, przyleci wtedy do nas razem ze śmigłowcami szturmowymi.

    1. olo

      W każdym możliwym konflikcie w powietrzu będzie panować NATO i to nie zmieni się do czasu aż Chiny wskoczą do wyższej ligi patrz faktyczne a nie tylko na papierze maszyny V generacji. Dziś NATO bardzo szybko uziemi czy to Chiny czy to Rosję bo ma masakryczną przewagę w powietrzu i jakościową i ilościową.

Reklama