Reklama

Siły zbrojne

Wpływ Marynarki Wojennej RP na rosyjską Flotę Bałtycką [OPINIA]

By rekompensować wprowadzenie przez Polskę fregat Rosjanie potrzebują tan naprawdę wprowadzenia tylko odpowiedniej ilości rakiet przeciwokrętowych do nadbrzeżnych dywizjonów „Bał” i „Bastion”. Fot. Mil.ru
By rekompensować wprowadzenie przez Polskę fregat Rosjanie potrzebują tan naprawdę wprowadzenia tylko odpowiedniej ilości rakiet przeciwokrętowych do nadbrzeżnych dywizjonów „Bał” i „Bastion”. Fot. Mil.ru

Obiektywną oceną wartości Programu Modernizacji Technicznej Marynarki Wojennej RP powinna być reakcja Floty Bałtyckiej wprowadzone w polskich siłach morskich systemy uzbrojenia. Coś co stwarza rzeczywiste zagrożenie musi bowiem wywołać przeciwdziałanie. Dlatego warto się zastanowić, w jaki sposób Rosjanie zareagują na potencjalne wprowadzanie przez Marynarkę Wojenną RP czterech rodzajów jednostek pływających: nowych fregat, korwet, okrętów podwodnych tylko z torpedami i okrętów podwodnych z rakietami manewrującymi.

Skład Floty Bałtyckiej nie jest obecnie przypadkowy, ale wynika z systematycznie prowadzonej przez Rosjan analizy zadań i zagrożeń. Stałym elementem uwzględnianym w tego rodzaju rozważaniach jest położenie geograficzne zarówno Obwodu Kaliningradzkiego jak i Obwodu Leningradzkiego. Elementem zmiennym jest natomiast wyposażenie sił morskich wszystkich państw bałtyckich, oceniane przez Rosjan szczególnie pod względem ich możliwości taktyczno-operacyjnych w czasie podprogowego lub faktycznego konfliktu zbrojnego.

Położenie geograficzne i polityczne Morza Bałtyckiego a Flota Bałtycka

Najważniejszy wpływ na skład Floty Bałtyckiej ma bezsprzecznie położenie geograficzne całego Morza Bałtyckiego, do którego bezpośredni dostęp jest tylko przez Cieśniny Duńskie ściśle i szczelnie kontrolowane przez trzy kraje NATO: Norwegię, Danię i Niemcy. Rosjanie doskonale zdają więc sobie sprawę z tego, że podczas konfliktu zbrojnego ruch handlowy do ich portów w Bałtijsku, Kaliningradzie oraz Sankt Petersburgu zostanie przerwany. Wiedzą też, że by to zrobić, wcale nie trzeba używać rozwiązań siłowych (np. okrętów), ale można stosować polityczne wybiegi - takie same, jakie oni zastosowali w odniesieniu do Ukraińców pod mostem przez Cieśninę Kerczeńską. Przed Flotą Bałtycką nie stawia się więc zadania ochrony morskich linii komunikacyjnych, ponieważ w momencie wybuchu konfliktu zbrojnego takich linii dla Rosjan po prostu nie będzie.

W odróżnieniu od Polski Rosja nie musi zresztą uzależniać swojej gospodarki od handlu morskiego na Bałtyku, ponieważ surowce energetyczne ma na miejscu, a resztę potrzebnych towarów - nie objętych sankcjami można ściągać szlakami lądowymi lub przez inne porty. Przykładowo Sankt Petersburg może być również zaopatrywany drogą wodną z wykorzystaniem kanałów i rzek, niewielkimi jednostkami pływającymi z Morza Białego, Morza Czarnego lub nawet Morza Kaspijskiego. Rosjanie udowodnili to dobitnie prezentując nieprzypadkowo w czasie parady swojej floty w Sankt Petersburgu w 2017 roku kuter przeciwdesantowy „Junarmijec Kaspija” (projektu 21980 typu „Graczonok”), które przypłynął w tym celu z Morza Kaspijskiego.

image
Obecnie Rosjanom wystarczy, ze trzonem Floty Bałtyckiej są cztery nowe korwety projektu 20380 typu „Stierieguszczyj” o wyporności 2220 ton. Fot. mil.ru

Duże okręty nawodne (od klasy fregata wzwyż), które mogą w miarę samodzielnie działać w osłonie własnych konwojów na Bałtyku nie są więc Rosjanom pilnie potrzebne i to dlatego nie ma ich w najbliższych planach modernizacji technicznej Floty Bałtyckiej. Flota ta posiada więc tylko:

  • jeden wprowadzony w 1992 roku się niszczyciel „Nastojczywyj” projektu 956 typu „Sarycz” (o wyporności 8000 ton), który ma zresztą przestarzałe uzbrojenie przeciwlotnicze (okręt ten od początku 2016 roku jest nieustannie remontowany);
  • dwie fregaty projektu 11540 typu „Jastrieb”/”Nieustraszimyj” (o wyporności 4350 ton), których budowa rozpoczęła się odpowiednio 29 i 28 lat temu (projekt ten m.in. ze względu na zbyt słabe uzbrojenie przeciwlotnicze został zarzucony i zakończył się na oddaniu tylko dwóch jednostek).

Rosjanie preferują za to na Bałtyku mniejsze okręty i to dlatego Flota Bałtycka jako pierwsza otrzymała cztery nowe korwety projektu 20380 typu „Stierieguszczyj” (o wyporności 2220 ton), a w planach jest jeszcze wprowadzenie co najmniej dwóch takich jednostek. Wszystkie one są zbudowane z wykorzystaniem technologii stealth i dysponują już w miarę nowoczesnym systemem obrony przeciwlotniczej. Daje im to szansę na skryte zaatakowanie obcych jednostek pływających i powrót do bazy, ale na pewno nie na stałe patrolowanie akwenów morskich. Pozostałe, małe okręty rakietowe Floty Bałtyckiej są pozbawione skutecznego systemu przeciwlotniczego, co oznacza, że mogą skutecznie działać tylko wsparte przez większe okręty bądź też pod ochroną systemów brzegowych.

Ze względu na swoje położenie Rosjanie nie wprowadzają również na Bałtyk nowych okrętów podwodnych, a wszystkie sześć nowozbudowanych jednostek projektu 636.3 typu „Warszawianka” zostało przekazanych dla Floty Czarnomorskiej. Może to wynikać z analizy, że skuteczniejszym środkiem do blokowania morskich linii komunikacyjnych na Bałtyku są dla nich rakiety wystrzelone z niewielkich okrętów nawodnych, samolotów oraz baterii nabrzeżnych „Bał” i „Bastion” rozstawionych w Obwodzie Kaliningradzkim.

Uzbrojenie sił morskich krajów bałtyckich a rosyjska Flota Bałtycka

Z obecnej organizacji Floty Bałtyckiej bardzo wyraźnie wynika, że Rosjanie już dawno zarzucili plany przeprowadzenie dużych operacji desantowych na Bałtyku. Świadczy o tym nie tylko starzejąca i zmniejszająca się flota okrętów desantowych, ale również brak planów, by coś w tym zakresie definitywnie zmienić. Rosjanie nie muszą więc zapewniać osłony swoim zespołom okrętowym, nastawiając się bardziej na szybkie i skryte działanie dywersyjno-rozpoznawcze niż zdobywanie i umacnianie przyczółków np. na Półwyspie Duńskim.

To właśnie z tego powodu Bałtyk przestał być akwenem interesującym dla takich, nie stojących przed bezpośrednim zagrożeniem państw NATO, jak Dania i Niemcy (nastawione obecnie bardziej na działania na morzach otwartych), a pozostał ważny pod względem operacyjnym jedynie dla „wschodnich” krajów nadbałtyckich i Polski.

Oznacza to, że jakiekolwiek zmiany wprowadzane w niemieckich, duńskich i norweskich siłach morskich nie mają większego wpływu na decyzje strategiczne odnośnie przeszłości Floty Bałtyckiej, ponieważ jej bezpośrednio nie dotyczą. Ze względu na wielkość swoich sił morskich takiego wpływu nie będą miały również: Litwa, Łotwa i Estonia. Jeżeli więc pominie się nie należące do NATO Szwecję i Finlandię to jedynym krajem mogącym wywołać jakąkolwiek „organizacyjną i planistyczną” reakcję Floty Bałtyckiej jest jeszcze tylko Polska.

Uzbrojenie Marynarki Wojennej RP a Flota Bałtycka

Największe do chwili obecnej zmiany we Flocie Bałtyckiej wywołało niewątpliwie wprowadzenie w Marynarce Wojennej RP pierwszego nadbrzeżnego dywizjonu rakietowego (NDR). Wykorzystywane w nim rakiety przeciwokrętowe NSM o zasięgu ponad 220 km pozwalają bowiem przerwać na Bałtyku ruch jednostek cywilnych płynących do Rosji lub z Rosji. To one więc definitywnie zamknęły rosyjskie marzenia o utrzymaniu morskich linii komunikacyjnych.

image
Jak dotąd największe zamieszanie organizacyjno-planistyczne w rosyjskiej Flocie Bałtyckiej spowodowało wprowadzenie w Marynarce Wojennej RP pierwszego Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego. Fot. M.Dura

NDR-y utrudniają też działanie rosyjskim okrętom - szczególnie tym większym, łatwiejszym do wykrycia i ciągłego śledzenia. Ten efekt może być zwiększony po wysłaniu wybranych elementów polskich baterii nadbrzeżnych do krajów nadbałtyckich, co Rosjanie na pewno uwzględniają w swoich analizach. Dlatego rosyjscy sztabowcy nie zakładają prawdopodobnie długotrwałego działania swoich zespołów okrętowych na Bałtyku, tym bardziej, że do blokowania bałtyckich, morskich linii komunikacyjnych mają inne środki.

Praktycznie bez wpływu na przygotowywanie rozwoju Floty Bałtyckiej miały natomiast plany wprowadzenia do Marynarki Wojennej trzech Okrętów Obrony Wybrzeża „Miecznik”, a wcześniej korwet „Gawron”. Rosjanie rezygnując z wykorzystania bałtyckich, morskich linii komunikacyjnych nie muszą się bowiem przygotowywać do niszczenia okrętów, które tak naprawdę nie będą im w żaden inny sposób mogły zaszkodzić.

image
Wprowadzenie „Gawronów” i „Mieczników” nie musi wywoływać jakiejś reakcji Rosjan, którym nie zależy na utrzymywaniu morskich linii komunikacyjnych na Bałtyku. Fot. M.Dura

Polskie fregaty a Flota Bałtycka

Zupełnie inaczej będzie w przypadku ewentualnego wprowadzenia do Marynarki Wojennej RP fregat, które paradoksalnie, w całkowitym rozrachunku, bardziej pomogą Flocie Bałtyckiej niż jej zaszkodzą. Oczywiście w odróżnieniu od korwet, fregaty rzeczywiście mogą w jakiś sposób utrudnić realizację rosyjskich planów (jeżeli będą one miały możliwość prowadzenia przeciwlotniczej obrony strefowej) albo nawet zagrozić Rosjanom (jeżeli Amerykanie zgodziliby się Polsce sprzedać rakiety manewrujące Tomahawk i zamontować je na fregatach).

W pierwszym przypadku „utrudnienie” dla Rosjan jest czysto teoretyczne, ponieważ ataki z powietrza na obiekty znajdujące się na terytorium Polski ze strony morza będą najprawdopodobniej prowadzone tylko z wykorzystaniem rakiet manewrujących. Rakiety te mają zasięg ponad 2000 km, a więc mogą być odpalane z brzegu a nie z okrętów. Fregaty nie będą więc mogły atakować okrętów-wyrzutni, bo ich po prostu nie będzie. Dodatkowo rosyjskie rakiety manewrujące lecąc na niskiej wysokości mogą bez problemu ominąć strefę wykrycia radarów stosunkowo mało mobilnych fregat, których zasięg w odniesieniu do celów lecących na pułapie 10 m jest nie większy niż 30 km. Rozstawione w linii trzy fregaty mogą więc zabezpieczyć strefę o maksymalnej szerokości 180 km, podczas, gdy polska granica morska ma długość około 440 km.

image
Dobrze uzbrojona przeciwlotniczo fregata jest w stanie stworzyć pas obrony dla celów niskolecących o szerokości maksymalnie 60 km. M.Dura

Jeżeli pomimo tego polskie fregaty będą w jakiś sposób przeszkodą dla rosyjskich rakiet manewrujących, to Rosjanie w oczywisty sposób będą musieli tego rodzaju utrudnienie w pierwszej kolejności usunąć i niestety dla nas - mają do tego środki. Dodatkowo zrobią to szybko i tanio. W Obwodzie Kaliningradzkim rozmieszczone zostały już bowiem baterie rakiet nadbrzeżnych „Bał” (z rakietami Ch-35 „Uran” o prędkości Mach 0,85 i zasięgu od 120 do 260 km) i „Bastion” (z rakietami P-800 „Oniks” o prędkości Mach 2,6 i zasięgu większym niż 500 km), a prawdopodobnie będą również rozmieszczone baterie hiperdźwiękowych rakiet przeciwokrętowych „Cyrkon” (o prędkości około  Mach 5).

W odróżnieniu od ukrytych w terenie i rozśrodkowanych lądowych systemów przeciwlotniczych fregaty są bardzo łatwo wykrywalnym, „lokalizowalnym” i punktowym celem, którego zneutralizowanie wymaga tak naprawdę przerzucenia do Obwodu Kaliningradzkiego tylko odpowiedniej ilości rakiet przeciwokrętowych. W taki sam zresztą sposób Rosjanie zareagują, gdyby Polakom na fregaty udało się zainstalować rakiety manewrujące. Wtedy atak na te polskie okręty stanie się priorytetem, nastąpi w pierwszej kolejności i będzie o tyle łatwy, że cel będzie bardzo dobrze znany i łatwy do zlokalizowania.

image
By rekompensować wprowadzenie przez Polskę fregat Rosjanie potrzebują tan naprawdę wprowadzenia tylko odpowiedniej ilości rakiet przeciwokrętowych do nadbrzeżnych dywizjonów „Bał” i „Bastion”. Fot. Mil.ru

By zrekompensować ewentualne pojawienie się jednej, nowej, polskiej fregaty Rosjanie nie muszą więc wprowadzać okrętów za setki milionów dolarów, a jedynie wzmocnić już istniejące baterie nadbrzeżne o trzy lub cztery wyrzutnie samochodowe za kilkadziesiąt milionów dolarów, z minimum ośmioma rakietami (analizy wykazują, że atak tylu pocisków różnych typów jednocześnie powinien przebić się przez systemy antyrakietowe obecnych fregat nie wyposażonych w system AEGIS). Przy czym nie chodzi tu tylko o koszty zakupu, ale również o koszty utrzymania. Przypomnijmy chociażby, że załoga jednej fregaty to co najmniej sto osób. Natomiast cztery wyrzutnie samochodowe może obsługiwać tylko ośmiu żołnierzy.

W tym wszystkim jest jednak jeden problem. Rzeczywiście polskie fregaty zmuszą Rosjan do wprowadzenia dodatkowych rakiet w ich bateriach nabrzeżnych, czego nie sprowokują na pewno „Mieczniki”. Z drugiej jednak strony koszty pozyskania i wyposażenia fregat będą na tyle duże, że odsuną inne plany modernizacyjne Marynarki Wojennej RP – w tym przede wszystkim budowę trzech okrętów podwodnych nowej generacji „Orka”. Takiego negatywnego skutku nie powodował wcześniej program „Miecznik” i to właśnie z tego powodu skasowanie tego programu tak bardzo ucieszy Rosjan – mogących zaoszczędzić miliardy rubli.

„Orka” a Flota Bałtycka

Jeżeli Okręty Obrony Wybrzeża rzeczywiście nie były większym problemem dla Rosjan to Orki już na pewno tak, jednak pod warunkiem: że będą wyposażone w rakiety manewrujące. Tylko one bowiem zmuszą Flotę Bałtycka do aktywnego przeciwdziałania, utrzymywania silnych zespołów zwalczania okrętów podwodnych (ZOP) oraz co najważniejsze – wyprowadzenia okrętów z portów na pełne morze i aktywnego działania przy silnym zagrożeniu ze strony lotnictwa NATO i polskich NDR-ów.

image
Do zneutralizowania polskich okrętów podwodnych „Orka” z rakietami manewrującymi nie wystarczy Rosjanom sześć ponad trzydziestoletnich korwet ZOP projektu 133.1. Fot.

W tym przypadku nie wystarczy więc już Flocie Bałtyckiej sześć ponad trzydziestoletnich korwet ZOP projektu 133.1 (według NATO typu Parchim) o wyporności 935 ton. Jednostki te mogąc działać w miarę bezpiecznie jedynie pod osłoną systemów plot z brzegu nadają się bowiem jedynie do odpychania od własnych wód terytorialnych „torpedowych” okrętów podwodnych, wykonujących misje rozpoznawcze lub specjalne. Rosjanie zdają sobie sprawę, że szukając nowoczesnych okrętów podwodnych z rakietami manewrującymi trzeba już wyjść dalej na morze, a tego nie mogą zrobić starej generacji jednostki pływające, bez odpowiedniej obrony przeciwlotniczej.

Trudno jest nawet przypuszczać, by rosyjscy wojskowi zaakceptowali obecność na Bałtyku trzech trudno wykrywalnych okrętów podwodnych, mogących przebywać pod wodą przez ponad dwa tygodnie, które dzięki temu, z niewiadomego miejsca i w niewiadomym czasie, będą mogły odpalić salwę nawet 40 rakiet manewrujących o zasięgu ponad 1000 km. A ten zasięg oznacza, że Orki ze wschodniego Bałtyku będą miały w swoim zasięgu również rosyjskie budynki rządowe w Moskwie.

Do tego Rosjanie na pewno nie będą mogli dopuścić. O ile mogą więc zrezygnować z bałtyckich linii komunikacyjnych, to na pewno nie zlekceważą obecności tam okrętów podwodnych z pociskami manewrującymi. Przy tym zbudowanie nowoczesnych sił ZOP na Bałtyku będzie dla nich jednoznaczne z obcięciem i tak skąpych funduszy na rosyjską armię lub w najlepszym przypadku z kanibalizowaniem innych flot rosyjskiej marynarki wojennej. I to dlatego gwałtowna wolta Ministerstwa Obrony Narodowej od Orki w stronę fregat mogła wywołać we Flocie Bałtyckiej tylko radość.

Różni „eksperci” przez kolejne lata „urabiają” polskich polityków, lub blokują podjęcie dobrych decyzji co do kształtu Marynarki Wojennej RP. W efekcie, co kilka miesięcy pojawiają się kolejne pomysły na jej uzdrowienie, jednak bez strategii i analizy. Może już czas na działania, które rzeczywiście poprawią bezpieczeństwo Rzeczypospolitej a nie tylko będą uruchamiały wyobraźnię, której horyzont kończy się na wyborze sprzętu pod kątem parady na kolejne święto?

Reklama
Reklama

Komentarze (159)

  1. Andrettoni

    Panie Polansky od 40 rakiet do 40 grzybków atomowych jest bardzo daleka droga i my jej długo nie odbędziemy, zaś Rosja nie potrzebuje głowic jądrowych do zestrzelenia 40 rakiet. Jeżeli przyjmiemy, że Rosja zaatakuje pierwsza, to jest pewne że będą w pełnej gotowości i włączą wszystko co mają. Mam nadzieję, ze jednak pociski samosterujące da się zestrzelić, bo Rosja ma ich więcej niż 40 i po ataku na Moskwę raczej nie zostawi ich bezczynnie. Okręty to droga rzecz, a 40 rakiet to bardzo niewiele. Wolałbym 400 bazowanych na lądzie, bo to mniej więcej jest taka różnica w cenie. Jak coś jest na wodzie lub pod nią to kosztuje wielokrotnie więcej niż na lądzie. Swoją drogą wypadałoby się przed wojna zastanowić jak będzie wyglądać i przeprowadzić "gry wojenne". Moim zdaniem Rosja wykorzysta odpowiedni moment i jeżeli nie użyje broni jądrowej w celu dokonania wybuchu na niskiej orbicie okołoziemskiej w celu usmażenia wszystkich satelitów oraz sieci energetycznych to zrobi to w momencie burzy słonecznej, która zakłóci i ograniczy działanie satelitów. Pierwszy atak pójdzie na nasze najcenniejsze zasoby, właśnie okręty, radary, lotniska i systemy plot dalekiego zasięgu. Ze względu na zwiększoną aktywność na Słońcu systemy radarowe i łączności będą częściowo ogłuszone. Niewątpliwa przewagę trzeba jakoś zneutralizować, przecież nikt nie wybiera najgorszego dla siebie momentu ataku. Skoro USA, a co za tym idzie NATO ma najlepsze satelity to trzeba je zniszczyć lub wykorzystać moment, że są mniej skuteczne. Rosja ma mniej nowoczesne, ale bardzo liczne środki walki, więc nie będzie bawić się w precyzję tylko kopnie z całej siły, żeby przesilić systemy opl i uda się jej to. Naszą rolą nie jest to, żeby atak uniemożliwić tylko możliwie najbardziej zneutralizować i skutecznie odpowiedzieć, a to oznacza, że musimy mieć liczne środki, nie liczone po kilka czy kilkadziesiąt tylko po kilkaset lub kilka tysięcy sztuk. Do ataku na obwód kaliningradzki nie potrzeba 40 sztuk tylko kilkuset-kilku tysięcy sztuk rakiet o mniejszym zasięgu. Można to zrobić tez taniej - używając artylerii, czołgów i piechoty. Trochę bez sensu używać drogich rakiet o zasięgu 1000 km jak można rzucić granatem, czy czymkolwiek innym - rakietami o zasięgu 300km, 100km czy dział o zasięgu 15 km. Dodam, ze jakikolwiek atak na Moskwę miałby wydźwięk wyłącznie terrorystyczny, bo jak Rosja zaatakuje, to Putin i wszystkie sztaby będą w schronach, a nie na dachach. Dokonywanie drogich i nic nie przynoszących ataków po prostu nie ma sensu.

    1. Kontrapara

      Najciekwasze jest to..że wszyscy rozważają co moze zrobić Moskwa. Jakoś nikt nie rozważa co może zrobić Waszyngton :D...Widocznie nic nie może zrobić..gdyż cokolwiek zrobi będzie to eskalacją. A Waszyngton obawia się eskalacji tak jak diabeł święconej wody.Zatem istotnie..pozostaja nam tylko rozważanie co zrobi Putin?O czym pomyśli Putin? Ludzie.Przecież to są jajca jak berety.

  2. Polanski

    Panie sża ( skrót od sierżant?), czy naprawdę na tym forum trzeba wszystko wykładać jak krowie na rowie? Jedynym systemem jakim dysponuje Rosja do obrony Moskwy to te A-135 czy jak im tam z głowicami nuklearnymi. Jak zaczną je naprowadzać na lecące na wysokości 10m JASSM to będzie 40 grzybków atomowych w okolicach Moskwy. Paniatno? Odwetem ma być atak atomowy na Warszawę? W odwecie za co? Za zdetonowanie własnych ładunków nad Moskwą? Paradne.

    1. Kontrapara

      Dozukujesz się waść logiki tam gdzie jej nigdy nie znajdziesz.Mam na myśli kacapstan..chory stan bandyckiego umysłu.

  3. anda

    Oj Panowie stratedzy a kto będzie pływał podczas W po Bałtyku i w jakim celu? Rosjanie a poco, NATO a poco skro mają jedni i drudzy drogi lądowe. Kraje Bałtyckie padną w ciągu kilku godzin, Szwecja i Finlandia zachowają neutralność i Rosja ma kontrolę nad większą częścią Bałtyku. Parę rakiet i zniszczone mosty nad cieśninami w Dani i trasa na Bałtyk zablokowana, to samo dotyczy Kanału Kilońskiego. Polański popatrz jakie jednostki są umieszczone na trasie do Moskwy a potem wypisuj głupoty. Jest to najbardziej nasycony w opl teren na świecie i z duża dozą prawdopodobieństwa ujęty w jednolity system obrony przeciwlotniczej. A od kiedy to rakiety latają na wysokości 10 m? slalomem między drzewami? a na dolocie do Moskwy jest przynajmniej kilkaset km lasów. System A-135 służy do obrony przed rakietami balistycznymi a nie rakietkami. A o systemie Nudol to słyszałeś?

    1. Kontrapara

      Do Panów Strategów: Pod Moskwą ma powstać fabryka badziewnych irańskich dronów. Za kilka lat może dojść do dywanowego ataku rusko-irańskich dronów w ilośći powiedzmy 5tys dziennie( albo np 10 tys per day)+ pogardzane niecelne S300 np 100 rakiet dziennie , z Kaliningradu?.Zatem zadam wam cztery pytania:1.. Co pozostanie z polskiego systemu energetycznego po np 30 dniach nalotów ca 5tys ( a moze 10tys) sztuk dziennie?2.Czym i w jaki sposób będziemy się bronić?3..Czy NATO się uruchomi czy te ż będzie kombinować co zrob ć zeby nic nie zrobi ć(patrz panika po Przewodowie i wprost niebywała ulga ze jednak można nic nie zrobić), żeby nie doprowadzić do tzw eskalacji?4.Czy to jest tylko moja chora fantazja?

  4. cenzor

    A może by lepiej nie ujawniać publiczne jakichkolwiek planów modernizacyjnych? To powinno być tajne, nawet dla nas, internatów. Najlepsza obrona to niewiedza przeciwnika. Niech myśli, że jesteśmy trochę słabsi, a w rzeczywistości powinniśmy mieć wszystkiego 2 razy więcej niż myśleli. A do mediów można ujawniać jakieś zmienione lub zaokrąglone dane, liczby, nazwy aby wywołać dezinformację. Np. zamiast pisać, że chcemy zakupić 24 helikoptery Apache, trzeba pisać że zastanawiamy się nad zakupem kilku helikopterów. I to wystarczy. Nikt z nas internautów przecież ich później nie zobaczy i nie policzy. To jest sztuka przekazu informacji.

  5. condor71

    Bardzo trafna analiza!

  6. Włodek

    W sumie sprawę załatwiło by posiadanie kilku okrętów podwodnych z bronią atomową plus więcej mobilnych wyrzutni NSM. Jaki sens jest pakować kasę w jednostki nawodne jeśli są łatwym celem dla Rosjan. Okręty podwodne to moim zdaniem priorytet dla naszej marynarki.

  7. andys

    Mysle, że przyjemniej byłoby czytać artykuł pod tytułem, np "Wpływ współpracy z Obwodem Kaliningradzkim na rozwój społeczno-gospodarczy Warmi, Mazur i Pomorza Gdańskiego".

  8. cxz

    @Marek Zgadza się, ale takie były ówczesne realia. Plany tylko i wyłącznie pasywnej obrony na własnym terenie.

  9. Marek

    @cxz Odpowiadałem na zarzuty ze strony kolegi Gustlika, który podważa sens posiadania marynarki wojennej przez Polskę. Zgadzam się z częścią Twojej wypowiedzi. Choć uważam, że zamiast na siłę próbować rozwalić stojącego w porcie Schleswiga, lepiej by było, skierować część okrętów podwodnych do monitorowania tego, co pływa między Niemcami, Finlandią i Szwecją. Gdyby tak przy okazji po 17 września jakiegoś Sowieta zatopić, też byłoby bardzo dobrze.

  10. ingwala

    Ponawiam PYTANIE! Mam pytanie do Panów ekspertów. Może ktoś mi wytłumaczy, dlaczego uzbrojenie i wyposażenie dla polskiej armii, Wojsko Polskie kupuje od pośredników prywatnych a nie realizuje samo zakupów, płacąc tym samym, przynajmniej o 70-100% więcej, niż wyniosły by zakupy bezpośrednio od producenta?

  11. Tuńczyk

    Panie Maksymilianie, Proszę stosować w swoich publikacjach nazwę Cieśniny Bałtyckie, zamiast Cieśniny Duńskie. Cieśnina Duńska (jedna, a nie kilka) znajduje się trochę bardziej na zachód. :)))

  12. dfg

    @ MAZU dziwniejsze jest to, że torpedy nie eksplodowały. Czy stosowane obecnie przez MW torpedy/rakiety są skuteczne? Kiedy ostatni to sprawdzano? Jedyne strzelanie prawdziwie bojowe jakie pamiętam to próby NSM w Norwegii.

  13. Polanski

    Panie Andretti, a co z satelitami GEO? Kto je zestrzeli albo uszkodzi? Wie Pan jaka jest różnica w dotarciu na orbitę LEO i GEO?

  14. sża

    Panie Polanski, a "40 grzybków atomowych" wokół Warszawy, tak w rewanżu za Moskwę, to też będą "fajnie wyglądały", czy niekoniecznie?

  15. normalny

    Pierwsze uderzenie z pewnością pójdzie w okręg kaliningradzki więc sporo środków kontroli morza Rosjanie utracą ...

  16. Polanski

    Panie Andreotti Moskwy nie broni żaden system przeciwko pociskom samosterującym lecącym na wysokości 10m. A poza tym fajnie wygląda 40 grzybków atomowych wokół Moskwy.

  17. Andrettoni

    Rzadko się zdarza, że zgadzam się tak bardzo z jakimś artykułem. Ale nawet tutaj muszę wytknąć istotny błąd.Naszym zadaniem powinna być uniemożliwienie wyjścia floty rosyjskiej poza Bałtyk, a nie wielkie operacje morskie czy działania oceaniczne. Do tego potrzebujemy mobilnych wyrzutni rakiet oraz lotnictwa - zarówno samolotów jak i śmigłowców. Na morzu potrzebne są tylko małe okręty. Jeżeli idzie o flotę podwodną, to postawiłbym na uzbrojone drony podwodne. Stosunkowo trudne do wykrycia ze względu na małe rozmiary, stosunkowo tanie i mogące stosunkowo długo operować. Okręty podwodne o wiele łatwiej monitorować gdzie są i w razie wojny byłyby jednym z głównych celów ataku. A 40 rakiet? Nie bądźmy śmieszni. Moskwa jest od wielu lat najlepiej chronionym miastem na świecie przeciwko atakom rakietowym. Gdyby to było 400 rakiet wystrzelonych z 300 km, to tak, ale 40 rakiet z 1000 km nie ma szans. Moskwa to nie jest miasto, które jest "chronione", tylko miasto, które jest paranoicznie chronione. Przypomnę tylko o systemie S-200 z głowicami specjalnymi, czyli jądrowymi o sile 25 kiloton. Do Moskwy nic nie doleci nawet jeżeli Rosjanie będą musieli spalić teren 100 czy 200 km od miasta. Są to rakiety, które chroniły Moskwy w latach 60tych, a od tego czasu powstawały kolejne jądrowe systemy przeciwlotnicze.

  18. kamyk

    Marek, ty jak zwykle 70 lat w tyle. To już jest nudne.

  19. 185

    "Obiektywną oceną wartości Programu Modernizacji Technicznej Marynarki Wojennej RP powinna być reakcja Floty Bałtyckiej.... ." Dotychczas rosyjskie fora internetowe (także te półoficjalne) gwałtownie zareagowały tylko raz - gdy Polska była bliska sprowadzenia dla MW fregat typu Adelaide.

  20. Napoleon

    A Burek? Czego się tak dołujemy jak ostatnie pierdoły. Stać nas na jednego 96 VLS i gitara można tam wsadzić co zechcemy. 384 rakiety ESSM lub troszku mnij z Standardami. Po prostu bajka dla adehadowców.

  21. cxz

    @Marek Skuteczność okrętów była mierna, bo po pierwsze dowództwo do ostatnich chwil nie dowierzało w możliwość wojny, więc przewaga zaskoczenia i pierwszego wystrzału była po stronie agresora. Żadnego znaczącego okrętu nie zatopiono, bo dowódcy trzymali się kurczowo bezsensownych planów wojennych typu "Worek", i zamiast posłać na dno Schleswig-Holstein'a ostrzeliwującego Westerplatte pilnowali swoich sektorów, w których niczego nie było do pilnowania. Niemiecki pancernik stał w Wolnym Mieście Gdańsk, czyli poza Polskimi wodami, których plany obronne nie obejmowały. Dowódca OP zapewne nie chciał łamać rozkazów i dlatego niczego konkretnego nie zatopiono. Orzeł nawet nie miał na wyposażeniu szumonamiernika, więc jego skuteczność była zerowa. OP czekały bezczynnie w swoich sektorach, a zatapiane były przez lotnictwo przy wynurzaniu się aby ładować akumulatory, lub po powrocie do bazy po zapasy. Dowódcy jeszcze długo trzymali się pierwszowojennych anachronicznych zwyczajów, że okręt podwodny musiał się wynurzyć przed salwą. Głupotę ówczesnego dowództwa można wymieniać długo, ale to nie znaczy że sama MW była zbyteczna. Agresor ZAWSZE będzie miał przewagę zaskoczenia i siły, bo gdyby jej nie miał to by nie atakował.

  22. lol

    Rozwiązanie jest "proste". Nasze fregaty muszą mieć bardzo silne uzbrojenie przeciwrakietowe w pierwszej kolejności. Następnie uzbrojenie przeciwlotnicze i na końcu przeciw okrętowe. To są bzdury i mrzonki, że Rosji wystarczy kilka rakiet więcej żeby pozbyć się kilku fregat niezależnie od ich uzbrojenia. Jeśli fregaty nie będą posiadały porządnych systemów CIWS, to faktycznie wystarczy na jeden okręt jedna rakieta. Ale jeśli będą uzbrojone w większą ilość systemów CIWS uzupełniających się nawzajem zasięgiem i skutecznością, to tak łatwo Rosja nie zniszczy tego okrętu. Oprócz artyleryjskich systemów typu goalkeeper czy phalanx, potrzeba również systemu rakietowego o większym zasięgu - SeaRAM. To fakt, że sąsiadując z Kaliningradem nasze okręty będą bardziej narażone od innych, ale nie oznacza to że będą bezbronne i zbyteczne, co próbują nam tu wmówić sąsiedzi ze wschodu. SeaRAM + kilka wieżyczek artyleryjskich CIWS, + działo główne z możliwością strzelania pociskami przeciwrakietowymi(jest kilka takich rozwiązań m.in. OTO Melara, czy Bofors'a), Oerlikon millenium, Goalkeeper(naszego trytona pominę milczeniem, bo niewiele wiadomo o jego skromnych możliwościach i skuteczności). Także jest w czym wybierać, żeby zabezpieczyć się przed tymi "paroma rakietami więcej" po rosyjskiej stronie. Fregaty mieć musimy, bo obowiązki wobec NATO musi wypełniać każdy, my też.

  23. WMM

    Nam nie są potrzebne na Bałtyku żadne okręty nawodne. Wszyscy razem z DMW zdają sobie sprawę, że przeżywalność takich okrętów jest żadna, aby ustanowić system antydostępowy dla Rosji wystarczy zaminować jedną zatokę i ewentualnie zakupić 4-5 OP z napędem konwencjonalnym. Oczywiście wiedza ta jest ogólnodostępna tylko zrozumienie jej jest żadne. Proste pytanie w warunkach przewagi powietrznej Rosji w pierwszych tygodniach wojny jak będzie przeżywalność jednostek nawodnych ? Żadna !!. Oczywiście może je sobie kupić bo są drogie i bezsensowne i np. konwojować gazowce po atlantyku itp. W warunkach narastającego konfliktu ŻADNA WYDZIELONA GRUPA OKRĘTOWA USA NIE WEJDZIE NA BAŁTYK, BO NATYCHMIAST ZOSTANIE ZNISZCZONA PRZEZ LOTNICTWO I NABRZEŻNĄ AR.

  24. Marek

    @Gustlik" Przypomnę tylko, że w 1939 roku mieliśmy wspaniałą i nowoczesną flotę nawodną i podwodną za gigantyczne pieniądze. A jakie były jej osiągnięcia wobec kompletnej dominacji Niemców w powietrzu? ŻADNE. Nie zatopiono ani jednego liczącego się okrętu. To ja przypomnę o tym, że polska przedwojenne flota w żadnym wypadku nie była przewidywana na wojnę z Niemcami. Nie była z tego samego powodu, dla którego akwen bałtycki jest bezużyteczny dla Rosjan obecnie. I dlatego zresztą podjęto decyzję, żeby wyprowadzić niszczyciele z Bałtyku. Ponadto przypomnę, że podczas Kampanii Wrześniowej żaden polski okręt nie został zatopiony przez niemieckie lotnictwo wtedy, kiedy operował na morzu. Niemieckie lotnictwo osiągnęło tylko tyle, że z rozkazu kapitana Łomidze wywalono za burtę miny morskie z Gryfa. Przypomnę także, że z Rzeszy do Prus Wschodnich przez cały czas trwania kampanii nie popłynął ani jeden statek. Ciekawe dlaczego? Czyżby jednak pięć okrętów podwodnych, które co prawda nie zatopiły wówczas niczego na coś się przydało?

  25. Ziom

    OP można kupić tylko od Francuzów ponieważ to jedyna oferta na świecie spełniająca nasze wymagania. I kupimy tylko wtedy, gdy decyzję o tym zakupie będzie można przehandlować za jakiś profit polityczny. Póki co nie ma ku temu okoliczności.