- Analiza
Wojna śródziemnomorska?
Turecka umowa z Libią, dotycząca wyznaczenia granicy Wyłącznych Stref Ekonomicznych obu krajów na Morzu Śródziemnym, połączona z zapowiedzią wysłania wojsk tureckich do Libii oznacza ogromne zagrożenie destabilizacji całej wschodniej części basenu Morza Śródziemnego oraz wielostronnej wojny zastępczej w Libii. Plany tureckie oznaczają pogwałcenie suwerenności dwóch państw UE tj. Grecji i Cypru i uderzają w interesy całej Europy, a także USA i wielu sojuszników Ameryki, w tym Izraela.

Umowa zawarta 27 listopada między Turcją a Libią jest całkowicie sprzeczna z Konwencją ONZ o prawie morza z 1982 r., ratyfikowaną przez 167 państw. Turcja należy do nielicznych państw, które tej konwencji ani nie podpisały, ani nie ratyfikowały. Libia wprawdzie podpisała, ale nie ratyfikowała. Zgodnie z tą konwencją państwa mające dostęp do morza mogą poza swoimi wodami terytorialnymi (do 12 mil morskich) wyznaczać wyłączne strefy ekonomiczne (EEZ), rozciągające się do 200 km od linii brzegowej. W ich obrębie państwa te mają m.in. suwerenne prawo eksploatacji złóż.
Problem w tym, że odległość od wybrzeża Turcji do najbliższego punktu wybrzeża Libii wynosi ponad 600 km. Ponadto są to tereny znajdujące się pod kontrolą libijskiego parlamentu i popieranej przez niego Libijskiej Armii Narodowej (LNA) gen. Khalifa Haftara walczącej z rządem Fajeza al-Saradża, z którym Turcja podpisała umowę. Wybrzeże libijskie kontrolowane przez trypolitański rząd Saradża oddziela od Turcji aż 1200 km i w dodatku linia łącząca dwa najbliższe punkty przechodzi przez Kretę i inne greckie wyspy. Tymczasem odległość między Cyprem a Grecją (wyspą Rodos) jest mniejsza niż 400 km. Co więcej, odległość między grecką Kretą a wybrzeżem Egiptu oraz Libii również wynosi mniej niż 400 km. Oznacza to, że turecka EEZ nie może sięgać Libii gdyż narusza to suwerenność Grecji, Cypru i Egiptu.
Turcja twierdzi jednak, że EEZ można wyznaczać tylko od linii brzegowej lądu stałego, a nie wysp. Ponadto nie uznaje suwerenności Cypru oraz ignoruje istnienie wysp greckich, które położone są w obrębie wyznaczonej przez Turcję EEZ. Taka interpretacja i praktyka nie ma, oczywiście, żadnego poparcia w prawie międzynarodowym. Ponadto nielegalność libijsko-tureckiej umowy spowodowana jest też brakiem ratyfikacji jej przez libijski parlament, który sprzeciwia się jej zawarciu.
Grecja, która powstrzymywała się przez długi czas przed zawarciem umowy o wyznaczeniu granicy EEZ z Egiptem, by nie wywołać nowego sporu z Turcją, uznała umowę zawartą między Ankarą a Trypolisem za pogwałcenie swojej suwerenności. Zapowiedziała też, że poprosi NATO o pomoc ale sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg stwierdził, że nie jest to sprawa NATO. Co ciekawe, umowa ta zawarta została tydzień przed londyńskim szczytem NATO, na którym i tak Erdogan mógł się spodziewać krytyki za swoją inwazję na Syrię Północno-Wschodnią oraz zakup S-400 od Rosji. Jednak udany szantaż dotyczący blokowania planów obronnych Polski i krajów bałtyckich spowodował, że problem turecki, w tym sprawa EEZ, został przemilczany. Grecja postanowiła więc odwołać się do Rady Bezpieczeństwa.
Stawka w tej grze jest bardzo wysoka i bezpośrednio dotyczy interesów Grecji, Cypru, Egiptu, Izraela oraz USA, a potencjalnie również Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Włoch, Francji, a także całej Unii Europejskiej. W tle jest też Rosja ze swoimi planami i układami z Turcją. W pierwszej kolejności chodzi bowiem o cypryjskie złoża gazu, które Turcja chce zagarnąć. Ale tureckie plany wojskowej obecności w Libii mogą odbić się negatywnie na ruchu migracyjnym do Europy. Mogą też zmienić sytuację geopolityczną w całym regionie. A to z kolei oznacza, że przeciwnicy Turcji, których jest długa lista, zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić, również środkami militarnymi.
Odkryte w 2011 r. złoża gazu Afrodyta znajdują się w obrębie cypryjskiej EEZ, ok. 135 km na południe od Cypru i 34 km na zachód od izraelskich złóż gazu Lewiatan, a także ok. 80 km na północny-wschód od egipskich złóż Zohr. Ocenia się, że Afrodyta zawiera ok 100-170 mld m3 gazu.
Egipt, Cypr oraz Izrael porozumiały się w sprawie współpracy w ramach wydobycia gazu oraz jego eksportu do Europy. Już w 2003 r. Cypr dokonał demarkacji swojej granicy EEZ z Egiptem, a w 2010 r. z Izraelem. Turcja jednak tego nie uznaje. W sierpniu 2013 r. rządy Egiptu, Izraela oraz Cypru podpisały natomiast umowę o współpracy energetycznej. Warto dodać, że głównymi partnerami cypryjskiego rządu w eksploatacji złóż są amerykańskie koncerny ExxonMobil i Noble Energy.
Turcja od dawna groziła, że w przypadku przystąpienia przez Cypr do eksploatacji złóż gazu użyje siły, by się temu przeciwstawić. W maju i czerwcu 2019 r. dwa tureckie statki Barbaros i Yavuz rozpoczęły wiercenia na wodach terytorialnych Cypru. Grecja i Cypr w odpowiedzi poprosiły UE o interwencję. W październiku Unia Europejska uzgodniła plan sankcji wymierzony w Turcję, ale dotychczas nie zostały one wprowadzone, a Turcja nie tylko nie wycofała się ze swoich planów ale postanowiła pójść krok dalej i zawarła wspomniany układ z rządem Saradża.
Rząd Saradża, choć cieszy się międzynarodowym uznaniem, to kontroluje tylko niewielką część Libii, opierając się przy tym na dżihadystycznych milicjach powiązanych z Al Kaidą oraz Bractwem Muzułmańskim. Większość terytorium Libii, a także jej zasobów gazu, jest pod kontrolą libijskiego parlamentu urzędującego w Tobruku, na którego czele stoi Aguilla Saleh Issa. Do marca 2016 r. to ten ośrodek władzy cieszył się uznaniem międzynarodowym. Rząd tobrucki popiera też Libijska Armia Narodowa gen. Khalify Haftara, który w kwietniu 2019 r. rozpoczął ofensywę w celu zdobycia Trypolisu. Plan ten póki co nie powiódł się, gdyż Trypolis uzyskał wojskowe wsparcie Turcji, głównie w postaci dostaw dronów TB2 i wozów bojowych BMC Kirpi.
Głównymi sojusznikami Haftara były natomiast od samego początku Egipt oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie. Oba te kraje mają bardzo napięte relacje z Turcją, m.in. ze względu na wspieranie przez nią Bractwa Muzułmańskiego, które przez Egipt, ZEA, a także m.in. Arabię Saudyjską jest uznawane za organizację terrorystyczną. Haftara, w ograniczonym stopniu poparła też Francja. Ten ruch doprowadził zresztą do napięć włosko-francuskich, gdyż Włochy, do których z Libii prowadzi gazociąg, popierają Trypolis. Haftar uzyskał też wsparcie ze strony Rosji, choć, przynajmniej do początku listopada, nie było ono kluczowe pod względem militarnym i ograniczało się do obecności rosyjskich najemników. Dopiero na początku listopada pojawiły się informacje o silniejszej obecności rosyjskiej w Libii. Związek Haftara z Rosją jest przy tym często wyolbrzymiany i pomijany jest fakt, iż prowadzi on mocny lobbing w Waszyngtonie, by uzyskać poparcie USA. Jest zresztą amerykańskim obywatelem i współpracował w przeszłości z CIA. Ostatnio pojawiły się również niepotwierdzone doniesienia o tym, że Haftar uzyskał wsparcie ze strony Izraela. Nie można tego wykluczyć, gdyż Izrael z całą pewnością nie jest zainteresowany umocnieniem się Turcji w Libii. Wynika to choćby z możliwości założenia przez Turcję baz wojskowych w Libii i dzięki temu kontrolowania całej wschodniej części Morza Śródziemnego, a to mogłoby jeszcze mocniej zagrozić egipsko-izraelsko-cypryjskim planom gazowym.
Tymczasem Turcja podbiła stawkę i zapowiedziała wysłanie do Trypolisu swoich wojsk, by powstrzymać ofensywę Haftara. Włączenie się Turcji w libijską wojnę może okazać się dla niej bardzo kosztowne, gdyż co najmniej Egipt, Izrael i ZEA zwiększą swoje wsparcie dla Haftara, by nie dopuścić do opanowania Libii przez Turków. Europa stanie natomiast przed ogromnym wyzwaniem, gdyż ewentualne opanowanie Libii (nawet częściowe) przez Ankarę wpłynie negatywnie nie tylko na plany energetyczne UE, ale będzie też równoznaczne z przejęciem przez Turcję kontroli nad głównym szlakiem migracyjnym prowadzącym z Afryki do Europy.
Zważywszy na aktywną rolę Turcji w wywołaniu kryzysu migracyjnego w Europie w 2015 r. oraz nieustanne szantażowanie UE przez Erdogana nowym atakiem migrantami, to przy takim rozwoju sytuacji jego zdolności nacisku na Europę zwiększyłyby się kolosalnie. Paradoksalnie taki scenariusz oznaczałby też jeszcze większą współpracę rosyjsko-turecką, mimo że pozornie Rosja i Turcja znalazłyby się po przeciwnych stronach. Tyle że relacje te mają charakter transakcyjny, a Rosja nie jest zainteresowana tym, by strona pozornie przez nią wspierana w jakimkolwiek konflikcie odniosła ostateczne zwycięstwo. Dlatego Rosja będzie starała się wejść w rolę mediatora (jak zawsze) między Turcją a Haftarem, stawiając na szali swoje poparcie lub jego brak i dążąc do tego, by Libia stała się - podobnie jak Syria - krajem ogarniętym permanentnym konfliktem. W ten sposób, przy bezczynności UE i NATO, Rosja odegra też większą rolę jako rozjemca w całym sporze wschodnio-śródziemnomorskim umacniając swoje wpływy w Izraelu, Cyprze, Grecji i Egipcie.
Gen. Haftar wydaje się tymczasem nie przejmować tureckimi zapowiedziami interwencji militarnej i w czwartek 12 grudnia ogłosił „decydującą bitwę” o Trypolis. W tym samym czasie prezydent Egiptu wezwał do „akcji” przeciwko „państwo wspierającym terroryzm”, mając wyraźnie na myśli Turcję i Katar. Jeśli Haftar zdoła zająć Trypolis to umowa libijsko-turecka zostanie unieważniona i będzie to gigantyczna klęska Erdogana. Z drugiej strony, bezpośrednie zaangażowanie się Turcji w Libii może doprowadzić do wojskowej konfrontacji turecko-egipskiej na terenie tego kraju.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu