Reklama

Geopolityka

Droga do katastrofy. Plan UE-Turcja sukcesem jednej strony

Fot. Irish Defence Forces/flickr
Fot. Irish Defence Forces/flickr

Przywódcy europejscy wycofali się ze swej początkowej postawy otwartych drzwi dla migrantów. Niestety, akceptacja zasady, iż należy pomagać na miejscu pociągnęła za sobą jedynie działania pozorne i chybione. W szczególności widać to na przykładzie układu Unii Europejskiej z Turcją - pisze Witold Repetowicz.

Koniec roku 2015 pokazał, iż wszystkie argumenty przeciwników polityki „otwartych drzwi” wobec uchodźców i migrantów okazały się słuszne. Według danych Frontexu i UNHCR liczba osób, które przybyły w 2015 r. do Europy wyniosła około 1 miliona i migracja na tym się nie zakończyła. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy do Europy napłynęło co najmniej 141 tys. migrantów. Jedynie około 45 % z nich to osoby posiadające paszporty syryjskie, choć nie przesądza to wcale o tym, iż są uchodźcami i Syryjczykami. Potwierdzony został bowiem fakt masowego fałszowania i handlu dokumentami syryjskimi. Ponadto duża część Syryjczyków przybywających do Europy nie pochodzi z terenów objętych wojną – np. z Latakii albo z Rożawy.

Część tych migrantów (dotyczy to zwłaszcza Irakijczyków, którzy stanowią obecnie około 15% migrantów) zaczęła zresztą wracać rozczarowana tym, iż warunki im oferowane są gorsze od tego co mieli u siebie. Jak powiedział mi Abdallah al-Zaidy, dyrektor sekcji Public Relations Najwyższej Rady Islamskiej (jedna z głównych partii szyickich w Iraku) do Europy wyjeżdżają przede wszystkim bogatsi Irakijczycy, których na to stać, podczas gdy ci którzy są biedni i stracili w wyniku wojny swoje domy i mienie zostają w kraju i czekają na pomoc, której nie ma. Zaidy podkreślił, iż Europa jeśli chce pomagać to powinna kierować pomoc bezpośrednio do tych ludzi, ale tego nie robi.

Również teza, iż fala migrantów będzie infiltrowana przez terrorystów Daesh została całkowicie potwierdzona. W lutym br. wywiad niemiecki przyznał, iż wśród uchodźców są terroryści Państwa Islamskiego i nie są to przypadki jednostkowe. Osoby takie brały zresztą udział m.in. w zamachach w Paryżu w 2015 r. Nie ulega wątpliwości, że wraz ze wzrostem niekontrolowanego napływu migrantów zagrożenie to będzie wzrastać. Nie chodzi zresztą wyłącznie o osoby, które przybyły do Europy będąc już zaangażowane w dżihadyzm. Większość z migrantów zamiast dostatniego życia, którego oczekiwała w Europie, znalazła się w obozach, a ich status materialny jest teraz gorszy niż w kraju, z którego wyruszyli. Doświadczenia m.in. z Rosji pokazują iż takie rozczarowanie prowadzi do tego, iż ludzie ci stają się podatni na agitację emisariuszy Daesh. Tymczasem tych jest wielu i działają również w Polsce.

Odnosząc się do Rosji warto zauważyć, iż większość obywateli byłych radzieckich republik środkowoazjatyckich (przede wszystkim Uzbeków i Tadżyków) nie wyjeżdża ze swego kraju ale werbowana jest w Moskwie czy Petersburgu, gdzie pracują oni jako gastarbeiterzy. Potencjalnym zagrożeniem są zresztą nie tylko dżihadyści, gdyż do Europy ruszają też szyiccy bojownicy Powszechnej Mobilizacji (Hashed Shabi). Niektórzy z nich po miesiącach walk w Iraku są rozczarowani, zwłaszcza, że ich rodziny nie dostają od państwa pomocy w przypadku ich śmierci. Ludzie ci przeważnie pochodzą z ubogich i fanatycznie religijnych rodzin i są przekonani, że Daesh jest wspierane przez szeroko rozumiany Zachód. Utwierdza ich w tym również ignorowanie przez USA i Europę zbrodni na szyitach, zwłaszcza dokonywanych przez Arabię Saudyjską w Jemenie. Bardzo łatwo można zatem sobie wyobrazić, iż jeśli będą również rozczarowani przyjęciem w Europie, brakiem oczekiwanego dostatku, to postanowią zemścić się na tych, których winią za destrukcję ich kraju (nie chodzi o interwencję w 2003, tylko o sytuację obecną).

Deklaracje Niemiec, a w szczególności kanclerz Merkel, iż Niemcy gotowe są do przyjęcia praktycznie nieograniczonej liczby migrantów, nie były oparte na przesłankach humanitarnych. Chodziło, oczywiście, o zatkanie dziur na rynku pracy, co wiązało się zresztą z drenowaniem krajów poszkodowanych przez wojnę (choćby Syrię czy Irak) ze specjalistów, potrzebnych tam do rozwoju i odbudowy swojego kraju. Niemcy nie przewidziały jednak skali zjawiska oraz ingerencji tureckich służb specjalnych napędzających tę falę migracji. Destrukcyjna rola Turcji w stymulowaniu kryzysu migracyjnego po wielu miesiącach została pośrednio przyznana przez niektórych liderów UE w tym przez Donalda Tuska. Niestety, nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków.

Niemcy, które ponoszą największą odpowiedzialność za spowodowanie kryzysu migracyjnego, próbowały zrzucić ja na te kraje, które jak np. Węgry, starały się bronić granic UE i implementować w tym zakresie prawo UE. Mimo to kraje te zostały oskarżone o łamanie solidarności europejskiej, gdyż nie chciały przyjmować migrantów, którzy przyszli do Europy częściowo motywowani niemiecką zachętą. Gdyby państwa te, w tym Polska, uległy presji niemieckiej, to Niemcy nie zmieniłyby swojego stanowiska lub zmieniłyby je znacznie później. To bowiem dopiero problemy wewnętrzne Niemiec, wygenerowane przez niezdolność do poradzenia sobie z tak dużym napływem migrantów, doprowadziły do zmiany polityki Niemiec. Niemniej państwo to odmówiło przyjęcia na siebie odpowiedzialności za swoją wcześniejszą, krótkowzroczną politykę.

Jednym z problemów jakie pojawiły się w Niemczech (i nie tylko), które skłoniły to państwo do zmiany polityki, jest wzrost nastrojów skrajnie prawicowych. To również był argument przeciwników polityki „otwartych drzwi”. Zwolennicy hasła „refugee welcome” twierdzą, iż jeśli się nie będzie się mówić o problemach związanych z kryzysem migracyjnym, tj. między innymi o infiltracji uchodźców przez terrorystów, a także incydentach kryminalnych, trudnościach z integracją, wreszcie motywacji ekonomicznej a nie uchodźczej (ucieczka przed zagrożeniem dla życia), to problemy te nie będą istnieć.

Jest to oczywiście absurd, wynikający z narzucanej polityki politycznej poprawności. Stygmatyzowanie wszystkich osób dostrzegających i mówiących o tych problemach, przypinaniem im łatek rasistów i ksenofobów jedynie napędza frustrację Europejczyków, prowadząc do wzrostu agresji wobec prawdziwych uchodźców i cudzoziemców, którzy przybyli do Europy w ramach migracji naturalnej (w związku ze studiami, małżeństwem czy inwestycjami). Ponadto faktem jest również wzrost poparcia dla skrajnie prawicowych ugrupowań politycznych. Dotyczy to m.in. Alternative fur Deutschland w Niemczech. Wynika to właśnie z faktu, iż w krajach gdzie te partie zyskują na popularności, jedynie one odpowiadają na problemy ludzi związane z napływem migrantów, podczas gdy inne ugrupowania polityczne uznają wszystkich mówiących o problemach za rasistów, którymi powinna zająć się prokuratura.

Tę obserwację potwierdza fakt, iż tylko tam gdzie rządzą partie prezentujące konsekwentne stanowisko przeciwko niekontrolowanemu napływowi migrantów, lecz nie odwołujące się do retoryki ksenofobicznej (np. Węgry czy Polska), partie skrajnej prawicy nie zyskują istotnie na popularności, a wzrost nastrojów ksenofobicznych jest umiarkowany.

Podtrzymywaniem kryzysu migracyjnego w Europie jest zainteresowana również Rosja. W przeciwieństwie do Turcji nie ma ona jednak (póki co) mechanizmów do bezpośredniej stymulacji napływu migrantów do Europy. Jej rola sprowadza się zatem do tego, iż propaganda rosyjska nagłaśnia (prawdziwe, ale często także fałszywe) incydenty z udziałem migrantów, podsycając konflikt w Europie i pomagając w zyskiwaniu popularności przez partie skrajnie prawicowe, które przeważnie są jednocześnie prorosyjskie (np. Front Narodowy we Francji). Propagandzie tej sprzyja fakt, iż media głównego nurtu przeważnie ignorują te incydenty oraz nadużywają oskarżeń o rasizm, przez co tracą wiarygodność, a jednocześnie uwiarygadniają takie media jak Russia Today (piszące o tym jako jedne z nielicznych).

Krajem, który bezpośrednio odpowiada za wywołanie w Europie kryzysu migracyjnego, jest jednak Turcja. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż tureckie służby specjalne pomagają w transportowaniu migrantów na granicę z UE i współpracują z mafią przemytników. Z oficjalnych danych wynika, iż co najmniej 500 tys. osób, które przybyły do Europy z Turcji to nie Syryjczycy. Zatem tak wielka liczba osób zdołała nielegalnie przekroczyć wschodnie granice Turcji i nie niepokojona przez nikogo (w państwie głęboko policyjnym) przedostać się na jej zachodnie granice. Jest to oczywisty absurd.

Rola Turcji jest jednak przez większość mediów i polityków UE całkowicie i konsekwentnie zakłamywana. Media informują, że Turcja ponosi ogromny ciężar pomocy uchodźcom, gdyż w jej granicach przebywa aż 2,7 miliona takich osób, nie przedstawiając jednak dodatkowych okoliczności. Po pierwsze, Turcja pomaga jedynie wyselekcjonowanym uchodźcom (wśród których nie ma na przykład Kurdów syryjskich) i jest ich tylko około 300 tys. (a nie 2,7 mln) – tyle bowiem przebywa w tureckich obozach, pozostali co do zasady nie otrzymują wsparcia od władz. Po drugie, znaczna część uchodźców syryjskich znajdujących się w Turcji musiała opuścić swoje domy przez turecka politykę zagraniczną tj. wspieranie ugrupowań dżihadystycznych w Syrii oraz ekonomiczną blokadę Rożawy (czyli Kurdystanu syryjskiego).

Do listopada 2014 r. w Turcji przebywał milion uchodźców, po czym w grudniu nastąpił największy, skokowy przyrost o ponad 500 tys. osób. Związane to było z atakiem Daesh na kurdyjskie Kobane. Turcja nie chciała przyjąć mieszkańców tego miasta, ale wymusili to Kurdowie tureccy. Jedyna pomoc w Turcji, jaką otrzymali uchodźcy z tej fali, pochodziła z kurdyjskich samorządów lokalnych, których członkowie są celem systematycznych prześladowań w Turcji. Rząd Erdogana nie ukrywał również, iż liczy na klęskę kurdyjskich obrońców Kobane, co uniemożliwiłoby powrót tych uchodźców. Stało się jednak inaczej i Kobane zostało obronione, a ofensywa Daesh uległa załamaniu.

Analiza danych przyrostu liczby uchodźców Turcji w roku 2015 jest zaskakująca. Warto dodać, iż w tym czasie w żadnym z innych krajów przyjmujących syryjskich uchodźców (w szczególności Jordanii i Libanie) nie doszło do znaczącego przyrostu ich liczby. W pierwszym półroczu 2015 r. liczba uchodźców syryjskich w Turcji nie wzrosła znacząco (o 200 tys.), natomiast w drugim półroczu wzrosła aż o 750 tys. osób. Należy dodać, iż do połowy 2015 r. kurdyjskie oddziały YPG w Syrii opanowały większość granicy turecko-syryjskiej, a także wyparły terrorystów na tyle daleko od głównych miast północnej Syrii (Rożawy), iż możliwy był powrót uchodźców z tych terenów (chodzi o co najmniej 800 tys. osób, które opuściły Rożawę). Niestety, Turcja prowadzi blokadę ekonomiczną Rożawy utrudniając odbudowę domów tamtejszych mieszkańców i komplikując im życie (np. brak prądu, który mógłby być dostarczany z Turcji), przez co zniechęca ich do powrotu do stron ojczystych. Tymczasem znaczną część migrujących do Europy Syryjczyków stanowili właśnie Kurdowie. Europa również nie zrobiła w 2015 r. nic, by pomóc mieszkańcom Rożawy i ułatwić powrót uchodźców stamtąd - m.in. nie przekazała żadnych pieniędzy na odbudowę Kobane, choć minął ponad rok od wyzwolenia tego miasta.

Mimo to do Rożawy w 2015 r. wróciło co najmniej 200 tys. uchodźców. W tym czasie nie odnotowano też żadnej dużej fali uchodźców przekraczających granicę syryjsko-turecką, z wyjątkiem czerwca 2015 r., gdy oddziały kurdyjskie wyparły Daesh z Tall Abjad. Tamtejsi mieszkańcy szybko jednak wrócili do domów, a statystyka UNHCR pokazuje, że nastąpił wówczas przyrost uchodźców w Turcji jedynie o 30 tys. osób.

Jeżeli podliczymy wszystkie dane, tj. 200 tys. uchodźców, którzy wrócili do Syrii, 500 tys. którzy przybyli do Europy oraz 750 tys., o które wzrosła ich liczba w Turcji, to wychodzi, iż granicę turecko-syryjską w ciągu sześciu miesięcy drugiego półrocza 2015 r. musiało przekroczyć co najmniej 1,5 mln osób. Oznacza to, że w tym czasie granicę tę musiałoby przekraczać 60 tys. osób tygodniowo. Tymczasem gdy w czasie wspieranej przez Rosję ofensywy armii syryjskiej, a następnie związanych z Kurdami Syryjskich Sił Demokratycznych na Azaz, pod granicę turecką przybyło w ciągu tygodnia 30 tys. uchodźców, to media na całym świecie alarmowały, iż jest to mała katastrofa humanitarna. Jak to się zatem stało, iż wcześniej nie zauważono 60 tys. Syryjczyków, przekraczających granicę co tydzień?

Wiele wskazuje na to, że dane mogły zostać zafałszowane przez Turcję, by podbijać ich stawkę negocjacyjną w rozmowach z UE. Chodzi również o turecką inżynierię demograficzną. Warto przypomnieć, iż w 2015 r. ujawniony został skandal, jakim było wydawanie przez ambasadę Turcji w Tajlandii fałszywych tureckich paszportów Ujgurom (tureckojęzycznej, muzułmańskiej mniejszości z Chin), przesiedlanym następnie do Turcji i północnej Syrii. Wobec udowodnionego faktu fałszowania syryjskich paszportów i polityki UE dającej zielone światło na wejście do Europy jedynie Syryjczykom, można założyć, iż dochodzi obecnie do masowego wydawania niesyryjskim migrantom syryjskich dokumentów.

Turecka inżynieria demograficzna to aspekt zupełnie pomijany w analizach kryzysu migracyjnego. Tymczasem Turcja chce zmienić kształt etniczny zarówno południowo-wschodniej Turcji (Kurdystanu tureckiego), jak i północnej Syrii (Rożawy). W Turcji działania wojska tureckiego w Kurdystanie tureckim doprowadziły już do opuszczenia domów przez kilkaset tysięcy osób (nikt nie prowadzi badań czy rejestracji tych osób, nie udziela się im też pomocy, ale można założyć że chodzi o minimum pół miliona). Tymczasem porozumienie UE z Turcją zakłada zniesienie wiz w czerwcu dla obywateli tureckich. Uchodźcy ci ruszą zatem wówczas do Europy, czym władze tureckie są zainteresowane. Turcja chce również wypchnąć ze swojego kraju Kurdów syryjskich, ale nie z powrotem do domu, lecz do Europy, zmieniając w ten sposób kształt etniczny północnej Syrii i przygotowując grunt pod jej okupację lub aneksję.

Porozumienie z UE sprzyja również tym zamierzeniom Turcji, gdyż zakłada stworzenie w północnej Syrii „stref bezpieczeństwa”. Problem w tym, że prawie cała północna Syria kontrolowana jest przez Kurdów, z którymi nikt nie prowadził rozmów na ten temat. Reszta północnych terytoriów tego kraju jest kontrolowana przez Daesh i (w mniejszym stopniu) innych dżihadystów oraz syryjski rząd. Umowa ta może zatem być pretekstem dla Turcji do inwazji na teren Syrii (konkretnie na Rożawę). Taki przebieg wydarzeń tylko zwiększy liczbę uchodźców syryjskich (Kurdów) uciekających przed armią turecką. Turcja, pod osłoną tworzenia „stref bezpieczeństwa”, będzie natomiast mogła rozpocząć kolonizację północnej Syrii.

Kolejnym aspektem tureckiej inżynierii demograficznej jest ściąganie do Turcji sunnitów syryjskich. Według informacji uzyskanych przeze mnie w czasie mojej ostatniej wizyty w Turcji jesienią 2015 r., chodzi o sprowadzenie kilku milionów Syryjczyków (islamistów) i danie im obywatelstwa tureckiego. Osoby te ponad wszelką wątpliwość będą w następnych wyborach głosować na Erdogana i jego partię AKP. Tymczasem wybory w 2015 r. pokazały, iż bez takiego „wsparcia” AKP może mieć problemy z utrzymaniem się u władzy.

Porozumienie Unii Europejskiej z Turcją w sprawie kryzysu migracyjnego jest zatem absurdalne i jedynie pogorszy sytuację. Jego elementem jest przekazanie Turcji 6 mld Euro. Ma to być teoretycznie pomoc dla uchodźców, lecz nikt nie będzie miał żadnej kontroli nad wydatkowaniem tych pieniędzy. Turcja zaś potrzebuje ich na stworzenie miejsc pracy i danie mieszkań tym imigrantom z Syrii, którym chce dać obywatelstwo. Najprawdopodobniej nie trafią też one do 2,4 mln (z 2,7 mln – zakładając iż ta liczba jest prawdziwa) uchodźców syryjskich, którzy w większości dotąd nie uzyskiwali żadnej pomocy od władz Turcji. Kwota ta ma się nijak do niezwykle skromnej pomocy kierowanej do Iraku, w którym znajduje się obecnie 4,5 miliona uchodźców (w tym wewnętrznych). Liczba ta obejmuje również pogrążony w kryzysie finansowym Kurdystan iracki, gdzie pomoc wprawdzie dociera, ale w nieporównywalnie mniejszej wysokości, podczas gdy jest tu około 2 mln uchodźców (na 8 mln mieszkańców). Do Rożawy (syryjskiego Kurdystanu) nie dociera zaś żadna pomoc międzynarodowa.

Głównym punktem planu UE i Turcji ma być zawracanie wszystkich migrantów, przy czym za jednego zwróconego Syryjczyka Turcja ma przesyłać jednego uchodźcę syryjskiego z obozów. Jest to uzgodnienie absurdalne. Po pierwsze, zwiększy proceder fabrykowania syryjskich dowodów tożsamości. Po drugie, może spowodować, iż Turcja będzie dokonywać selekcji Syryjczyków ekspediowanych do Europy. Zważywszy na to, że to Turcja stymuluje ten kryzys, to takie rozwiązanie wspierać będzie jedynie turecką inżynierię demograficzną – Turcja będzie mogła się pozbywać niechcianego elementu etnicznego w zamian uzyskując środki finansowe na swój plan kolonizacyjny.

Jest też bardzo prawdopodobne, iż Turcja nie zacznie realizować swoich zobowiązań zanim nie otrzyma pieniędzy. Natomiast po ich przekazaniu plan ten szybko przestanie funkcjonować, gdyż zawiera elementy niemożliwe do spełnienia. Chodzi, między innymi, o przyśpieszenie integracji Turcji z UE, a także o stworzenie „stref bezpieczeństwa” w Syrii (Turcja będzie mogła żądać wsparcia militarnego UE w swoich inwazyjnych planach na Rożawę, obawiając się kontruderzenia rosyjskiego). Wobec nie spełnienia tych warunków Erdogan może uznać, iż Europa złamała porozumienie i przestanie przyjmować migrantów niesyryjskich.

Europę czeka katastrofa jeśli nie zrozumie, że porozumienia z Turcją nie prowadzą do rozwiązania kryzysu migracyjnego. Turcja prowadzi wobec Europy działania zdecydowanie pogarszające jej położenie i odpowiedzią nie mogą być ustępstwa, lecz sankcje wobec Turcji. Ponadto Europa powinna oprzeć rozwiązanie kryzysu migracyjnego na dwóch punktach. Po pierwsze - pomocy dla uchodźców na miejscu, ale nie poprzez przekazywanie pieniędzy rządom, lecz finansowanie pomocy bezpośrednio, przez międzynarodowe organizacje pomocowe podlegające ścisłej kontroli wydatkowanych pieniędzy. Przy tym priorytetem powinno być umożliwienie uchodźcom powrotu do domów (poprzez np. odbudowywanie ich – w Kobane, Szengalu czy irackim Anbarze). Po drugie – bezwzględnej ochronie granic UE. Tymczasem wciąż nie zawraca się łodzi płynących z Turcji do Grecji.

Witold Repetowicz

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (29)

  1. Wanad

    Pierwszy raz czytam tekst opisujący problem relacji Europa - Bliski Wchód, który mniej-więcej realnie ocenia sytuację, Więcej, Autor również trafnie proponuje sposoby przeciwdziałania takie stanowi rzeczy, mam tu szczególnie na uwadze pomysł "bezwzględnej ochronie granic UE". Jednocześnie jestem pewien, że taka analiza sytuacji, w dającej się przewidzieć przyszłości, nigdy nie zostanie opublikowana europejskich mediach tzw. "głównego nurtu". Obstawiam raczej, że taki tekst zostałby przypisany jakiemuś rasiście i ksenofobowi.

  2. wiercipięta

    Do dać należy jeszcze do tego dobrego artykułu , że ERDOGAN w ogóle nie liczy się z opinią międzynarodową ? Chodżby przez fakt niszczenia KURDÓW na terenie TURCJI - pacyfikacja miast i mniejszych miasteczek . Przykład ostatnich dni to zamieszkanych przez KURDÓW miasteczko CIZRE (DŻIZRE) . Gdzie bezwzględnie są zbombardowane całe dzielnice ? Ciekawe że NATO , a także UNIA - nie widzą tego bestialskiego traktowania przez ERDOGANA- Kurdów na swoim terenie TURCJI ? Ślepota - to zła choroba , a na taką przypadłość cierpi i TUSK , Merkel i inni przedstawiciele UNI ?

  3. Ernest Treywasz

    Autor pisze tak, jakby Rosji tam nie było. Tymczasem jest i prowadzi bardzo aktywną politykę. Jeśli może prowadzić bombardowania dywanowe Aleppo i innych miejsc, które bronią się przed Assadam (ten ostatni proponuje ludności tych obszarów "pojednanie z rządem"), to działania takie wywołują taki sam efekt, jak akcje Armii Czerwonej w Prusach Wschodnich w 1944. Ci ludzie siłą rzeczy uciekną do Turcji, w przeciwnym razie bezpieka Assada zrobi tam dość krwawą selekcję. Jeśli tak się stanie, i jednocześnie UE rzeczywiście latem uszczelni granice zewnętrzne, w Turcji znajdzie się ogromna fala kurdyjskich uchodźców, która doprowadzi do wybuchu wojny domowej, a raczej eskalacji wojny która już się toczy. Jeśli dodatkowo dojdzie do walk rosyjsko-tureckich, wpierw w Syrii a potem do ich eskalacji (co może być cichą agendą Kremla), to osamotniona politycznie Turcja znajdzie się w dużych kłopotach, a my razem z nią. Dlaczego? Dlatego ze ta sytuacja doprowadzi do gwałtownej erozji art.5 Traktatu Waszyngtońskiego. Będzie to okres kampanii prezydenckiej w USA z silnym akcentem izolacjonistycznym. To wszystko rzeczywiście bardzo źle wygląda. Oczywiście odpowiedz Europy (jeśli cos takiego w sensie politycznym w ogóle istnieje) nie może polegać na tak jak dotychczas na wypisywaniu czeków in blanco Ankarze, ale nie może tez polegać na samym tylko odgrodzeniu się murem i zawracaniu łodzi z uchodźcami (już widzę to zawracanie...). Jeśli UE wspólnie z NATO nie zrobią swojej własnej "sfery bezpieczeństwa" w Rożawie BEZ UDZIAŁU Turcji, to Rosja rozegra kryzys syryjski na swoja korzyść, uderzając w natowską solidarność tam, gdzie jest najsłabsze ogniwo łańcucha - w tureckie zaangażowanie w Syrii. Zarówno Putin, jak i Erdogan nie maja skrupułów w kreowaniu chaosu, którym daje im szansę na ułożenie sobie relacji z Zachodem na swoich warunkach. Syryjska konfrontacja ma tych dwóch głównych reżyserów. Obaj maja dla zachodu jedynie propozycję wpisania się w swój własny scenariusz, antagonistyczny wobec rywala. Strusia polityka Europejczyków (i Amerykanów) w Syrii musi się złe skończyć, bo jeśli dojdzie do bezpośredniej konfrontacji rosyjsko-tureckiej w Syrii, Turcja ta konfrontacje przegra z kretesem i sama zamieni się w obszar wojny domowej, jak dziś Syria. Wtedy dopiero Europa zostanie zalana dziesiątkami milionów uchodźców, a Rosja nie będzie się już niczym krępować, nie tylko na Bliskim Wschodzie.

    1. Witold Repetowicz

      Z wiekszoscia Panskiego komentarza się zgadzam ale wie Pan, to że ktoś jest zły to nie oznacza że odpowiada za wszystkie złe rzeczy. To tak jak z nazistami i Katyniem. Nie byli za Katyń odpowiedzialni. Tak samo wpływ ofensywy w płn Aleppo wspieranej przez rosyjskie naloty ma zerowy wpływ na kryzys migracyjny, to tylko propaganda turecka. Natomiast prosze nie pisac że pomijam rolę Rosji bo o tej która jest w istocie napisałem - podsycanie sytuacji konfliktowej w Europie. Niemniej Rosja nie odpowiada za sam napływ migrantów bo nie ma w tym zakresie środków. Nalezaloby zalozyc ze FSB hula sobie po Turcji jak chce a to mimo slabosci tego kraju jest jednak wykluczone.

  4. LD

    Nie ma bardziej zakłamanej i ohydnej postaci na bliskim wschodzie niż Erdogan. Człowiek, który uznaje Hitlera za wzór/ Z jego dokonań stworzenie i finansowanie ISIS i rebelii w Syrii, zamachy na własnych obywateli dla wygrania wyborów, a teraz interwencji w Syrii, pacyfikacja Kurdów. Autokrata, który równie skutecznie co Putin wykończył opozycję w kraju, Ten człowiek jest gotów wywołać 3-cią wojnę Światową dla swoich chorych ambicji. A na przeciw bezradna i pokornie współpracująca UE. Lekarstwem powinna być twarda polityka sankcji wobec Turcji i ciche wsparcie Kurdów..

    1. Ernest Treywasz

      Putin nie tylko wykończył opozycję w kraju (co znając bliżej tą "opozycję" trudno mu nawet poczytywać za złe), co postanowił odbudować imperium metodami, które nikomu w zasięgu rosyjskich imperialnych ambicji nie mogą dać spać spokojnie. Przypomnijmy: wysadzanie w powietrze własnych budynków mieszkalnych jako pretekst do II wojny czeczeńskiej, sama wojna czeczeńska o ludobójczym charakterze (od 80 do 200 tysięcy zabitych, głównie cywilów), agenturalne inspirowanie ataków terrorystycznych na własnym terenie, służących za pretekst do kontynuacji "operacji antyterrorystycznej" przeciw czeczeńskiemu zbrojnemu podziemiu narodowemu (partyzantom prezydenta Asłana Maschadowa), po to by po ich wybiciu mieć przeciw sobie już tylko importowanych wahabitów, jako wygodny pretekst do swojej własnej nieustającej "wojny z terrorem"... O reszcie wyczynów Putina na postsowieckim obszarze nawet nie wspominam, znane są chyba wystarczająco. Tak się złożyło że widziałem Moskwę w 2006 i Stambuł w 2008. Widziałem jak w obu przypadkach państwo takimi samymi metodami podgrzewa wojenną histerię, jak demonstruje siłę na użytek własnej opinii publicznej. Oba kraje są byłymi imperiami z ambicjami odzyskania dawnych wpływów. Podług prof. Feliksa Konecznego Rosja należy do cywilizacji turańskiej a Turcja do niej odwołuje się wprost, zatem oba kraje nie maja z Europą wiele wspólnego, poza tym ze przez wiele wieków okupowały zbrojnie duży fragment Europy. I być może z konfliktu miedzy nimi moglibyśmy się tylko cieszyć, gdyby nie zależności, o których pisałem wcześniej.

  5. abc

    "Tymczasem wciąż nie zawraca się łodzi płynących z Turcji do Grecji." - no właśnie. Dlaczego tak się dzieje pozostaje dla mnie tajemnicą. Czy ma to jakiś związek z Berlinem, który od czasu pamiętnego "kryzysu" trzyma Grecję na krótkiej smyczy?

    1. otgees

      Prawdopodobnie przede wszystkim z powodu sprzeciwu Turcji, która utrudnia jak może działania floty o lotnictwa greckiego i innych krajów NATO u swoich wybrzeży.

  6. antek

    Turcję trzeba wspierać bo to ona powoduje, że Rosja nie jest w stanie skoncentrować się na Europie. Problem z uchodźcami powinien być rozwiązany poprzez uszczelnienie granic, Gdy nie będą wpuszczani na terytorium UE wtedy i Turcja zamknie swoje granice i problem się skończy.

    1. kol

      I jak myślisz? Utrzymamy granicę jak u bram stanie 1 mln imigrantów?! To jest nierealne w dziesiejszym humanitarym świecie. Trzeba byłoby wyrzucić Grecji z UE! bo strefa schengen nic tu nie zmieni. Putin tak masowo nie zabija jak Erdogan. Boli mnie to, że Europa utraciała jakąkolwiek zdolność samoobrony w przypadku naruszenia granic. Nawet nie trzeba broni by móc zniszczyć państwo czy nawet taki Twór jakim jest UE czyli grupa 27 państw z ok. 500 mln obywateli. UE(my! Ty i ja) strzela sobie w kolano. Turcja nas gwałci i to bez mydła. Co się musi stać by wreszcie UE zaczeła podejmować dobre decyzje? Wojna.

    2. Tomasz Stelmach

      Serio nadal myślisz że Rosja jest największym zagrożeniem? Obudź się. Za 10 lat będziesz chciał uciekać z Polski przez granicę do Rosji i na Białoruś jako uchodźca wojenny przed terrorem. Przed scenami takimi jak w Iraku i Syrii. I będziesz miał szczęście jeśli pan Putin lub pan Łukaszenka podejmą decyzję by was wpuścić i zorganizują jakieś obozy z namiotami i prowiantem, ale przynajmniej nikt nie będzie was zabijał. A z czasem jak masz dobry zawód i podszkolisz się z rosyjskiego języka to może jakąś robotę znajdziesz.

  7. piotr

    Na tym wszystkim zyskuje Rosja. Co więcej oczywistym okazuje sie jej wyzsosc moralna. W przeciwienstwie do domniemanje wyzszosc moralnej Niemiec.

  8. woj

    ciekawy tekst

  9. Robert

    Wynika z tego, że poziom intelektualny decydentów UE sięgnął dna. UE idzie w stronę, która nie tylko nie rozwiąże problemów, ale je jeszcze powiększy. Przed nami kolejne 50 szczytów UE "ostatniej szansy". Na to wszystko marnowane są gigantyczne pieniądze zarobione przez obywateli. Pieniądze uzyskane dzięki wysokim podatkom, które m.in. doprowadziły do bezrobocia sięgającego 25 % w Hiszpanii czy Włoszech. Fundusze zostaną wykorzystane do wzmocnienia milionów muzułmanów wrogich kulturze europejskiej i mafii przemytniczych. Cóż to za wspaniałe życie pobierać zasiłki w 7 miejscach na fałszywe paszporty, na 4000 euro.

  10. Edmund

    Dziękuję defence24.pl i Panu Witoldowi Repetowiczowi za ten artykuł. Merytoryczny i wartościowy.

  11. sceptyk

    Nic dodać nic ująć. Rzetelny i merytoryczny.

  12. panzerfaust39

    Unijni doktrynerzy doprowadzą do wojny w UE Szyici i sunnici zaczną siłą wprowadzać w Europie Zachodniej swoje wizje islamu a jednocześnie będą walczyć między sobą zamieniając kontynent w Bliski Wchód a na tym skorzysta tylko skrajna prawica która zaprowadzi ostateczny porządek

  13. kraqss

    on powinien mieć swój program w telewizji !

  14. Tedd

    O kurcze nie wiedziałem że Turcja gra nam (Unii Europejskiej) tak bardzo na szkoda. Dziękuje za artykuł

  15. Krzysiek

    W końcu ktoś pisze prawdę i widzi realnie sytuację, i jak teraz wygląda propozycja współpracy przy programie KRUK ............

  16. Giovanna

    Brawa dla autora - bardzo dobry i wnikliwy artykuł, jak większość materiałów autorstwa p. Witolda Repetowicza. Cieszę się, że w Internecie można jeszcze znaleść wartościowe teksty.

  17. Huss

    Wreszcie ktoś napisał rzetelny artykuł.

  18. Jan

    Ciekawy artykuł, dzięki.

  19. jacek

    świetny, rzeczowy artykuł, zgadzam się w zupełności z tezami które są zawarte w nim, duże braw...

  20. df

    Zastanawiam się, dlaczego z wiedzy ekspertów jak pan Repetowicz czy Szewko nie korzystają polscy politycy? Tacy ludzie powinni być zapleczem eksperckim w trakcie negocjacji. Przecież ten ostatni szczyt to była jakaś farsa.

  21. tagore

    Erdogan już dwa lata wstecz deklarował powrót Turcji na Bałkany, nic nowego.

  22. Piotr34

    Turcje nalezy postraszyc wyrzuceniem z Nato a nie ustepstwami ze strony UE.A jak dalej beda robic problmey to z tego Nato ich wyrzucic i zostawic sam na sam z Putinem.

  23. Jozek

    Chyba stanę się wielbicielem Pana Witolda. Naprawdę szacunek za ten odważny artykuł...oby tak dalej....

  24. 3m

    Świetny artykuł Panie Witoldzie, jak zwykle.

  25. Tommy

    Kolejny bardzo dobry artykuł panie Witoldzie. Trafna analiza sytuacji, zupelnie inna od tego co sie czyta lub widzi w mainstreamowych mediach

Reklama