- Analiza
Idlib za Afrin? Turecko-rosyjskie porozumienie przeciwko Kurdom
Po 18 dniach tureckiej ofensywy w kurdyjskiej enklawie Afrin w Syrii sukcesy strony atakującej są bardzo umiarkowane. Operacja ta ma za to większy wpływ na sukcesy armii syryjskiej przeciwko dżihadystom w sąsiedniej prowincji Idlib.

Największym sukcesem Turcji w trwających już niemal 3 tygodnie walkach w kurdyjskim kantonie Afrin jest zdobycie 2-tys. miasteczka Bulbul, znajdującego się na północy tej enklawy, w pobliżu granicy z Turcją. Ponadto Turcy zdobyli również niespełna 20 wiosek w północnej i zachodniej części kantonu. To właśnie z tych kierunków prowadzona jest inwazja, co przeczy pewnym wcześniejszym spekulacjom, że celem Turcji będzie przede wszystkim zdobycie miasta Tall Rifaat i przeprowadzenie korytarza łączącego kontrolowany przez Turcję region Azaz-Al Bab-Dżarabulus z Dara Iza, czyli również kontrolowanym przez Turcję pasem między prowincją Idlib a kantonem Afrin. Taki rozwój sytuacji z jednej strony spowodowałby całkowite otoczenie kantonu Afrin przez Turcję i przecięcie jedynego obecnie korytarza dostępu do tej enklawy, prowadzącego przez tereny rządowe z Aleppo, z drugiej strony zaś, spowodowałby większe możliwości logistyczne Turcji w zakresie wspierania dżihadystów w prowincji Idlib, walczących przeciwko armii syryjskiej.
Nie ulega wątpliwości, że turecka inwazja na Afrin odbywa się za pełnym przyzwoleniem Rosji, która ma z niej trzy korzyści. Po pierwsze wbija klin między zdominowaną przez Kurdów koalicję Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) a wspierające je USA. Po drugie, wymusiła na Turcji szereg ustępstw na innych polach, a także utrzymanie jej poparcia dla „konferencji pokojowej” w Soczi. Po trzecie, inwazja na Afrin odciąga uwagę od operacji rosyjsko-syryjskiej w prowincji Idlib. Prowincja ta od niemal trzech lat znajduje się pod kontrolą dżihadystów, w szczególności powiązanej z Al Kaidą Hajat Tahrir asz-Szam (HTS, d. Dżabat al-Nusra). Odzyskanie pełnej kontroli nad tym terenem jest obecnie priorytetem armii syryjskiej, która rozpoczęła tam ofensywę już w październiku ub. r. Początkowo jej sukcesy były dość umiarkowane, a również w październiku 2017 r. Turcja stworzyła wspomnianą wcześniej strefę kontroli na pograniczu prowincji Idlib i kantonu Afrin. W połowie stycznia ofensywa rządowa nabrała jednak rozpędu i armia syryjska odzyskała kontrolę m.in. nad bazą wojskową i miastem Abu ad-Duhur. Teraz celem jest miasto Sarakib, przez które przechodzi strategiczna autostrada M-5. Dlatego jest ono obecnie celem intensywnych bombardowań rosyjsko-syryjskich. Innym ważnym celem sił syryjskich jest odblokowanie szyickiej enklawy Fua-Kafrija, oblężonej przez dżihadystów od marca 2015 r.
Czytaj też: Krok bliżej ku Rosji, krok dalej od Zachodu? Turecka polityka zagraniczna w cieniu operacji w Afrin
Turecki atak na Afrin pełni podobną rolę jak wcześniejsza interwencja turecka w rejonie Dżarabulus – Al Bab. Wówczas siły rządowe, wspierane przez Rosjan, wypierały dżihadystów z wschodniego Aleppo. Turcy nie tylko nie wsparli swoich sojuszników w Aleppo ale część z nich wycofali z tego miejsca i przerzucili do Dżarabulus. Teraz zaś Turcja wykorzystuje liczne oddziały rebeliantów, których duża część pochodzi z prowincji Idlib, do ataków na Afrin. Co więcej, 4 lutego, w kierunku Afrin skierował się konwój dżihadystów Nuraldin Zenki i Faylaq asz-Szam, grup dotąd współpracujących ściśle z al-Kaidą (HTS). Turcja prawdopodobnie chce otworzyć przy ich pomocy trzeci, południowy front, przeciwko Kurdom w Afrin. Ich przerzucenie z Idlib do Afrin z całą pewnością ułatwi ofensywę rządową w Idlibie, tak jak było to w grudniu 2016 r. w przypadku Aleppo.
Turcja obawia się jednak, że Kurdowie z Afrin dojdą do porozumienia z Asadem i siły rządowe wesprą YPG w Afrin. Póki co do takiego porozumienia nie doszło z dwóch powodów. Po pierwsze Asad żąda przywrócenia pełnej kontroli na Afrin przez siły rządowe, po drugie zaś priorytetem dla niego jest Idlib. Dla Asada korzystne jest jednak to by obrońcy Afrin stawiali Turkom jak najdłuższy i jak najbardziej zacięty opór. Musi on bowiem zdawać sobie sprawę, że jeśli Afrin wpadnie w ręce Turcji to może oznaczać to faktyczną aneksję tego terenu, co z kolei oznaczałoby „zbliżenie się” turecko-syryjskiej granicy na odległość zaledwie kilkunastu kilometrów od miasta Aleppo, a Turcja wielokrotnie dawała wyraz swoich rewizjonistycznych zapędów w stosunku do tego miasta. Dla Asada korzystne jest również to, że YPG z Afrin zadaje ciężkie straty protureckim oddziałom tzw. „Wolnej Armii Syryjskiej”, służącej tam pod dowództwem Turcji. Według SOHR zginęło już tam 115 protureckich rebeliantów. Z drugiej strony straty po stronie YPG również są dla Asada korzystne, gdyż im Kurdowie będą słabsi tym łatwiej będzie siłom rządowym przejąć od nich kontrolę nad Afrin. Asad bowiem prawdopodobnie zakłada, że w momencie gdy Kurdowie się wykrwawią to poddadzą mu Afrin bezwarunkowo, wiedząc że jest to lepsza opcja niż okupacja turecka (oznaczająca masowe czystki etniczne). Zakłada też zapewne, że Kurdowie wytrzymają z powstrzymywaniem najazdu tureckiego na tyle długo by armia syryjska zdążyła zakończyć swoją ofensywę w Idlibie (lub przynajmniej osiągnąć podstawowe cele tj. opanowanie autostrady M-5 i odblokowanie enklawy Fua-Kafraja).
Czytaj też: Repetowicz: Syria nie jest zamrożonym konfliktem
Dla Turcji taki scenariusz oznaczałby katastrofę. Już w pierwszych 17 dniach inwazji Turcy stracili 19 żołnierzy i kilka czołgów typu Leopard, a obecne tempo ich postępów wskazuje na to, że operacja trwać będzie miesiącami, a straty będą coraz większe. Jeśli nie zdobędą Afrin, to bez względu na to czy nad regionem tym powiewać będzie flaga kurdyjska czy syryjska, będzie to klęska, która może mieć poważne skutki wewnętrzne dla Turcji. Obecnie Turcy powszechnie popierają inwazję bo spodziewają się podboju Afrin, wygnania stamtąd Kurdów i osiedlenia w nim uchodźców syryjskich mieszkających w Turcji. Jeśli to nie nastąpi, to Erdogan będzie miał bardzo poważne problemy z reelekcją w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Dlatego Turcja wysyła Asadowi sygnały zniechęcające go do ewentualnego wsparcia Kurdów w Afrin. Chodzi również o nakłonienie go do nieprzepuszczania posiłków płynących dla obrońców Afrin z innych terenów opanowanych przez SDF. Dlatego w nocy z 29 na 30 stycznia Turcja skierowała do miejscowości Al Eis konwój wojskowy, którego celem było zbudowanie umocnień między Al Eis i znajdującym się pod kontrolą rządową miastem Hader, z którego do autostrady M-5 jest zaledwie 10 km, a do Fua - 30 km. Choć konwój został zmuszony do odwrotu, a po drodze doszło do eksplozji, która zabiła 2 żołnierzy tureckich (nie jest jasne czy była to mina podłożona przez Kurdów, rakieta wystrzelona przez armię syryjską czy też pocisk al-Kaidy), to od tamtego czasu siły rządowe nie posunęły się na tym kierunku, a 5 stycznia pojawił się nowy konwój turecki w tym rejonie. Turcji w tym zakresie sprzyja Rosja, która nie jest zainteresowana szybkim przejęciem przez Asada kontroli nad Idlibem a następnie Afrin, gdyż zbytnio wzmocniłoby to władze syryjskie i utrudniłoby Rosji wzajemne rozgrywanie Kurdów, władz syryjskich, Turcji i części opozycji (Rosja zawiera własne układy z niektórymi rebeliantami, za plecami Asada i Iranu).
Turcja wciąż deklaruje chęć objęcia swą inwazją również rejonu Manbidż, w którym jednak znajdują się siły amerykańskie, wspierające SDF. USA w sposób zdecydowany odrzuciły tu żądania Turcji by wycofały się ze wspierania w tym rejonie SDF. Turcja posunęła się nawet do gróźb ataku amerykańskich żołnierzy ale USA dały do zrozumienia, że w takim razie Turcja zapłaci za to wysoką cenę i Erdogan najwyraźniej nie jest na to gotowy. Dlatego Turcja ogranicza się do nieregularnego ostrzału tych terenów. Ani USA ani też żadne z państw europejskich, nie zamierza jednak udzielić realnej pomocy Kurdom w Afrin. Tymczasem rośnie liczba cywilnych ofiar nalotów – stan na 5 listopada to 129 zabitych i 320 rannych. Zwiększa to skłonność władz kantonu Afrin do zawarcia układu z Asadem.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu