Jednostki US Army stacjonujące w Europie są zmuszone do wykorzystywania wsparcia sojuszników w postaci śmigłowców, mostów samobieżnych, czy nawet systemów obrony powietrznej – donosi New York Times.
Dowódca US Army w Europie generał Ben Hodges stwierdził w wywiadzie dla The New York Times, że jego jednostki nie posiadają mostów samobieżnych, czy odpowiedniej liczby śmigłowców, co powoduje konieczność wykorzystania w tym zakresie wsparcia sojuszników. Amerykański generał dodał, że w obecnej sytuacji wykorzystuje dla swoich jednostek brytyjskie i niemieckie mosty, a także jednostki obrony powietrznej z Węgier. US Army Europe bierze także udział w ćwiczeniach z jednostkami brytyjskich śmigłowców.
Wypowiedź generała Hodgesa to kolejny dowód na niedostateczny poziom finansowania jednostek amerykańskich wojsk lądowych stacjonujących w Europie. W czerwcu bieżącego roku jednostki US Army obecne rotacyjnie na kontynencie, wyposażone w czołgi M1 Abrams i bwp M2/M3 Bradley, wzięły udział w szkoleniu Heidesturm Shock, podczas którego wykorzystywano niemieckie promy M3 oraz holenderskie mosty samobieżne Leguan.
Przy okazji tego szkolenia dowódca 10. Batalionu Inżynieryjnego US Army przyznał, że amerykańska „ciężka” jednostka – 1. Brygadowy Zespół Bojowy 3. Dywizji Piechoty - „nie posiada zdolności przekraczania przeszkód”. Amerykanie byli więc zmuszeni do wykorzystania wsparcia ze strony sojuszników.
Generał Hodges mówił też o dysponowaniu niewystarczającą liczbą śmigłowców, czy konieczności wykorzystania systemu obrony powietrznej z Węgier. W tym ostatnim wypadku należy zauważyć, że ogólne zdolności europejskich sojuszników, jeżeli chodzi o naziemną obronę przeciwlotniczą, w tym zwłaszcza mobilne systemy przeznaczone do bezpośredniej osłony wojsk lądowych, są ograniczone.
Ich efektywne wykorzystanie do osłony zarówno własnych, jak i amerykańskich wojsk w wypadku realnej, pełnoskalowej operacji obronnej mogłoby być co najmniej utrudnione. Amerykanie zwracają także uwagę na konieczność wydzielenia (z sił Stanów Zjednoczonych) większej liczby żołnierzy zajmujących się wsparciem eksploatacji i utrzymaniem sprzętu. Jest to o tyle trudne, że regulacje prawne ograniczają liczebność żołnierzy stacjonujących na kontynencie do 30 000, co w perspektywie może utrudnić wykonywanie części zadań.
Obecna sytuacja US Army Europe jest wynikiem cięć, jakie w siłach stacjonujących w Europie, jak i w całych wojskach lądowych Stanów Zjednoczonych, przeprowadzano do chwili obecnej. Ich ewentualne odwrócenie byłoby możliwe dopiero po znacznym zwiększeniu wydatków obronnych i zlikwidowaniu ograniczeń, jakie na Departament Obrony nakłada ustawa Budget Control Act, ograniczająca poziom deficytu budżetowego m.in. przez cięcia wydatków obronnych.
Generał Hodges powiedział również podczas konferencji AUSA, że żaden kongresmen nie zdecydowałby się na wysłanie (na stałe) żołnierzy amerykańskich wojsk lądowych z Fort Hood do Europy. W praktyce oznacza to, że generał uznaje przeniesienie miejsc stałego stacjonowania (a nie tylko bazowania sprzętu) z USA do Europy za mało prawdopodobne, przynajmniej w najbliższych latach.
zxcvb
Pytanie może naiwne, ale dlaczego Amerykanie korzystają z systemu obrony powietrznej Węgier, a nie np. Polski?
Marek
Pokłosie 2 dekad ganiania za pozbawionymi jakiejkolwiek oplot pastuchami po pustyniach Afganistanu i Iraku. Jednostkom US Army środki oplot były zbędne więc je zlikwidowano.
Kael
Bynajmniej US Army zawsze kulała na tym polu, to jest raczej pokłosie "sprytnej" polityki USAF która zapewniła że zawsze zapewni parasol obronny nad Armią i ona nie potrzebuje mobilnych systemów opl.
FTR
No i dobrze... Europa powinna wreszcie zacząć się sama bronić...