Reklama
  • Wiadomości

Rosyjskie igranie z ogniem. „Kilka oddziałów Wagnera” w starciu z amerykańskim lotnictwem

Pięciu czy dwustu? Nadal nie wiadomo ilu rosyjskich najemników zginęło podczas amerykańskiego nalotu 7 lutego br. w Syrii, po ataku na tereny pod kontrolą wspieranych przez USA sił arabsko-kurdyjskich. Zgodnie z ostatnimi doniesieniami, liczbę ofiar śmiertelnych oraz rannych szacuje się na ok. 300 osób. Jak podkreśla anonimowe źródło cytowane przez Reuters, „prognozy dla większości są fatalne”, gdyż w ciałach wielu z nich tkwią odłamki.

Jak podał generał sił powietrznych USA Jeff Harrigian, odpowiedzialny za operacje powietrzne w Iraku i Syrii, celem nalotu przeprowadzonego przez siły pod wodzą Amerykanów było odparcie „skoordynowanego” ataku. Ofensywę przeprowadzić miał oddział lokalnych bojowników, w skład którego wchodzili również rosyjscy najemnicy. Ich celem było przejęcie kontroli nad obszarem roponośnym w prowicji Dajr az-Zaur, ok. 8 km na wschód od linii rodziału stron, kontrolowanym przez arabsko-kurdyjską milicję, wspieraną przez USA. Teren ten został jesienią 2017 roku wyzwolony spod kontroli ISIS.

W walce w prowincji Dajr az-Zaur we wschodniej Syrii, podczas której w wyniku nalotu sił pod wodzą USA zginęli Rosjanie, brało udział kilka oddziałów szturmowych tzw. grupy Wagnera. Jak poinformował rosyjską gazetę "Kommiersant" Michaił Połynkow, koordynator projektu Dobrowoliec, w starciu bezpośrednio uczestniczył oddział Karpaty (wcześniejsza nazwa - Wiosna), w którego skład wchodzili mieszkańcy Donbasu i walczący w oddziałach separatystów na wschodzie Ukrainy obywatele Rosji. Drugi i piąty oddział tzw. grupy Wagnera przed rozpoczęciem nalotu amerykańskiego lotnictwa stały w kolumnie, a na polu bitwy była obecna również grupa pancerna i artyleryjski dywizjon haubic - dodał rozmówca gazety.

Prawie natychmiast po rozpoczęciu szturmu ruszył ostrzał, a łączność ze sztabem zerwała się - twierdzi Połynkow. Dodaje, że pierwszy ostrzał najprawdopodobniej był prowadzony ze 120 mm moździerza, a następnie przeprowadzono "niezwykle celny" rakietowo-bombowy nalot. Bombardowanie z powietrza trwało w przybliżeniu od północy do 4 nad ranem - podkreślił. Ocalali członkowie grup szturmowych znaleźli się pod ostrzałem helikopterów USA, a ostatni nalot rakietowo-bombowy skierowano w resztę wycofujących się oddziałów tzw. grupy Wagnera - pisze gazeta.

W przypadku odniesienia ran walczącym w Syrii w szeregach prywatnej firmy najemniczej, tzw. grupy Wagnera, obiecano wypłacić po 700 tys. rubli (ok. 41 tys. zł), a rodzinom ofiar śmiertelnych - po 3 mln rubli (ok. 176 tys. zł) - powiedział gazecie "Kommiersant" były pracownik grupy Wagnera, walczący w Syrii w pododdziale, który ucierpiał w nalotach USA. Portal RBK informował, że miesięczny żołd stacjonujących w Rosji bojowników wynosi co najmniej 80 tys. rubli (niecałe 1400 USD), a w Syrii - 250 tys. rubli (4,3 tys. USD), przy czym kontrakt przewiduje odszkodowanie w razie śmierci. Koszt wykorzystania w konflikcie syryjskim "Grupy Wagnera" przewyższył dotąd, jak ocenia RBK, 10 miliardów rubli (ok. 172 mln USD).

Rosyjska cenzura, pamięć i opieka

Rzeczniczka rosyjskiego resortu spraw zagranicznych potwierdziła, że w ostrzale przeprowadzonym przez siły koalicyjne zginęło pięć osób, które prawdopodobnie były obywatelami Rosji. Dane te oczywiście nie były ostatecznie potwierdzone. Rosjanka była jednak pewna, że ofiary śmiertelne tego starcia nie były związane z rosyjskimi siłami zbrojnymi. Aktywiści śledzący ruchy Rosjan w Syrii (CTI) ujawnili nazwiska dziewięciu mężczyzn, którzy zginęli w nalocie. 

Rosyjscy świadkowie, którzy relacjonowali wydarzenia z Syrii dla zagranicznych mediów, informowali, że w próbie ataku wziąć udział miały setki najemników z Rosji i Ukrainy, którzy walczyli na rzecz Baszara al-Assada. Te same źródła podają, że atakujący nie mieli żadnej osłony przeciwlotnicznej. Towarzysze poległych w Syrii Rosjan mieli natomiast informować, że w dniu ataku oddział Grupy Wagnera liczył nawet 600 osób, a ich wyposażenie stanowiła przede wszystkim broń ręczna ale do dyspozycji mieli również czołgi. 

Ewakuowani w ostatnich dniach z Syrii ranni, według czterech źródeł, na które powołuje się agencja Reuters, zostali przewiezieni do czterech rosyjskich szpitali wojskowych (w Moskwie i Petersburgu). Wojskowy lekarz z Moskwy, zaangażowany w leczenie prywatnych żołnierzy, powiedział, że od soboty 10 lutego br. do jego szpitala trafiło ok. 50 pacjentów z Syrii, z których 30 proc. jest poważnie rannych. Jak zaznaczył, co najmniej trzy czartery z rannymi bojownikami przyleciały do Moskwy w okresie od piątku do poniedziałku rano. To również od rosyjskiego lekarza miały pochodzić dane szacujące liczbę poległych Rosjan na ok. 100. "Kommiersant" ocenia jednak, że jeśli w walce zginęłyby lub zostały ranne setki Rosjan, jak twierdzi Reuters czy Bloomberg, byliby oni ewakuowani z Syrii do Rosji samolotami. Natomiast analiza danych z serwisu Flightradar24 gazeta doszła do wniosku, że nie odnotowano zwiększonej aktywności lotniczej nad Syrią w pierwszych dniach po walce. Gazeta zaznacza, że dane serwisu mogą nie być pełne, jako że nie wszystkie wojskowe samoloty latają z włączonymi transponderami.

Rosjanie informacje o starciu oraz jego ofiarach starali się ukryć jak najdłużej. Pierwsze wiadomości na temat nalotu miały się bowiem pojawić w rosyjskich mediach już w piątek, 9 lutego br. Ich źródłem były m.in. media publiczne. Doniesienia szybko zniknęły jednak z kanałów wiadomości. Z oficjalnymi komentarzami czekano do kolejnego tygodnia.

Zdecydowana odpowiedź skonsternowych Amerykanów

Starcie, do którego doszło w Syrii, opisał podczas oficjalnej konferencji m.in. amerykański generał Jeff Harrigian. Jak relacjonował, wieczorem 7 lutego międzynarodowa koalicja po wodzą USA broniła się, a amerykańscy doradcy wojskowi pomagali syryjskim powstańcom odeprzeć "niczym nie sprowokowany i skoordynowany atak na ich pozycje zza rzeki Eufrat". Amerykanin oświadczył również, że przed samym atakiem przeciwnik przeprowadził artyleryjskie przygotowanie z udziałem czołgów, moździerzy oraz artylerii. Pod osłoną na wskazane pozycje przemieścić się miały siły w sile jednego batalionu, o czym informowani – już na tym etapie – mieli być oficjalnie Rosjanie.

Amerykanie kontakt z rosyjskim dowództwem nawiązali również na chwilę przed przeprowadzeniem nalotu. Nie wiadomo jak przebiegła rozmowa z Rosjanami, generał nie zdradził jej szczegółów. Z wcześniejszych doniesień wynika, że rosyjscy dowódcy podkreślali, że w okolicy nie ma ich żołnierzy i nic im nie wiadomo o planowanych tam działaniach - stąd też głosy sugerujące, że najemnicy Grupy Wagnera podjęli na wschodzie Syrii całkiem niezależną inicjatywę, która nie została zatwierdzona przez rosyjskie dowodztwo w Damaszku. 

Nalot koalicji został przeprowadzony z wykorzystaniem znajdujących się już wcześniej w powietrzu (prowadziły działania zwiadowcze) dronów MQ-9 oraz myśliwców F-22, do których dołączyły maszyny F-15E, bombowce B-52, samoloty AC-130 i śmigłowce szturmowe AH-64 Apache. Amerykanie na atak odpowiedzieli więc ostro i zdecydowanie. Jak podają, w wyniku nalotu zniszczonych miało zostać kilka systemów artyleryjskich i czołgów. Amerykański generał podkreślał, że nie wie kto walczył po stronie atakujących, ani ile osób zostało rannych czy zginęło bezpośrednio w wyniku nalotu.

undefined
Fot. Master Sgt. Lance Cheung, USAF/Wikimedia Commons, Domena Publiczna

O tym jak wyglądało to starcie świadczą same liczby. Po stronie sił koalicyjnych odnotowano jednego rannego, natomiast wśród bojowników liczbę zarówno ofiar śmiertelnych, jak i rannych podaje się w setkach.

Słowo przeciwko słowu

Inne wersje wydarzeń z syryjskiego pola walki przekazują kolejne rosyjskie źródła. Zgodnie z relacją resortu obrony narodowej, do ataku na wspieranych przez USA powstańców nie doszło, a celem syryjskich bojowników było przeprowadzenie operacji przeciwko uśpionej komórce ISIS. Stanowczo podkreśla się również, że bojownicy nie uzgadniali operacji z rosyjskim dowództwem. 

Niektóre rosyjskie media przekazują natomiast, że za próbę przejęcia kontroli nad wskazanym regionem, na którym znajdują się pola naftowe oraz gazowe, odpowiadają przedsiębiorcy wspierający reżim syryjskiego prezydenta Assada. Podczas ofensywy wykorzystane miały zostać prorządowe formacje. Za nimi natomiast szli tzw. Łowcy ISIS wspierani przez najemników z Grupy Wagnera. Amerykański ostrzał objął swoim zasięgiem obie linie. Wersję tę częściowo potwierdzili na oficjalnym profilu na Twitterze "ISIS Hunters".

Czytaj więcej: Oddali życie za Gazprom? Śmierć rosyjskich najemników w Syrii

Igranie z ogniem

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow podkreślał w środę, że nie może wykluczyć, że w Syrii działają rosyjscy „cywile”. Zapewniał jednak oczywiście, że nie są oni związani z działaniami wojsk FR, a ich ruchy nie są śledzone przez dowództwo. Nieoficjalnie mówi się jednak o tym, że Rosja wykorzystuje w Syrii dużą grupę najemników (od wielu lat kluczowy element w prowadzonej przez Rosjan wojnie hybrydowej). Pozwala to jej na rozmieszczenie na terytorium tego kraju większej liczby swoich „żołnierzy” – bez konieczności narażania życia zawodowych wojskowych i wyjaśniania przyczyn śmierci swoich obywateli. Jeszcze w grudniu agencja AP przypominała, że blisko 3 tys. rosyjskich najemników zakontraktowanych przez tzw. grupę Wagnera walczyło w Syrii od 2015 roku.

Eksperci oceniają również, że zaangażowanie Rosji w konflikt w Syrii jest coraz większe, a najemnicy prowadzą operacje wyznaczone przez rosyjskie wojsko. Większa część tych biorących udział w walkach w Syrii to Rosjanie, ale cześć z nich legitymuje się paszportami z Ukrainy czy Serbii.

Czytaj też: Uzbrojony dron kontra T-72

Warto przypomnieć, że rosyjskie prawo oficjalnie uznaje działania wszelkich prywatnych firm wojskowych (PMC) za nielegalne. Za udział w konflikcie zbrojnym na terytorium obcego państwa grozi kara do siedmiu lat pozbawienia wolności, a za werbowanie, szkolenie i finansowanie najemników - do 15 lat. Medialne zamieszanie wokół starcia w Syrii doprowadziły również do reakcji rosyjskich polityków. W Dumie pojawił się bowiem projekt, naciskający do regulacji działania prywatnych firm wojskowych.

Rosyjscy eksperci podkreślają, że choć cała sprawa to "ogromny skandal", który mógłby doprowadzić do "ostrego kryzysu międzynarodowego", to Rosja będzie "udawać, że nic się nie stało". Warto również podkreślić, że niezależnie od tego ilu ostatecznie rosyjskich najemników zginęło w nalocie, po raz pierwszy w wyniku bezpośredniego amerykańskiego ataku w Syrii, od 2015 roku, zginęli Rosjanie.

PAP/D24

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama