Reklama
  • Wiadomości

Rosyjscy najemnicy giną w amerykańskim ataku?

Według niepotwierdzonych informacji, duża grupa rosyjskich najemników zginęła w zeszłym tygodniu w Syrii. Rosjanie mieli stracić życie w wyniku nieudanego ataku na kontrolowane przez Kurdów i Amerykanów tereny w regionie Dajr az-Zaur, bogate w złoża ropy.

Fot. U.S. Air Force, Airman 1st Class George Goslind/Flickr, Domena Publiczna
Fot. U.S. Air Force, Airman 1st Class George Goslind/Flickr, Domena Publiczna

Zgodnie z nieoficjalnymi doniesieniami, w ataku zginęło nawet 200 najemników. Większość z nich stanowić mieli działający na rzecz Bashara al-Assada Rosjanie. Celem uderzenia były nadzorowane przez siły koalicji tereny, znajądujące się w bogatym w ropę regionie Dajr az-Zaur. Informacje takie mieli przekazać m.in. dwaj rosyjscy świadkowie. Liczby ofiar nie potwierdza jednak przedstawiciel amerykańskiej administracji, który szacuję ją na ok. 100 bojowników. Jak dodaje, 200 do 300 osób zostało natomiast rannych.

Od akcji odcinają się rosyjskie władze. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow nie zamierzał komentować także doniesień o śmierci dużej grupy obywateli Rosji. Podkreślił, że Rosjanie śledzą ruchy jedynie działających na terenie Syrii żołnierzy narodowych sił. Sprawa nie została również poruszona podczas przeprowadzonej w poniedziałek rozmowy telefonicznej na linii Biały Dom - Putin. Rosyjscy eksperci podkreślają natomiast, że choć cała sprawa to "ogromny skandal", który mógłby doprowadzić do "ostrego kryzysu międzynarodowego", to Rosja będzie "udawać, że nic się nie stało".

Nie można wykluczyć, że na terytorium Syrii mogą znajdować się obywatele Federacji Rosyjskiej, ale nie mają oni związku z siłami zbrojnymi Federacji; to wszystko, co można stwierdzić.

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow

Wcześniej przedstawiciel rosyjskiego MSZ powiedział agencji TASS, że doniesienia o dziesiątkach czy setkach poległych w Syrii Rosjan są "klasyczną dezinformacją".

Sekretarz obrony USA Jim Mattis przyznał natomiast, że cała ta sytuacja wprawia w "konsternację". Nie przekazał jednak dziennikarzom żadnych dodatkowych infromacji na temat ataku.

Obrona czy atak?

Zgodnie z oświadczeniem rzecznika amerykańskich sił zbrojnych, zeszłotygodniowa ofensywa rozpoczeła się ok. 8 km na wschód od linii rodziału stron, wieczorem 7 lutego. Lokalne siły, w liczbie co najmniej 500 najemników, wspierane - według SDF - przez władze w Damaszku, wykorzystać w niej miały m.in. czołgi czy moździerze. Na atak Amerykanie odpowiedzieli przy pomocy lotnictwa (mówi się o wykorzystaniu F-22, F-15E, AC-130, B-52 i dronów) i ognia artyleryjskiego (HIMARS). Co więcej, wojskowi z USA mieli być cały czas w kontakcie z siłami rosyjskimi, dzięki tzw. bezpiecznym liniom.

Po stronie koalicji nie odnotowano strat w ludziach. Rzecznik amerykańskich wojsk podkreślił również, że nie atakowano "pojazdów i personelu, który dokonał odwrotu i udał się w kierunku zachodnim". 

Nie wiadomo na czyje zlecenie/rozkaz działali rosyjscy najemnicy i lokalni bojownicy. Amerykańskie media sugerują, że mogli to być zarówno Syryjczycy, jak i Irańczycy, czy nawet sami Rosjanie (mają oni wspierać wysiłki sił Assada zmierzające do odzyskania kontroli nad tymi ważnymi, wschodnimi terenami, którzych złoża pomogłyby w sfinansowaniu planów odbudowy i rekonstrukcji).

Zgodnie z rosyjskimi źródłami, w operacji udział brała tzw. Grupa Wagnera. Jeszcze w grudniu agencja AP przypominała, że blisko 3 tys. rosyjskich najemników zakontraktowanych przez tzw. grupę Wagnera walczyło w Syrii od 2015 roku, zanim jeszcze kampania sił zbrojnych Rosji pomogła oddziałom syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada przejąć kontrolę nad strefami konfliktu.

Rosyjskie prawo zabrania zatrudniania najemników wojskowych, co nie przeszkodziło Moskwie posłużyć się potajemnie żołnierzami Wagnera w Syrii. W kraju tym, według różnych informacji pojawiających się w mediach zachodnich, zginęło od kilkudziesięciu do nawet kilkuset Rosjan na służbie "Grupy Wagnera". Portal RBK informował, że miesięczny żołd stacjonujących w Rosji bojowników wynosi co najmniej 80 tys. rubli (niecałe 1400 USD), a w Syrii - 250 tys. rubli (4,3 tys. USD), przy czym kontrakt przewiduje odszkodowanie w razie śmierci. Koszt wykorzystania w konflikcie syryjskim "Grupy Wagnera" przewyższył dotąd, jak ocenia RBK, 10 miliardów rubli (ok. 172 mln USD).

Zdaniem petersburskiego portalu Fontanka fasadą dla operacji "Grupy Wagnera" w Syrii jest firma Evro Polis, należąca do Jewgienija Prigożyna, zwanego przez rosyjskie media "kucharzem Putina", ponieważ zbił fortunę na restauracjach, zamówieniach publicznych i kateringu dla dygnitarzy Kremla i ich zagranicznych gości. Prigożyn ma - jak utrzymuje AP - dobre stosunki z Władimirem Putinem od 10 lat, a ostatnio rozszerzył działalność biznesową na usługi dla sił zbrojnych. Prigożyn też jest objęty sankcjami USA.

Uważamy, że firma ta jest po prostu przykrywką dla prywatnej firmy Wagnera i może zabiegać o zalegalizowanie tej grupy, prawdopodobnie, aby można ją było w przyszłości wykorzystać w celach komercyjnych.

Denis Korotkow, reporter Fontanki

Prawo rosyjskie zakazuje wszelkiej służby wojskowej niezwiązanej z państwem. Za udział w konflikcie zbrojnym na terytorium obcego państwa grozi kara do siedmiu lat pozbawienia wolności, a za werbowanie, szkolenie i finansowanie najemników - do 15 lat. 

W mediach pojawiła się jednak również odmienna relacja wydarzeń z zeszłego tygodnia. Zgodnie z nią pierwsze uderzenie wykonali Amerykanie, a większość najemników, którzy stracili życie podczas ataku, to doświadczeni w walce Rosjanie i Ukraińcy (zdobywać je mieli m.in. podczas wojny na wschodzie Ukrainy). Natomiast władze w Damaszku uznały kroki Amerykanów za "barbarzyńskie" oraz za przykład "zbrodni wojennej". Podkreślają również, że atak był elementem kampanii wspierania terroryzmu. 

PAP/Defence24/

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama