Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Ofensywa powietrzna przeciw Państwu Islamskiemu – bez szans na sukces?

W odpowiedzi na zamachy w Paryżu dziesięć francuskich samolotów bojowych zrzuciło po dwie bomby na cele w rejonie Rakki - „stolicy Państwa Islamskiego”. Realny skutek tych działań jest mniejszy niż pojedynczego nalotu na Berlin w 1945 roku, ale logika podobna. Chodzi o efekt propagandowy i pokazanie siły własnym obywatelom. Trwająca od ponad roku lotnicza operacja nad Irakiem i Syrią kierowanej przez USA koalicji przeciw Państwu Islamskiemu, nie daje szczególnych nadziei na zniszczenie tej organizacji terrorystycznej. Dzieje się tak, ponieważ do walki z terrorystami stosowane są metody prowadzenia wojny konwencjonalnej, a nie asymetrycznej. 

  • Fot. USAF
    Fot. USAF
  • Naziemny oficer wsparcia powietrznego koordynuje działania lotnictwa i oddziałów lądowych. Fot. Crown Copyright
    Naziemny oficer wsparcia powietrznego koordynuje działania lotnictwa i oddziałów lądowych. Fot. Crown Copyright
  • Fot. USAF
    Fot. USAF
  • Fot. Crown Copyright
    Fot. Crown Copyright

Nieprzypadkowo posłużyłem się porównaniem z nalotami Aliantów na stolicę hitlerowskich Niemiec, bowiem koalicji atakująca muzułmańskich fundamentalistów w Iraku i Syrii od sierpnia 2014 roku zdaje się myśleć o przeciwniku w podobny sposób, jak ich poprzednicy 70 lat wcześniej. Celem ataków sił sojuszniczych jest przede wszystkim „infrastruktura, oddziały i pojazdy bojowe przeciwnika”. Ponieważ zmieniła się filozofia prowadzenia wojny, nie prowadzi się już dywanowych nalotów, ale atakuje jedynie wybrane, potwierdzone cele, unikając przypadkowych ofiar. Powoduje to dalsze zawężenie gamy dostępnych celów, jak też środków jakimi można je razić.

Ponieważ siły koalicji nie posiadają odpowiedniego wywiadu, osobowych źródeł informacji, obserwatorów naziemnych na zapleczu wroga, nie mają też szans odróżnić furgonetki pełnej cywilów od pełnej bojowników Państwa Islamskiego. Ponieważ poruszają się oni nieoznakowanymi, cywilnymi pojazdami, często umieszczają swoje strategiczne instalacje wśród cywilnych budynków, a nawet stosują zakładników, możliwości ataków z powietrza jeszcze się zmniejszają.

Tornado RAF
Fot. Crown Copyright

Oczywiście, amerykańskie czy brytyjskie siły powietrzne dysponują uzbrojonymi bezzałogowcami, które mogą namierzyć i zidentyfikować pojedynczego człowieka. Dowodem na to jest choćby likwidacja niesławnego „Jihadi Johna”, którego zabił pocisk wystrzelony z amerykańskiego drona RQ-9 Reaper. Jednak czym innymi jest likwidacja jednego, dobrze znanego człowieka, a czym innym zniszczenie z powietrza całego Państwa Islamskiego. Również dlatego, że żadne takie państwo nie istnieje. Jest to organizacja o charakterze bardziej przestępczego syndykatu połączonego z sektą, niż organizacji państwowej. Nie istnieje stała struktura władzy, siły zbrojne, czy inne naturalne w klasycznych działaniach bojowych cele.

Stąd biorą się niewielkie sukcesy koalicji w walce z Państwem Islamskim. Tu też należy upatrywać przyczyn pozornie większej skuteczności rosyjskiej operacji w Syrii. Po pierwsze – Rosjanie mogą z łatwością współpracować z siłami rządowymi na ziemi, eliminując wiele celów taktycznych. Po drugie, wybierając cele na zapleczu przeciwnika nie przejmują się ani ryzykiem przypadkowych ofiar, ani też możliwością zaatakowania oddziałów „sojuszniczych”. Z punktu widzenia Asada, a więc i Rosji, każdy kto nie jest żołnierzem sił rządowych, a nosi broń, jest terrorystą. Każdy budynek, w pobliżu którego nasila się aktywność (często jest to czynny szpital czy inna placówka humanitarna) jest „bazą terrorystów”.

Dlaczego więc USA, Francja, Wielka Brytania i inne kraje zdecydowały się na użycie lotnictwa w roli podstawowego środka walki z terrorystami z Państwa Islamskiego? Wybór operacji powietrznej jako metody działania w Syrii i Iraku jest, przede wszystkim, dyktowany względami politycznymi, a nie operacyjnymi. Żaden z krajów zachodnich nie chce ryzykować strat wśród swoich obywateli, żołnierzy walczących na ziemi, tak jak miało to miejsce w Afganistanie, a wcześniej w Iraku. Operacja powietrzna pozwala na zminimalizowanie ofiar wśród własnego personelu, o ile tylko maszyny nie zostaną zestrzelone. Takiego pecha miał jordański pilot Muath al-Kasaesbeh, który wpadł w ręce ISIS i został publicznie spalony. Dlatego kraje demokratyczne wolą tego typu zaangażowanie w konflikt z Państwem Islamskim. Czy może ono być skuteczne?

F-16 Iraq
Fot. USAF

Cele strategiczne – jak zniszczyć infrastrukturę?

Podstawowym problemem operacji powietrznej USA i ich sojuszników jest zbyt określenie celów działań i prowadzenie ich w sposób selektywny. Przez wiele miesięcy prowadzono ataki wyłącznie na cele w Iraku, co pozwalało siłom ISIS koncentrować się w bezpiecznych rejonach i umocnić się w kontrolowanym przez siebie rejonie Syrii. Dziś prowadzone są działania zarówno w Syrii jak i Iraku, jednak z wymienionych wcześniej przyczyn są one mało skuteczne. Bez „ludzi na ziemi” niemożliwe zwykle jest odróżnienie cywilnych pick-upów od pojazdów bojowników, albo konwoju  ze sprzętem od karawany z żywnością. Sprawę utrudnia też zaangażowanie rosyjskiego lotnictwa i potrzeba wydzielenia "stref wpływów".

Ze względu na ryzyko przypadkowych ofiar, ale też dla uniknięcia zarzutów o generowanie „ekologicznej katastrofy”, unikano dotąd atakowania instalacji służących wydobyciu i transportowi ropy. W tym zakresie punkt zwrotny stanowi dzień 16 listopada, gdy amerykańskie lotnictwo zniszczyło ponad sto ciężarowek z ropą należących do Państwa Islamskiego. Jeśli tego typu ataki będą kontynuowane, mogą doprowadzić do znacznego ograniczenia dochodów tej organizacji czerpanych z handlu tym surowcem, które sięgają 50 mln dolarów miesięcznie i stanowią jedno z głównych źródeł finansowania jej działalności.

Ponieważ Państwo Islamskie nie posiada przemysłu innego, poza naftowym, który może stać się celem „konwencjonalnych” nalotów, jest to istotna strategicznie decyzja. Jej wpływ może być jednak ograniczony tym, że również siły sojusznicze, zarówno irackie, syryjskie jak i kurdyjskie, finansują swoje działania w ten sam sposób, walcząc z Państwem Islamskim o kontrolę nad instalacjami wydobywczymi.

Jak skutecznie wspierać siły sojusznicze?

Na poziomie strategicznym istotne jest ograniczenie możliwości finansowania i koncentracji środków oraz sprzętu przez Państwo Islamskie. Do pełnego zwycięstwa niezbędne jest jednak użycie sił lądowych w celu odzyskania kontroli nad terytorium. Zaangażowanie sił lądowych USA, Francji czy innych krajów na terytorium Iraku i Syrii byłoby jednak nie tylko trudne, ale też mało zasadne taktycznie i strategicznie. W tej sytuacji kolejnym istotnym celem operacji powietrznej musi być wsparcie działań sił lokalnych walczących z Państwem Islamskim na tych terenach. W obecnej chwili są to wojska irackie oraz kurdyjskie i - ujmując rzecz szeroko - Syryjskich Sił Demokratycznych. Wymaga to jednak dobrej koordynacji działań, identyfikacji i oznaczania celów oraz maksymalnego ograniczenia ryzyka ofiar wśród przyjaznych oddziałów. Tego typu zadań nie da się w pełni zrealizować środkami powietrznymi, nawet przy szerokim zastosowaniu kosmicznych i powietrznych środków rozpoznania, takich jak bezzałogowce, satelity i samoloty rozpoznawcze.

Dla tego typu działań niezbędni są kontrolerzy wsparcia lotniczego, czyli wyszkoleni i wyposażeni w odpowiednie systemy łączności specjaliści działający na ziemi, w składzie formacji, które lotnictwo ma wspierać. Ich zadaniem jest nie tylko identyfikacja celów i wskazywanie ich lotnictwu koalicji, ale też pomoc przy optymalnym wykorzystaniu możliwości, jakie dają wspólne działania sił naziemnych wspartych lotnictwem.

RAF regiment brytyjski żołnierz
Naziemny oficer wsparcia powietrznego koordynuje działania lotnictwa i oddziałów lądowych. Fot. Crown Copyright

Obecnie użycie wsparcia powietrznego możliwe jest w niewielkim zakresie możliwości jakie dają współczesne systemy uzbrojenia. Wynika to z powolnego systemu wyznaczania celów i łączności pomiędzy np. siłami kurdyjskimi i lotnictwem USA. Wymaga on szczegółowego zaplanowania działań, ustalenia celów do zniszczenia przez lotnictwo i pozycji własnych wojsk. Jest to metoda skuteczna jedynie przy stosunkowo mało dynamicznej zmianie sytuacji i defensywnej postawie przeciwnika. Mimo to, wsparcie powietrzne jest jednym z istotnych czynników decydujących o ostatnich sukcesach oddziałów kurdyjskich i Syryjskich Sił Demokratycznych w walce z Państwem Islamskim w rejonie Szengal i Hawl.

Odpowiednia koordynacja ataków powietrznych z siłami lądowymi mogłaby znacząco zwiększyć nie tylko skuteczność, ale też szybkość działań ofensywnych wspieranych przez Koalicję oddziałów, zmniejszając jednocześnie liczbę ofiar po ich stronie. Wyparcie Państwa Islamskiego z zajmowanych terenów na ziemi jest niezbędnym warunkiem osiągnięcia realnych sukcesów w jego zwalczaniu i likwidacji w Syrii i Iraku jego zwartej struktury. Dlatego koordynacja działań na ziemi i w powietrzu powinna być dla sił zbrojnych USA i innych uczestników Koalicji jednym z priorytetów. Wraz z uderzeniem w źródła finansowania płynącego ze sprzedaży ropy może to dać realne szanse na zakończenie konfliktu z Państwem Islamskim w Iraku i Syrii przy użyciu sił powietrznych. W innym przypadku działania te pozostaną równie efektowne, lecz nieefektywne jak dotychczas.  

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama