Siły zbrojne
Niemcy flirtują z Tomahawkami
![](https://cdn.defence24.pl/2019/08/19/800x450px/Ap5fU6T128wk9rx3t51DmXN67ENJcoWQJCA1s8Li.g10c.png)
Państwa europejskie zaspały i nie mają w arsenałach pocisków dalekiego zasięgu do rażenia celów lądowych. Są tylko programy, ale do czasu powstania nowych systemów prawdopodobnie potrzebny będzie zakup broni amerykańskiej – donosi niemiecki portal www.hartpunkt.de .
Trwająca obecnie wojna sprawiła, że uwidoczniła się potrzeba posiadania pocisków precyzyjnych zdolnych do rażenia celów na dystansach przekraczających 2 tysiące kilometrów. Tymczasem państwa europejskie takich systemów nie posiadają – zarówno jeżeli chodzi o pociski manewrujące jak i balistyczne.
Obecnie jest prowadzony europejski programELSA (European Long Strike Approach) mający na celu dostarczenie odpowiednich systemów produkcji firm europejskich uzbrojonych w głowice konwencjonalne. Wydaje się jednak, że docelowe rozwiązania będą dostępne najwcześniej w 2030 roku. Do tego czasu europejski oręż o największym zasięgu będą stanowiły przede wszystkim pociski JASSM-ER (1000 km) produkcji amerykańskiej, a także europejskie pociski lotnicze Storm Shadow/SCALP-EG i Taurus o zasięgu około 500 km.
Wcześniej program ELSA może zaowocować jedynie rozszerzeniem możliwości francuskiego pocisku przeciwokrętowego LCM, stworzonego przez MBDA France. Dzisiaj zasięg tej broni jest deklarowany na około 1000 km.
Pewnego rodzaju rozwiązaniem tego problemu może być rozmieszczenie w Europie amerykańskich systemów uderzeniowych. Nie jest jednak jasne czy obecna administracja Donalda Trumpa podtrzyma deklaracje o rozmieszczeniu w pocisków Tomahawk, SM-6, systemów defensywnych THAAD czy przyszłych hipersonicznych pocisków dalekiego zasięgu.
Tymczasem już trwająca wojna na Ukraine uczy, że najlepsza obroną jest atak na bazy przeciwnika, i znacznie efektywniejsze jest zabijanie łucznika (niszczenie zapasów amunicji, paliwa czy baz lotniczych nieprzyjaciela) niż zestrzeliwanie wypuszczanej przez niego strzały (pocisków, samolotów i dronów w powietrzu).
Niemiecki portal hartpunkt.de informuje, że w Niemczech zdaje sobie sprawę z tego Bundeswehra i niemieckie ministerstwo obrony narodowej poważnie rozważa w związku z tym zakup rozwiązania pomostowego.
Miałby nim być amerykański pocisk manewrujący Tomahawk w wersji wystrzeliwanej z wyrzutni lądowej. Broń ta cechuje się zasięgiem nawet do 2500 km, jej linie produkcyjne cały czas funkcjonują. Wydaje się, że jej dostawy dla Niemiec mogłyby w związku z tym zostać sprawnie przeprowadzone, a poza tym system ten jest dojrzały i sprawdzony. Wyrzutnie lądowe cechuje wiele zalet w tym przede wszystkim ta, że mogą zostać rozmieszczone w wielu miejscach Niemiec czy Europy i byłyby one trudne do wykrycia i zniszczenia przez przeciwnika. W przeciwieństwie np. do przenoszących Tomahawki okrętów czy baz przenoszących je samolotów.
Cena eksportowa pocisku Tomahawk to na dzisiaj około 4 mln USD.
Prezes Polski
I pomyśleć, że zamiast wydawać 20mld na 3 fregaty, można było wydać 5mld na okręty patrolowe, a 15 na tomahawki. Byłoby z tego jakieś 500 pocisków wraz z wyrzutniami. I to byłaby siła, która mogłaby wystraszyć ruskich. Bo fregaty... naprawdę relacja koszt-efekt jest beznadziejna.
DiDD
Wydaje się, że obrany przez Niemcy kierunek rozwoju zdolności do dokonywania ataków na dużych odleglosciach jest właściwy. Wyrzutnie lądowe są łatwiejsze do zamaskowana i łatwiejsze do przeladowania niż wyrzutnie montowane na platformach morskich, zwłaszcza na OP.. Są też dużo tańsze w zakupie i eksploatacji. Polsce również przydałyby się takie wyrzutnie, które moglyby udawac zwykle zestawy do przewozenia kontenerów.