Reklama
  • Analiza
  • Ważne
  • Wiadomości

Myśliwce dla Polski. Czy faktycznie nie ma w czym wybierać? [KOMENTARZ]

„Obecnie nie ma możliwości pozyskania nowych F-16” – stwierdził w wywiadzie dla Defence24.pl minister Mariusz Błaszczak, dodając – „W dalszej perspektywie planujemy jeszcze pozyskanie dodatkowych F-35 lub F-15 i obserwujemy z uwagą chociażby postępy prac naszych partnerów z Korei Południowej nad KF-21 Boramae.” Miał to być jedne z powodów szybkiego zakupu maszyn FA-50, które były dostępne „od ręki”. Natomiast zakup „pełnoskalowych” samolotów bojowych dla dalszego wzmocnienia polskiego lotnictwa jeszcze przed nami. Jakie są tutaj możliwości?

F-35 F-15
Brytyjski F-35 Lingtning II i amerykański F-15 Eagle.
Autor. US Air Force
Reklama

Zacząć należy od maszyn wymienionych przez szefa MON. Koreańskimi myśliwiec 5. generacji KF-21 Boramae został dopiero oblatany w ostatnich dniach, więc trudno go dziś traktować jako realny plan i sam minister przyznaje, że „z uwagą obserwujemy postępy" w tym programie. Jeśli więzy Polski z koreańskim przemysłem będą tak silne jak się obecnie zapowiada, to być może obok F-35 pojawią się też opracowane wg. nieco innej koncepcji KF-21. Dziś jednak skoncentrujmy się na możliwościach relatywnie szybkiego wzmocnienia.

Reklama

F-16 nie ma i raczej nie będzie

Reklama

W tej opcji nie ma niestety F-16, gdyż jak zauważa minister, dostawy nowych F-16 Block 70/72 na przykład dla Bułgarii i Słowacji czy Tajwanu odsunęły się w czasie, mimo zawarcia umów kilka lat temu. Na przykład dostawy bułgarskich F-16 miały rozpocząć się już w przyszłym roku i zakończyć w 2027. Zgodnie z obecnymi, jak się wydaje dość optymistycznymi szacunkami, najwcześniej zostaną zrealizowane w latach 2025-2029. Tymczasem Sofia ma poważny problem, bo de facto eksploatuje już ostanie zdatne do lotu myśliwce i trzeba było zmienić konstytucję, aby pozwalała na sojuszniczą ochronę przestrzeni powietrznej w ramach misji NATO Air Policing. Podobny problem Słowacji mają rozwiązać patrole polskich myśliwców nad tym niezbyt dużym krajem.

Zobacz też

Koncern Lockheed Martin stara się rozwiązać problemy, ale nakładają się tu skutki COVID-19, deficytów pewnych komponentów i materiałów na rynku, ale też wstrzymanie kooperacji z Turcją w zakresie produkcji komponentów F-35 i F-16 właśnie. W związku z tym elementy kadłuba mają być niebawem produkowane w PZL Mielec, a koncern IAI z Izraela ponownie, obok produkcji skrzydeł do F-35, uruchomił produkcję skrzydeł F-16.

Reklama

Jeśli chodzi o maszyny używane, to realnie na rynku pojawiały się tylko najstarsze modele generacji F-16A/B, których pozbywają się państwa przechodzące na użycie F-35, takie jak Izrael, Holandia czy Norwegia. Dla Polski byłyby one mało przydatne, zdolne do przenoszenia głównie starszych typów uzbrojenia którymi nie dysponujemy i de facto stanowiłyby krok wstecz. Mało prawdopodobny, gdyż większość tych maszyn już znalazło nabywców. Jest to na przykład Rumunia, która posiada na uzbrojeniu zmodernizowane F-16A/B zakupione w Portugalii, ale też prywatne firmy oferujące usługi podgrywania przeciwnika w szkolenia lotnictwa i obrony przeciwlotniczej („red force").

F-16 w 32. BLT
F-16 w 32. BLT
Autor. MON

Nawet US Air Forces borykają się z brakiem F-16 i ogromnym zużyciem posiadanych maszyn. Na słynnym, pustynnym „cmentarzysku samolotów" można jeszcze znaleźć najstarsze warianty F-16A/B Block 20 na przykład, których przywrócenie do służby wydaje się kompletnie nieopłacalne. Jest to jeden z powodów, dla których Pentagon naciska na koncern Lockheed Martin w kwestii szybkości dostaw i ceny F-35.

Reklama

Więcej Harpii?

Reklama

Zamówione w styczniu 2020 roku 32 samoloty F-35A mają stanowić w przyszłości trzon, czy raczej szpicę polskiego lotnictwa. Dostawy mają rozpocząć się w 2024 roku i co prawda minister obrony Mariusz Błaszczak deklaruje - „doprowadzimy do przyśpieszenia dostaw zakontraktowanych już F-35" – ale przedstawiciele koncernu Lockheed Martin z którymi rozmawiałem w czerwcu w Berlinie mówią wprost, że nie ma możliwości szybszej dostawy niż w 2024. Jest możliwe jedynie przyspieszenie realizacji kolejnych dostaw i prawdopodobnie to ma na myśli minister Błaszczak. To by oznaczało, że szybciej trafi do nas całość zamówienia, stąd prawdopodobnie deklaracja ministra, że jest zainteresowany kolejnymi samolotami F-35.

Zobacz też

Czy kolejne Harpie mogą być szybko? To zależy kiedy złożymy zamówienie i jaka będzie nasza siła negocjacyjna. Na przykład Berlin dopiero niedawno wysłał zapytanie ofertowe i 28 lipca DCSA opublikowała oficjalną odpowiedź wraz z aprobatą Departamentu Stanu. Jak zapewniają przedstawiciele koncernu Lockheed Martin, jeśli Berlinowi uda się szybko podpisać umowę, to dostawy samolotów mogą się zacząć w 2026 roku. Mogłyby zacząć się rok wcześniej, ale w tym czasie Luftwaffe nie będzie mieć jeszcze pilotów i infrastruktury.

Reklama
F-35A Lightning II Polska
Myśliwiec wielozadaniowy F-35A Lightning II wybrany w programie Harpia.
Autor. Lockheed Martin
Reklama

Przez analogię więc można przyjąć, że gdyby Polska zdecydowała się na kolejne F-35, to mogłyby one być dostarczane od 2026 roku, czyli z perspektywy przemysłu lotniczego całkiem niedługo. Zdaje się jednak, że nie jest to dostatecznie krótki termin dla MON, choć z pewnością byłaby to jednak z sensowniejszych decyzji w tym zakresie. F-35 staje się standardem w NATO i nawet niewielkie Czechy rozpoczęły starania o ich zakup.

Za decyzją zakupu FA-50 a ewentualnie w przyszłości kolejnych F-35 stoi więc z pewnością problem szybkości, choć nie tak wielki jak się sugeruje. Koreańskie maszyny nie zastąpi w pełni F-35 czy F-16 w roli samolotów bojowych, ale z pewnością ułatwią szkolenia pilotów dla obu typów. Dotyczy to szczególnie pilotów którzy uprzednio latali na Su-22 i MiGach-29. Muszą się oni oswoić z całkiem inną koncepcją obsługi, a także spędzić odpowiednią liczbę godzin w powietrzu aby podtrzymać nawyki i nie utracić certyfikatów. FA-50 może tu pełnić rolę maszyny nie tylko szkolnej co treningowo-przejściowej. W tej koncepcji jest więc pewne uzasadnienie ściśle merytoryczno-użytkowe.

Reklama

Myślę jednak, że największa wada opcji zakupu kolejnych F-35, przynajmniej z perspektywy MON, to brak tego powiewu politycznej świeżości i nowości. Zakup F-35 już wykorzystano politycznie i dokupienie kolejnych samolotów raczej niewiele tu zmieni. Być może dlatego pojawiła się w wypowiedziach ministra obrony „opcja hybrydowa", czyli stwierdzenie - "W dalszej perspektywie planujemy jeszcze pozyskanie dodatkowych F-35 lub F-15."

F-15 czyli mityczny myśliwiec przewagi powietrznej?

Hasło „F-15" od razu rozpala wyobraźnie i to zarówno zwolenników jak i przeciwników tego pomysłu. Są tacy, którzy od dawna widzieliby te dość ciężkie i kosztowne maszyny jako uzupełnienie naszej floty powietrznej. Wydaje się, że obecnie mają oni swój czas, przekonując, że Boeing jest w stanie dostarczyć najnowsze F-15EX Advanced Eagle, które jak sama nazwa wskazuje, są znacznie bardziej zaawansowanym rozwinięciem maszyn F-15E Strike Eagle.

Reklama

Awionika z panoramicznym ekranem wielofunkcyjnym na którym można dowolnie zaaranżować układ wyświetlania danych, radar AESA i inne sensory oraz skomputeryzowane systemy wspomagające dwuosobową załogę, która może być zredukowana do jednego człowieka. Nowoczesny system walki radioelektronicznej oraz samoobrony wspierane sztuczną inteligencją mają zapewnić dominację na przyszłym molu walki. Możliwość przenoszenia niemal 13,4 tony uzbrojenia na 12 punktach podwieszeń przystosowanych do pocisków powietrze-powietrze lub 15 przystosowanych do uzbrojenia powietrze-ziemia również robi wrażenie. Wszystko to jednak blednie wobec ceny, która w ubiegłym roku, zgodnie z danymi Pentagonu, oscylowała wokół 90 mln dolarów za egzemplarz.

F-15EX / Fot. U.S. Air Force, Ethan Wagner
F-15EX / Fot. U.S. Air Force, Ethan Wagner

Dla porównania F-35A w tym czasie spadły poniżej 80 mln za samolot. Oferują one co prawda ponad dwie tony mniejszy ładunek uzbrojenia w wersji „bestia" czyli z maksymalną liczbą podwieszeń bez zwracania uwagi na walory stealth, ale oferują Polsce trzy poważne zalety których nie oferuje F-15EX. Pierwsza to fakt, że dokupując kolejne F-35 będziemy już mieć infrastrukturę i system obsługi oraz szkolenia, w tym symulatory itp. Drugi to możliwości samolotu 5. generacji, a więc niska sygnatura radarowa, „ciche" sensory itp. Trzeci to oczywiście cena. Różnica około 10 mln dolarów na każdym egzemplarzu robi wrażenie. Kupując dwie eskadry tańszych F-35A, czyli 32 maszyny, oszczędzamy około 320 mln dolarów czyli stać nas na 4 dodatkowe samoloty F-35A lub naprawdę sporą górę uzbrojenia do nich.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Diabeł tkwi jednak w szczegółach. Godzina lotu F-15, nawet tego kosztownego F-15EX, kosztowała w 2018 roku około 15 tysięcy dolarów taniej niż godzina lotu F-35, którą wyceniano na 44 tysiące. Mnożąc to przez ilość samolotów i liczbę godzin lotu rocznie... uzyskujemy dość duże sumy. Nie chcę państwu psuć zabawy samodzielnego policzenia tego wszystkiego. Co jeszcze istotniejsze, cykl życia struktury płatowca, czyli liczb godzin lotu na jakie jest wyliczony F-15EX to 20 tysięcy godzin, a dla F-35 wartość ta wynosi obecnie około 8 tys. godzin. Wnioski każdy może wyciągnąć sam. Niestety za unikalne możliwości trzeba płacić unikalną cenę.

Eurofighter czyli z ziemi włoskiej do Polski?

Kolejna propozycja, która „leży na stole" od około dekady to propozycja konsorcjum Eurofighter dotycząca obecnie samolotów Eurofighter Typhoon Tranche 3, czyli najnowszy produkowany wariant, będący już rasowym samolotem wielozadaniowym. Jest on wyposażony w możliwości zwalczania zarówno celów powietrznych jak i naziemnych szeroką gamą uzbrojenia kierowanego najnowszych generacji. Jego radar to pracujący w standardzie AESA, a więc z elektronicznym kształtowaniem wiązki Captor-E Scan Mk 2, a uzbrojenie obejmuje m. in. rakiety meteor i pociski powietrze-ziemia Brimstone czy Spear.

Reklama
F-35 Typhoon
Niemcy podobnie jak Brytyjczycy (na zdjęciu) będą eksploatować wspólnie samoloty F-35 i Eurofighter Typhoon.
Autor. Lockheed Martin
Reklama

Jest to ciekawa propozycja, tym bardziej, że konsorcjum Eurofighter, ustami odpowiedzialnego za naszą część Europy koncernu Leonardo, który jest jednym z członków tej wspólnoty, oferuje nam wejście do konsorcjum i udział w produkcji. Miałaby to być oferta szczególnie atrakcyjna dla WZL-1 które w miarę wypierania z sił zbrojnych śmigłowców posowieckich będą mieć coraz mniej pracy. Równocześnie propozycja obejmuje wejście do sieci użytkowników NATO Typhoon, co zapewnia na przykład wymianę daych pomiędzy maszynami różnych krajów. Użytkownikami tych maszyn są m. in. Niemcy, tak więc byłaby to dość bliska współpraca.

Zobacz też

Problemem jednak, poza jak się wydaje względami politycznymi, jest relatywnie wysoka cena samolotów Eurofighter Typhoon. Dostępne dane z poszczególnych kontraktów nie do końca można porównywać z tymi z komunikatów Pentagonu, są też rozbieżne - przykładowo w 2020 roku Niemcy mieli zapłacić za 38 samolotów maksymalnie 5,5 mld euro, przy czym kontrakt obejmował też pewne dodatkowe wyposażenie do testów. Z kolei Hiszpania zapłaciła za 20 maszyn w br. 2,043 mld euro. Z tym, że państwo to już posiada szeroko zakrojony system wsparcia dla tych maszyn, co mogło wpłynąć na obniżenie ceny. Koszt to z pewnością jeden z powodów, dla których samoloty te dotąd nie osiągnęły szczególnych sukcesów eksportowych, nie tylko w Polsce. Należy je jednak wymienić jako jedną z realnie dostępnych opcji.  

Reklama

Co dalej?

Reklama

Oczywiście są jeszcze na świecie do kupienia inne samoloty, ale z punktu widzenia polityki lub obecnie definiowanych potrzeb maszyny takie jak francuski Dassualt Rafale, który w ostatnim czasie zdobył kilka sutych kontraktów, nie są raczej przez MON brane pod uwagę. Podobnie szwedzki Saab Gripen E, lekki myśliwiec o niezłych osiągach, raczej nie jest już brany pod uwagę. Wspomniany wcześniej, oblatany w tym roku koreański samolot 5. generacji KF-21 Boramae czy powstające maszyny 6. generacji takie jak Tempest czy FCAS to raczej perspektywa następnej dekady lub dalsza. Tak więc w grze realnie pozostają moim zdaniem wymienione wcześniej maszyny.

Najbardziej spójną i logiczną decyzją wydaje się pozyskanie kolejnych F-35, szczególnie gdy F-16 są trudno dostępne a różnica w cenie, w ostatnich latach znacznie się zmniejszyła. Deklaracje polityczne dotyczące zakupu „myśliwca przewagi powietrznej" sugerują jednak raczej parcie w stronę F-15EX, który obecnie jest w zakupie jeszcze droższy niż F-35, jednak jego eksploatacja jest znacząco tańsza, a architektura systemów pokładowych pozwala na ścisłą współpracę z F-35.

Reklama

Otwartą kwestią pozostaje to, na ile Polska jest w stanie unieść takie finansowe obciążenia dotyczące dalszych inwestycji w siły powietrzne, przy jednocześnie zapowiadanej ogromnej rozbudowie i modernizacji wojsk lądowych. Z mojej perspektywy pilniejsze od rozbudowy lotnictwa zdają się inwestycje w zaniedbaną obronę przeciwlotniczą. Z drugiej strony wycofanie Su-22 i MiGów-29 jest w obecnej chwili koniecznością i wymaga pilnego pozyskania nowych maszyn. Z tej perspektywy zakup nawet jednej eskadry samolotów wielozadaniowych generacji 4+ lub 5 wydaje się bardziej uzasadnione, niż zakup trzech eskadr samolotów szkolno-bojowych. Dlatego postrzegam obecne deklaracje zakupu 48 samolotów FA-50 za mniej uzasadnione niż np. jednej dodatkowej eskadry F-35. Jednocześnie trzeba jednak pamiętać, że potrzebni są wyszkoleni piloci i maszyny na których będą oni mogli się szkolić i podtrzymywać swoje umiejętności.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama