- Komentarz
- Wiadomości
„Metalowiec” uratowany od zatonięcia. Wycofane okręty to zagrożenie i koszty [KOMENTARZ]
Udało się zatamować przeciek na byłym okręcie Marynarki Wojennej ORP „Metalowiec”. Wypadek pokazuje jednak zagrożenie i koszty, jakie wiążą się z utrzymywaniem i nadzorem nad wycofanymi jednostkami.

Portal Trójmiasto.pl zaalarmował 12 marca br. w południe, że były okręt rakietowy Marynarki Wojennej „Metalowiec” zaczął nabierać wody i trwa walka o jego utrzymanie na powierzchni. Ostatecznie przeciek zatamowano i teraz trwa osuszanie wnętrza kadłuba. Sam problem wycofanych okrętów niestety pozostał.
Informacja jaka pojawiła się w mediach była o tyle alarmująca, że na wycofanym już okręcie rakietowym „Metalowiec” nie ma pełnej załogi, a więc nie można było od razu stwierdzić, że przeciek ma w ogóle miejsce. Dlatego kiedy już stwierdzono obecność wody w kadłubie sytuacja stała się niebezpieczna i trudna do opanowania. Portal Trójmiasto.pl jeszcze o 20:07 informował, że woda nadal dostaje się do środka i istnieje realne ryzyko jej zatonięcia. A przecież działania strażaków Marynarki Wojennej i grupy OPA (obrony przeciwawaryjnej) trwały już wtedy kilkanaście godzin.
Ostatecznie zlokalizowano miejsce przecieku, którym był jeden z przewodów doprowadzających wodę do systemu przeciwpożarowego okrętu. Przypuszcza się, że przyczyną awarii był mróz, który po prostu rozsadził rurkę i doprowadził do częściowego zalania niektórych pomieszczeń.
Zgodnie z informacją przekazaną Defence24.pl przez 3 Flotyllę Okrętów na rozsadzony przewód założono opaskę uszczelniającą i obecnie trwa osuszanie okrętu. Specjaliści próbują również ustalić dokładne przyczyny wystąpienia awarii. Wypadek na okręcie „Metalowiec” nie jest jedynym przypadkiem tego rodzaju. Problem nadzoru nad starymi i wycofanymi jednostkami pływającymi istnieje bowiem we wszystkich portach, gdzie się one znajdują. I generuje koszty, czego dowodem będzie sama operacja osuszania „Metalowca”.

Tymczasem w porcie stoi jeszcze jeden wycofany w grudniu 2013 r. okręt rakietowy projektu 1241 i jeden wycofany pod koniec 2017 r. okręt podwodny typu Kobben (były ORP „Kondor”). Są one obecnie własnością Agencji Mienia Wojskowego, co nie oznacza, że Marynarka Wojenna nie prowadzi nad nimi technicznego nadzoru. Okręty są zresztą do tego przygotowywane jeszcze przed opuszczeniem bandery, o czym może świadczyć np. wykaz prac, jakie obecnie prowadzi się na okręcie podwodnym typu Kobben ORP „Sokół”, by go przygotować do wycofania z linii.
Doświadczenie pokazuje, że w przypadku polskich okrętów Agencja Mienia Wojskowego ma niewielkie szanse, by je sprzedać za granicę, ponieważ są one wysłużone i przestarzałe. W przypadku okrętów projektu 1241 był nimi wstępnie zainteresowany Wietnam, ale ostatecznie strony nie doszły do porozumienia, umowy nie podpisano, a koszty postoju obu jednostek są tak duże, że wcześniej opłacałoby się je oddać za darmo. Tymczasem problem wycofanych okrętów będzie jeszcze większy, ponieważ większość jednostek pływających marynarki wojennej jest już przestarzała i w normalnej sytuacji powinna na nich zostać opuszczona bandera.

W innych państwach radzi się temu w taki sposób, że nie czeka się na koniec resursu, ale okręty wycofuje się wcześniej i sprzedaje na rynku innym, mniej zamożnym siłom morskim. Są w wtedy pieniądze na nowe okręty, a własne stocznie mają pracę przygotowując i utrzymując później okręt za zagraniczne pieniądze. Przykładem może być całkiem nowy (dwudziestoletni) brytyjski śmigłowcowiec HMS „Ocean” służący jeszcze w Royal Navy, a już zamówiony przez Brazylię. Takie propozycje (np. w odniesieniu do części z kilkunastu trałowców projektu 207 lub okrętów transportowo-minowych typu Lublin) w polskiej Marynarce Wojennej nie cieszą się jednak zbyt dużą popularnością.
Do czego to może doprowadzić świadczy historia 37-metrowego latarniowca „Motorfyrskib No II” zwodowanego jeszcze w 1916 roku w duńskim mieście Fåborg. Pełnił on aż do 1978 r. rolę ruchomego znaku żeglugowego, służąc później w Danii jako klub i lokal gastronomiczny. Wiekową jednostkę pływającą próbowano naprawić w polskiej stoczni w Gdańsku (roboty prowadziła firma Drewnica Development), jednak prawdopodobnie ze względu na brak środków prac nie dokończono. Ostatecznie 16 września 2009 roku latarniowiec zatonął, podniesiono go jednak z wody i próbowano uszczelnić. Sytuacja się jednak powtórzyła 3 listopada 2009 r. z tym, że statek pozostał już wtedy pod wodą i prawdopodobnie do dzisiaj blokuje część jednego z gdańskich basenów portowych.

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]