Reklama

Siły zbrojne

Marynarka wojenna Rosji „masowo” ćwiczy z poczuciem bezsilności [KOMENTARZ]

Autor. mil.ru

By ukryć słabość swojej marynarki wojennej Rosjanie rozpoczęli manewry morskie, w które zaangażowali około trzystu jednostek pływających. Poza okrętami podwodnymi są to jednak w większości jednostki przestarzałe, które w czasie ćwiczeń są dodatkowo chronione o wiele mniejszą ilością statków powietrznych niż jeszcze rok temu. I to jest najbardziej widoczny efekt strat poniesionych w lotnictwie morskim przez wojnę z Ukrainą.

Rosjanie swoimi wielkimi manewrami morskimi w pewien sposób osiągnęli swój cel. O ich marynarce wojennej zaczęto bowiem ponownie mówić na całym świecie, a to jest doskonała „pożywka” dla ich aparatu propagandowego w samej Rosji. Rosyjscy obywatele mogą być bowiem w ten sposób łudzeni, że Wojennomorskij Fłot jest nadal potęgą światową, pozwalającą im reagować w każdym miejscu na świecie.

W przypadku strategicznych okrętów podwodnych tak na pewno jeszcze jest, jednak w przypadku floty nawodnej możliwości Rosji są praktycznie ograniczone do rejonów arktycznych. Wszędzie tam jednak, gdzie rosyjskie okręty nawodne wejdą w zasięg natowskich systemów rakietowych ich los w czasie ewentualnego konfliktu zbrojnego może przypominać to, co na Morzu Czarnym dwa lata temu spotkało krążownik „Moskwa”. Kreml doskonale sobie z tego zdaje sprawę, jednak robi wszystko, by o tym nie wiedzieli „zwykli” Rosjanie.

Czytaj też

Stąd właśnie rozpoczęte z rozmachem manewry, w których epatuje się jednak ilością, a nie jakością. Znamienne jest to, że w ćwiczeniach pod osobistym kierownictwem dowódcy Wojennomorskowa Fłota admirała Aleksandra Moisjejewa biorą udział jedynie jednostki znajdujące się w na obszarach odpowiedzialności Floty Północnej, Floty Oceanu Spokojnego, Floty Bałtyckiej i Flotylli Kaspijskiej. Nie wspomina się natomiast o żadnej aktywności ze strony Floty Czarnomorskiej i to wcale nie z powodu jej zaangażowania w wojnę na Ukrainie.

Nie jest bowiem już żadną tajemnicą, że okręty nawodne na Morzu Czarnym przestały odgrywać jakąkolwiek rolę i skupiają się obecnie wyłącznie na walce o przeżycie przed atakami ukraińskich rakiet i dronów. Mała część z nich (głównie korwety projektu 21631 typu Bujan-M) jest wykorzystywana jedynie jako pływające wyrzutnie rakiet manewrujących jednak teoretycznie nie wymaga to nawet wychodzenia w morze. Dlatego działalność okrętów rosyjskiej Floty Czarnomorskiej ogranicza się najczęściej do przebywania w portach, gdzie są chronione zabezpieczeniami fizycznymi oraz systemami nadbrzeżnymi. Nie mogą więc uczestniczyć w obecnie toczących się manewrach, bo byłoby to dla nich zbyt niebezpieczne.

Czytaj też

Tymczasem głównym celem obecnych ćwiczeń miało być „sprawdzenie działań wojskowych organów dowodzenia i kontroli marynarki wojennej wszystkich szczebli, a także gotowości załóg statków, jednostek lotnictwa morskiego i oddziałów przybrzeżnych marynarki wojennej Rosji do wykonywania swoich zadań”. Problem polega na tym, że na akwenie, gdzie rzeczywiście istnieje zagrożenie, a więc na Morzu Czarnym, takiego sprawdzenia się nie przeprowadza.

Reklama

Zaznacza się za to, że „załogi okrętów, jednostek lotnictwa morskiego i wojsk przybrzeżnych będą musiały łącznie wykonać ponad 300 ćwiczeń bojowych z praktycznym użyciem uzbrojenia”. Nikt natomiast nie zwraca uwagi na to, że wysłanie przez Flotę Północną na Morze Barentsa trałowców „Kołomna” i „Sołowiecka Junga” jest nieefektywne, ponieważ nie są one w stanie pewnie prowadzić „działań kontrolnych i rozpoznawczych w poszukiwaniu min morskich”. Tego rodzaju zadania zleca się bowiem obecnie niszczycielom min i Minoborona o tym doskonale wie. Ale rosyjskie społeczeństwo nie musi.

Autor. mil.ru

Podobnie jak nie musi zdawać sobie sprawy, jak mało mogą obecnie zrobić małe okręty zwalczania okrętów podwodnych „Briest” i „Snieżnogordsk” (projektu 1124M typu Albatros), które weszły do działań na Morzu Barentsa zaraz za trałowcami w ramach „morskiej grupy poszukiwawczo-uderzeniowej”. Są to bowiem jednostki pozbawione skutecznej obrony przeciwlotniczej. Nie są więc w stanie obronić się przed atakiem rakiet przeciwokrętowych, które na pewno zostałyby wystrzelone z okrętu podwodnego, gdyby ten poczuł się rzeczywiście zagrożony ze strony Rosjan.

Rosyjski aparat propagandowy wspomniał także o zadaniach wykonywanych na Morzu Barentsa przez krążownik „Marszał Ustinow” projektu 1164 typu Atłant. Po opuszczeniu Zatoki Kolskiej jego załoga miała „przeprowadzić na pokładzie ćwiczenia w zakresie obrony powietrznej, a także pokonania grupy morskiej pozorowanego wroga”. Problem polega na tym, że tego samego typu krążownik „Moskwa” nie poradził sobie na Morzu Czarnym z atakiem tylko dwóch ukraińskich rakiet przeciwokrętowych i ostatecznie zatonął z powodu uszkodzeń 14 kwietnia 2022 roku. Trudno jest więc się łudzić, że „Marszał Ustinow” poradził by sobie lepiej, tym bardziej że jest młodszy od „Moskwy” jedynie o dwa lata.

Czytaj też

W podobny nierealistyczny sposób realizowały swoje zadania w czasie manewrów inne floty rosyjskiej marynarki wojennej trenując np. strzelania artyleryjskie na morzu. Problem jest w tym, że robiono to głównie w odniesieniu do celów morskich (tarcz) wolno holowanych lub dryfujących. Tymczasem największym, „morskim problemem” dla rosyjskich okrętów na Morzu Czarnym okazały się drony nawodne - szybko poruszające się i słabo widoczne ze względu na małą wysokość. Tarcz symulujących tego rodzaju zagrożenie Rosjanie jednak nie posiadają w odpowiedniej ilości.

Dodatkowo o ile Rosjanie chcieli zaszokować liczbą jednostek pływających biorących udział w manewrach, to nie udało im się tego zrobić ilością ćwiczących statków powietrznych. Wystarczy tylko przypomnieć, że w prowadzonych rok temu, na początku sierpnia 2023 roku na Bałtyku, rosyjskich manewrach „Tarcza oceaniczna 2023” wzięło udział 30 okrętów i 30 statków powietrznych. Teraz wokół całej Rosji ma ćwiczyć owszem 10 razy więcej okrętów, ale tylko 50 statków powietrznych. Jest to niewątpliwy sygnał, że samoloty i śmigłowce dla rosyjskiej armii stają się obecnie „materiałem luksusowym” wydzielanym tylko do najważniejszych zadań i to z ograniczeniami.

Autor. mil.ru

Jeżeli więc nawet w tak ważnej imprezie propagandowej jak parada wojskowa na Placu Czerwonym 9 maja 2024 roku trzeba było wprowadzić ograniczenia, to trudno się dziwić, że wprowadzono je również w przypadku Wojennomorskowa Fłota. Tymczasem bez wsparcia lotniczego okręty mogą robić tylko jedno – walczyć o przeżycie. I to nawet te nowoczesne, jakie posiadają Amerykanie i niektóre kraje natowskie.

Rosyjskie manewry są więc wbrew pozorom bardzo dobrym dla nas sygnałem. Rosjanie zużywają bowiem w ich trakcie swoje statki powietrzne, wypalają paliwo okrętowe i „wrzucają” do morza swoją amunicję. Na pewno nie można więc tego uznać za wzrost zagrożenie dla całego świata.

Zagrożenie to jednak istnieje, dopóki Rosjanie będą mieli atomowe okręty podwodne z rakietami balistycznymi. Jest ono jednak cały czas takie samo i na pewno nie zmienia go fakt wypłynięcia obecnie na morze około trzystu rosyjskich okrętów. Z punktu widzenia szacunków ekonomicznych, dla Zachodu byłoby lepiej, gdyby ich wyszło nawet pięćset. Problem Rosjan polega na tym, że wtedy ze swoich portów musieliby wyrzucić na morze również szalupy wiosłowe.

Reklama
Reklama

Komentarze (5)

  1. kowalsky

    Nie każda flota może się równać z naszą - "silną w gębie słabą w sprzęcie". Ale podobno produkcja generałów w naszej armii idzie pełna parą i żaden kraj NATO nas nie próbuje dogonić - wolą mieć więcej sprzętu. Ale w naszej polityce "liczy się człowiek". I każdy chętny "koalicjant" może zostać Ministrem Obrony - niezależnie od wiedzy jaką posiada.

    1. user_1068160

      Minister w demokracjach zazwyczaj nie posiada wiedzy o zarządzaniu zakresie, ma od tego urzędników. Niesamowite że ludzie przez 30 lat się tego nie zdołał u nas jeszcze nauczyć...

  2. Wania

    Bardzo dobry komentarz. Ostatnie zdanie dobija leżącego. Za chwilę pojawi się komentarz, że Rosja to nie jest mocarstwo morskie. Ma co prawda bazy w Afryce i jedna z najdłuższych linii brzegowych w tym dostęp do dwóch oceanów ale to takie lądowe mocarstwo. Bo jak nie stać na okręty i lotniskowce to propaganda jakoś to musi sprzedać.

    1. rED

      A mnie się wydaje że maksymalny wysiłek osiągną jak Aurora rzuci cumy.na

  3. bmc3i

    Wedłuk doktryny Mahana której najwieksze potegi hołdowały przez cały XX wiek, siła państwa tkwi w sile morskiej. Może Rosjanie wciąż na nią liczą?

    1. Davien3

      bmc3i Doktryna Mahana nigdy nie obowiązywała w Rosji\ZSRS .

  4. Szarik

    Szkoda, że HUR, nie uderzył w trakcie tych manewrów...byłby to piękny PR. :-)

    1. Davien3

      Niestety na M. Czarnym jakos ćwiczyc nie chcieli, ciekawe dlaczego:)

  5. Buczacza

    Biorąc pod uwagę jakość i (sukcesy) w 3 dniowej szpec operacji. Żeby tylko nic nie zatonęło... A jeśli już to daleko od nas...

Reklama