Reklama

Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie

Arleigh Burke kontra Su-24. Wygrywa niszczyciel

Przelot samolotu Su-24 nad amerykańskim niszczycielem USS „Donald Cook” 12 kwietnia 2016 r. Fot. US Navy
Przelot samolotu Su-24 nad amerykańskim niszczycielem USS „Donald Cook” 12 kwietnia 2016 r. Fot. US Navy

Rosjanie po raz kolejny skierowali swoje samoloty Su-24 nad amerykański niszczyciel rakietowy typu Arleigh Burke. W Rosji i zachodnich mediach, takie działanie jest uznawane za pokaz siły. Jednak, po porównaniu możliwości bojowych amerykańskiego okrętu i rosyjskich samolotów, powinno się je raczej traktować jako pokaz głupoty.

Piloci marynarki wojennej Rosji traktują bliski przelot nad amerykańskimi okrętami za powód do dumy uważając, że w ten sposób pokazują swoje umiejętności i siłę własnego lotnictwa morskiego. Takie działanie jest zresztą w ten sam sposób oceniane przez dowództwo rosyjskiej marynarki wojennej oraz tzw. „twardogłowych” polityków w Rosji. Ci ostatni konsekwentnie nie reagują na protesty krajów NATO i wręcz podsycają coraz bardziej agresywne poczynania własnego lotnictwa.

Do tego rodzaju działań bardzo dobrze wpisują się ostatnie wydarzenia nad Morzem Bałtyckim. Zgodnie z informacją przekazaną przez siły powietrzne Belgii, w piątek 17 kwietnia br. doszło do przechwycenia pary rosyjskich samolotów Su-24 przez dwa belgijskie samoloty F-16 działające w krajach nadbałtyckich w ramach natowskiej operacji Baltic Air Policing. Według Belgów Rosjanie próbowali się zbliżyć do działającego w tym czasie na Morzu Bałtyckim niszczyciela rakietowego typu Arleigh Burke USS „Donald Cook”.

Podobna sytuacja, nad tym samym okrętem i dodatkowo też na Bałtyku, miała miejsce w kwietniu 2016 r. Amerykanie nakręcili wtedy zresztą film, na którym widać wyraźnie, jak blisko rosyjskie samoloty manewrowały nad amerykańskim niszczycielem.

image
Przelot samolotu Su-24 nad amerykańskim niszczycielem USS „Donald Cook” 12 kwietnia 2016 r. na Fot. US Navy

Jeszcze agresywniejsze działania są podejmowane w odniesieniu do niszczycieli typu Arleigh Burke nad Morzem Czarnym. Samoloty Su-24 już kilkakrotnie zbliżały się tam do amerykańskich okrętów. Przykładowo, pod koniec maja 2015 roku rosyjskie lotnictwo próbowało zmusić niszczyciel USS „Ross” do opuszczenia, podobno, rosyjskich wód terytorialnych (chociaż tak naprawdę należały one do zajętego przez Rosjan ukraińskiego Krymu).

Jednak, o wiele bardziej znanym przypadkiem, tego rodzaju, był „atak” Su-24 na niszczyciel USS „Donald Cook” 12 kwietnia 2014 roku. Jeden z dwóch uczestniczących w „nalocie” rosyjskich samolotów miał wykonać dwanaście „bliskich przelotów na małej wysokości”. Dodatkowo, Rosjanie mieli się później chwalić, że ich bombowiec użył wtedy nadajnika aktywnych zakłóceń radioelektronicznych „Chibiny”, wyłączając system radiolokacyjny amerykańskiego niszczyciela. Miało to podobno wzbudzić strach wśród członków załogi okrętu.

Informacje te okazały się czystą mistyfikacją wymyśloną przez Rosjan, a później powielaną przez internautów i telewizję w Rosji. Dokonywano tego tyle razy, że zaczęto uważać fikcję za prawdę. Już 19 kwietnia 2014 r. dwa brytyjskie tabloidy: „The Sun” i „The Daily Star” sugerowały, że rosyjskie samoloty mają dysponować „bombę elektroniczną”, zdolną do sparaliżowania całej amerykańskiej marynarki wojennej. Mistyfikację i sposób jej tworzenia obnażył dopiero „The New York Times” w 2017 roku, ale sama legenda niezwyciężonych rosyjskich systemów WRE do dzisiaj żyje swoim życiem w Internecie.

Podobnie zresztą jak wysoka ocena możliwości samolotów Su-24 rosyjskiego lotnictwa morskiego.

image
Przelot dwóch samolotów Su-24 nad amerykańskim niszczycielem USS „Donald Cook” 12 kwietnia 2016 r. Dobrze widoczny kompleks wyrzutni pionowego startu typu Mk41 zamontowany na śródokręciu. Fot. US Navy

Ataki lotnicze w osłonie rosyjskiego hejtu

W większość relacji prasowych, z „nalotów” rosyjskich samolotów na amerykańskie niszczyciele, nie ma jakiejkolwiek oceny skuteczności tak prowadzonego ataku w czasie realnego konfliktu zbrojnego. Zwraca się więc głównie uwagę na dwa aspekty tych zdarzeń: na niebezpieczeństwo, jakie powodują niskie przeloty obcych samolotów nad uzbrojonymi w rakiety okrętami; oraz na bezkarność rosyjskich pilotów, co miałoby świadczyć o ich wyższości nad kosztującymi ponad miliard dolarów niszczycielami.

Same przeloty nie stanowią natomiast problemu z punktu widzenia prawa, ponieważ Rosjanie nie wlatują w przestrzeń powietrzną innych państw, trzymając się wód międzynarodowych i dodatkowo wysyłając samoloty, które nie mają najczęściej podwieszonego uzbrojenia (poza wyglądającymi jak bomby zbiornikami paliwa). Można więc narzekać na brawurę rosyjskich pilotów, ale z punktu widzenia formalnego nie można nic zdziałać tym bardziej, że zachodni lotnicy robią dokładnie to samo.

image
Przelot samolotu Su-24 nad amerykańskim niszczycielem USS „Donald Cook” 12 kwietnia 2016 r. Dobrze widać, że rosyjski samolot nie ma podwieszonego uzbrojenia. Fot. US Navy

Bardziej szkodliwe jest jednak rozsiewanie plotek na temat nieskuteczności amerykańskich niszczycieli, do których podobno „można z taką łatwością podlecieć”, a więc teoretycznie również zniszczyć. W Internecie konsekwentnie rozsiewa się więc plotki o nieskuteczności amerykańskich systemów AEGIS, o małej odporności radaru ścianowego AN/SPY-1 na zakłócenia radioelektroniczne, o nieprzydatnych rakietach przeciwlotniczych, a nawet o strachu amerykańskich marynarzy, którzy mają się podobno grupowo zwalniać z US Navy z powodu zagrożenia ze strony rosyjskiego lotnictwa.

Wszystko to odbywa się pod swoistą osłoną rosyjskich hejterów, którzy uważnie pilnują by nie pojawiały się przeciwstawne analizy, pokazujące, jakie byłyby rzeczywiste skutki takich „nalotów”, w czasie realnego konfliktu zbrojonego. Jak również oceniające realne możliwości wykorzystywanych w ich trakcie rosyjskich samolotów. Dlatego wszelkie próby skrytykowania bombowców Su-24 i w ogóle rosyjskiego sprzętu wojskowego są natychmiast atakowane w komentarzach przez grupę agresywnych „zatroskanych internautów”, co w dużej części mediów wywołało swoisty efekt mrożący.

Do rzadkości należą więc artykuły wątpiące w możliwości rosyjskiego uzbrojenia i wskazujące, jaką ono ma rzeczywistą wartość. Biorąc pod uwagę chociażby wiek zastosowanych w nich rozwiązań. I to m.in. dlatego nie ma analiz, które pokazywałyby, że atak samolotów Su-24, nawet na pojedynczy niszczyciel typu Arleigh Burke, rzeczywiście skończyłby się tragicznie, ale tylko dla Rosjan.

image
Wyrzutnie pionowego startu na niszczycielach typu Arleigh Burke pozwalają na wystrzelenie w ciągu 10 sekund dwudziestu rakiet przeciwlotniczych. Na zdjęciu otwarte klapy co drugiej wyrzutni i co drugiego kanału odprowadzającego gorące gazy prochowe. Fot. US Navy

 Su-24 – czyli wielka rosyjska mistyfikacja

Samolot Su-24 to radziecki, dwusilnikowy ponaddźwiękowy bombowiec taktyczny o zmiennej geometrii skrzydeł. Biuro konstrukcyjne Suchoja opracowało go w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, a jego produkcja rozpoczęła się w grudniu 1971 roku i zakończyła najprawdopodobniej w 1993 roku. W sumie wyprodukowano około 1400 sztuk takich maszyn z czego duża część została wycofana a pozostałe podobno zmodernizowano.

Nie są znane rzeczywiste możliwości tego samolotu. Rosjanie chwalą się tylko, że pod jego skrzydłami i kadłubem można podwiesić bomby i rakiety o łącznej wadze 8 ton (dla wersji Su-24M). Natomiast stałym uzbrojeniem jest sześciolufowe działko GSz-6-23 kalibru 23 mm. Bombowiec w wersji Su-24M jest wyposażony w dwa radary (bojowy „Orion-A” o zasięgu około 150 km oraz antykolizyjny „Reljef”), system ostrzegawczy przed promieniowaniem radiolokacyjnym SPO-15C „Bierieza” oraz system aktywnych zakłóceń „Gardenija”. Całość ma być połączona w jeden system nawigacyjno-celowniczy PNS-24 „Puma”.

Samolot przechodził w czasie swojej służby modernizacje, jednak prawdopodobnie dotyczyły one głównie systemu nawigacji, łączności i identyfikacji radiolokacyjnej „swój-obcy”. Ze względu na koszty nie doszło natomiast prawdopodobnie do wymiany radaru bojowego „Orion-A”, który podobnie jak „Relijef”, ma nadal antenę paraboliczną. W międzyczasie wymieniono jedynie trudne do zdobycia elementy elektroniczne na nowe, ale wszystko wskazuje na to, że chodzi nadal o stację radiolokacyjną o konstrukcji z lat siedemdziesiątych i z takimi samymi możliwościami jak trzydzieści lat temu.

W Rosji uważa się jednak, że jest to samolot nadal w pełni zdolny do wykonywania zadań bojowych w czasie współczesnych konfliktów zbrojnych. Co ciekawe, twierdzą to ludzie, którzy na pewno nie chcieli by korzystać z komputerów i telewizorów z lat osiemdziesiątych. W przypadku samolotów im to jednak nie przeszkadza. I tego rodzaju maszyny są wysyłane przeciwko najnowszym amerykańskim niszczycielom rakietowym typu Arleigh Burke – uważanym przez specjalistów za najlepsze okręty w swojej klasie na świecie. I nie jest to ocena przesadzona.

image
Niszczyciel typu Arleigh Burke USS „Jason Dunham” podczas pobytu w Gdyni w 2015 r. Fot. M.Dura

Rosjanie latają bo im Amerykanie pozwalają

Tak naprawdę przeloty bombowców Su-24 nad niszczycielami typu Arleigh Burke powinny być traktowane tylko jako atrakcja turystyczna dla amerykańskich marynarzy, którzy by zobaczyć tej generacji samoloty musieli by pójść do muzeów. W czasie realnego konfliktu zbrojnego takiej możliwości by na pewno nie mieli, ponieważ żaden rosyjski samolot nie byłby obecnie w stanie podlecieć na tak bliską odległość do amerykańskiego okrętu i to z kilku powodów.

Po pierwsze niszczyciele typu Arleigh Burke nie działają pojedynczo, ale w zespołach – przede wszystkim chroniąc lotniskowce oraz duże okręty śmigłowcowce – doki. Rozpoznany obraz sytuacji powietrznej i morskiej w czasie wojny nie obejmuje więc jedynie tego, co widzi własny system obserwacji technicznej niszczyciela, ale również dane otrzymane z zewnętrznych źródeł informacji.

W czasie działań przy wybrzeżach w Europie, takim systemem obserwacyjnym wczesnego ostrzegania byłyby niewątpliwie samoloty dowodzenia i nadzoru radiolokacyjnego AWACS, które zachowując odpowiedni dystans od naziemnych systemów przeciwlotniczych w Rosji, byłyby w stanie ostrzec amerykański okręt przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Podczas działań w oddaleniu od brzegu, rolę systemu wczesnego ostrzegania przejmują samoloty E-2C i E2D Hawkeye, które mają możliwość startu z pokładu lotniskowców: amerykańskich i francuskiego „Charles de Gaulle”.

image
W trakcie faktycznego konfliktu zbrojnego niszczyciele typu Arleigh Burke korzystałyby z systemu wczesnego ostrzegania przed celami niskolecącymi tworzonego m.in. przez pokładowe samoloty AEW typu E-2C i E-2D Hawkeye. Takich samolotów Rosjanie nie posiadają. Fot. US Navy

W tym przypadku nie miałoby więc żadnego znaczenia, że rosyjskie samoloty lecą bardzo nisko, ponieważ radary umieszczone na statkach powietrznych nie są już tak ograniczone horyzontem radiolokacyjnym, jak okręty. I to samo dotyczy również wykrywania rakiet przeciwokrętowych i manewrujących.

Po drugie, nawet przy braku zabezpieczających okręty radarów lotniczych klasy AWACS, amerykańskie niszczyciele są w stanie się samodzielnie obronić przed atakiem z powietrza, mając najlepszy na świecie okrętowy system obserwacji technicznej, najlepszy na świecie okrętowy system walki AEGIS oraz wystarczającą ilość zróżnicowanego uzbrojenia przeciwlotniczego na pokładzie. Możliwości tych systemów uzbrojenia praktycznie nie pozwalają na przeprowadzenie jakiegokolwiek skutecznego ataku przez rosyjskie lotnictwo.

Samoloty Su-24 mogą więc latać nad amerykańskimi okrętami nie dlatego, że są takie dobre i mają tak doskonale wyszkolonych pilotów, ale ponieważ Amerykanie im na to pozwalają (nie mając zresztą w czasie pokoju innego wyjścia).

Nalot bombowy na niskich wysokościach – realna próba samobójstwa

Informacje przekazywane przez Rosjan wyraźnie wskazują, że samoloty Su-24 rosyjskiego lotnictwa morskiego nie zostały wyposażone w nowoczesne rakiety przeciwokrętowe. Mają jednak możliwość wykorzystania różnego rodzaju bomb oraz rakiet kierowanych i niekierowanych – w tym naprowadzanych laserowo Ch-25Ł, Ch-29Ł i naprowadzane telewizyjnie Ch-59.

Jest to uzbrojenie, które wymaga by piloci odszukali okręt i później go cały czas obserwowali - do momentu ewentualnego trafienia bomby lub rakiety w obiekt. Przerwanie naprowadzenia, np. po zestrzeleniu lub zmuszeniu samolotu do ucieczki, automatycznie oznacza, że dana bomba/rakieta nie trafia w cel. Nie ma natomiast żadnej możliwości by rosyjskie samoloty bombardowały amerykańskie niszczyciele w bezpośrednim ataku niekierowanymi bombami. Ostatni taki przypadek ,w czasie pełnoskalowego konfliktu morskiego, miał miejsce w 1982 roku podczas wojny o Falklandy (argentyńskie samoloty A-4 Skyhawk zatopiły bombami wtedy m.in. brytyjski niszczyciel HMS „Antelope”).

image
Dwie anteny ścianowe radaru AN/SPY-1 na niszczycielu typu Arleigh Burke USS „Jason Dunham”. Fot. M.Dura

Przy braku samolotów AWACS, amerykańskie niszczyciele będą się broniły czerpiąc informacje z własnego radar AN/SPY-1 (a w najnowszych wersjach niszczycieli – z radaru typu AN/SPY-6). Cechą charakterystyczną tych stacji radiolokacyjnych jest wykorzystanie w nich czterech nieruchomych anten ścianowych, z elektronicznie kształtowaną i sterowaną wiązką, które są tak rozmieszczone na nadbudówkach by zabezpieczały dookólną obserwację przestrzeni wokół okrętu. Co więcej, zakres azymutalny jednego szyku antenowego jest tak szeroki, że każdy obiekt w dowolnym azymucie jest zawsze wykrywany jednocześnie przed dwie anteny. Zwiększa to prawdopodobieństwo wykrycia, tym bardziej, że każdy cel jest widziany z różnych kątów.

Nieruchome anteny z elektronicznym sterowaniem wiązką zmniejszają do minimum czas odnawiania informacji, który trzeba uwzględnić przy standardowych radarach z antenami obracanymi (może on trwać od 6 do nawet 12 sekund). Dodatkowo, w przypadku niszczycieli typu Arleigh Burke, nie tylko istnieje możliwość ciągłego obserwowania danego miejsca w przestrzeni, ale również zwiększenia tam mocy wysyłanego sygnału (co m.in. zwiększa zasięg wykrycia małych obiektów).

image
Dwa rufowe radary kierowania uzbrojeniem typu AN/SPG-62 na niszczycielu typu Arleigh Burke USS „Jason Dunham”. Fot. M.Dura

Radar AN/SPY-1 ma również możliwość podświetlania celów dla rakiet przeciwlotniczych naprowadzanych półaktywnie. Zasadniczo powinno się do tego wykorzystywać stacje radiolokacyjne kierowania uzbrojeniem AN/SPG-62. Na każdym niszczycielu zastosowano trzy takie radary, co teoretycznie daje możliwość jednoczesnego naprowadzania sześciu rakiet na trzy cele powietrzne. W rzeczywistości takich rakiet można wystrzelić o wiele więcej, ponieważ mogą być one podprowadzane do celów również przez stację AN/SPY-1.

Radary AN/SPG-62 są więc wykorzystywane do podświetlania atakowanych obiektów tylko w końcowej fazie ataku (przez około 3-5 sekund) i po jego zakończeniu natychmiast są przerzucane na nowy obiekt, którego pozycja w systemie jest doskonale znana. Trwa to więc tylko tyle czasu, ile potrzebuje mechanizm systemu antenowego by się obrócić. Jeden radar AN/SPG-62 pozwala więc na niszczenie jednego celu powietrznego co 4-6 sekund).

image
Rozmieszczony na śródokręciu kompleks wyrzutni pionowego startu typu Mk41 na niszczycielu typu Arleigh Burke USS „Jason Dunham”. Z prawej strony dobrze widoczny jeden z dwóch zestawów artyleryjskich Vulcan Phalanx. Fot. M.Dura

Na tak dużą szybkostrzelność niszczycieli typu Arleigh Burke pozwala zastosowany na tych jednostkach pływających system wyrzutni pionowego startu Mk41. Na wszystkich okrętach tego typu są dwa kompleksy silosów: na dziobie i śródokręciu. Każda z nich ma możliwość wypuszczenia w powietrze 10 rakiet przeciwlotniczych, w ciągu 10 sekund. Dla porównania standardowa wyrzutnia dwuprowadnicowa Mk-26 stosowana na pierwszych egzemplarzach krążowników AEGIS typu Ticonderoga ma szybkostrzelność trzykrotnie mniejszą - 4 rakiety na 10 sekund.

Ostatnim elementem decydującym o skuteczności niszczycieli typu Arleigh Burke jest spinający wszystko okrętowy system walki AEGIS. Rozwiązanie to jest dopracowywane od ponad 30 lat i Rosjanie na pewno nie dysponują tej klasy sprawdzonym i przetestowanym rozwiązaniem.

AEGIS system sprawdzony i cały czas ulepszany

AEGIS to system, który łączy wszystkie informacje tworząc zintegrowany obraz sytuacji taktycznej wokół okrętu i pozwalając na wykorzystanie każdego, zainstalowanego na okręcie uzbrojenia. Z pomocą tego systemu można wiec zwalczać zarówno cele nawodne, podwodne jak i powietrzne. Do AEGIS podłączony jest wiec nie tylko radar AN/SPY-1, ale również np. sonar podkilowy AN/SQS-53C, linerany sonar holowany AN/SQR-19, system walki radioelektronicznej AN/SLQ-32 oraz radary wykrywania celów nawodnych (np. AN/SPS-67).

Jak wielkie możliwości ma system walki na niszczycielach Arleigh Burke najlepiej widać w przypadku podsystemu obrony przeciwlotniczej. Daje on możliwość amerykańskim okrętom zwalczanie praktycznie każdego celu powietrznego – w tym rakiet balistycznych. Oznacza to, że zastosowany na Arleigh Burke system obserwacji technicznej jest zdolny do śledzenia i naprowadzania rakiet na bardzo małe cele poruszające się z prędkością wielokrotnie przekraczającą prędkość dźwięku (około 25 000 km/h). Jest wiec też zdolny do zwalczania czterokrotnie wolniejszych rakiet hipersonicznych Cirkon, których wprowadzeniem tak w tej chwili straszą Rosjanie.

Szybkość reakcji systemu AEGIS praktycznie do zera eliminuje możliwość ataku prowadzonego przez samolot. Jest to również system w pełni przygotowany na odparcie ataku rakietowego i to prowadzonego jednocześnie z wielu kierunków i na różnych wysokościach. Okręt ma tutaj możliwość zastosowania pełnej gamy przeciwlotniczego uzbrojenia rakietowego: dalekiego, średniego i krótkiego zasięgu. Samoloty przeciwnika lecące na wysokości 10 000 m mogą więc już być wykrywane na odległości 400 km i niszczone na odległości powyżej 300 km przez pociski Standard Missile-6 (SM-6).

image
Rakiety SM-6 dają niszczycielom typu Arleigh Burke możliwość zwalczania celów znajdujących się poza horyzontem radiolokacyjnym, a więc niewidoczne przez radary niszczyciela. Fot. US Navy

Oczywiście statki powietrzne mogą próbować zejść na niższy pułap unikając wykrycia przez radar AN/SPY-1 na niszczycielu, ale pociski SM-6 mają również tą zaletę, że mogą zwalczać cele powietrzne niewidoczne systemami okrętowymi, a wskazane poza horyzontem radiolokacyjnym (over-the-horizon) przez inne jednostki pływające lub samoloty (w tym samolot wczesnego ostrzegania E-2C i E-2D Hawkeye oraz samoloty wielozadaniowe F-35). A to oznacza możliwość atakowania rosyjskich statków powietrznych nawet w sytuacji, gdy się one tego zupełnie nie spodziewają.

Wszystko to jest możliwe dzięki tworzeniu przez Amerykanów zintegrowanego systemu kierowania ogniem przeciwlotniczym NIFC-CA (Naval Integrated Fire Control - Counter Air). O tego rodzaju rozwiązaniu Rosjanie jak na razie mogą jedynie pomarzyć.

Należy również pamiętać, że nawet lecąc nisko samoloty muszą w pewnym momencie wejść wyżej, by namierzyć okręt swoją stacja radiolokacyjną. Tylko wtedy mogą one bowiem wprowadzić parametry celu do pokładowych systemów uzbrojenia.

W tym przypadku stają się one jednak widoczne dla radarów niszczyciela, a więc automatycznie wywołują odpowiedź systemów przeciwlotniczych. Dlatego najbardziej prawdopodobne jest chwilowe wyjście samolotów ponad horyzont radiolokacyjny, wystrzelenie pocisków przeciwokrętowych (które samodzielnie już lecąc w kierunku celu) i później ponowne ukrycie się w cieniu radarowym. Problem polega na tym, że samoloty Su-24 prawdopodobnie nie mają już na uzbrojeniu takich pocisków.

I nie chodzi tu tylko o ich podwieszenie, ponieważ udźwig pylonów niewątpliwie na to pozwala. System nowoczesnych rakiet przeciwokrętowych musi być jednak wprowadzony do pokładowego kompleksu statku powietrznego, a dodatkowo musi skądś otrzymać dokładne wskazanie celu. Radar posiadany przez Su-24 na to jednak nie pozwala.

image
Na Bałtyku i Morzu Czarnym o wiele większym zagrożeniem dla amerykańskich okrętów od rosyjskich samolotów lotnictwa morskiego są wyrzutnie rakiet nadbrzeżnych systemu „Bał” i „Bastion”. Fot. mil.ru.

Pociski przeciwokrętowe mogą natomiast przenosić inne myśliwce rosyjskiego lotnictwa morskiego: w tym Su-27 i nowsze Su-30SM. Atak samymi rakietami na okręty Arleigh Burke jest więc możliwy tym bardziej, że Rosjanie dysponują przecież coraz większą ilością baterii rakiet nadbrzeżnych: „Bał” (z rakietami Ch-35 „Uran” o prędkości 0,85 Mach i zasięgu od 120 do 260 km) i „Bastion” (z rakietami P-800 „Oniks” o prędkości 2,3 Mach i zasięgu większym niż 500 km). I to dlatego na Bałtyku i na Morzu Czarnym to nie samoloty, ale pociski z brzegu byłyby teoretycznie największym zagrożeniem dla amerykańskich niszczycieli. Problemem dla Rosjan jest to, że Amerykanie na tego rodzaju zagrożenie się bardzo dobrze przygotowali.

Scenariusz ataku, czyli na co przygotowani są Amerykanie

W najbardziej pesymistycznym scenariuszu zakłada się, że niskolecące rakiety przeciwokrętowe lecą na wysokości 5 m (co tak naprawdę dzieje się dopiero w ostatniej fazie ataku) są wykrywane przez radar AN/SPY-1 (znajdujący się na wysokości 15 m) dopiero na odległości 25 km. W przypadku pocisków poddźwiękowych daje to systemowi AEGIS ponad 90 sekund na reakcję. W przypadku rakiet ponaddźwiękowych (np. typu P-800 „Oniks” lecących z prędkością około 2,3 Mach) ten czas zmniejsza się do około 35 sekund (więcej o kilka sekund jeżeli rakiety manewrują dolatując do okrętu). Jak się okazuje wystarcza to systemowi AEGIS, korzystającego z trzech radarów AN/SPG-62 i rakiet naprowadzanych półaktywnie, na zestrzelenie teoretycznie nawet 21 pocisków „Oniks”.

image
Oceniając krytyczne zdolności obronne niszczycieli typu Arleigh Burke nie bierze się w ogóle pod uwagę zagrożenia ze strony samolotów Su-24, ale ponaddźwiękowych rakiet przeciwokrętowych P-800 „Oniks” – i to dodatkowo wystrzelonych z brzegu. Fot. mil.ru

Oceniając krytyczne zdolności obronne niszczycieli typu Arleigh Burke nie bierze się w ogóle pod uwagę zagrożenia ze strony samolotów Su-24, ale ponaddźwiękowych rakiet przeciwokrętowych P-800 „Oniks” – i to dodatkowo wystrzelonych z brzegu.

W najgorszym przypadku (przy słabo wyszkolonej załodze i mało zdecydowanym dowódcy) AEGIS jest w stanie wystrzelić pierwszych sześć rakiet (a więc tyle ile mogą naprowadzić jednocześnie trzy radary AN/SPG-62) po około 5 sekundach od wykrycia (a więc 30 sekund przed uderzeniem). Pozwala to na przechwycenie pierwszych trzech nadlatujących rakiet w „odległości” około 20 s od okrętu. W pozostałym czasie szanse trafienia miałoby jeszcze cztery kolejne fale pocisków ESSM.

System rakietowy byłby więc w stanie zniszczyć w najgorszym przypadku co najmniej 15 pocisków ponaddźwiękowych lecących jednocześnie. W rzeczywistości rakiety przeciwokrętowe strzelane tzw. salwą nigdy nie nadlatują jedną falą, ale nawet w kilkusekundowych odstępach. Lecą też wyżej niż 5 m, a więc są wykrywane wcześniej dając tym samym więcej czasu na obroną. Szanse niszczyciela poprawia dodatkowo wykorzystanie przez przeciwnika lecących ponad dwukrotnie wolniej przeciwokrętowych rakiet poddźwiękowych, których system AEGIS mógłby zestrzelić jeszcze więcej. Ma on bowiem oficjalnie możliwość jednoczesnego naprowadzania pocisków na co najmniej 24 obiekty powietrzne (w standardowych systemach tego rodzaju jest to najczęściej od 3 do 8 celów).

Ta liczba zwiększy się jeszcze bardziej po zastosowaniu w systemie AEGIS rakiet naprowadzanych aktywnie (ESSM Block 2), a więc działających według zasady „wystrzel i zapomnij”. Wtedy ograniczenia wynikające z zastosowania trzech radarów AN/SPG-62 przestaną mieć znaczenie, a ilość zwalczanych obiektów będzie zależała tak naprawdę tylko od zapasu posiadanych na pokładzie pocisków.

image
Rakiety ESSM są na niszczycielach typu Arleigh Burke pakowane po 4 do jednego silosu wyrzutni pionowego startu typu Mk41. Fot. US Navy

Obecnie system AEGIS wykorzystuje do zwalczania zagrożenia na krótkich dystansach naprowadzane półaktywnie rakiety ESSM Block 1, które są pakowane po cztery do każdego z ośmiu silosów wyrzutni Mk41. Pocisk ten ma zasięg do 50 km i atakuje na niskich wysokościach z prędkością ponad 3,5 Mach. Amerykanie zakładają, że w odniesieniu do każdego obiektu będą użyte co najmniej dwie rakiety ESSM (prawdopodobieństwo trafienia w czasie walki szacuje się bowiem zawsze na około 0,5-0,6). Przy założeniu, że każdy okręt zabiera około 96 takich pocisków to oznacza, że mogą one posłużyć do zniszczenia nawet 48 celów powietrznych. A są jeszcze przecież rakiety średniego i dalekiego zasięgu rodziny Standard (SM-2, SM-3 i SM6).

Dodatkowo nie należy zapominać, że niszczyciele typu Arleigh Burke mają jeszcze do dyspozycji ostatnią linię obrony tworzoną przez systemy artyleryjskie i walki radioelektronicznej. W przypadku gdyby więc jakaś rakieta przeciwnika przedarła się przez zasłonę pocisków SM i ESSM to jest wtedy możliwość wykorzystania dwóch wielolufowych zestawów artyleryjskich Vulcan Phalanx (kalibru 20 mm). Działają one w pełni samodzielnie mając własne systemy naprowadzania radiolokacyjnego i optoelektronicznego, a dodatkowo są specjalnie przystosowanego do zwalczania pocisków przeciwokrętowych. Mają one zasięg około 2000 m co przy szybkostrzelności ponad 4000 strzałów na minutę daje praktycznie stuprocentową skuteczność w zwalczaniu nadlatującego zagrożenia.

image
Wyrzutnie zakłóceń aktywnych Mk-53 Nulka (stojące prawie pionowo prostopadłościany) i moździerzowe wyrzutnie zakłóceń pasywnych na niszczycielu typu Arleigh Burke USS „Jason Dunham”. Fot. M.Dura

Okręty amerykańskie są dodatkowo wyposażone w system: zakłóceń aktywnych AN/SPQ-32, mają możliwość wystrzeliwania celów pozornych-pasywnych w postaci dipoli (system Mk36) i pływających „rożków odbijających (system Mk-59) oraz pozornych celów aktywnych (system Mk-53 Nulka). Ostatecznie okręt może również wykorzystać armatę dziobową Mk-45 kalibru 127 mm, którą uważa się za w miarę skuteczną w odniesieniu do celów powietrznych na odległości do 5 km. W sumie zakłada się, że systemy artyleryjskie niszczyciela są w stanie skutecznie wyeliminować nawet pięć pocisków przeciwokrętowych lecących w salwie.

image
Wystrzelenie celów pozornych-pasywnych w postaci pływających „rożków odbijających systemu Mk-59 na niszczycielu rakietowym typu Arleigh Burke USS „Ramage”. Fot. US Navy

 image

Cel pozorny Mk-59 rozwinięty na wodzie obok niszczyciela rakietowego typu Arleigh Burke USS „Ramage”. Fot. US Navy

Biorąc pod uwagę powyższe możliwości obronne niszczycieli typu Arleigh Burke uważa się, że są one w stanie samodzielnie zneutralizować atak przeprowadzony jednocześnie z wykorzystaniem 25 nowoczesnych, ponaddźwiękowych rakiet przeciwokrętowych. W normalnych warunkach (w obecności lotniczego systemu wczesnego ostrzegania, rakietach nadlatujących w kilkusekundowych odstępach czasowych i przy większym niż 5 m pułapie lotu celów) ta liczba byłaby na pewno o wiele większa. Bezpośredniego zagrożenia ze strony samolotów w tego rodzaju obliczeniach nie bierze się w ogóle pod uwagę, uznając je za nieprawdopodobne.

image
Przelot dwóch samolotów Su-24 nad amerykańskim niszczycielem USS „Donald Cook” 12 kwietnia 2016 r. Fot. US Navy

 Su-24 - symbol stanu rosyjskiego lotnictwa morskiego

Jak widać wysyłanie samolotów Su-24 przeciwko niszczycielom typu Arleigh Burke jest bardzie aktem desperacji niż pokazem siły. Rosjanie mając ograniczony budżet na kupowanie nowych statków powietrznych (np. typu Su-30SM) muszą się posiłkować starymi samolotami, które nawet w czasach swojej młodości ustępowały swoim zachodnim odpowiednikom. W wielu opracowaniach wskazuje się np., że biuro Suchoja pracując nad Su-24 stworzyło mniej udaną wersję amerykańskich bombowców F-111. Rosjanie nie osiągnęli więc tego, co udało się Amerykanom, którzy dodatkowo już wycofali flotę swoich F-111, zastępując je samolotami wielozadaniowymi.

Tymczasem rosyjska marynarka wojenna musi dalej wykorzystywać Su-24 z tego prozaicznego powodu, że nie ma pieniędzy na ich wymianę. Sytuacja jest jeszcze gorsza, ponieważ w kolejce na zastąpienie czeka już flota wyeksploatowanych i starzejących się samolotów Su-27. Jak na razie nie ma jednak informacji, by planowano jakiś kompleksowy program modernizacji tych statków powietrznych, co oznacza, że będą one wykorzystywane aż do ich całkowitego zużycia. Bo rosyjscy piloci wojskowi muszą przecież na czymś latać.

Problem polega na tym, że w dzisiejszych czasach nie liczy się już ilość ale umiejętność wykorzystania dostępnej informacji. A w tej dziedzinie Amerykanie nadal mają ogromną przewagę nad Rosjanami i niszczyciele typu Arleigh Burke są tego dobitnym przykładem.

Reklama
Reklama

Komentarze (119)

  1. Qdłaty

    Piękna reklama okrętów A.B to kiedy je kupujemy ? !!

    1. A to są na sprzedaż?

  2. mały-pływak

    Nie chodzi o siłę ognia niszczyciela USA w porównaniu do samolotu SU24 czy 25 .... chodzi o bezczelność Rosjan i bezsilność w ich poskromieniu. Gdyby tak się okazało, że "z niewyjaśnionych przyczyn" rosyjski samolot spadł (roz czy drugi) do morza zaś pilot się szczęśliwie katapultował, to moglibyśmy mówić o "wygranej niszczyciela" jak to napisano w tytule i temperowaniu "Kozaków". A tak ... Rosjanie latają i będą latać bo są bezkarni.

    1. spoko

      26 maja 1968 podczas \isnpekcji lotniskowca USS Essex\ spadl do morza T 16 jak widac nic to nie pomoglo

    2. Lord Godar

      Miał prawo , bo na tyle startów i lądowań ile jest we flocie USA to nawet z arytmetyki wynika , że może się zdarzyć . Natomiast w przypadku Kuzniecowa , to zaczęły spadać już przy pierwszych startach i żeby tego stanu i arytmetyki nie pogarszać przeniesiono te samoloty na lotnisko lądowe . I to by było tyle w temacie ...

  3. Szymada

    Moim zdaniem artykuł jest ciekawy i w większości zawiera prawidłowe wnioski. Mam tylko jedno ale - w wariantach opisanych przez autora zabrakło jednego, charakterystycznego dla Rosjan oraz ważnego dla niewątpliwie przestarzałego charakteru Su-24 (nie wchodząc w szczegóły). A co, jeżeli Su-24 zostanie nakierowany na niskiej wysokości tuż nad morzem (trudno wykrywalny) przez pilota w niszczyciel jako tzw. kamikadze czy też jak kto woli samolot-pocisk? Pilot miałby szanse się katapultować, ale by nie musiał/nie chciał (tarany z II Wojny Światowej). Ewentualnie wariant zaprogramowanego lotu po starcie (o ile to możliwe w tym samolocie?). Wówczas nawet najlepszy system przeciwlotniczy nie zdążyłby jednocześnie (czy też bardzo szybko) i namierzyć i zestrzelić taki cel. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale do zastanowienia taki wariant. Wynik dla atakującego to: minus 1 przestarzały samolot i minus jeden patriotyczny (może być też fanatyczny albo wariat/desperat) pilot. Koszt kilka milionów dolarów. Wynik dla obrony: minus jeden nowoczesny niszczyciel uszkodzony/zniszczony (wyeliminowany z dalszych działań). Od kilkudziesięciu do stu zabitych i rannych wyszkolonych marynarzy. koszt kilkadziesiąt/kilkaset mln dolarów. Skóra warta wyprawki.

    1. Marek L.

      Miej świadomość tego. oraz wiedzę o tym, iż pod sam koniec II Wojny Światowej to Amerykanie zestrzeliwali masywnym i silnym ogniem zaporowym z ówczesnego OPL swoich okrętów wojennych, stanowiącą dużą ilość WKM'ów oraz działek szybkostrzelnych, PONAD 90% atakujących japońskich samolotów kamikaze, które spadały do morza na długo PRZED trafieniem celu. Tak więc, co ty tutaj za fantazyjne dziwolągi wypisujesz ???? Niszczyciele klasy Burke radzą sobie z salwami kilku odpalanych równolegle pocisków sterujących woda-woda, oraz brzeg-woda. W TYM również i z tymi silnie ponaddźwiękowymi P-800 !!!! A atakują one lecąc już na wiele kilometrów przed wrogim celem tuż nad wodą, tuż nad wierzchołkami fal, bardzo ponaddźwiękowo, i same stanowią one przy tym stosunkowo bardzo małe cele. A Su-24 to by w takiej sytuacji leciał ZNACZNIE wolniej, i stanowiłby on (w porównaniu do np. takich P-800), bardzo DUŻY CEL. Tak więc, zostałby on zestrzelony przez Burke jeszcze na wiele kilometrów PRZED tym samobójczym atakiem. Czyli, skórka absolutnie NIE warta wyprawki ---- bo jedynym rezultatem próby takiego ataku to byłby martwy rosyjski pilot, oraz kupa złomu na dnie morza.......

    2. pery

      Taki numer można zrobić raz. I co potem?... Odwet? Oczywiście. I oczywiście nie militarny ale dużo gorszy - gospodarczy.

  4. a

    kto wierzy new york times ???

    1. Marek L.

      No rzeczywiście ....... No bo wierzyć, i to święcie (!!!!), to trzeba jedynie w tę jedną putinowską gadzinówkę "Sputnik", oraz w tę drugą putinowską gadzinówkę "RT" .... Czyż, tawariszcz, nie tak ????

    2. Fanklub Daviena

      Ja.

  5. dARIO

    No to jak ten nowy okręt amerykański wygrał ze starym Su-24 bo sam już nie wiem czytając ten artykuł. Bo zrozumiałem , że Su-24 przeleciał na amerykańskim okrętem czyli stary samolot nie bał się reakcji amerykańskiego okrętu i amerykańskich rakiet przeciwlotniczych. A Amerykanie nic nie zrobili aby uniemożliwić to staremu rosyjskiemu samolotowi... No to dlaczego w tytule jest napisane ,że Amerykański okręt wygrywa konfrontacje z rosyjskim su-24? No tak koniecznie trzeba napisać artykuł o tym ,że Polska wygrała II wojnę światową i zdecydowanie wygrała kampanię wrześniową 1939 r.

    1. bender

      Przeczytaj artykuł jeszcze raz, tylko tym razem ze zrozumieniem. Obejrzyj filmy, może one rozjaśnią Ci w głowie. Przykład z Polską i WW2 jest niewłaściwy, bo wojna się wydarzyła, a starcie Burka z Su-24 nie. Powyższa analiza wskazująca na ogromy potencjał przeciwlotniczy Burków i mierny potencjał przeciwokrętowy Suczek jest jak najbardziej poprawna.

    2. Marek L.

      Dokładnie TAK !!!! I NIC on najwyraźniej z tego artykułu nie zrozumiał.... Ja dodam tutaj tylko, iż identycznie wyglądałoby takie "starcie" pomiędzy całym dywizjonem Su-34, a niszczycielem klasy Burke. Bo Su-34 to jest jedynie tylko taki dalej rozwinięty Su-27 / Su-30, z bardzo dużą "szoferką" w poprzek.... Owszem, ma on znacznie nowocześniejszą elektronikę, niż Su-24 (minęło przecież te 30 lat pomiędzy tymi dwoma konstrukcjami!!), ma on dobry maksymalny zasięg oraz dobry udźwig zewnętrznych ładunków ---- ale ja twierdzę, iż Su-24 (kopia US F-111), był w swoim czasie, czyli w okresie swojego absolutnego "rozkwitu" i "szczytu", a więc w środkowych i późnych latach osiemdziesiątych, znacznie bardziej zaawansowaną i WTEDY groźną dla ewentualnego wroga konstrukcją, niż te wszystkie obecne Su-34 są nimi TERAZ.......

    3. Marek L.

      Dokładnie TAK !!!! I NIC on najwyraźniej z tego artykułu nie zrozumiał.... Ja dodam tutaj tylko, iż identycznie wyglądałoby takie "starcie" pomiędzy całym dywizjonem Su-34, a niszczycielem klasy Burke. Bo Su-34 to jest jedynie tylko taki dalej rozwinięty Su-27 / Su-30, z bardzo dużą "szoferką" w poprzek.... Owszem, ma on znacznie nowocześniejszą i silniejszą elektronikę, niż Su-24 (minęło przecież te 30 lat pomiędzy tymi dwoma konstrukcjami!!), ma on dobry maksymalny zasięg oraz dobry udźwig zewnętrznych ładunków ---- ale ja twierdzę, iż Su-24 (gorsza kopia US F-111), był w swoim czasie, czyli w okresie swojego absolutnego "rozkwitu" i "szczytu", a więc w środkowych i późnych latach osiemdziesiątych, znacznie bardziej zaawansowaną i WTEDY groźną dla ewentualnego wroga konstrukcją, niż te wszystkie obecne Su-34 są nimi TERAZ.......

  6. Apek

    Jedno mnie tylko zastanawia, okręt tego typu był już z wizytą w Odessie i wielu innych portach w Europie, ale nie rozumiem dlaczego od 6 lat ani razu nie wpłynął do Sewastopola który też jest przecież ukraiński. Czego się boją Amerykanie ? Bo chyba nie rosyjskich pocisków, jak ludzie z D24 to pięknie wyjaśnili.

    1. Davien

      No popatrz a pewien czas temu pływał sobie koło Krymu i Rosjan szlag trafiał:) W Sewastopolu zgodnie z umowa Ukraina -Rosja była baza rosyjskeim MW do 2047r. Zreszta po co maja sie tam pchac patrząc jaki jest syf za rządów Rosjan, jeszcze na jakiś przerdzewiały i zatopiony dok wpadna....

    2. Żenada trolli powala głupotą

      A głupocie komuszych trolli nie będzie końca. Wojny to chyba tylko ostatnie kałmucko-olgińskie trolle pragną pisząc takie głupoty.

    3. gnago

      Opinii świata, tej rozumnej . Zajęcie Krymu było wymuszone przez USA a dokładniej plany bazy lądowo morskiej w Sewastopolu. Oczywiście jankesi i ich przydupcy negują , ale ostatnio wypłynęły papiery o wynajmie szkoły dla CIA. A Ukraina jest jankeska jak Polska, nawet gorzej u na nie ma labolatorim biologicznego IV klasy. Ciekawe że kilka lat temu coś tam gadali o czerwonej gorączce obok . A symptomy tej choroby identyczne jak przy obecnej chucpie

  7. Fantasta

    Po co komu flota 70 burkow? Na te stare ruskie ZŁOMY Szkoda kasy i energii Same rdzewieja

    1. bender

      Ale przeciw rosnącej flocie chińskiej to bardzo przydatny zimny prysznic.

  8. BUBA

    Stara zabawa z czasów Zimnej Wojny..................................................................................................................... Zadanie Su-24 polegało na sprawdzeniu kiedy wykryje ich niszczyciel. Czyli kiedy odezwą się w Su-24 systemy informujące o wykryciu samolotów przy danym profilu lotu. W realnym konflikcie nigdy marynarze z niszczyciela nie zobaczą atakującego ich pilota. Po to jest np. Kh-59MK...........................................................

    1. Niszczyciel musiał je wykryć bardzo wcześnie bo marynarze skierowali swoje smartfony na tyle wcześnie że upłynęło sporo czasu zanim na horyzoncie pojawiły się Su-24.

    2. BUBA

      Horyzont radiolokacyjny dla AEGIS jest dość blisko - miedzy 75 a 50 km. Wynika to z wysokości zamieszczenia anten. Np. na Kuzniecowie anteny PESA są znacznie wyżej niż na niszczycielu typu Arleigh Burke wiec teoretycznie systemy Kuzniecowa wcale nie muszą być gorsze w wczesnym wykrywaniu obiektów na niskiej wysokości - system sięga dalej za horyzont radiolokacyjny AEGIS. .................................................................................................................................................................... Za horyzontem radiolokacyjnym samolot czy pocisk jest niewykrywalny na małej wysokości. Stad też krótki czas na reakcję systemu - ad tego co stało się w Jemenie. Nie sądzę byśmy się kiedykolwiek dowiedzieli z jakiej odległości wykryto Su-24 i przy którym przelocie robiono zdjęcia.................... ....................................................................................................................................................................

    3. bender

      Teoretycznie możesz mieć rację, tylko mieliśmy tu na defence24 analizę stanu technicznego Kuzniecowa po wycieczce do Syrii. Niedziałające radary nie mogą niczego wykryć, nawet jakby były na balonie stratosferycznym ciągniętym za okrętem. Kiedy jeszcze działały, to radziły sobie tylko z paroma celami na raz. A stan na dziś jest taki, że Kuzniecowa po prostu nie ma.

  9. gnago

    Autor myli czasy pokoju z czasami wojny. Pamiętam loty amerykańskich maszyn nad ruskimi okrętami na atlantyku i to chamsko bezpośrednio nad pokładem , a nie kilkanaście czy kilkadziesiąt metrów. Też pokazywali opanowanie maszyn. A faktycznie Su 24 to moralnie stara maszyna

  10. Jondeca

    Tak jak Rosjanie Są dalej realnym zagrożeniem na wojsk NATO na lądzie. Tak na morz nie są zagrożeniem dla żadnego Statku US Zbudowanego w XXIw.

    1. Piotr

      Na lądzie są, jak w dziesięciu napadną jednego :) Inaczej zawsze mają klapsy :)

    2. Adam S.

      To prawda. Ale są w stanie zagonić milion sztuk swojego mięsa armatniego, natomiast Europa miałaby problemy z wystawieniem w linii i wyposażeniem stu tysięcy własnych żołnierzy.

  11. olo

    Te niskie przeloty nad okrętami można łatwo i tanio zlikwidować. Wystarczy żeby nad okrętem latały małe drony, nawet takie z hipermarketu za parę złoty. Niech wtedy zaryzykują niski przelot i zderzenie z takim latawcem.

    1. Grzegorz Brzęczyszczykiewicz

      Równie dobrze można by strzelić z vulcana, wiadomo ze pilot drona nie zobaczy a efekt polityczny drona taki jak serii z vulcana.

    2. Adam S.

      Ależ nie. Seria z vulcana musiałaby być wystrzelona w samolot. Byłoby to intencjonalne zestrzelenie. Natomiast gdyby samolot wleciał w obszar niebezpieczny, w którym działają okrętowe drony - byłaby to wina samolotu. Bardzo dobry pomysł Ola.

    3. Marek L.

      Problem jedynie w tym, że Rosjanie, KŁAMLIWIE, jak to oni ZAWSZE, ale i tak oskarżyli by wtedy Amerykanów o umyślne spowodowanie katastrofy ich samolotu, oraz o umyślne spowodowanie śmierci tej dwuosobowej załogi Su-24. Dokładnie tak samo jak wtedy, gdy oskarżyli oni izraelskie lotnictwo o śmierć tej 15-osobowej załogi ich morskiego samolotu, którego zestrzeliła Obrona Przeciwlotnicza Armii Syryjskiej za pomocą systemu S-200, a Rosjanie (ich generałowie) później niestworzone bajki oraz brednie wymyślali, a minister Szojgu im wtórował (i nadal wtóruje!!), iż rzekomo F-16I IAF'u "ukrywały się" za tym dużym rosyjskim samolotem Ił-20, gdy naprawdę nie było ich już tam, w tej konkretnie przestrzeni powietrznej, już od 10:ciu minut.......

  12. Roman

    Chyba współcześni rosyjscy "lotczicy" naczytali się wspomnień z czasów II wojny światowej (ros. BOB) o tzw. topmasztowych udarach na okręty Kriegsmarine, albo też o horizontal Tiefangriff samolotów Luftwaffe na okręty krasnoznamiennogo fłota i próbują pokazać to samo lecąc nisko nad morzem. Tylko wtedy ataki te były przeprowadzane z reguły przez wiele samolotów z wielu kierunków, a i możliwości obrony i wykrywania samolotów przez ówczesne okręty były niewspółmiernie mniejsze niż obecnie. Takie topmasztowyje przeloty bez użycia jakiegokolwiek uzbrojenia mogłyby odnieść jakiś skutek przynajmniej akustyczny gdyby piloci "suczek" przekroczyli barierę dźwięku lecąc nisko nad wodą i "ciągnąc" na powierzchni morza wał piany wodnej, który też mógłby sprawić niezły "prysznic" na pokładzie okrętu. Ale nie wiadomo jak takie "zabawy" skończyłyby się gdyby np jakiś marynarz został zmyty z pokładu za burtę okrętu. O tym chyba jednak wiedzą obydwie strony.

  13. Jedi

    Artykuł nie zauważa jednak zdecydowanie bardziej bolesnej dla Rosjan kwestii, że podobny los co Su-24 spotkałby ich najnowsze samoloty (np. Su-34) i to dokładnie z tych samych przyczyn, które wskazano w artykule. I to jest clou tej analizy. Pozdrawiam

    1. Olo

      Raczej trzeba by się zastanowić czy w sytuacji konfliktu zbrojnego takie zdarzenie kiedykolwiek miałoby miejsce. Zapewne nigdy więc cały artykuł nadaje się do śmieci bo to jedynie tekst reklamowy niszczyciela. Mamy zamiar kupić?

    2. Grzegorz Brzęczyszczykiewicz

      przecież mieli dać 3 takie ?? haha

    3. Adam S.

      Oczywiście, że w sytuacji konfliktu zbrojnego nic takiego nie miałoby miejsca. Ale wniosek jest inny - to rosyjskie akcje lotniczo-propagandowe są pozbawionymi militarnego sensu eventami reklamowymi. Oczywiście nie kupujemy ani niszczycieli, ani Su, ale chodzi o to, żeby nie kupować też rosyjskiej ściemy.

  14. ocen

    Ten "bure", to tak wygrał, jak ameryka z wirusem. Głupota nie okreslona.

    1. suawek

      Rosja już wygrała z koronawirusem?

    2. Marek

      Mer Moskwy twierdzi, że rosyjskie władze mocno zaniżają statystyki zakażeń wirusem. Ma rację, czy kłamie?

    3. Jak tam kuracja środkami odkażajacymi? Taki wybielacz to dożylnie czy domięśniowo zalecaja amerykanie ? Zapewne dzięki takim iniekcjom wszyscy już wyzdrowieli i nie ma zgonów w USA z powodu wirusa? Ciekwa czy zażywali wcześniej doustnie kapsułki do prania jako szczepionki?

  15. dede

    not to panie Dura - wrzuciłeś niezły granat do pokoju gdzie siedzą nasze kochane ruskie trole :) - respect

  16. Kuba Ptrilicka z Pardubic

    Przypominam, że największym okrętem zatopionym na morzu przez rosyjskie/radzieckie lotnictwo był torpedowiec T-31, o wielkości dużej barki rzecznej zatopiony przez amerykańskiej produkcji Bostony z Lend-Lease pod koniec II wojny światowej. Ponadto przypominam, że jeszcze nigdy w historii rosyjskie/radzieckie przeciwokrętowe pociski rakietowe nie tylko nie zatopiły jakiejkolwiek jednostki z systemami obrony, ale nawet do niej nie doleciały! Skąd więc te pomysły, że Rosjanom uda się zatopić np. niszczyciel albo, co śmieszniejsze lotniskowiec?

    1. a, tak z ukosa

      A ja przypominam, że 16 sierpnia 1918 roku Rosyjska Marynarka Wojenna była w stanie jedynie przegrać pod Miszychą bitwę na Bajkale z Marynarką Czechosłowacji.

    2. Czeslaw

      Eliath jednak zatonął. Fakt, że to był stary złom ale skoro piszesz, że żaden to żaden.

    3. Marek

      Ten pozbawiony systemu obrony przeciwlotniczej staroć zatopili Egipcjanie, którzy musieli ostrzelać go dwa razy, zanim w końcu udało im się zatopić. Równie dobrze mógłbyś napisać że rosyjskimi rakietami udało się zatopić Karakę z Wielkiej Armady. W starciu z rakietami szanse miałaby podobne jak ten ex angielski kalosz.

  17. ciekawy

    Ten Su-24 to faktycznie podobny do F-111.... Wygląda, że genialni sowieccy konstruktorzy zerżnęli kolejny projekt...

    1. Marek

      Bo zerżnęli. Su-24 miał być odpowiednikiem F-111. Dlatego Rosjanie postanowili go skroić. A, że licencji nie było, wyszedł "nieco" gorzej.

  18. rwe

    O prymacie niszczycieli AEGIS nad rosyjską flotą nie ma co nawet pisać. Jak słusznie zauważa Autor każdy z amerykańśkich niszczycieli ma wielowarstwową obronę składającą się z: 1. rakiet SM3 w tym zdolność ASAT 2. warstwa SM6 z opcją zwalczania celów lądowych i innych okrętów. 2+ to SM2 (block 3) 3. to ESSM (wciąż pięta achillesowa czyli block 1 naprowadzany półaktywnie ale przy zastosowaniu APAR i technologii CW+szczeliny czasowe można zwiększyć ilość kanałów celowania do 8) 4. samonaprowadzający się Rolling Airframe do zwalczania pocisków przeciwokrętowych 5. artyleria okrętowa 6 Phalanx czyli ostatnia linia obrony. Problemem nie jest brak środków obrony a dobra klasyfikacja celów i dobór odpowiednich środków przeciwdziałania przy atakach saturacyjnych. Jeden dobrze wstrzelany Burke jest w stanie z dala od rosyjskiego brzegu skutecznie zablokować akwen Morza Czarnego czy Bałtyckiego

    1. ewr

      prymatu niszczycieli nad rosyjską flotą nie ma, po prostu nie ma bo te niszczyciele poza sporadycznie morzem czarnym nie pływają obok rosyjskiej floty ....

    2. Grzegorz Brzęczyszczykiewicz

      Puki co to amerykańskie okręty są znakomite w obronie ale zasięg skutecznego ataku mizerny nawet przeciw okrętowy Tomahawk to żaden szał jankesi bazują przede wszystkim na lotnictwie i w tym są najmocniejsi, ruscy obronę okrętów mają dość zabytkowa ale rakiety przeciw okrętowe coraz to nowsze nie koniecznie dużo lepsze bo tak naprawdę to nie wiadomo dopóki się nie sprawdzi.

    3. benq

      bo rosyjskiej floty praktycznie nie ma

  19. Cześć

    Świetny artykuł ! Wreszcie bez chwalenia ,,cudownych ,, możliwości wschodniego sąsiada. Podejrzewam że to samo tyczy się Chińczyków

    1. Ech

      Oczywscie. Amerykanie wydaje 10 razy wiecej niz Rosjanie , zrszta i CHicnzycy na uzbroninie. Prawdza wojne za wojna. Sa agreswni gdy ostatnia wojna Chicnzykow to 40 lat temu. Rosjanie przy nich to harcerzyki. Ja mam dosc tej propagdany

    2. Marek

      A ja mam dość bajania o rosyjskich "harcerzykach", których musieliśmy u siebie przymusowo gościć od roku 1772 do roku 1993 z małą przerwą na 20 - lecie międzywojenne.

    3. Ech

      Pomysl ze gdybymsy goscili USa - to bysmy byli jak Indianie (wygineli) albo jak Hawajczycy (dzis 2% zostalo) Rosja nie jest super. Tego nie mowie. Ale na tle USa to jednak harcerzyki.

  20. pytajnik

    A może autor tak ochoczo krytykujący rosyjskie wojska i rosyjski sprzęt wojskowy napisze nam analizę lub komentarz dlaczego F35 może lecieć z szybkością ponaddziejową tylko niecałą minutę i dlaczego pilot F35 nie może doprowadzić do bezpośredniej walki manewrowej z innym samolotem. To tak w ramach porównania parametrów sprzętu USA i Rosji.

    1. QDark

      Wania, większość "techniki" rosyjskiej nie jest w stanie nawet zorientować się co się dzieje, kiedy przyjdzie jej spać z hukiem a wy wania dalej o walce manewrowej z czasów IIWŚ. Na prawdę tam macie wszystkich tak "inteligentnych" w rosji ?

    2. odpowiedź

      Może dlatego panie kolego bo autor nie zajmuje się opowiadaniem bajek na temat F-35. Aha...Cytat dotyczący pewnego wydarzenia:"W trakcie pobytu w Ørland F-22 stoczyły pozorowaną walkę manewrową z parą norweskich F-35"

    3. ...

      Chocdzi o wersje B i C

  21. SZACH-MAT

    oj mapety ..Rosja w sama w sobie jest niezatapialnym lotniskowcem ...powtórzę jak mantrę pojedynczy okręt klasy niszczyciel Arleigh Burke na małych akwenach typu Bałtyk ,Czarne , ..czyli w strefach oddziaływania lądowych systemów rakietowych Rosji ..dorzucając do tego atakujące samoloty ....zostaje odstrzelony ..tylko w zespole okrętów lub doposażony w psy obronne jakim są np drony bojowo -rozpoznawcze możę próbować prowadzić swą operatywkę na małych akwenach ..

    1. jesus-kungfu

      100% racji. Autor jest po prostu zafascynowany ameryczką

    2. makx

      "Operatywkę"? Podszkolić się z polskiego, towarzyszu, bo premię utną!

    3. Th

      To proszę udowodnić, że su-24 to super nowoczesny samolot a niszczyciel to pływający złom. Wtedy dopiero kolego będziesz mógł pisać o fascynacji autora Ameryką i stronniczym artykule.

  22. Przemo

    Zacznijmy od tego, że okręty typu Aleigh Burke nie będą operowały podczas wojny z takich małych akwenów jak Bałtyk.

    1. chateaux

      A skąd to przekonanie? Pochodna przekonania, że na małe akweny nadają się wyłącznie kutry rakietowe i rybackie? 2012 i wojna libijska pokazały, jaką wartość bojową mają małe rakietowe jednostki pływające, nie dysponujące niemal żadnymi możliwościami samoobrony.

    2. Alibaba

      A do czego w ogóle ten komentarz? Faktem jest, ze różnych rakiet na jednym Burku jest "po kokardę"! Faktem jest, że wystarczy ich na eskadrę takich Suczek. Faktem jest, że zasieg rakiet plot przekracza zasięg uzbrojenia Suczek. Faktem jest AEGIS może naprowadzić setki rakiet z każdego innego okrętu w pobliżu Burka. I co ma do tego wszystkiego Bałtyk? Wskażesz gdzieś tezę, że Burki mja OPEROWAĆ na Bałtyku?

    3. makx

      Chyba bardziej chodzi o okręty podwodne. Na takim płytkim akwenie byle balia z elektrycznym silnikiem będzie się mogła podkraść i zrobić kuku.

  23. Andrettoni

    Amerykańska flota jest tak słaba, że boi się plotek? Kiedyś była taka gra "Harpoon" - proponowałbym stworzenie nowej wersji tej genialnej gry i udostępnienie jej w przystępnej cenie, a następnie oddanie jej w ręce graczy z odpowiednim edytorem. Gracze sami zweryfikują którą stroną wolą grać i ile samolotów/okrętów trzeba dopisać w edytorze by wygrać.

    1. Davien

      Czyli jak widac typowe podejscie propagandy rosyjskiej: CGI jako realny swiat:))

    2. Piotr Dębski

      Jest jej następca "Command: Modern Air Naval Operations". Okręt z systemem AEGIS radzi sobie bez problemu sam z atakiem dywizjonu 12-16 Su-24. Z łatwością zestrzeliwują z dużej odległości same samoloty i jak i wystrzelone przez nich pociski rakietowe. Zagrożenie stanowią za to odpalane z lądu w dużych ilościach pociski hipersoniczne i walka z nimi wymaga zastosowania odpowiedniej taktyki.

    3. Symulator i CGI to nie to samo.

  24. Ketling

    He,he,he... i tyle w temacie "bohaterskich"pilotów i "nowoczesnych" samolotów rusarmii. Rustrolle już ciężko pracują pod tym artykułem. A łagry czekają na was panowie , czekają za kiepsko wykonywaną propagandową robotę. Ale ja pożegnam was bez żalu, choć nie raz się uśmiałem z piramidalnej wręcz głupoty prorosyjskich komentatorów. I może nawet będzie mi tego brakować? Kto wie?

    1. Wołodyjowski

      Ruskie trolle coraz mniej rozgarnięte bo co mądrzejsi nie chcą pisać tych propagandowych głupot żeby się nie ośmieszać. Złe samopoczucie potem mają. Coraz gorzej im płaca bo ropka tania jak barszcz i rusek nie ma diengów na jakąś mądrzejszą trollownię.

    2. makx

      Raczej bym powiedział, że to trzeciorzędne forum (z punktu widzenia propagandy). Tak jak te przeloty - fajne, żeby się młodzi szkolili, ale zawodowcy będą omijać z daleka. Za małe oddziaływanie, za dużo ludzi, którzy potrafią się zorientować.

    3. Batory vel Kutyszcze i "inne fajne bitwy"

      Święta prawda, tylko jak zwykle na odwrót: poziom pastuszkowych trolli pada ostatnio równie szybko jak łupki.

  25. Urko

    Może by mi ktoś wyjaśnił po co Rosjanie symulują ataki nieuzbrojonymi samolotami, mając jednocześnie w powietrzu samoloty uzbrojone? Autor zauważył, że coś mogło by się zakończyć tragicznie tylko dla Rosjan. A może właśnie o to właśnie chodzi, o bezczelną prowokację?

    1. A.K

      Amerykanie robią to samo i to na wszystkich wodach nie tylko względem Rosji ale i Chin.

    2. prawda

      Podaj jeden przykład.

    3. makx

      To są stare samoloty z młodymi, pełnymi testosteronu pilotami. Muszą się wyszaleć, a lecąc uzbrojonymi maszynami narażaliby się na to, że komuś na niszczycielu zadrży ręka. Poza tym, robiąc coś takiego regularnie, mają szansę na zaskoczenie przeciwnika, kiedy to już nie będzie na niby. Ale tylko za pierwszym razem.